sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 4 – Następcy Jezusa muszą jeść najwięcej

     – Tyler. – Ktoś potrząsnął moim ramieniem i poklepał po policzku. – Wstawaj, niedługo jemy śniadanie.
   Mruknąłem coś w odpowiedzi i otworzyłem oczy. Damon stał nade mną i z zaciekawieniem przyglądał się mojej twarzy. Czy on czegoś nie podejrzewał?
     – Chodź, panie śmiałku. Nie mamy całego dnia. – Uśmiechnął się leciutko i odszedł od mojego łóżka.
   Usiadłem i przetarłem oczy dłońmi. Nie chciało mi się wstawać, ale musiałem dowiedzieć się czegoś jeszcze o chłopakach. Wspólne śniadanie wydawało się dobrą opcją, by porozmawiać. Wstałem i podszedłem do szafy. Wziąłem standardowo bokserki i skarpetki. Wybrałem pierwszą lepszą koszulkę i bordowe spodnie. Lubiłem bordowe spodnie. Kochałem bordowe spodnie.
   Wszedłem do łazienki i jak najszybciej się przebrałem. Ochlapałem twarz zimną wodą, by jeszcze bardziej się rozbudzić. Popatrzyłem na siebie w lustrze. Nie było aż tak źle. Miałem tylko leciutko podkrążone oczy.
   Wyszedłem z pomieszczenia i od razu ruszyłem w stronę kuchni, rzucając przy tym piżamę na łóżko. Kiedyś to posprzątam, powiedziałem sobie w myślach. Zobaczyłem, że tym razem śniadanie robił dla nas Matt. Stał przy blacie i słuchał czarnego rapu, krojąc bekon. A dokładniej, próbował nawet rapować. Jednak, jedyne co udawało mi się wychwycić z jego mamrotania to: „Nygga!”, „Bitch!”, „Fuck, nygga, bitch!”. I tak w kółko.
   Usiadłem przy stole i śmiałem się z tego. Matt nie dość, że śpiewał, to jeszcze tańczył. Uzdolniony to on nie był, jednak wyglądało to przekomicznie. Do stołu dosiadł się Olivier, który zawzięcie przeglądał coś w telefonie. Nie wydawał się zainteresowany wygłupami Matta.
   Gdy Matt zaczął nakładać na talerze jajecznicę z bekonem, Damon usiadł koło mnie i uśmiechnął się przyjaźnie. Odwzajemniłem uśmiech i oparłem się plecami o krzesło. Polubiłem ten dom. Był tak ładnie urządzony i pomimo naszych ciągłych imprez, wciąż wszystko działało i stało na swoim miejscu.
   Tylko gdy wychodziliśmy na koncerty, coś nam odwalało. Śmialiśmy się, śpiewaliśmy i tańczyliśmy. Wracaliśmy często na piechotę. Bo byliśmy zbyt najebani, by w ogóle pomyśleć o taksówce. Nawet Damon, który jest najpoważniejszy i najrozważniejszy z nas, często się upijał i bawił z nami. W takich właśnie chwilach byliśmy najszczęśliwsi, mieliśmy siebie.
   Nie raz zdarzało się, że ktoś chciał nas pobić w nocy. Czy to przez to, że się darliśmy czy od tak. Zawsze potrafiliśmy na te kilka minut (albo sekund, zależy od przeciwnika) stawać za sobą murem, chronić siebie nawzajem. To była prawdziwa przyjaźń i choć każdy z nas to wiedział, tylko Matt potrafił to powiedzieć głośno.
     – Dla następcy Jezusa będzie największa porcja. – Zaśmiał się i położył pełny talerz przede mną. – Chcesz jakąś kanapkę do tego?
   Pokiwałem twierdząco głową z uśmiechem. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale wyglądał, jakby się o mnie... martwił? Troszczył? Uznałem, że to miłe i widelcem zacząłem dzióbać w jajecznicy. Wyglądała przepysznie, pachniała także wspaniale. Wiedziałem, że i tak zjadłbym wszystko, co by mi podali, ale na jajecznicę miałem jakąś dziwną ochotę...
     – Proszę. – Położył dwie kanapki z masłem na krawędzi talerza. – Wybacz, że ugotowałem jajecznicę, ale jajka to były jedyne niezepsute produkty w lodówce.
     – Nie ma sprawy, akurat miałem na nią ochotę – odparłem zgodnie z prawdą.
     – I to się nie zmieniło – mruknął Olivier. – Zawsze masz ochotę na jajecznicę.
   Reszta chłopaków potaknęła, a ja uśmiechnąłem się niezręcznie.
     – Nie pamiętam wszystkich szczegółów ze swojego życia – wyznałem.
     – To akurat nic dziwnego. Po takim upadku powinieneś nie żyć, więc ciesz się z amnezji. – Damon wziął łyka kawy.
     – Ale coś jest nie tak – dopowiedział Matt. – Wczoraj zmartwychwstałeś. A ja nie mam kaca. Coś się ewidentnie spierdoliło.
   Uśmiechnąłem się i zacząłem zastanawiać, jak wyjaśnić tę sprawę. Musiałem szybko wymyślić jakąś dobrą wymówkę, dlaczego w ogóle żyję, a to nie wydawało się prostym zadaniem. Szczególnie, kiedy Damon był podejrzliwy i chciał dowiedzieć się wszystkiego na ten temat.
     – Ten blok nie jest znowu taki wysoki. – Zacząłem. – Czwarte piętro znajduje się stosunkowo nisko. Poza tym, ja najpierw upadłem na stopę, ogólnie na nogi i dopiero wtedy przywaliłem plecami i głową w ziemię.
     – Nagiąłeś prawa fizyki. Najwyraźniej twoje nazwisko przyniosło ci szczęście. – Westchnął Matt. – Ale niech ci będzie. Ja tak się cieszę, że żyjesz.
   Olivier i Damon pokiwali twierdząco głowami. Odetchnąłem w myślach i pomyślałem nad pytaniem dla chłopaków. Musiałem się czegoś nowego dowiedzieć.
     – Skoro nie pamiętam szczegółów ze swojego życia, to może wyjaśnicie mi jedną sprawę?
     – Pytaj o co chcesz – odpowiedział Olivier.
     – Skąd mamy taki dom? Skąd mamy pieniądze na opłacenie go?
   Olivier zaśmiał się.
     – Mój ojciec. – Nie musiał nic więcej o nim wspominać. – Poza tym, każdy z nas chodzi normalnie do pracy.
   Jego tata był dość bogatym człowiekiem, który lubił wydawać pieniądze. Pewnego dnia Olivier zapytał, czy kupi mu dom, a ten od razu się zgodził. Skończyło się na wielkim mieszkaniu w czteropiętrowym bloku. Mieszkało tu niewielu ludzi, a każdy z nich był kimś ważnym, na przykład biznesmenem. Na początku mieliśmy małe problemy z dogadaniem się z tymi ludźmi, jednak po tym, jak zrobiliśmy imprezę i wszystkich na nich zaprosiliśmy, polubili nas. Szczególnie Damona. Ale tu akurat nie ma co się dziwić.
     – Do jakich prac chodzicie? – Dziwnie czułem się zadając to pytanie.
   Powinienem to wiedzieć.
     – Ja jestem taksówkarzem. – Zdziwiłem się, gdy usłyszałem to z ust Matta. – Olivier pracuje w barze, jako barman. Damon jest weterynarzem. Ty natomiast jesteś fryzjerem.
   Rozszerzyłem szeroko oczy. Ja i fryzjerstwo? Jedyne co potrafiłem zrobić z włosami to podnieść je na żel.
     – Świetnym fryzjerem. – Damon dodał z uśmiechem.
   Nie wyczułem w jego wypowiedzi sarkazmu, więc odwzajemniłem uśmiech.
     – Dobra, chłopaki, musimy niedługo wychodzić – powiedział Matt. – Trzeba iść do sklepu po coś do zjedzenia. Tyler, zostajesz w domu czy idziesz z nami?
      – Zostanę. Posprzątam po was i ogarnę w swoim pokoju.
   Matt uśmiechnął się szeroko i wstał od stołu. Po chwili każdy poszedł w swoją stronę, a ja wziąłem puste talerze i włożyłem je do zlewu. Następnie odkręciłem kurek z zimną wodą i zacząłem myć naczynia. Podczas tej czynności przyjrzałem się swojemu tatuażowi. Był przepiękny. Przypomniał mi dzień, kiedy go zrobiłem.

   Idę wraz z Damonem do salonu tatuażu. Wiem, czego chcę, pragnę, by znak Yin&Yang towarzyszył mi przez całe życie. Przechodzę przez próg salonu z uniesioną głową. Widzę trzech ludzi czekających w kolejce, więc siadam obok nich i odwracam głowę w kierunku Damona. 
     – Nie mogę się doczekać – mówię. 
   Damon leciutko kiwa głową i uśmiecha się. 
     – Ten tatuaż będzie ci bardzo pasował – stwierdza. – Ale wybrałeś dość bolące miejsce. 
     – Wiem, ale zawsze mogło być gorzej. Choć przyznam, trochę się tego boję...  
     – Niepotrzebnie. Masz dużą wytrzymałość na ból, sam o tym wiesz. 
     – Niby tak, ale wbijanie igły w jedno miejsce tyle razy pewnie nie należy do najmilszych uczuć. 
   Damon wzdycha głęboko i patrzy mi w oczy. 
     – Tyler, ten ból ci się opłaci. Mówisz o tym tatuażu już chyba rok, on do ciebie będzie idealnie pasować.  
     – Wiem... A jeśli po wykonaniu go, stwierdzę, że będzie mi przeszkadzać? Będę chciał się go pozbyć? 
     – Zapewniam cię, że tak nie będzie. Ten tatuaż odzwierciedla ciebie... Rysujesz go wszędzie, czasem myślę, że masz obsesję na jego punkcie. 
     – Można powiedzieć, że mam – wyznaję. 
     – Dlaczego?  
     – Sam właściwie nie wiem. Pamiętam, że moja mama narysowała go na ścianie w moim pokoju i jak zasypiałem, patrzyłem często na niego. 
     – Pomagał ci zasnąć? 
     – Zależy. – Przełykam ślinę. – Jeżeli wpatrywałem się w czarną połowę z białą kropką, zasypiałem bardzo szybko. Jeżeli w tę drugą, powoli. 
     – Wiesz dlaczego tak było? 
     – Kiedy wpatrywałem się w biały punkt na czarnym tle, miałem koszmary, ale zawsze kończyły się dobrze. Natomiast, gdy patrzyłem na czarną kropkę na białym tle, miałem wspaniałe sny, ale zawsze kończyły się albo śmiercią albo wypadkiem czy czymś takim.  
     – To ma sens – mruknął Damon. 
     – Po tym, jak moja mama umarła we śnie, bałem się zasnąć i spojrzeć na ten symbol. 
     – Więc dlaczego chcesz go sobie wytatuować? 
     – Nie chcę się bać.  
     – I myślisz, że to dobry sposób? 
     – Tak.  
   Damon uśmiecha się szeroko. 
     – Dobra. Kiedy ostatni raz miałeś taki sen? 
     – Jakoś tak z pół roku temu. Wtedy ostatni raz wpatrywałem się w ten symbol przed zaśnięciem. 
     – Zobaczymy, jak teraz będzie. Zaraz twoja kolej. 
   Kiwam twierdząco głową i uśmiecham się. Mam coś jeszcze do przekazania Damonowi.  
     – Dzięki, Damon. Jesteś pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała. 
     – Proszę. Chyba każdy ma jakieś swoje dziwactwo.  
     – A jakie jest twoje? – Posyłam mu szeroki uśmiech. 
     – Hmm... nie umiem zasnąć w skarpetkach. Liczy się?  
     – Załóżmy, że tak. 

   Gdy skończyłem myć naczynia, zerknąłem w stronę wyjścia. Chłopacy stali przed drzwiami w kurtkach, tylko Olivier wiązał buta. Uśmiechnąłem się w kierunku Damona. Odwzajemnił uśmiech. Zrobiło mi się ciepło na sercu.
     – Dzisiaj jest mecz, więc musimy kupić więcej piwa! – prawie krzyknął Matt.
     – Przecież jest środek tygodnia – mruknąłem. – A tak w ogóle, to czemu nie poszliśmy do pracy?
     – Każdy z nas ma wolne w tym dniu – wyjaśnił pokrótce Damon. – Jutro natomiast trzeba iść do pracy, prawda, Matt?
     – Jasne, mamo...
   Uśmiechnąłem się lekko.
     – Ogranicz się z alkoholem. Coś czuję, że ja prędko po niego nie sięgnę – powiedziałem.
     – Może ty nie. Ale ja tak.
   Prychnąłem i oparłem się o ścianę.
     – Miejmy nadzieję, że chociaż ty nie wypadniesz przez okno.
   Olivier już chciał dodać jakiś komentarz, ale Matt zatkał mu usta.
     – Racja. Miejmy nadzieję.
   Wyszli, a za nimi poszedł Damon. Uśmiechnął się do mnie tuż przed zamknięciem drzwi i pozostawił sam w tym wielkim domu. Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę. Było kilka minut po dziesiątej. Postanowiłem spędzić ten czas na poszukaniu jakiekolwiek wskazówki od Afrodyty czy jakiekolwiek innego Boga. Wiedziałem, że powinna ona pojawić się dopiero w piątek, ale... Ehh, po prostu byłem niecierpliwy.
   Poszedłem do pokoju swojego i Damona. Zacząłem przeszukiwać jedną półkę, należącą do mnie, ale nic nie znalazłem oprócz starych bibelotów, papierków i brudów. Kiedyś wypadałoby zrobić tu jakieś porządki, pomyślałem.
   Szukałem tak jeszcze chwilę, próbując przypomnieć sobie Nica. Jego twarz, spierzchnięte usta, zmęczone oczy, czarne włosy, aksamitny głos... Po prostu wszystko. To dało mi siłę do działania. Ten cholerny długopis przecież musiał gdzieś tutaj być!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Udało mi się nabazgrać końcówkę!
Teraz będzie 5 rozdział z perspektywy Nico aka Charlie, więc pisanie powinno mi pójść szybciej
Nie ukrywam, że Charliego mi się łatwiej pisze :))
Plus mam jakiegoś tam shotka w głowie, ale nie jestem przekonana czy go napisać czy nie, wydaje się taki zwykły i nudny, ugh. Dajcie znać w komentarzach
Mam nadzieję, że do napisania niedługo, ale pamiętajcie, na Wattpadzie udzielam się co tydzień we wtorki!
Pozdrawiam was wszystkich! <3

Edit: Jest nowa ankieta, można głosować