piątek, 11 września 2015

One Shot! Leico! 1/1

(Nie)romantyczny List


   Mój drogi, mały, czarny aniołku. Piszę do ciebie ten list z nadzieją, że go chociażby zobaczysz, przeczytasz... Wiem, że to niemożliwe, lecz chyba znasz mnie. Niemożliwe zawsze było dla mnie na wyciągnięcie ręki. Odkąd cię tu nie ma, jest pusto. Jak to Jan Kochanowski napisał w Trenie VIII: ,,Pełno nas, a jakoby nikogo nie było. Jedną, maluczką duszą tak wiele ubyło”. Mój Kochany, to samo mógłbym powiedzieć o Tobie.
   Brakuje mi Twego głosu, cichutkiego, pojawiającego się tak rzadko i tak cenionego wśród herosów.
   Brakuje mi Twego straszliwego ubioru, z którego żartowałem, by na Twej twarzy zagościł wyraz złości. Wiem, że nie byłeś nigdy o to na mnie zły. Po prostu udawałeś twardziela, by zaczęto traktować Cię z należytym Ci szacunkiem, a nie jak czternastoletniego gówniarza. 
   Brakuje mi Twej jasnej karnacji, przez wielu uważanej za straszną, a dla mnie, za najcudowniejszą rzecz na świecie. Kiedy trzymałem Cię za rękę, nasze dwa odcienie skóry były dla innych rozpoznawalne z daleka, a dla nas, wtapiały się w siebie. Czasem miałem wrażenie, że wtedy byliśmy jednością.
   Brakuje mi Twych czarnych włosów, często dotykanych przez moje ręce. Były takie miękkie w dotyku, że nie potrafiłem się powstrzymać. Widziałem, jak sprawiam Ci przyjemność. Chciałem to robić cały czas. I przyznaj, udawało mi się.
   Brakuje mi Twego pierścienia, którego zabrałeś ze sobą do grobu. Błagałem opiekuna by pozwolił mi go zatrzymać, lecz on kategorycznie mi tego zabronił. Sądzi, że teraz ciąży na nim klątwa... Paranoja. 
   Brakuje mi Twego miecza, którym porwałeś mi kawałek mojej ulubionej koszuli! Pamiętam, jak wtedy za karę kazałem Ci pocałować mnie na środku obozu... Pamiętam wzrok dziewczyn, kiedy zorientowały się, że jestem zajęty... No dobra, nie było tak. Pozwól mi pomarzyć! 
   Brakuje mi Twego humoru. A raczej jego brak. Kiedy udawało mi się Ciebie rozbawić, czułem się co najmniej, jakbym wygrał w maratonie na pięćset tysięcy kilometrów. Zmęczony, spocony, ale wygrany. Ooo tak, dobre określenie.
   Brakuje mi Twojego pojękiwania. Pamiętasz nasz pierwszy raz? Nieźle się natrudziłem. Wyrwanie takiego marudę jak Ty graniczyło z cudem! Ale... mi się udało. Przyznaj, poczułeś się jak w niebie. Widziałem po wyrazie twarzy, że zadowoliłem Cię w stu procentach. Widziałem również Twoje podniecenie, kiedy włożyłem go do ust... Nadal pamiętam jego smak... Mógłbyś choć raz się umyć! 
   Brakuje mi Twojego języka. Zupełnie poważnie. Szczerze, głupio mi się to pisze, ale potrafiłeś zrobić takiego loda... Stanął mi. Przepraszam, to miał być romantyczny list. Ale ja nie umiem być romantyczny... Przekonałeś się o tym. Ja umiem udawać romantycznego. 
   Brakuje mi Twoich oczu, patrzących na mnie z nadzieją na lepsze jutro. Pamiętasz, jak zginął Percy? Załamałeś się wraz z Annabeth. Pomagałem ci w pocie czoła, pomagałem ci zapomnieć. Byłem na każde Twoje wezwanie, często ignorowałem własne potrzeby (nie higieniczne, bo wtedy strasznie narzekałeś). A kiedy ci pomogłem, dostałem nagrodę. Twoje usta.
   Właśnie, brakuje mi Twoich ust. Tych... idealnych, słodkich ust. Pamiętam, kiedy je nadgryzłem i poczułem Twą słodką krew... Wtedy poczułem się jak Edward ze Zmierzchu... Chciałem jeszcze i jeszcze... I skończyło się na tym, że ugryzłem Cię w język i później przez kilka dni nie dawałeś się całować. Wiesz, jaka to była katorga?!
   Brakuje mi Twoich stóp. Wiem, jak to wygląda. Ale naprawdę... Były takie malutkie, często, kiedy Cię ignorowałem na łóżku, smyrałeś mnie nimi po plecach i twarzy. Przy tej drugiej opcji krzyczałeś: „Perfumy za całusa!” i później domagałeś się tego całusa, którego z wielką chęcią Ci oddawałem.
   Brakuje mi Twego uśmiechu. Pojawiał się tak rzadko... A kiedy już to robił, był najcudowniejszą rzeczą na świecie. Mam jego zdjęcie na biurku. To było wtedy, kiedy zaczęliśmy zrywać truskawki i się nimi karmiliśmy. Wtedy, ktoś nam zrobił zdjęcie z ukrycia i dał mi po Twojej śmierci. Tym kimś okazał się nasz dobry znajomy – Jason. 
   Brakuje mi Twoich rączek. Czasem wydawało mi się, że jesteś taki malutki i delikatny... Jakby najmniejszy wiatr mógł cię przewrócić. Kit z tym, że brałeś udział w wielu bitwach. Dla mnie, zawsze trzeba było Cię bronić i uważać na Ciebie.
   Brakuje mi Twojego noska. Kolejna malutka rzecz. Taki słodziutki i zawsze zimny. Kiedy jeździł po mym torsie, czułem się wniebowzięty. 
   Brakuje mi Twoich czerwonych policzków. Zawsze, kiedy cię całowałem na oczach innych, słodko się rumieniłeś. To było genialne uczucie widząc Cię zawstydzonego, ale szczęśliwego jednocześnie. 
   Brakuje mi kłótni z Tobą. Były rzadko, lecz zawsze poważne. Raz nie odzywaliśmy się do siebie jakieś pięć dni. Serce mi się krajało, jak widziałem, że Jason Cię pociesza. Tylko ja mogłem to robić. Rozumiesz?! Tylko ja. Wypomniałem Ci to i widziałem satysfakcję w Twoich oczach, gdy zauważyłeś, że byłem zazdrosny. 
   Brakuje mi Twych łez. Tych spowodowanych smutkiem szybko się pozbywałem, ale za to, z tych ze szczęścia, byłem dumny. 
   I ostatnie, brakuje mi wypowiedzianych przez Ciebie słów. Tych dwóch słów, które poruszyły me serce. Tych słów, których nie zdążyłeś wypowiedzieć tuż przed swoją tragiczną śmiercią. Chciałbym mieć je nagrane i odtwarzać codziennie... Błagam, wyślij mi je z dyktafonem... Z Hadesu chyba się da... Błagam, wyślij je. Nie chcę być jak Orfeusz, iść po Ciebie, bo boję się, że popełnię ten sam błąd co on. Odwrócę się, by zobaczyć Twą piękną twarz, której nie widziałem już cały rok. Dzisiaj mija rocznica od Twojej śmierci. 
   Dokładnie rok temu i dwa dni usłyszałem ostatni raz słowa, które tylko Ty mogłeś z czystym sumieniem wypowiedzieć. 
   Kocham Cię – te słowa masz mi wysłać w dyktafonie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam, witam. Jestem chora i smutna, dlatego też i One - Shot smutny.
Chyba pierwszy raz na tym blogu napisałam list, jako One - Shot'a... Kiedyś musiał być ten pierwszy raz. 
Tytuł, jak dla mnie, adekwatny do treści :)
Chcę poinformować, że niedługo pojawi się rozdział Percico i to znowu będzie główną serią przeze mnie prowadzoną. Chcę w tym roku skończyć tę serię i zacząć nową :) 
Okey... To chyba tyle. Napisałam tego Shot'a słuchając smutnej muzyki, będąc w dołku. Napisałam go także „na raz", czyli tak, jak najbardziej lubię pisać. 
Powoli zbliżamy się do 20 000 wyświetleń bloga :D Dziękuję wam <3
Zbliżamy się także do... rocznicy! Matko...! Tyle czasu minęło :D 
Te wszystkie rzeczy związane z podziękowaniami pojawią się 13 października, w dzień rocznicy :3 
Pozdrawiam i zachęcam gorąco do komentowania! Ostatnio motywacji brak, więc moglibyście mnie choć troszeczkę zachęcić... Potraficie to robić:)
Jeszcze raz pozdrawiam!





   
   

sobota, 5 września 2015

One - Shot! Jercy! 4/4

Szpital


          * Jason *

     Budzę się z niewyobrażalnym bólem głowy. Przez chwilę nie mogę otworzyć oczu, nie mogę się ruszyć. Czuję, że ktoś obok mnie siedzi i boję się. Zastanawia mnie fakt gdzie jestem i jak to się stało, że tutaj trafiłem. Prócz bolącej głowy, nogę mam unieruchomioną, przez co nie mogę nią ruszyć. Zmuszony jestem otworzyć oczy, co robię.
     Od razu uderza mnie światło, pochodzące z żyrandola, znajdującego się na środku sufitu. Kiedy już przyzwyczajam się do niego, delikatnie obracam głowę i dostrzegam chłopaka. Natychmiastowo przypominam sobie jego imię.
   - Percy... - szepczę cichutko.
     Mężczyzna podnosi głowę z brzegu łóżka i patrzy na mnie zaczerwienionymi oczami. Wygląda okropnie. Jakby nie spał od kilku dni. Jednak, kiedy się we mnie wpatruje, na jego twarzy pojawia się ogromny uśmiech.
   - Jason... - Wypowiada moje imię.
     Uśmiecham się do niego lekko i próbuje złapać go za rękę. Chyba mu to nie wystarcza. Kładzie się na mnie delikatnie i mono przytula, szepcząc, jak bardzo za mną tęsknił. Wzruszam się na tę słodką scenkę. Przytulam go najmocniej jak mogę i mówię, że już nigdy go nie opuszczę. Percy całuje mnie mocno w usta, jakby czekał na ten moment już od dłuższego czasu. Przyłączam się do pocałunku i zatracam się w tej chwili tak długo, na ile pozwala mi Percy.
   - Byłeś w śpiączce jakieś dwa tygodnie... - mówi przy moich ustach, Percy.
     Przełykam ślinę.
   - Lekarze dawali ci jakieś czterdzieści procent szans, że się wybudzisz... - przerywa na chwilę. - Tak się o ciebie martwiłem, Jason.
     Przybliżam go do siebie i całuje w policzek. Chcę mu dodać otuchy.
   - Miałeś wstrząśnienie mózgu, złamanie czaszki. Na dodatek złamanie wewnętrzne w lewej nodze... - Nie może się pozbierać. - A to wszystko moja wina.
     Widzę spływającą łzę po jego policzku. Wycieram ją i dłonią muskam jego twarz.
   - Przez ten wypadek mogłem cię stracić, rozumiesz? - kolejne łzy wypływają z jego oczu.
     Widać, że jest zdruzgotany. Czekam jednak na kolejną jego wypowiedź.
   - Jestem idiotą. Przepraszam Jason, wybacz mi... - Nie wytrzymuje i z jego oczu leci potok łez.
     Zaczynam szeptać, żeby się uspokoił. Przytulam go mocno do siebie, ignorując ból w lewej nodze. Kiedy Percy zaczyna oddychać równomiernie i ewidentnie się uspokaja, podnoszę go i patrzę mu w oczy.
   - To nie była Twoja wina. To sprawa tego kierowcy, który jeździł jak pijany po drodze. - Wyjaśniam. - Nie zostawiłbym cię, nie umarłbym. Nieważni są lekarze, tylko wola walki chorującego. - Specjalnie robię krótką przerwę. - A ja mam o co walczyć.
     Percy uśmiecha się przez łzy. Przytula mnie znów, a ja z uczuciem bezpieczeństwa zamykam oczy i skupiam się na miłych rzeczach.
   - Wiesz może, kiedy wyjdę ze szpitala? - pytam.
     Syn Posejdona kręci głową na znak, że nie wie. Cóż, mi jest tu wygodnie, bylebym był z Percy'm.
   - Idę po lekarza. Pewnie będzie znał odpowiedź.
     Niechętnie puściłem go i przetarłem twarz. Muszę jak najszybciej dostać się do domu...

***

     Przechodzę przez próg, trzymając w jednej ręce kule, a w drugiej Percy'ego. Po tygodniu wypisali mnie ze szpitala. Patrzę na swoje mieszkanie i ogarnia mnie zachwyt. Nareszcie w domku i to nie z byle kim. Percy postanowił, że się do mnie przeprowadzi. Dostrzegam walizki w korytarzu i całuje Percy'ego z tego powodu. Jestem taki szczęśliwy.
   - Nie będziesz miał ze mną lekko... - ostrzega mnie Percy.
     Przyciągam go mocno do siebie za kołnierz koszuli i całuje namiętnie. Gdy się od niego odrywam, szepczę.
   - Ty ze mną też nie, kochasiu. 
     Obydwoje śmiejemy się i całujemy, ciesząc, że wszystkie problemy postanowiły nas opuścić na tę chwilę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I koniec. Mam nadzieję, że Four - Shot wam się spodobał :3
Zaraz jadę na 18 do brata przyrodniego, a najlepsze jest to, że zjebałam telefon. W poniedziałek jadę po zamówionego IPhone'a 6 :3 
Ehh... zaczęła się szkoła, jakby ktoś nie wiedział ;___; Chodzę do drugiej gimnazjum i powoli muszę zacząć myśleć o przyszłości. Jest tam zarezerwowany czas na pisanie ;) 
Ale mam mniej czasu na pisanie, przez szkołę. Na Jasico nie dodaję rozdziałów już prawie 3 tydzień... przepraszam. Ostatnio nie mogę się za to zabrać.
Mam nadzieję, że niedługo coś tam się pojawi. Standardowo proszę o komentarze, branie udziału w ankietach i odwiedzenia moich innych blogów. Tak btw. to dodałam informację o sobie, więc jak ktoś chce, to może sobie poczytać ;)
Pozdrawiam!
Do napisania! :3