sobota, 29 sierpnia 2015

One - Shot! Jercy! 3/4

Wypadek


          * Percy *

     Wychodzimy z domu i kierujemy się w stronę mojego samochodu. Jest to czarna, stylowa Beemka, którą, jak to określił mój kumpel, lansuje się po mieście. Uśmiecham się i otwieram drzwi od strony pasażera, by usiadł tam Jason. Zerka na mnie z wdzięcznością i zajmuje wyznaczone miejsce, a ja kieruje się do drugiej strony auta. Wyciągam kluczyki, wkładam je w stacyjkę i uruchamiam radio. Bynajmniej myślałem, że ją włączam. Z głośników wydobywa się odgłos Justina Biebera. Lekko czerwienieje i wyciągam płytę najnowszego albumu mojego idola i patrzę na rozbawionego Jasona.
     Podczas, gdy ja mam ochotę zapaść się pod ziemie, on próbuje zachować spokój. Cóż, nie udaje mu się to. Gdy wyjeżdżam z podjazdu, zaczyna się głośno śmiać i łapie mnie za udo.
   - Kochanie... czemu nie mówiłeś, że lubisz Biebera?
     Czuję, jak poliki mam jeszcze bardziej czerwone i staram skupić się tylko i wyłącznie na drodze. Jednak, szanowny Pan Jason, stara mi to uniemożliwić.
   - No powiedz... On ci się podoba? - pyta, starając się powstrzymać śmiech.
     Sam także nie wytrzymuje. Zaczynam się śmiać i zwalniam nieco, by nie spowodować wypadku. Nie chcę skończyć w szpitalu.
   - Może trochę... - mruczę.
     Jason znowuż zaczyna się śmiać i całuje moje ramię. Mam nadzieję, że myśli, iż żartuje... To, że podoba mi się Justin Bieber musi pozostać tajemnicą.
   - Kocham Cię, mój Bieliebersie ty - uśmiecham się.
     On jednocześnie potrafi mnie tak wkurzyć i zirytować, a jednocześnie okazać mi miłość...
   - Ja też cię ko... - nie zdążam dokończyć.
     Nagle z naprzeciwka nadjeżdża auto. Z dużą prędkością. Myślę sobie, że przecież jedzie na sąsiednim pasie i normalnie się miniemy. Jadę, ignorując Jasona i skupiając się cały czas na drodze. Widzę, że auto jedzie po moim pasie. Natychmiastowo skręcam w lewo, myśląc, że problem mam już z głowy. Bardzo się mylę. Auto, na które wcześniej zwracałem uwagę, skręca i mierzy w bok mojego samochodu. Modlę się szybko do Posejdona o pomoc i skręcam szybko w prawo. Jednak, jestem za wolny.
     Słyszę krzyk Jasona. Długi, bolesny krzyk, przeszywający moją głowę. Auto uderzyło w nas tak, że wykonaliśmy kilka obrotów i zatrzymaliśmy się przed jakimś domem. Przy moim miejscu uruchomiła się poduszka powietrzna, jednak Jason... Nie.
     Mój chłopak jest cały we krwi, przez wybitą przednią szybę wystaje mu głowa. Widzę, że ma złamanie otwarte w lewej nodze. Wykrzywiam się i krzyczę, żeby ktoś mu pomógł. Sam odpinam pas bezpieczeństwa, którego nie zapiął Jason i wyciągam z kieszeni telefon. Cały oszołomiony wybieram numer pogotowia i, gdy odzywa się głos w słuchawce, opowiadam o całej sytuacji. Według porady pani, należy wyjść z auta i spróbować wynieść ciało. Do dziesięciu minut powinna dojechać karetka.
     Słucham się jej. Wychodzę z auta, przez chwilę się chwiejąc. Czuję, jak krew spływa mi z włosów. Kawałek szyby musiał mi rozciąć skórę na głowie. Ignoruję to i z łzami cieknącymi po policzkach otwieram drzwi od strony pasażera i próbuje zachować spokój. Delikatnie, próbuję głowę Jasona położyć na krześle pasażera, lecz nie chce, by kawałek szkła wbił mu się w skórę. Dlatego, robię to długo i precyzyjnie, starając się oszczędzić chłopakowi bólu. Płaczę cały czas, a krew miesza się z łzami i czyni ją mętną.
     Po długich minutach udaje mi się wyciągnąć Jasona z tego cholernego samochodu. Kładę go delikatnie na ziemi, bełkocząc, żeby mnie nie zostawiał. Sprawdzam jego puls. Oddycha. Jego klatka piersiowa unosi się delikatnie, bierze płytkie oddechy, lecz w ogóle je bierze. Siadam obok niego na zimnej ziemi, kiedy nagle zaczyna padać. Kurwa, w takiej chwili?!
     Trzymam Jasona za rękę, jego dłoń zaciskam dość mocno, by poczuć bijące od niego ciepło. Kurwa, tak bardzo brakowało mi jego głosu. Nie widziałem się z nim tyle czasu i nie mogłem z nim normalnie spędzić wieczoru, jak normalny człowiek... Nie chcę krzyczeć, nie chcę mieć dodatkowych problemów od jebanych innych ludzi. Chcę tylko, żeby Jason się obudził. [Od Autorki: Jakie rapsy XD] 
     Po jakichś trzech minutach przyjeżdża karetka. Szybko zabierają Jasona i łaskawie pozwalają mi pojechać z nimi karetką do szpitala - w końcu ja także jestem ranny. Jedziemy szybko, ja nie robię nic, tylko patrzę na Jasona. Jego zamknięte oczy od których biło radością... Przypominam sobie ich kolor, momenty, kiedy mogłem im się przyglądać... To było takie piękne. Ostatnia łza spływa mi po policzku, kiedy myślę, że mogę go stracić.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kij, że jest 2 w nocy, a mnie nagle napadło na pisanie One - Shot'a ;-; XD
Miałam wstawić, pisać później... Ale nie potrafię. Kiedy już mam bloga i czytelników, chcę mu się poświęcić w całości. I mam nadzieję, że mi się udaje :3 <3
Chciałam uśmiercić Jasona, ale tylko i wyłącznie dzięki Annabeth Caffrey tego nie zrobiłam ;-; Ehh... dziękujcie albo krytykujcie ją xD
Wiem, że krótko, ale na temat xD Tak powiem, że nie chciałam obrazić żadnej fanki/żadnego fana słuchającej/go Justina Biebera! 
Niedługo pojawi się ostatnia część, a za nią Leico! 
I ważna wiadomość:
WRAZ Z ROKIEM SZKOLNYM POWRÓCĘ DO PISANIA PERCICO! 
Na wakacje postanowiłam zrobić coś nowego i tyle
Dobra, wyszła mi długa notka xD
Pozdrawiam, proszę o komentarze :3
Do napisania! 

Ps. Spodziewajcie się kiedyś One - Shot'a AnnabethxPiper ;-;


   


sobota, 22 sierpnia 2015

One - Shot! Jercy! 2/4

Niespodziewana wizyta


          * Jason *

     Wchodzę do domu po ciężkim dniu pracy. Myślę, że zastanę w domu bałagan, który zrobiłem dziś rano. Jednak, kiedy przechodzę przez korytarz i docieram do czystego salonu, uśmiech pojawia się na mej twarzy. Percy. Jednak nie jest taki wredny, jak mogłoby się zdawać. 
     Odkładam garnitur na beżową sofę i zasiadam obok, chowając twarz w dłoniach. Mam i ochotę zadzwonić do Percy'ego i poprosić o natychmiastowe spotkanie, lecz wiem, iż jest to niemożliwe. Mój chłopak mieszka dwie godziny drogi ode mnie. Kręcę głową niezadowolony. Tak bym chciał się teraz z nim spotkać, móc go przytulić, pocałować... Wzdycham ciężko i zrezygnowany wstaję i kieruje się w stronę sypialni.
     Zastanawiam się, o której godzinie przyszedł Percy pod moją nieobecność. Może jeszcze jest niedaleko? Może mógłby tu przyjechać? Nie widzę się z nim już trzy tygodnie i przez pracę nie zauważyłem jak bardzo mi go brakuje. To takie nielogiczne... Kiedy z nim przebywam, wkurza mnie i irytuje, a pomimo tego bardzo za nim tęsknie, gdy go nie ma. Zdejmuję z siebie białą, ciasną koszulę i krawat i rzucam to wszystko na krzesło. Później to posprzątam, myślę. Następnie zdejmuje z siebie czarne, eleganckie spodnie i zakładam szare, zwężane u dołu, dresy. Od razu lepiej, myślę i uśmiecham się niemrawo pod nosem.
     Biorę IPhone'a w ręce i sprawdzam godzinę. Wpół do jedenastej wieczorem. Wzdycham ciężko i idę do kuchni z zamiarem zrobienia sobie czegoś do zjedzenia. Kiedy mam otwierać lodówkę, słyszę dzwonienie do drzwi. To pewnie znowu sąsiad, który zacznie narzekać, że liście z mojego drzewa spadają mu na trawę i przez to musi dość często chodzić z grabiami. Niemrawym krokiem podchodzę do drzwi, próbując nieskutecznie powstrzymać burczenie w brzuchu. Otwieram drzwi i od razu wymawiam formułkę:
   - Proszę pana, ja już mogę panu te liście zagrabić, ale nie w no... - otwieram oczy i rozszerzam je.
     Przede mną stoi nikt inny, jak Percy. Ubrany jest w różowawą koszulę, a na to ma założoną ciemnoniebieską marynarkę. Spodnie, takiego samego koloru, co marynarka, są nieco węższe od tych zwykłych. Na stopy nałożył czarne, eleganckie i wypastowane buty. W ręce trzyma bukiet prześlicznych, niebiesko-zielonych róż, które trzyma przy klatce piersiowej. Uśmiecha się lekko do mnie, a zielonomorskie oczy wpatrują się z zamiłowaniem w me klatkę piersiową. Gdy uświadamiam sobie jak wyglądam, dyskretnie próbuję się jakoś zasłonić, a także na mej twarzy pojawia się delikatny rumieniec.
   - He-hej - jąkam się strasznie wypowiadając to jedne słowo.
     Percy uśmiecha się szeroko i wyciąga w moją stronę bukiet z kwiatami.
   - Czy szanowny Pan Grace da się zaprosić na romantyczną kolację? - mówi, a trzęsienie rąk wskazuje, że się denerwuje.
     Przełykam głośno ślinę i staram się zachować spokój. Co ten Jackson znowu wymyślił? Wyciągam również trzęsące się ręce i zabieram kwiaty, przyglądając im się niepewnie. Gdy wącham je, lekko się uspokajam i patrzę na Percy'ego łagodniejszym wzrokiem.
   - Tak - odpowiadam i widzę, jak na twarzy Percy'ego pojawia się ogromny uśmiech. - Tylko, proszę, daj mi się ubrać. Dopiero co wróciłem z pracy... - Łapię się dłonią w kark.
   - Dla mnie mógłbyś tak wyjść... - mruczy Syn Posejdona, niby to siebie. - Ale okey.
     Wpuszczam go do środka i dłonią wskazuję, by udał się do salonu. Kiedy mnie mija w drzwiach, dyskretnie badam go wzrokiem, uśmiechając się. Zawsze pojawia się w chwilach, kiedy go najbardziej potrzebuje. Nie wytrzymuje i z nadmiaru szczęścia przytulam go od tyłu, trzymając kwiaty z przodu. Wącham jego włosy i całuje go w kark. Lekkie ciarki przechodzą przez jego ciało, a ja momentalnie staję się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Niechętnie puszczam go i na „pożegnanie” całuję w szyję.
     Omijam go, zerkając na jego uszczęśliwioną i usatysfakcjonowaną mordkę, szczerzącą się do mnie. Biorę pierwszy lepszy wazon i napełniam go zimną wodą. Wkładam róże do niego, przyglądając się im bacznie. Już na początku zorientowałem się, że mają one symbolizować mnie i Percy'ego. Tylko jak on zrobił dwukolorowe róże? Nie mam pojęcia. Kiedyś się go o to muszę zapytać. Odkładam kwiaty na półkę w salonie, na oczach Percy'ego i uśmiecham się do niego. Robi coś, czego bym się nie spodziewał. Wysyła mi buziaka. Delikatnego, jednak robi to. Zaskoczony, puszczam do niego oczko i zabieram z sofy garnitur.
     Idę do sypialni i zakładam inne, równie eleganckie, czarne spodnie i dobieram do tego jasnoniebieską koszulę z granatową muszką oraz czarną marynarką. Ubieram się szybko, zachodzę jeszcze do łazienki, by psiknąć się dwa razy najlepszymi perfumami, jakie posiadam i wychodzę z pomieszczenia, wcześniej przeglądając się w lustrze. Poprawiam włosy, machinalnie dotykam blizny przy górnej wardze i uśmiecham się do siebie, To będzie wspaniała randka.
     Ruszam do salonu i patrzę przez chwile na Percy'ego, który wpatruje się w jakąś fotografię. Przedstawia ona nas, na naszej pierwszej randce. Wtedy Percy poprosił fotografa, żeby zrobił nam zdjęcie polaroidem. Zgodnie ustaliliśmy, że to on weźmie fotografię. Było to jakieś osiem miesięcy temu. Uśmiecham się do siebie i podchodzę cicho do swojego chłopaka. Siadam obok niego i obejmuje go ramieniem, zerkając na zdjęcie.
     Przedstawia ono nas, kiedy siedzimy przy stoliku, na dworze, przed restauracją. Za nami jest fontanna, której strumienie utworzyły idealne serduszko. A my byliśmy w nim. Czasami zastanawiam się, czy to nie była sprawka Syna Posejdona, jednak nigdy o to nie zapytałem.
   - Na tej fotografii byliśmy tacy szczęśliwi i zakochani... - szepcze Percy.
   - Teraz, jesteśmy najszczęśliwsi i kochamy się na zabój... - szepczę do jego ucha.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Polsat wita! :D
Tak teraz postanowiłam, że ten One - Shot będzie miał 3 części, a może nawet i 4!
Tego Shota dedykuje Sajdi, dzięki której powstała w ogóle ta część :3 <3
Mam nadzieję, że podoba wam się ten pairing :3
Proszę standardowo o komentowanie i branie udziału w ankietach :3
Przypomnę również, że w czwartek wstawiłam Jasico, 1 rozdział :3
Pozdrawiam, do napisania! :D

Ps. Dziękuję za fanarty Annabeth Caffrey <3




środa, 19 sierpnia 2015

One - Shot! Jercy! 1/4 +18

Morze


          * Jason *

     Kiedy Percy wychodzi z morza, wstrzymuję oddech. Idzie nonszalanckim krokiem, myśląc, że poderwie każdego. Nie powiem, że tak nie jest. Mam szczęście, że tylko my znajdujemy się na tej plaży, inaczej miałbym konkurentów. A nie chciałbym obciętych głów. Nawilżam wargi odrobiną śliny i sięgam po napój z zimną wodą. Jakie on ma seksowne ciało, myślę, biorąc łyk napoju.
     Percy uśmiecha się do mnie zadziornie i czochra sobie włosy, w celu szybszego wysuszenia ich. On to robi specjalnie. Przecież może szybko sprawić, że staną się suche, a specjalnie napina mięśnie, by pokazać je w swojej okazałości. Percy, mimo wszystko, jest naprawdę wredny.
   - Chodź do wody, Jason! - mówi błagalnym tonem.
     Przekręcam oczami. Raz już wszedłem do wody i nie miałem zamiaru tego powtarzać,
   - Nie chcę - odpowiadam i kładę się na niebieskim ręczniku. - Jak chcesz, to idź, ale beze mnie - oświadczam i zamykam oczy.
     Słyszę oddalające się kroki Syna Posejdona. Wzdycham, napawając się zapachem morza i samej plaży. Jest tu tak spokojnie, nikt nie krzyczy. Można by siedzieć godzinami i podziwiać horyzont. Chyba, że wybrało się tu z taką osobą, jak Perseusz Jackson.
   - No proooszę! - Nagle czuję ciężar na brzuchu. Percy siedzi na mnie w rozkroku, cały mokry. Woda kapie z końcówek jego włosów wprost na moją rozgrzaną klatkę piersiową. - Tak ładnie proszę! 
     Percy kładzie się na mnie i zaczyna całować po szyi. Jego stara sztuczka. Zawsze, kiedy czegoś chce, zaczyna się łasić jak kotek. Nadal, nieugięty, wpatruję się w niebo.
   - Kochanie... - szepcze mi wprost do ucha, na co reaguję lekkimi drgawkami przebiegającymi mi po plecach. - Proszę, nie każ mi błagać dłużej.
     Uśmiecham się zadowolony z obrotu spraw. Percy nadal całuje mnie po szyi, po chwili przechodzi do policzków. Zerkam na niego, zaciekawiony. Ciekawe, jak daleko się posunie. Zazwyczaj stopował przy policzkach, rzadko kiedy całował mnie w usta... Tym razem nie jest inaczej. Po zapoznaniu się z moimi obydwoma policzkami i płatami skroniowymi, zamierza odpuścić. O nie, teraz narobił mi chętki na coś więcej. 
     Gdy chce się odsunąć, łapię go za policzki i delikatnie przysuwam do swojej twarzy. Kiedy mam go pocałować, szepczę:
   - Udało ci się. Chodźmy już do tego morza. 
     Czuję, jak się uśmiecha, gdy go całuję. Są to delikatne, subtelne pocałunki. Delikatnie odsuwam głowę swego chłopaka, chcąc już spełnić jego błagania. Jakie jest moje zaskoczenie, kiedy rzuca on mi się w ramiona i kładzie obok mnie. Przytula mnie, moją nogę trzyma swoimi kończynami, a palcem u lewej dłoni jeździ po mym policzku. Zerkam na niego i uśmiecham się, kiedy widzę spokój na jego twarzy.
   - Idziemy? Czy odwidziała ci się wizja zobaczenia mnie mokrym? - pytam i siadam.
     Percy jakby poparzony szybko wstaje i łapie mnie za rękę. „Przekonałeś mnie!”, krzyczy. Śmieję się na te słowa. 
     Po chwili znajdujemy się w wodzie, która z początku wydaje mi się za zimna. Zwalniam tempa, jednak mój chłopak cały czas ciągnie mnie dalej. Nie mając wyboru, biegnę za nim. Kiedy woda sięga mi do ramion, Percy zatrzymuje się i odwraca w moim kierunku. Uśmiecha się od ucha do ucha. Czyli coś wymyślił.
   - Chodź - mówi, wskazując na dół. - Pod wodę. Chodź.
     Stoję osłupiały i nie wiem co powiedzieć. Po chwili, posłusznie, wraz z Percym, nurkuję. Percy cały czas trzyma moją dłoń i płynie, ciągnąć mnie za sobą. Ruszam nogami i rozglądam się na boki. Niewiele widać przez wszechogarniającą ciemność, co oznacza, że jesteśmy już dość głęboko. Zaczyna mi brakować powietrza i chcę wypływać. Próbuje uwolnić się z uścisku Percy'ego, jednak on, jakby rozumiejąc sytuacje, stwarza bańkę w której można oddychać. Biorę głęboki oddech i przybliżam się do Percy'ego. 
   - Gdzie ty mnie ciągniesz? - szepczę, rozglądając się dookoła.
     Pan Glonomóżdżek jest rozbawiony moją wypowiedzią. 
   - Jeszcze chwile i będziemy na miejscu - odpowiada.
     Wywracam oczami i płynę za nim. Patrzę się czasem na jego tyłek, lecz lepiej, żeby to pozostało tajemnicą. Po około dwóch minutach jesteśmy na miejscu. 
     Rozglądam się i nagle dostrzegam dwie rybki. Percy stoi na przeciwko nich i wygląda, jakby prowadził z nimi konwersację. Śmiesznie to wygląda, jednak moje wargi pozostają w wąskiej linii. Po skończonej rozmowie, ciągnie mnie jeszcze kawałek, aż dopływamy do jakiejś skałki. Można na niej usiąść, mech i glony wyglądają, jakby ułożyły się w łóżko. Dwa, duże kawałki mchu robią za poduszki, a glony za pościel. Percy ciągnie mnie właśnie w tamtym kierunku. 
     Przez głowę przelatują mi różne, bluźniercze rzeczy. Ciekawe, czy staną się prawda... Znając mnie, pewnie tak.
     Siadamy na skraju „łóżka” i następuje między nami krótka cisza, którą przerywa Percy. 
   - Popatrz w dół - mówi.
     Słucham się go i dopada mnie przerażenie. Pod nami jest jedna, wielka dziura. Wydaje mi się, że w środku coś jest, ale nie chcę siać niepotrzebnego zamieszania. Głośno przełykam ślinę, obmyślając plan ucieczki, gdyby coś miało się zdarzyć. 
   - Próbowałem popłynąć na samo dno, ale ta dziura jest strasznie głęboka... - mruczy Percy i przybliża się do mnie. - Postanowiłem, że muszę cię tu zaciągnąć.
     Zerkam na niego i widzę, jaką przybrał minę. Lekko się uśmiecha, przez co dołeczki zrobiły mu się w policzkach. Od niedawna zacząłem je zauważać. 
   - Rzeczywiście, niesamowity widok. Nie napotkałeś żadnego potwora, kiedy tam płynąłeś? - pytam całkiem poważnie.
     Moje pytanie znów zostaje wyśmiane przez pana Wiem-Że-Nic-Nie-Wiem. Przybliża się do mnie, obejmuje w talii i, śmiejąc się, całuje w skroń. W jednej chwili coś we mnie pęka. Odwracam się wolno do tyłu i stwierdzam z uśmiechem, że zdołam rzucić Perseusza na prowizoryczne łóżko. Całuję swojego chłopaka w policzek, a następnie, przenoszę go szybko na łóżko. Uczucie pożądania narastało od momentu z plaży. 
   - Panie Jacksonie, nie uważał Pan dzisiaj na siebie - mówię, siedząc na nim i pochylając się ku jego twarzy. - Co by było, gdyby jakiś potwór tam był? A co, gdybym już cię więcej nie zobaczył? - ciągnąłem dalej.
     Odwraca twarz, żeby nie patrzeć mi w oczy. Ja jednak ją prostuję i zmuszam go do popatrzenia sobie w oczy. Widzę w nich to, czego chciałem. Poczucie pożądania. Całuję go namiętnie, ręką błądząc po jego umięśnionym torsie.


          * Percy *

     Wiem, co niedługo nastąpi i cieszę się z takiego obrotu wydarzeń. Oddaje pocałunki Jasona z nawiązką, ręką błądząc w jego blond włosach. Jest wspaniały. Umięśniony, seksowny i po prostu idealny. Całuje mnie coraz bardziej namiętnie, po chwili zaczyna to robić na szyi. Wzdycham z podekscytowania i pożądania. Czuję, że jestem rozpalony. Jason zaczyna całować, podgryzać moje sutki, na co pojękuję. Uśmiecha się lekko i schodzi do brzucha. Jedną dłonią pieści me ciało, a drugą ściąga strój kąpielowy, czyli w moim wypadku bokserki. Jestem nagi, czuję się obnażony.
     Jason jednak robi wszystko, bym o tym nie myślał. Całuje mnie, raz delikatnie, raz napastliwie, pozwalając mi się nim nacieszyć. W końcu, nadchodzi ten moment.
     Syn Nieba bierze mojego penisa w dłoń. Pojękuję znów, czując wszechogarniającą rozkosz. Jason rusza ręką w górę i dół, sprawiając, że czuję się nieziemsko. Po krótkiej chwili, bierze go do ust. W tym momencie prawie krzyczę, lecz staram się powstrzymać. Jednak, gdy Jason zaczyna ssać i lizać moje przyrodzenie, nie wytrzymuje. Krzyczę jego imię, jęczę i zachwalam go. Po kilku minutach, spuszczam się wprost do jego ust. Widzę, jak Jason połyka całą moją spermę, uśmiechając się przy tym. Jestem wykończony i wzdycham ciężko, aczkolwiek udaje mi się uśmiechnąć. I to tylko dlatego, że wiem, co za chwilę nastąpi. Jason jednym ruchem zdejmuje swoje bokserki i odkłada je obok. W myślach proszę ryby o przechowanie ich. Nadpływają po chwili i zabierają i jego i moje części garderoby. Słyszę śmiech Jasona i pomruk: Jak to dobrze jest być z Synem Posejdona.
     Odwracam się na brzuch, a Jason rozkłada moje nogi i przybliża się do mnie. Wstrzymuje oddech, zanim we mnie wejdzie.
     Kiedy to następuje, chwytam rękami glony i zamykam mocno oczy. Jason daje mi chwilę, bym oswoił się z jego obecnością. Po krótkiej chwili, jestem gotowy. Rozluźniam się i szepczę potwierdzenie, że wszystko jest w porządku. Jason delikatnie we mnie wchodzi i dotyka po tyłku i głaszcze uspokajająco po plecach. Przyzwyczajam się szybko do jego obecności w sobie; nie robimy tego przecież pierwszy raz. Jason przyśpiesza, a do mnie powraca uczucie przyjemności.
     Sam nie wiem, ile uprawiamy seks. Jason raz przyśpiesza, raz zwalnia, klapie mnie czasem w tyłek, by mnie wkurzyć i przyciska do siebie. Dyszę, już lekko zmęczony i czuję, że zbliża się koniec. Niebieskooki zaczyna solidnie przyśpieszać i tym razem najwidoczniej nie zamierza przestać. Również szybko oddycha, niemiarowo łapie oddech. Kurczowo trzymam się roślinek, a kiedy czuję, że Jason ma erekcję, łapie się jeszcze mocniej. Po tym incydencie, Jason wyjmuje swojego penisa i kładzie się obok mnie, zmęczony. Odwracam się ku niego, czując jak sperma wypływa z mojego tyłka.
   - Kocham Cię - szepcze do mnie zmęczony chłopak.
     Odpowiadam uśmiechem i cieszę się, że mam przyjemność chodzić z tak cudowną osobą.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo! Witam wszystkich w tym seksowym One - Shocie... co się ze mną dzieje? Coraz częściej czytam seksy i mam ochotę takowe napisać xD Mam nadzieję, że się cieszycie :3
Dedykuje tego Shot'a Annabeth Caffrey <3 Kiedy miałam wątpliwości, czy napisać seksy, ona szybko mnie przekonała do tego pomysłu... Także mogła szybciej przeczytać ponad powołę One - Shot'a :3 A, i pokochała mnie XD Też cię kocham, Dżulio!
Za Percico zabiorę się niedługo, aktualnie mam trochę czasu. Tylko muszę znaleźć chęci :/
Chyba jeszcze w wakacje, zdążę napisać Leico, tak jak chciałam...
Okey, to chyba tyle :3 Zapraszam do brania udziału w ankietach (wszystkich 3), komentowaniu i takich tam :3
Do napisania! :D

czwartek, 13 sierpnia 2015

Nowy blog? Nowy blog

I nareszcie jest! Założyłam bloga Jasico, mam do niego szablon i prolog. Jeszcze 800 słów i będę miała także rozdział 1.

Postanowiłam, że będę wrzucać tam co tydzień rozdział, zaczynając od dzisiaj. Dzisiaj wstawię prolog, a za tydzień możecie spodziewać się rozdziału 1!

Mam nadzieję, że całokształt wam się spodoba. Oczywiście nie wszystko będzie tak, jak w tych One - Shotach.

Zaczynamy od kiedy Nico jeszcze chodził do szkoły, przed „wypadkiem" :3
To co? Zaczynamy czytać? :D

Link do >Jasico< :3

Do napisania!

wtorek, 11 sierpnia 2015

One - Shot #5.7

Kolejna czenść Łan Szota (4)


Obudziłem się i od razu zdałem sobie sprawę, że nie mam na sobie gaci. Łot the fak? Rozejrzałem się po pokoju i z ulgą stwierdziłem, iż jestem w swoim pokoju. Nagle usłyszałem rozmowy.
- Ty, patrz, Syn Posejdona, a ma najmniejszego glona w całym Obozie! - zaśmiał się ktoś głośno.
- No jacha! Dziesięć minimetrów, to nie jest powód do dumy... - ktoś inny zaczął się śmiać.
Po chwili wszyscy zaczęli wstawać, już nie najebani i zaczęli się ze mnie śmiać i pokazywać na mojego sisiorka palcami. Byłem bardzo zawstydzony, w pewnym momencie zacząłem głośno krzyczeć.
- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!
I nagle do domku wparował Nico ubrany jak Hana Montana i zaczął śpiewać:
- NOŁBODYS PERFEKT! I GANNA BLABLA! 
Uśmiechnąłem się na widok jego cudownego ryja. Nawet cycuszki sobie dorobił. Nie wyglądał fajnie. Lepie by było, gdyby zamiast cycuszków miał kolejne dwa penisy. Łoł. Co to by był za segz z trzema penisami. Zapewne byłoby ciekawie, ale wtedy to on byłby seme. Byłby bardziej męski z trzema siusiorkami. Newermajnd.
- Nico, co ty robisz w stroju Hany Montany? Lol. - zapytałem.
- Ratuje ci tego mikroskopijnej wielkości prąciaka. - odpowiedział.
Że co? Prąciaka? Zawsze nazywał go siusiakiem. Coś tu jest nie tak...


Obudziłem się parę sekund później. Uff... to na szczęście był tylko durny sen.







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jezu, co ja tu napisałam xDDD
Przepraszam, ale mnie coś naszło :DD
Percico nie wiem, kiedy napiszę, ale chyba będę to kontynuować :D
Jasico napisałam prolog + 1/3 1 rozdziału oraz dzisiaj będę pisać
A dziewczyna ma mi do piątku zrobić szablon :D
Oczywiście memy na końcu są xD
Dobra, to chyba tyle ;)
Zapraszam do komentowania, brania udziału w ankiecie i zapraszam na stronę: Przezajebiste blogi
Do napisania! XD

sobota, 8 sierpnia 2015

Kolejne nudy

   Tia... jak to napisała Sajdi, bardzo lubię gadać. Ale mam do ogłoszenia parę spraw.

 Otóż, zamówiłam właśnie szablon na bloga Jasico :3 Spokojnie, jeszcze nie założyłam bloga, ale dziewczyna powiedziała, że tak może być, to od razu zamówiłam. Jak napiszę z 2 rozdziały, pojawi się pierwszy post. (Jeden rozdział ~3000 słów)

 Druga rzecz, dlaczego nie dodaję postów ;__; Wiem, nie dodaję dopiero kilka dni, ale dla mnie to długo, jak na wakacje. Może przedstawię sytuację.
Pocięłam się. Napisałam do chłopaka. Powiedział, że ma dość (Pomagał mi przez ten cały czas i myślał, że to nie daje efektów, na dodatek tak jakby „ignorowałam” to). Zerwał ze mną. Kolejne cięcie. Chęć zabicia się. Wyrzucenie żyletek. Następny dzień. Płakanie, oglądanie zjebanych rzeczy, wieczorne pogodzenie się z chłopakiem. Pogodzenie się. Życie.

 Tylko, chciałabym się was o coś zapytać. Jeżeli, nawet już z 3 dni po pogodzeniu się, nadal w sercu czuję taką pustkę. Takie uczucie tęsknoty, smutku i miłości jednocześnie. Nie uśmiecham się zbytnio, ogólnie jestem wrakiem człowieka. Jedna z przyjaciółek mi mówiła, że to taki „szok”. Gdy straciłam osobę, którą kocham najbardziej na świecie i chciałam coś sobie zrobić, coś mogło się stać z moim charakterem. Według niej to powinno przejść. A druga mówi, że to może być początek depresji. Baaardzo wątpię, ale cóż... Nie, nie chce depresji. To nie to.

 Ale cóż, postaram się być bardziej optymistycznie nastawiona do świata! Niedługo pojawi się rozdział (mam nadzieję) :3 Albo Jercy, choć bardziej prawdopodobnie Percico.
 Nie przejmujcie się mną, dam sobie radę! Napiszę niedługo rozdziały, założę bloga Jasico i pojawi się pierwszy post (prolog, tak betewu).

Do zobaczyska, a na pocieszenie łapcie moje ulubione fanarty Percico i Jasico <3








(To zdjęcie będzie w nagłówku w Jasico na szablonie ^o^)