sobota, 28 lutego 2015

Epilog Percico *,*

Epilog


[pisane w 3.os]

Nico i Percy nigdy już nie powrócili do obozu. Zamieszkali na jednej z mniejszych wysepek mieszczących się niedaleko portu, dzięki czemu mieli wszystko co potrzebowali. Z dnia na dzień coraz bardziej się w sobie zakochiwali o ile było to możliwe. Starali się zapomnieć o incydencie z Annabeth i Leonem, a także o Obozie. Percy, jako dobry syn powiedział mamie o swoim związku i utrzymywał z nią kontakt. Percy i Nico zapomnieli o swej przeszłości i starali się cieszyć każdym dniem. Jednym słowem, udawało im się to. Potwory ich nie atakowały, nie było żadnych cholernych misji... po postu cudnie. Para zakochanych umarła w tym samym dniu z tęsknoty za swoją osobą, a następnie żyli ( a raczej nie żyli ) długo i szczęśliwie w Elizjum razem z Bobem, Charles'em, Sileną i Bianką.

Leo gdy tylko obudził się na wyspie, przypomniał sobie wszystko. Jakie okropieństwa zrobił i jakim człowiekiem się stał. Powrócił do Obozu, gdzie wyjaśnił całą sytuacje i długo wszystkich przepraszał. To on podpalił szary całun Annabeth. Dalej żył w Obozie jak długo tylko mógł, a później zajął się zwiedzaniem świata. Wyruszył po Kalipso i uwolnił ją z wyspy. Umarli w małym odstępie czasu i trafili do Elizjum, gdzie wyjaśnili wszystko Percy'emu i Nicowi. Przyjęli ich z otwartymi ramionami.


Ann w ostatnich chwilach życia cieszyła się szczęściem Percy'ego. Była zła na niego, ale jednak serce jej podpowiadało, że gdyby mógłby uratować jej życie, zrobiłby to. Umarła rozmyślając o swoich bliskich, których nie dano jej było wtedy spotkać.


Reszta Obozu żyłą w przekonaniu, że Percy i Nico umarli na misji. Praktycznie wszyscy płakali, gdy nagle pojawił się jakiś kościotrup w limuzynie i przekazał im karteczkę, gdzie było napisane:



,,Nie martwcie się, jesteśmy cali. Już nigdy nie wrócimy do Obozu.
Chejron - przepraszamy cię, że nie zdołaliśmy wykonać misji. 
Teraz jesteśmy szczęśliwi.
Pozdrawiają: 
Percy Jackson
i
Nico di Angelo."

Wszyscy odetchnęli z ulgą świadomi, że nic im się nie stało.

Nie było już żadnej szurniętej bogini. Świat cieszył się, że para zakochanym wreszcie może być razem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I koniec. Zero. Null. Jak to szybko zleciało! Napisałam to szybko i zwięźle, choć mam wrażenie, że o czymś zapomniałam... Nie napisałam o innych osobach z siódemki, bo uznałam to za zbędne,
Dobra, a teraz konkrety.
  • NOWA SERIA BĘDZIE NA TYM BLOGU!!! Yeah!
  • Pojawi się nadal nie wiem kiedy, ale się pojawi
  • Dziękuję wszystkim za komentarze!!! To mnie zmotywowało, aby napisać ten Epilog tak szybko :3
Standardowo zapraszam na wszystkie blogi ^^
Ps. Na Ucieczka mą jedyną nadzieją głównie zapraszam, bo pojawi się rozdział dziś bądź jutro ^^

Do kolejnej serii, żegna się z wami zapalona fanka Percico :*

piątek, 27 lutego 2015

Percico *,* 15 KONIEC!!!

Na końcu notka :3

#15 Would you like to...

KONIEC!!!

                 * Percy *

     Nie potrafię opisać co się w tej chwili wydarzyło. 
   Leo rzucił we mnie sztyletem, który najprawdopodobniej by mnie zabił... gdyby nie Nico. Rzucił się przede mnie, tym samym obrywając w brzuch. Upadł na jasnozieloną trawę, krzycząc dość głośno. Leo, który wcześniej wydawał się psychopatą, również upadł na ziemie, nie wydając z siebie ani słowa. Stałem sparaliżowany, nie wiedząc co się dokładnie wydarzyło. Nadal osłupiały klęknąłem przy Nicu i obróciłem jego głowę w kierunku nieba, tym samym całego go obracając. 
   Jego twarz momentalnie zrobiła się bledsza niż zazwyczaj; oczy miał mokre od łez, a także zakrwawione; usta lekko otwarte, aż prosiły się o pożegnalny pocałunek. Nic cie mówił - nie był w stanie. Wyciągnąłem sztylet z jego brzucha, sprawiając mu tym samym ból. Patrzyłem na niego chwilę zanim do głowy nie wpadł mi pewien pomysł. Przecież Nico mnie za niego zabiję! Lecz dzięki temu, będzie przynajmniej mógł to zrobić.
   Zostawiłem rannego chłopaka i podbiegłem do kwiatka-lekarstwa, który był teraz moją jedyną nadzieją. Uklęknąłem przy nim i przypatrzyłem mu się dokładnie. Z bliska można było dostrzec niebiesko-czarne plamki, na jego szarych płatkach. Cały emanował energią, która dawała jednocześnie poczucie bezpieczeństwa i szczęścia. Jednym ruchem wyrwałem go.
   Nic się nie działo przez dłuższą chwilę. Korzystając z okazji, powróciłem do Nica trzymając kwiatka w ręce. Syn Hadesa zbladł jeszcze bardziej i zdawał się nie rozumieć sytuacji. Jego przymglone oczy walczyły o pozostawienie otwartymi.
- Wytrzymaj jeszcze trochę - szepnąłem  do chłopaka w nadziei, że pomoże mu ton mojego głosu.
Ponownie położyłem jego głowę na swoich kolanach, starając się być jak najbardziej delikatnym. go Nico nagle poruszył ręką i złapał mnie nią za kawałek koszulki.
- Nie rób tego... - szepnął na wyczerpaniu, a zaraz potem głośno przełknął ślinę.
Jednak ja wiedziałem co robię. Nie pozwolę mu umrzeć na moich ramionach wiedząc, że mogłem temu zapobiec.
- Muszę - odparłem lekko zachrypniętym głosem.
Złapałem kwiatek w lewą rękę, a prawą oderwałem pierwszy, srebrny płatek. W moich dłoniach rozjaśnił się, przez co otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia. Delikatnie, mrucząc ciche ,,Ciiii" pod nosem, włożyłem płatek do lekko otwartej buzi Nica.
Gdy tylko dotknęła jego języka, chłopak łapczywie zacisnął usta i delektował się smakiem.
- Mmm... niebieskie ciasto urodzinowe - mruknął
Popatrzyłem na niego z wyraźną ulgą. Lekarstwo działa! Rana powolutku zaczęła się sklepiać. Oderwałem kolejny płatek tym razem z niewyraźnym uśmiechem na ustach.
- Kocha mnie? - zapytałem i położyłem na języku Nica porcję lekarstwa.
- Kocha mnie - szepnął w odpowiedzi i również lekko się uśmiechnął.
- Kocha mnie? - spytałem po raz drugi, wykonując tą samą czynność.
- Kocha mnie - znów przyznał Nico tym razem już normalnie mówiąc.
Spędziliśmy tak całkiem przyjemne wyznawanie miłości jeszcze przez kilka sekund. Płatków ten kwiatek ma chyba z dziesięć. Gdy nareszcie, został ostatni płatek, Nico go nie przyjął.
- Mi już starczy, ale jemu... - kiwnął głową w stronę nieprzytomnego Leona.
- Przecież on chciał mnie zabić! - sprzeciwiłem się.
- Ale... proszę. Wiem, że on nie jest zły. - zapewnił mnie, wstając i całując mnie w policzek.
Kurczę, chyba mnie przekonał.
Niechętnie wstałem i podszedłem do Leo. W pierwszej chwili oczywiście sprawdziłem puls, a dalej pilnowałem aby moja ręka przez przypadek nie uderzyła go w twarz. Włożyłem mu brutalnie ostatni płatek kwiatka do buzi i odsunąłem się od niego. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Podszedłem do Nica, który stał normalnie na nogach i przyglądał się wcześniejszej sytuacji.
- Co z Annabeth? - spytał, kiedy tylko dotknąłem jego dłoni.
Spuściłem głowę. Ze wstydu, że nie potrafiliśmy jej pomóc. Przez nas umrze.
- Nic. Ona... umrze - wykrztusiłem. - Nie możemy nic zrobić
Nico podszedł bliżej mnie i przytulił. I on i ja potrzebowaliśmy teraz wsparcia. Ciężko uwierzyć, że tak wspaniała dziewczyna jak Annabeth umrze. Prawda, kochałem ją, ale teraz znam prawdziwe znaczenie tego słowa. Przytulaliśmy się z Niciem z minutę, a później oboje zerknęliśmy na Leona. Nadal się nie obudził.
- Chciałbyś... uciec od tego wszystkiego? Od bycia półbogiem, który musi ratować wszystkim tyłek? - nagle zagadnął Nico.
- Tak, chciałbym - odpowiedziałem bez wahania.
Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Moje marzenie w końcu się spełni.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zanim mnie zabijecie... spokojnie, jeszcze napiszę Epilog ^^
Chciałabym Wam teraz serdecznie podziękować. Za każdy komentarz. Za każde ,,G+" na Google+. Za WSZYSTKO. Była to moja pierwsza seria, którą wrzuciłam do internetu i wiem, że z początku akcja działa się za szybko, brakowało znaków interpunkcyjnych... ale widzę u siebie poprawę. Dziękuję jeszcze raz tym, którzy byli od początku mojej przygody i tym, którzy dołączyli do niej w trakcie. 
Spodziewajcie się epilogu za kilka dni :333 A następna seria, pojawi się ( mam nadzieję ) niedługo.

Zapraszam także: Ucieczka mą jedyną nadzieją ; Podążając za przeznaczeniem ( blogi, które prowadzę :3 )
 Inność mą codziennością ; srebro-ksiezyca.blogspot.com ( blogi znajomych ^^ )




poniedziałek, 23 lutego 2015

Percico *,* 14

To już przedostatni rozdział z tej serii! Boże, jak to szybko zleciało :P
Przepraszam za brak opisów, ale muszę przyznać, że pisałam ten rozdział strasznie na siłę ;-; Tak, wiem, że krótko, ale...
Zapraszam na drugiego bloga! Dodałam już 2 rozdział :3 A i zapraszam też na bloga: Podążając za przeznaczeniem Jestem współautorką tego oto bloga :3 ( nadużycie słowa "bloga" przekroczyło wszelkie granice ;-; )
Chciałam podziękować wam również za zbliżające się 3000 wyświetleń na tym blogu <3
ucieczkamajedynanadzieja.blogspot.com <---- również zapraszam :*

#14 Would you like to...


             * Nico *

     Obudziłem się, będąc cały nagi w ramionach Percy'ego.
   Nie mogę uwierzyć co się wydarzyło. Myślałem, że to on mnie... a to ja jego... co?! O matko! Dobra, ten śpioch obok mnie jeszcze spał i najwidoczniej nie miał zamiaru się obudzić. Wymknąłem się z jego uścisku, ubrałem swoje rzeczy i wyszedłem na pokład. Od razu uderzyło mnie w twarz morskie powietrze. Wziąłem głęboki oddech i podszedłem do steru. Co z tego, że ja nawet nie umiem sterować tą łajbą? To nieistotne.
   Stałem tak pięć minut i gapiłem na przód statku. Mój genialny mózg będzie teraz myślał tylko o tym co się wydarzyło. Cóż, co tu dużo mówić. Zrobiliśmy to, co normalne pary w związku. W sumie, po raz pierwszy myślałem przez tak długi czas o czymś przyjemnym. Zawsze coś, kiedy już byłem szczęśliwy, musiało się popsuć. A teraz wszystko zapowiadało się wprost idealnie.
-KUUUURRRRRRRRRRRRRRRWAAAAAAAAAAA- Usłyszałem głośne przeklęcie z kajuty.
Od razu wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem, ale udało mi się utrzymać na nogach. Percy ma teraz konsekwencje naszej zabawy. Mój chłopak wyszedł z dołu statku w samych spodniach i bez koszulki.
- Następnym razem... - nie dokończył tylko złapał się za tył głowy.
Ja nadal się śmiałem, ale, kiedy znów zobaczyłem wszystkie jego mięśnie, ugięły się przede mną kolana. Czemu on musi być aż tak seksowny ja się pytam?!?!
- Percy, idź się ubierz - nakazałem i odwróciłem się od niego, kryjąc uśmiech i rumieniec.
Nie usłuchał, tylko podszedł do mnie bliżej, lekko się przy tym kiwając.
- Nie mów mi jak mam żyć - powiedział przekornie i złapał za ster, trzymając mnie pomiędzy ramionami.
Westchnąłem ciężko i zamknąłem oczy. Wtuliłem się w Percy'ego i postarałem skupić na misji. Zostało nam z sześć dni do uratowania Annabeth, a może i nawet pięć. Nie dużo czasu, ale zgaduję, że pójdzie nam wszystko gładko. To zrywanie kwiatka chyba nie jest aż takie trudne. Stałem tak z Percy'm jeszcze jakieś pięć minut, zanim mój chłopak nie przerwał ciszy.
- Zaraz będziemy na miejscu, a ja idę się ubrać - po tych słowach pocałował mnie w policzek i zszedł pod pokład.
W końcu będzie koniec tej cholernej misji. Będziemy mogli w końcu odpocząć od tych całych herosowych obowiązków. Nadal stałem przy sterze rozglądając się w poszukiwaniu wyspy. Dopiero po około trzydziestu sekundach udało mi się ją dostrzec.
Cóż mogę o niej powiedzieć? Była piękna. Dróżkę tworzyły kwitnące drzewa wiśni na których siedziały kolorowe ptaki nieznanych mi gatunków. Dokoła zasadzone były kwiaty róży, również kolorowe. Cała wyspa była ogólnie w klimacie tęczy. Dalej dostrzegłem mały strumyczek, który rozpoczynał się w wysokiej skale. Jakiś śmielszy ptak nawet podleciał do mnie i usiadł na moim ramieniu. Zgadywałem, że wszystkie te ptaki albo są udomowione albo pod to Demeter je tutaj sprowadziła. Percy w końcu wyszedł z kajuty i spojrzał na mnie zadowolony. Chyba cieszył się tak samo jak ja z obecności osobnika nadal siedzącego na moim ramieniu.
- Widzę, że już znalazłeś sobie przyjaciela - zażartował i spojrzał na wyspę.
Był tak samo mile zaskoczony jak ja. Naprawdę chciało się spędzić w tym miejscu całe życie.
- Ładnie tu...- zaczął mądrze Percy
Teatralnie uniosłem oczy ku górze i przybliżyłem się do przodu statku.
- Przybliżysz nas do lądu? - spytałem, a bardziej nakazałem swojemu chłopakowi.
Posłuchał mnie od razu i już po chwili, znajdowałem się na piaszczystej plaży. Nie była ona duża. Większość tego miejsca była pokryta przez trawę.
- Jak myślisz, który kwiatek jest lekarstwem? - zadałem kluczowe pytanie, gdy tylko Percy znalazł się tuż obok mnie.
- Hmmm... może ten? - spytał i wskazał palcem na kwiatka znajdującego się na samym środku wyspy. Czemu ja go wcześniej nie zauważyłem?
Od niego aż biła energia. Miał srebrzyste płatki, które swym kolorem przypominały najprawdziwsze srebro i piękną zieloną łodygę z tylko jednym kolcem. Zaciekawiło mnie to, ale nie miałem czasu aby się nad tym zastanowić. Percy już do niej podchodził.
- Gdzie ty idziesz? - zrównałem się z nim.
Spojrzał na mnie jak na dziwaka.
- No... po ten kwiatek tam o - wskazał ręką na lekarstwo.
Uniosłem oczy ku górze i wykonałem kilka płytkich oddechów.
- A któż to, któż to... - przerwał nam jakiś głos za nami.
Cali przestraszeni obróciliśmy się w stronę nieznanego mi głosu. Okazało się, że wcale nie była to obca osoba. Przed nami stał... Leo. W trochę poszarpanych ubraniach, włosach podpalonych bardziej niż zwykle i sztyletem zanurzonym w jakimś zielonym płynie. W pierwszej chwili chciałem się na niego rzucić i udusić za to, że Percy wylądował w szpitalu. Na szczęście opanowałem się i czekałem, aż przekaże nam coś, co ewidentnie miał do powiedzenia.
- Pożegnaj się z życiem... Jackson - rzucił niedbale, a następnie wycelował swój sztylet w Percy'ego. Na szczęście, ten głąb ma jeszcze mnie.

niedziela, 15 lutego 2015

Znów inne coś

A więc tak... założyłam kolejnego bloga.
Opowiada on właśnie o tej historii jakiej przedstawiłam wam w prologu. ( pod koniec posta dam linka ). Dziękuje za wszystkie komentarze i na tamtym blogu poprawiłam trochę błędów. Skoro dziękuję, to chyba mogę również o coś prosić, co nie? Pozwolę sobie na to :D
Chciałam Was prosić, o zajrzenie do dwóch blogów. Obydwa należą do moich dwóch przyjaciółek - Łucji i Nikoli. Dopiero zaczynają i naprawdę przydałaby się im jakaś porada, pochwała. Przecież każdy kiedyś zaczynał i każdy wie jak to jest. Pomóżmy naszym blogowym siostrą!

Blog Łucji jest o elfach. Opowiada o historii Kassidy, ale jest tam pisana z perspektywy ( jak na razie ) trzech osób. Łucja dopiero zaczyna swoją "przygodę" z pisaniem, więc pewnie bardzo ucieszyłaby się z kilku pozytywnych ( bądź krytycznych ) komentarzy. Link do bloga Łucji:
Srebro księżyca

Blog Nikoli za to opowiada o historii Jodie. Jest to miła, ale na zamknięta w sobie dziewczyna. Ma swojego jedynego najleszego przyjaciela - Michael'a. Historia życia Jodie jest dokładniej opisana w prologu. Nikola również zaczyna "przygodę" z pisaniem i wraz z moją i waszą pomocą, wierzę, że uda nam się z niej zrobić wspaniałą pisarkę. Link do bloga Nikoli:
Inność mą codziennością


Link do mojego bloga:
Ucieczka mą jedyną nadzieją

Dziękuje za uwagę :)))

+ 18!!! Percico *,* 13

Nie umiem pisać +18 ;-;-;-;-;-;;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;
Do czego wy mnie zmuszacie! Ehhh... kiedyś musiał nadejść ten moment, kiedy to napiszę :P
Dużo powtórzeń jest i ja o tym wiem :'( Następnym razem się poprawie
Przepraszam wszystkich czytających :(((                       

                                  #13 Would you like to...


            * Percy *

     Hades właśnie wyjaśniał nam całą sytuację.
   Po prostu idzie się powiesić! Demeter i Atena uznały, że mają dość czekania na nas i zostawią tego kwiatka ( tak, lekarstwo to kwiatek ) w spokoju. Może poza wyjątkiem, że przeniosły go na jakąś wysepkę, która była dostępna tylko dla półbogów i samych bogów. Super... Hades dał nam szczegółowe wskazówki jak mamy dostać się na wyspę i zostawił nas samych. Wprost idealnie...
   Byłem właśnie z Nickiem na morzu szukając ów wyspy. Wzięliśmy tą samą łajbę co poprzednio, więc wiedzieliśmy co się gdzie dokładnie znajduję.
- Jak myślisz, łatwo będzie zabrać tego kwiatka? - zagadnąłem stojąc przy sterze.
Nico siedział na ławeczce przy sterburcie i gapił się w wodę. Chyba nadal rozmyślał nad moim snem. Aż uśmiechnąłem się pod nosem. To był jednocześnie temat tak fascynujący co strachliwy. Może ja nie będę dla niego zbyt dobry...
- Nie, nigdy nie jest łatwo - wyrwał mnie z zamyśleń beznamiętny głos Nica.
Coś jest nie w porządku. Ja na jego miejscu cieszyłbym się, że nie musimy szukać już jakieś głupiej jaskini, tylko pójść, zerwać kwiatek i wrócić do Annabeth. Zmarszczyłem brew i odsunąłem się od steru. Cichym krokiem podszedłem do Nica i przytuliłem go mocno w pasie. W pierwszej chwili chciał się wyrwać, ale zaraz potem się uspokoił.
- Co ty robisz? - spytał poddenerwowany i odrzucił moje ręce.
A przynajmniej próbował. Cóż, wiele razy to powtarzałem i będę powtarzać, jestem od niego silniejszy.
- Nie mogę się już przytulić z własnym chłopakiem? - spytałem ironicznie.
Siedział w samej koszulce, a jego kurtka była schowana pod pokładem. Nico odetchnął teatralnie, lecz w końcu usadowił się na dobre w moich ramionach.
- Co będzie, kiedy wrócimy do obozu? - spytał nagle.
Przytuliłem go mocniej i pocałowałem delikatnie w tył głowy.
- Nic, a co ma być? - odpowiedziałem, pewny swych słów.
Nie zamierzam ukrywać jego związku ze mną. Nie wytrzymałbym bez jego dotyku choćby godziny.
- Wytykanie palcami, obelgi... uwierz Percy, nie chciałbyś tego przeżywać - wyjaśnił mi wszystko spokojnie.
Odetchnąłem głęboko i znów mocniej go przytuliłem. Byłem zły na siebie, że ma taką przeszłość. Mogłem przecież coś zrobić.
- Nico... kocham cię i nie zamierzam się z tym kryć - powiedziałem czule i zamknąłem oczy.
Cudownie było czuć obecność osoby, którą się kocha. Nie ma chyba lepszego uczucia.
Mój chłopak nagle odwrócił się do mnie i namiętnie pocałował. I takiego Nica to ja lubię! Nadal miałem zamknięte oczy i rozkoszowałem się namiętnymi pocałunkami. Ani ja ani Nico nie chcieliśmy tego przerywać.
- Percy... - szepnął pomiędzy pocałunkami.
Niechętnie otworzyłem oczy i popatrzyłem na niego. Na jego twarzy widniało zadowolenie, ale również obawa strach. Wiedziałem o co mu chodzi. Trudno było się nie domyślić. Wstałem, jednocześnie zarzucając Nica przez ramię. Jestem taki romantyczny... - przeleciało mi przez głowę.
- Puść mnie! - krzyknął zdenerwowany syn Hadesa i zaczął bić mnie pięściami po plecach.
Zaśmiałem się i tylko mocniej ścisnąłem nogi mojego chłopaka. Przeszedłem parę kroków, by dojść do naszej kajuty. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pomieszczenia, schylając się wcześniej aby nie uchronić swojego balastu. Podszedłem do dużego, zaścielonego w czerwone kolory łóżka i zrzuciłem na nie ( Oczywiście, delikatnie ) swojego wybrańca.
Popatrzył na mnie zdezorientowany. Nie miał nawet chwili na zastanowienie się nad sytuacją, ponieważ przygwoździłem go do łóżka i zacząłem namiętnie całować. Już po chwili zaczął cicho pojękiwać i dotykać moich mięśni, schowanych pod koszulką. Oderwałem się od Nica tylko na chwilę, aby ściągnąć koszulkę. On w tym czasie, pozbył się swojej. Każdy z nas doskonale wiedział co zrobić w każdym momencie. Byliśmy dla siebie stworzeni.
Zacząłem znów go namiętnie całować, przechodząc coraz to niżej do jego sutków. Tworzyłem malutkie kółeczka wokół nich, stwarzając tym samym ekstazę u mojego chłopaka. Ręką już zdejmowałem jego spodnie. Gdy dotarłem do umięśnionego brzucha, popatrzyłem w oczy Syna Hadesa. Wydawał się tak samo podekscytowany jak ja. Ostatni raz uśmiechnąłem się lekko pod nosem i dotarłem do bokserek. Zdjąłem je powoli, odsłaniając na oko piętnasto centymetrowego członka Nica.
Zacząłem go namiętnie całować, napawając się smakiem. Już po chwili miałem go w buzi. Najpierw ruszałem głową powoli, dopiero po jakimś czasie przyśpieszyłem. Nico wydawał ciche okrzyki zadowolenia i kurczowo trzymał się pościeli. Przyśpieszyłem do granic swoich możliwości, dając Synowi Hadesa jeszcze większe uczucie spełnienia. Już po jakiś pięciu minutach, sperma mojego chłopaka zaczęła spływać po moim podbródku.
Przybliżyłem się do twarzy Nica i pocałowałem go. On zlizał całą spływającą spermę.
- I jak? - spytałem będąc blisko jego twarzy.
Popatrzył na mnie jak na idiotę.
- Idealnie, ale... - zepchnął mnie z siebie i się na mnie położył - To jeszcze nie koniec
Zaśmiałem się cicho i przybliżyłem brązowookiego do siebie i namiętnie pocałowałem.
Później, zaczął powoli całować mnie po szyi, zdejmując mi dolne części garderoby. Gdy już się jej pozbył, wszedł we mnie powoli.
Najpierw lekko się spiąłem, ale zaraz potem odpuściłem. Coś, co sprawiało z początku ból, stało się największą przyjemnością. Gdy Nico przyśpieszał, czułem narastające uczucie podniecenia. Nie chciałem aby ta czynność się skończyła. Lecz, wszystko musi mieć swój koniec. Nie tyczy się to tylko naszej miłości.
Po godzinie, intensywnego stosunku, Nico padł obok mnie wykończony, ale szczęśliwy. Całowaliśmy się jeszcze chwilę, a później zasnęliśmy wtuleni w siebie.



piątek, 13 lutego 2015

To nie Percico :/

Inne bzdety!


A więc tak... z tego co pewnie zdołaliście przeczytać w komentarzu, zaczęłam pisać nowe opowiadanie. Nie jest ono fantasy, a opowiada ono o zwyczajnym życiu chłopaka, który ma anoreksję i problemy z samookaleczaniem. Jest to kompletnie inne od tematyki tego bloga, a ja mimo wszystko chciałam się was zapytać co sądzicie o tym nieopublikowanym opowiadaniu. Dlatego też wstawię tu prolog.
Percico wrzucę ( chyba ) w walentynki. Będzie +18. To postanowione. Jeszcze trochę pociągne tą historię i zacznę coś nowego :D
Dobra,  nie przeciągając, łapcie prolog! I komentarze widzę obowiązkowo :3!

                          Prolog


   Dźwięczny odgłos budzika rozniósł się po moim małym pokoju. Niechętnie otworzyłem oczy i niemal natychmiast je zamknąłem. Przez moje małe okno wpadało niemiłosiernie jasne światło, które akurat trafiło prosto w me zaspane ślepia. Ale cóż, nie ma co się dziwić. Jest już przecież początek czerwca.
   Z trochę poprawionym humorem, znów otworzyłem oczy. Zasłoniłem je ręką i jęknąłem cicho. Już ostatni miesiąc - pomyślałem. Lekko przymrużyłem oczy i dałem im chwilę na przystosowanie się do światła. Nieznośny budzik nadal wydawał z siebie chorobliwie głośne dźwięki. Jednym ciągnącym się ruchem wyłączyłem to dzieło szatana i powróciłem do tak zwanego 'nic nie robienia'.
   Wiedziałem, że niedługo przyjdzie moja mama, aby sprawdzić czy przypadkiem nie zaspałem do szkoły bądź symuluje chorobę. Już próbowałem ją oszukać, ale nie tak łatwo to zrobić z wykwalifikowaną pielęgniarką z dziesięcioletnim stażem. Jednak była jedna rzecz, której ukrywanie opanowałem do perfekcji. A jest to samookaleczanie.
   Niestety, zmagam się z tym nałogiem już ponad pół roku. Ukrywam blizny na lewej dłoni i przedramieniu przed wszystkimi. Z początku, robiłem to z bólu psychicznego. Mojej mamie nie układało się w pracy co odbijało się również na naszych relacjach. Później tata ją zostawił, mówiąc, że znalazł sobie inną. Moja rodzicielka nie radziła już sobie z problemami i powoli traciła poczucie własnej wartości. Zaczęła uskarżać się na swoje zgrabne ciało, przez co, wpadła w początkowy stan anoreksji. Całe szczęście, że poznała kogoś takiego jak Jan.
   Pomógł jej wrócić do zdrowia i sprawić, aby uśmiech choć raz dziennie pojawił się na jej twarzy. To jest prawdziwa miłość do której moja mama się nie przyznaję. Może kiedyś się na niego zdecyduje. Tak jak ja zdecyduję się na to, aby skończyć z tym głupim nałogiem.
   Ciąłem się praktycznie raz na tydzień. Czasami zdarzało mi się nie robić tego przez miesiąc, co uznawałem za wygraną walkę z nałogiem. A czasem potrafiłem ciąć się codziennie i uświadamiać sobie, że jestem zerem. Że jestem nikim. Że jestem najgorszym co spotkało ten wszechświat. Te myśli towarzyszyły mi codziennie. Również w tej dłużącej się chwili.
   Otworzyłem oczy na dobre i przeciągnąłem się, solidnie przy tym ziewając. Nie spałem zbyt dobrze, z resztą, tak jak zawsze. Po krótkiej chwili patrzenia się w biały sufit, usiadłem na łóżku. Od razu schowałem twarz w dłonie i przecierałem oczy. Jak trudno jest wstawać z łóżka w poniedziałki - pomyślałem z goryczą i wyciągnąłem rękę po telefon, który służył mi również jako narzędzie tortur ( czytaj: budzik ). Była dopiero szósta pięćdziesiąt, więc na spokojnie zdążę do szkoły. Jak zwykle dzisiaj miałem siedem lekcji, z czego dwie ostatnie to był w-f. Chyba najbardziej nie lubię tego przedmiotu.
   Odłożyłem telefon na ciemnobrązową szafkę nocną stojącą tuż obok mojego łóżka. Ostatni raz przetarłem twarz i wstałem. Automatycznie kolejny raz się rozciągnąłem, czując przy tym przyjemne mrowienie w okolicy pleców. Zrobiłem kilka nierównych kroków w stronę szafy i wyjąłem z niej swoje najzwyklejsze ubranie, czyli długa czarna koszula i ciemnoniebieskie jeansy. Ubiór był mi w sumie obojętny. I tak nie mam przyjaciół. Chociaż może, jedna osoba odstawała od wszystkich i zaakceptowała mnie takim, jakim jestem. A nie, jednak nie. Moje życie nie ma żadnych plusów. 
   Jestem gruby, brzydki i na dodatek z problemami psychicznymi. Nie dziwię się, że nikt nie chce się ze mną zadawać. Po szkolnym obiedzie, który muszę zjeść, zawsze idę do toalety zwrócić dopiero spożyty posiłek. Ważę pięćdziesiąt kilogramów, a nadal czuję się grubo. Wiem, że mam anoreksję, lecz nigdy się to tego nie przyznam.
   Ruszyłem w stronę łazienki, trzymając swój ubiór na rękach. Wszedłem do dużego, pomalowanego na niebiesko pomieszczenia. W prawym kącie stała kabina prysznicowa, a obok niej mała pralka. Cała lewa ściana była przykryta przez lustra, przez co pokój wydawał się jeszcze większy. Odstęp pomiędzy lustrami został wykorzystany na wmontowanie tam szafeczek. W każdej ów szafeczce znajdowało się zupełnie co innego.
   Szafka stojąca najbliżej wejścia służyła za schowek różnego rodzaju szamponów, żelów pod prysznic i mydeł. W następnej znajdowały się kosmetyki mojej mamy. A w ostatniej, wiszącej najbliżej prysznica, była apteczka, szczoteczki i pasty do zębów i patyczki higieniczne. Oczywiście, pod lustrami znajdowały się trzy umywalki.
   Wystrój dopełniły różne dodatki, takie jak muszelki na ścianach, a także inne morskie zawieszki, kilka małych, oprawionych zdjęć z mojego dzieciństwa i mały, jasnoniebieski perski dywan. Do toalety trzeba było pójść do sąsiedniego pomieszczenia. 
   Wziąłem szybki prysznic i wszedłem na wagę. Ważyłem teraz czterdzieści dziewięć kilogramów przy wzroście metr siedemdziesiąt osiem. Nadal za dużo - pomyślałem z goryczą i zszedłem z tego piekielnego urządzenia, które już na samą myśl, napawało mnie strachem. Spojrzałem w lustro. Moje czarne włosy były lekko wilgotne, ale nie przejąłem się tym. Jasnobrązowe oczy nadal wyglądały na zaspane, pomimo tego, że wziąłem prysznic. Odstające kości policzkowe, bledsza cera, a także cienka linia warg się nie zmieniły.
  Ubrałem się i zawinąłem lewą rękę w swego rodzaju bandankę. Wybrałem się jeszcze w podróż do małej łazienki zanim usłyszałem krzyki z dołu.
- Michał, śniadanie! - wołała mnie moja mama.
Wróciłem się do pokoju, zabrałem telefon i czarne słuchawki, zarzuciłem plecak na lewę ramię z zszedłem na dół po krętych, dębowych i wąskich schodach.

Nie wiem, czy to w ogóle można nazwać prologiem, ale cóż... :D
Liczę na waszą aktywność w formie komentarzy!


sobota, 7 lutego 2015

Percico *,* 12

                                      #12 Would you like to...


             * Nico *

     Próbowałem wyciągnąć od Percy'ego informacje na temat jego snu.
  On jednak nic nie chciał powiedzieć. Ba, nawet cieszył się, że go tak błagam! Leżałem w jego objęciach i łaskotałem za każdym razem, kiedy odmówił składania informacji na temat jego snu.
Może nie jest to najlepsza metoda, ale bić go nie będę... chyba.
- Zacząłeś to powiedz! - próbowałem go przekonać po raz kolejny.
Ten tylko uśmiechnął się iście szatańsko i pokiwał przecząco głową.
- Jesteś na to za młody... - nie dokończył, tylko puścił mnie i podszedł do mojej torby.
- Jeszcze nie skończyliśmy tej rozmowy Jackson! - krzyknąłem i również wstałem.
Percy zaśmiał się głośno i wyciągnął wodę z plecaka.
- Chcesz trochę? - spytał i sam się napił.
Pokiwałem głową z niedowierzaniem, co Percy chyba wziął za zaprzeczenie.
- Co teraz robimy? - zmienił temat.
Zrobiłem typowego facepalma i odpowiedziałem na jego pytanie. 
- Czekamy na Hadesa
Usiadłem zrezygnowany przy drzewie i starałem się domyślić o co Percy'emu mogło chodzić z tym snem. Nic nie przychodziło mi do głowy. Ale nagle... chwila. Czy on naprawdę o TYM pomyślał?!
- Percy, już chyba wiem co ci się śniło - powiedziałem i starałem się ukryć uśmiech na mojej twarzy.
Jeszcze nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Cholera, ja mam piętnaście lat, a on siedemnaście! Jak mu się chce, to niech się spuści przy moim zdjęciu!
Percy uśmiechnął się lekko i puścił mi perskie oczko.
- Na pewno wiesz? - zapytał flirciarskim tonem.
Czy on mnie chce teraz przelecieć?! Mamy misję do wykonania...
- Sądząc po tonie twego głosu, można się domyślić - odpowiedziałem.
Percy przysiadł się bliżej mnie i zmusił do popatrzenia sobie w oczy.
Kurwa, ale on jest pociągający! Wcześniej nie interesowałem się tymi sprawami... a teraz on nagle zmienił tryb w przystojniaka i czegoś tutaj oczekuje!
O nie, nie ważne jak bardzo jest przystojny, pociągający, seksowny... wróć, pomyślałem seksowny?
Percy przysunął się jeszcze bliżej mnie i przytulił. Niby niewinny przytulas, ale...
Ale, przerwał nam Hades.
- Co wy tu najlepszego wyprawiacie?! - ryknął na co Percy od razu się odsunął.
Później zaczął nam robić kazania, że przecież jesteśmy na misji i bla bla bla... Nie słuchałem go. Ciągle rozmyślałem o Percy'm i o tym, co chciał ze mną zrobić. Może kiedyś, po misji uda nam się to zrobić. Byłby to chyba dla mnie najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek mógłbym dostać.

         * Leo *

   Ogień. Tylko to miałem przed oczami. Moi przyjaciele. Nie, to nie może być prawda. Ja tego nie zrobiłem. A co ja teraz robię?!
- I raz! I dwa! I raz! I dwa! - krzyczał jakiś głos za mną.
Bezmyślnie wykonywałem jego polecenia. On gdzieś nas prowadził. Tak, pomyślałem "nas". Obok mnie szła horda potworów. Nie atakowały mnie, ale czułem na sobie ich mordercze spojrzenia. Super! Jak ja kocham być najprzystojniejszym, najinteligentniejszym i najskromniejszym herosem na całym Obozie. Idealnie!
- Valdez, rusz tym swoim zgrabnym tyłeczkiem trochę bardziej! - krzyknął ten sam głos.
Uśmiechnąłem się szatańsko i powstrzymywałem przez powiedzeniem jakiegoś iście genialnego komentarza na temat jego... głosu? Nawet go nie widzę i nie mam z czego sobie pożartować. Ale to chyba jakiś pedobear skoro mówi, że mam zgrabny tyłeczek... ble! Nie mając innego wyjścia, szedłem dalej. Znajdowałem się w jakimś podziemiu. Było tam wilgotno i duszno. Ja już jestem gorący. ale bez przesady. Nie chcę się usmażyć.
   Nie miałem pojęcia ile czasu znajduje się już w tym miejscu. Może godzinę, dobę? Naprawdę, nie miałem pojęcia. Szedłem przed siebie, zerkając co chwilę na harpię idącą obok mnie. Ciekawe, dlaczego te wszystkie potwory mnie nie atakują? Tyle pytań, a zero odpowiedzi...
- Lewo zwrot! - krzyknął znów ten sam tajemniczy głos.
Posłuchałem go i udawałem posłusznego baranka. Mam nadzieję, że nie zorientował się, iż nie jestem już mu posłuszny. Tak, powoli sobie wszystko przypominałem. Wcześniej przez moją głowę przelatywały mi tylko urywki, teraz to wszystko składało się w jednolitą całość. Niestety, to co robiłem, nie było dobre. Chyba nie muszę wam tego opowiadać?
   Po niespełna chwili, dotarliśmy na miejsce. Skąd wiedziałem, że to tutaj? Cóż, trudno było sądzić inaczej. Był to jedyny otwór z którego wkradały się promienie słoneczne. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Wiedziałem, że kolejna szansa na ucieczkę może się nie powtórzyć.
- Leo Valdez! - wykrzyczał moje imię, ktoś z tyłu.
Obróciłem się gwałtownie w tył, lecz nie byłem w stanie nikogo tam dostrzec. Ten głos był jakby wszędzie.
- Czego ode mnie chcesz?!- zapytałem na tyle głośno, aby każdy mógł mnie usłyszeć - Zostaw mnie w spokoju!
- O nie, jesteś już mój Valdez - zaśmiał się podejrzliwie - Mam dla ciebie małe zadanie...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Myślałam, że poprzedni rozdział był krótki. Myliłam się ;-;
Pozdrawiam Monikę, która napisała większą część tego rozdziału :D