piątek, 30 stycznia 2015

One - Shot #4 Życie zakochanego piosenkarza

Mam fazę na muzykę, a ni ma weny na opowiadanie :(
Dlatego będę spamić One - Shot'ami...
Co do piosenek, to w tym One - Shocie są one autorstwa Nica. W nawiasach podałam nazwy prawdziwych wykonawców ( bądź coverowców na których wzorowałam melodie ) ów piosenek :)
Dodałam też playliste na której są piosenki podane w One - Shocie. Fajnie jest jej sobie słuchać, podczas czytania
Ps. Kiesyś napisze szekszy, ale nie teraz.
Ps2. Ja taka pisarka haha
Ps3. Ja chcę tu widzieć komentarze ;____; Inaczej koniec
Miłego czytania :)                        

                             Życie zakochanego piosenkarza


   Jak zwykle rozdawałem autografy na jednym ze swoich koncertów. Ludzie wykrzykiwali moje imię, a ja czułem się wspaniale. Jak to dobrze jest zapomnieć, że jest się herosem! Mogłem uciec od życia półbogów dając radość innych. Jestem Nico di Angelo, niejaki Syn Hadesa. A dla moich fanów, znany jako Angel. Trafne określenie, prawda? Dawałem autograf właśnie jakieś jednej fance. Niczym nie różniła się od pozostałych. Później poszedłem dalej i dalej. Rozdawanie autografów to już dla mnie codzienność. Ledwo mogę sobie przypomnieć "normalne" życie herosa. Z tego co wiem, Jason zamieszkał z Piper w centrum Nowego Yorku i całkiem dobrze im się wiedzie, Hazel i Frank zostali w Obozie Jupiter, a Percy i Annabeth... nie wiem. W sumie, to dawno z nimi nie rozmawiałem. Trudno, już o nich zapomniałem. Wiem, że to może wydawać się egoistyczne z mojej strony, ale oni tez się mną nie przejmowali, kiedy byłem jeszcze w obozie. Mam te siedemnaście lat, a w wieku szesnastu, opuściłem obóz. Czy żałuję? Nie. Śpiewałem sobie normalnie na ulicy, kiedy podchodzi do mnie gościu i mówi : Będziesz świetnym piosenkarzem!
Tak o to zaczęła się moja przygoda...
Chyba nie muszę pisać jak wyglądam, to oczywiste, ale macie moje zdjęcie:


Tak wygląda okładka mojego najnowszego albumu. Ładnie wyszło, co nie? Nie spodziewałem się aż tak dobrego montażu i fotografa. Kilkoma słowami, okłada bardzo mi się podoba. A utwory, które są na niej noszą tytuły;
  1. Blackout ( Linkin Park )
  2. Monster ( Imagine Dragons )
  3. Centuries ( Fall Out Boy )
  4. Immortals ( Fall Out Boy )
  5. All Eyes ( Imagine Dragons )
  6. Take Me To Church ( Cover : Sam Tsui, Oryginał: Hozier )
  7. Titanium ( Cover Sam Tsui, Oryginał : David Guetta ft. Sia )
  8. Don't You Worry Child ( Cover: Sam Tsui, Oryginał : Swedish House Mafia )
  9. Demons ( Cover: Sam Tsui & Max, Oryginał: Imagine Dragons )
  10. The Kill (30 Second To Mars )
Więc, uznaje ten rok za bardzo, ale to bardzo produktywny. Tyle się zmieniło... na lepsze. Teraz chodzę z uśmiechem na twarzy, cieszę się życiem i przekazuje radość innym. Przekazałem grubo sto tysięcy dolarów na cele charytatywne, dwa razy oddawałem krew i codziennie daje piątaka takiemu jednemu menelowi na ulicy. Ciekawe ile on już uzbierał, ale wracając do teraźniejszości.
   To już koniec koncertu. Jutro mam kolejny występ. Uśmiecham się na myśl, że znów spotkam ludzi, którzy mnie w jakiś sposób lubią. To naprawdę wspaniałe. Podpisuje ostatnią kartkę papieru i wsiadam do limuzyny krzycząc : ,,Byliście zajebiści!", na co odpowiada mi cała horda krzyków i pisków. Usiadłem zmęczony, ale też szczęśliwy. Cholernie szczęśliwy.
- Byłeś świetny! - pochwalił mnie mój manager i przybił mi piątkę.
To była jedna z lepszych osób, jakich spotkałem w całym swoim życiu. Był wyrozumiały, troskliwy, ale też tak samo pierdolnięty jak ja!
- Dzięki! - odpowiedziałem wesoło i wygodnie ułożyłem się w fotelu.
Cieszyłem się, że jadę już do domu. A co, nie powiedziałem wam? Manager kupił mi dom. Tak po prostu. Mieszkałem na obrzeżach Brooklinu, bardzo blisko od Nowego Yorku. Pogadałem chwilę z Max'em ( tak nazywał się mój manager ), zanim nie dojechałem do domu. Pożegnałem się z nim szybko i pobiegłem do swojej willi. Podskakiwałem podczas biegu i się śmiałem. Boże, jakie życie jest boskie. Podbiegłem do swoich drzwi i wystukałem kod do mieszkania. Klucze są dla ciot. Pociągnąłem za klamkę i wszedłem do środka.
   Od razu zapaliło się automatyczne światło i oświetliło całe pomieszczenie. Naprzeciw mnie znajdowały się schody do wyższych pięter, na prawo był wielki salon z książkami, a po lewej kuchnia. Jeszcze obok schodów znajdowała się mała toaleta. Poszedłem najpierw do kuchni coś przekąsić. I kolejna ciekawostka, zacząłem jeść! I przytyłem parę kilo i nie wyglądam już jak umarlak. To jest jedno z ważniejszych osiągnięć w moim życiu. Nie, no żartuje. Lubię sobie pożartować. Wziąłem z lodówki jakiś jogurt i postanowiłem zadzwonić do Percy'ego. Dobra, kłamałem. On mnie zbyt bardzo interesuję. Ale to przeszłość, teraz jest moim dawnym znajomym. Wybrałem numer i zaczekałem chwilę. Była dopiero dwudziesta pierwsza, więc powinien odebrać.
- Halo?! - usłyszałem krzyk Percy'ego w słuchawce.
Oddaliłem telefon od ucha.
- Percy, tu Nico di Angelo - powiedziałem spokojnie.
Percy kaszlnął. Chyba biegł.
- O cześć Nico, sory nie mogę teraz za bardzo rozmawiać - starał się mnie zbyć.
Jednak ja nie dałem za wygraną.
- A co się dzieję? Gdzie ty biegniesz? - zasypywałem go pytaniami.
Odetchnął głęboko i zatrzymał się. Później zaczął dyszeć.
- Annabeth... wyrzuciła mnie z domu - syknął.
Wyplułem jogurt, który akurat miałem w ustach. To było bardzo dziwne. Nawet jak na Annabeth.
- Ale, czemu? - pytałem dalej.
Percy przeklną siarczyście i nadal starał się uspokoić oddech.
- Przyłapałem ją z kochankiem w łóżku. Powiedziała, że mogę się wynosić, więc to zrobiłem - odpowiedział.
Otworzyłem szerzej oczy ze zdumienia. Annabeth takie coś... To do niej niepodobne. Cóż, wszyscy się zmieniają. Niekoniecznie na dobre.
- Gdzie masz teraz zamiar iść? - zapytałem
Percy westchnął ciężko.
- Nie wiem. Nie chcę robić mojej mamie kłopotów i jeszcze to tłumaczenie wszystkiego... - odpowiedział
Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Możesz przyjść do mnie - zaproponowałem
I oczywiście wziąłem kolejną łyżkę jogurtu. Dobry był, czekoladowy.
- Ale... ja nie mogę iść do Obozu... - zaczął Percy
Wybuchnąłem głośnym śmiechem i znów się oplułem.
- Percy, ja mam własną wille. Jak do mnie przyjedziesz to wszystko ci wyjaśnię. A teraz powiedz gdzie jesteś, bo nie wiem, gdzie mam zamówić taksówkę - powiedziałem z uśmiechem i zacząłem wycierać z siebie jogurt. Kurczę, a była taka fajna koszulka.
Percy chwilę się nie odzywał, ale w końcu wykrztusił.
- Lexington Ave, siedzę przy Dunkin' Donuts - odpowiedział.
Uśmiechnąłem się na samym myśl o spotkaniu. Ciekawe czy się zmienił. 
- Dobra, wysyłam taksówkę. Powinna być za około dziesięć minut. Do mnie jedzie się około dwadzieścia pięć. Do zobaczenia, wyjdę po ciebie - pożegnałem się i zadzwoniłem po taksówkę.
Chciałem coś przygotować dla mojego przyjaciela. Nagle do głowy przyszła mi straszna myśl. Mam odwołać koncert i zostać z Percy'm czy iść i wrócić około dwudziestej drugiej? Tamten koncert miał trwać dłużej niż zazwyczaj. Muszę postanowić teraz, bo jutro już będzie za późno na odwołanie bądź przełożenie koncertu. Dobra, ustalę to dziś z Percy'm.
Przygotowałem dla niego kubek gorącej czekolady i wyłożyłem jakieś przystawki na stole w salonie. Włożyłem swoją płytę do odtwarzacza i śpiewałem sam ze sobą. Tak, piosenkarze mają dziwnie. Poszedłem jeszcze wziąć szybki prysznic i przebrałem upaćkaną koszulkę. Sprawdziłem godzinę : dwudziesta pierwsza trzydzieści. Percy powinien tutaj być za około pięć - dziesięć minut. Założyłem buty, schowałem telefon do kieszeni ( i pieniądze ) i poszedłem przed dom.
   Było wyjątkowo ciepło pomimo późnej godziny. Oparłem się plecami o swoją bramę i zaczekałem jeszcze chwilę. Taksówkarz przyjechał pięć minut później. Gdy tylko zobaczyłem taksówkę, nonszalanckim krokiem podszedłem do niej i rzuciłem odliczoną kwotę kierowcy.
- Nico di Angelo? - ten spytał zdziwiony
Starałem się skryć uśmiech, ale mi się nie udało.
- Tak, to ja - odpowiedziałem
Popatrzył na mnie zdumiony, a zaraz potem wyciągnął kartkę i długopis.
- Czy mógłbym... - wyciągnął w moim kierunku te dwa przedmioty.
- Dla kogo? - spytałem i zacząłem układać w myślach podpis.
- Dla Angeliny. Jest twoją wielką fanką. - odpowiedział uśmiechając się przy tym.
Odwzajemniłem uśmiech i napisałem : Od Nica di Angelo dla Angeliny. Podążaj za swoimi marzeniami i nigdy, ale to nigdy się nie poddawaj. Pozdrawiam, Angel.
Podałem autograf mężczyźnie i dopiero wtedy spojrzałem na zmieszanego chłopaka z tyłu.
Jego włosy były jak zwykle nieułożone, zielone oczy pozostały bez zmian; ciekawskie i niezbyt mądre spojrzenie się nie zmieniło. Ogólnie Percy wyglądał podobnie jak sprzed kilku lat. Kiwnąłem głową do syna Posejdona, na co on od razu wysiadł z auta. Pożegnałem się z taksówkarzem i przywitałem z Percy'm.
- Cześć - zacząłem niepewnie
- Hej, zmieniłeś się... - przebadał mnie wzrokiem od dołu do góry.
Uśmiechnąłem się po raz kolejny.
- Chodź do domu, mamy sobie wiele do wyjaśnienia - powiedziałem i ruszyłem w stronę domu.
Percy podążył za mną. Czułem na sobie jego spojrzenie, jednak przyzwyczaiłem się już do tego. Podszedłem do drzwi i wystukałem kod. Już drugi raz w ciągu godziny. Otworzyłem drzwi i od razu usłyszałem:
                                                        When you file my heat
                                                        Look into my eyes
                                                        It's where my demons hide
                                                        It's where my demons hide
                                                        Don't get too close
                                                        It's dark inside
                                                        It's where my demons hide
                                                        It's where my demons hide

Uśmiechnąłem się na dźwięk swojego głosu. Boże, jak ja dużo razy się uśmiecham. 
- Rozgość się! - powiedziałem przyjaźnie do Percy'ego i ruszyłem w stronę salonu. Przyciszyłem muzykę i usiadłem na kanapie, biorąc przy tym kubek przygotowanej przeze mnie gorącej czekolady. Percy niepewnie zamknął drzwi i tak jak ja, wsłuchał się w melodie. Byłem z tej piosenki naprawdę zadowolony. Szybko stała się hitem.  Mój gość usiadł na kanapie i popatrzył na mnie. Chyba już się domyślił, że to ja śpiewam tą piosenkę. 
- Nico... ty jesteś piosenkarzem? - zapytał i wytknął mnie palcem.
Pokiwałem głową i zaśpiewałem refren, który dopiero się zaczął. Jak ja uwielbiam śpiewanie. Poprzez śpiew można wyrażać swoje emocje. Złość, smutek, a nawet miłość...
To był ostatni refren w tej piosence. Ha, jeżeli mnie pamięć nie myli, teraz będzie... The Kill. Super, smutniejszej się nie dało? Jeszcze te oczy Percy'ego utkwione we mnie. Przecież tą piosenkę napisałem po części przez niego! To się wkopałem. A najlepszy był fragment tekstu:

                                                         Come, break me down
                                                         Burry me, burry me!
                                                         I am finished with you
                                                         Look in my eyes
                                                         You killing me, killing me
                                                         All I wanted was you

   Taaa... super. Percy wsłuchiwał się w dźwięk melodii z zaciekawieniem, a  ja czekałem na kolejną piosenkę. Chociaż nie. Następna ma jeszcze więcej wspólnego z Percy'm. Opowiada o moich uczuciach, kiedy widziałem go z Annabeth. Starałem się zaakceptować to, że jestem gejem, ale to nie było takie łatwe. Dlatego wymyśliłem tą piosenkę. To zawsze przy niej pozwalałem swoim emocją wypłynąć.
Wstałem z zamiarem wyłączenia tych piosenek. Nasłuchałem się ich już dość długo.
-  Zostaw je - powiedział Percy i złapał mnie za rękę.
Wdech.Wydech. On cię nie dotyka. On cię nie dotyka.
- Czemu? Słuchanie ich nie ma najmniejszego sensu... - starałem się go przekonać, ale zacząłem gubić się w wyjaśnieniach - No bo wiesz, te piosenki są jeszcze w telewizji. Telewizja! - odkryłem i starałem się podejść do telewizora.
Jednak nie. Syn Posejdona chce posłuchać sobie moich pioseneczek. Złapał mnie mocniej za rękę i pociągnął do siebie. Czy ja teraz na niego poleciałem? Te wszystkie nastolatki ryją mi mózg... Refren piosenki się powtórzył i zaczęła się nowa melodia. Zajebiście! Teraz będzie chyba ta najgorsza z najgorszych! Prawie upadłem przed Percy'm, ale udało mi się zachować równowagę. Wyrwałem się z uchwytu Percy'ego i w końcu wyłączyłem ten odtwarzacz.
- Nareszcie! - krzyknąłem uradowany
Percy popatrzył na mnie zdziwiony. Jak to dobrze, że on nie wie o co chodzi.
- Dobra, to o czym chciałeś ze mną pogadać? - spytałem i w ciszy usiadłem na swoje poprzednie miejsce. Wziąłem oczywiście swój kubek gorącej czekolady.
- O Annabeth - syknął i wziął łyk tego wspaniałego napoju - Ale to pyszne! - stwierdził
Zaśmiałem się i powtórzyłem jego ruch. Mmmm... Pycha! 
- Dobra, a co tam się dokładnie wydarzyło? - pytałem nadal
Percy już zajął się czekoladą. Chyba uzależnił się od niej prawie tak szybko jak ja.
- Przychodzę z pracy do domu. Tak się zdarzyło, że szybciej skończyłem i zdążyłem na autobus. Otwieram drzwi od domu i słyszę jakieś jęki. Patrzę na wieszaki - jeden dodatkowy płaszcz. Zdziwiony, poszedłem do sypialni, a tam Annabeth krzyczy do jakiegoś gościa: ,,Mocniej! Kurwa mocniej!" Ona leżała i mnie nie zobaczyła. Chciałem się zemścić, więc poszedłem do łazienki, wziąłem miskę i nalałem do niej lodowatej wody. Przyszedłem znów do pokoju i wylałem na nich całą jego zawartość. Później była kłótnia z Annabeth i rozmowa z tobą. To wszystko. - opowiedział czasem uśmiechając się na niektóre wspomnienia.
Słuchałem go z uwagą. Reakcja Percy'ego na zdradę - bezcenna. Też bym tak zrobił.
- Podczas kłótni wynikło, że zdradzała mnie przez rok. Rozumiesz? Cały rok z kurwą w domu! - dodał, odłożył kubek i złapał się za twarz.
Nie wiem czy płakał, ale mam nadzieję, że nie. Nigdy nie widziałem go aż tak załamanego. Również odłożyłem pusty już kubek i nieśmiało otoczyłem go ramieniem. Percy, o dziwo podniósł głowę. Popatrzył na mnie załamany i przytulił. Oczywiście odwzajemniłem uścisk i szepnąłem mu do ucha:
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
Przytuliłem go jeszcze bardziej i poczekałem aż otrzeźwieje. Annabeth będzie miała nauczkę...
- Nico... czy ja... mógłbym, oczywiście na jakiś czas... zamieszkać u ciebie? - spytał Percy z mokrymi oczami od płaczu. 
Popatrzyłem na niego jeszcze raz. Teraz był zagubiony, zmieszany całą tą sytuacją, a jednak odważył się mnie spytać niby o taką drobnostkę.
- Tak, pewnie. Drzwi są otwarte - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem na ustach.
Percy odwzajemnił mój uśmiech i ostatni raz mnie przytulił. Chwila... on mnie przytula. Ja go przytulam. Wszyscy się przytulają. Po dłuższej chwili, Percy mnie puścił i zaciągnął się ostatni raz napojem.
- Chodź, zrobimy jeszcze - zaproponowałem przyjaźnie.
Wziąłem swój oraz jego kubek i ruszyłem do kuchni. Kurczę, nadal nie posprzątałem tego jogurtu! Zacząłem z Percy'm jakąś mało interesującą dyskusję, dlaczego ów jogurt znalazł się na podłodze.
- Oplułem się jak do ciebie zadzwoniłem - wyjaśniłem, kiedy wlewałem mleko do garnka.
Tym razem to Percy wybuchnął śmiechem.
- Ale aż tak? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak, musiałem wziąć prysznic aby jakoś wyglądać - odpowiedziałem i odwróciłem się do niego.
Opierał się o blat stołu i śmiał. Wyglądał o wiele lepiej niż przed kilkoma minutami. Poszedłem jeszcze po mopa, który był w korytarzu. W końcu to wytrę.
- Jeszcze coś ciekawego się wydarzyło przez ten rok? - spytał Percy
Już chyba nie muszę mówić, że się uśmiechnąłem. Przy nim uśmiecham się prawie cały czas.
- Nie, tylko zostałem sławnym piosenkarzem, zacząłem jeść i się opaliłem - powiedziałem wycierając plamę po jogurcie.
Percy kolejny raz się zaśmiał i sam odpowiedział:
- U mnie, zacząłem chodzić na siłownie... - przerwałem pracę i popatrzyłem na niego z szokowaniem
- Po co? Przecież jesteś najsilniejszym herosem chodzącym na tej planecie! - przerwałem mu
Spojrzał na mnie zdziwiony, ale nieśmiało uśmiechnięty.
- Naprawdę tak sądzisz? - spytał i złapał się za kark.
To się wrąbałem.
- Tak - odpowiedziałem krótko i wróciłem do pracy.
Ufff... skończyłem. Odłożyłem mopa w kąt kuchni i poszedłem pilnować mleka.
- Dobra... skoro tak sądzisz, to jak wyjaśnisz to, że przegrałem jedną walkę? - zapytał nadal nie usatysfakcjonowany.
- Którą? - spytałem
Percy spuścił głowę i odpowiedział:
- Tą w której Bianka zginęła
Westchnąłem głęboko. Zbyt często nie myślałem o jej śmierci. Nikt nie wie o jej istnieniu oprócz mnie i Obozu.
- Percy... to nie była twoja wina - starałem się go przekonać.
- Nie, Nico. To była moja wina - zaprzeczył i po raz kolejny popatrzył na mnie - Wybaczysz mi to kiedyś? - spytał z nadzieją
Podszedłem do niego i podniosłem jego głowę.
- Ja ci już to wybaczyłem parę lat temu. - odpowiedziałem spokojnie i odgarnąłem jego włosy z twarzy.
Percy złapał mnie za tył głowy i przyciągnął do siebie.
- Naprawdę? - dopytywał
Pokiwałem twierdząco głową i odsunąłem się.
 Nie chcę, aby Percy zrobił coś, czego później będzie żałował. Mleko już się zagotowało, więc rozlałem je do naszych napełnionych czekoladą w proszku kubków i ruszyłem w stronę salonu. Percy poszedł za mną i bacznie mnie obserwował. Przez niego prawie wylałem czekoladę. Położyłem nasze kubki na stole i usiadłem. Miałem z Percy'm jeszcze jedną sprawę do obgadania.
- Percy, chciałem się spytać, czy jutro mógłbyś u mnie zostać w domu sam? - spytałem
- Tak, to żaden problem. A gdzie idziesz? - dopytywał
- Na koncert. Ale wiesz, tak głupio mi jest cię zostawić w domu - wyjaśniałem
Percy uśmiechnął się lekko.
- A co, boisz się, że coś sobie zrobię? Spokojnie, chodzę na siłownie, a pracuje jako ochroniarz - powiedział i przysiadł się bliżej mnie.
Teraz niemal nasze biodra się stykały.
- Nie, głupio jest zostawić gościa samego w domu. To byłoby niegrzeczne - odsunąłem się
On szuka tylko pocieszyciela. Tak naprawdę nic do mnie nie czuję.
- Hmmm... wiesz co jeszcze jest niegrzeczne? - spytał i znów się do mnie przysunął.
Miał niebezpiecznie dziwny głos. Jakby... chciał mi coś zrobić. Byłem już na krawędzi kanapy, więc nie mogłem się odsunąć.
- Co? - zapytałem
Percy położył się na mnie i uniemożliwił mi ruchy.
- Uciekanie przed miłością - odpowiedział i spróbował mnie pocałować.
Tak jak powiedziałem, spróbował. Wyrwałem się mu w ostatniej chwili. Poleciałem na ziemię i w coś się wbiłem. Moja lewa ręka była cała we krwi, a ja nadal leżałem pod Percy'm. Jednak to nie trwało zbyt długo. Może Percy jest silniejszy, ale ja na pewno zwinniejszy. Wymknąłem się mu i pobiegłem do łazienki znajdującej się na pierwszym piętrze.
- Och, znowu uciekasz? Ja i tak cię znajdę! - krzyknął za mną Percy.
Wparowałem do łazienki i zamknąłem drzwi na klucz. Spojrzałem w lustro. Byłem cały zaczerwieniony, a ręka cała zakrwawiona. A bolała jak diabli. Prawą ręką zacząłem szukać apteczki, która powinna być w małej szafeczce obok lustra.
- Nico... - zacząłem słyszeć wołanie Percy'ego.
On oszalał. Zachowywał się prawie tak jak w Tartarze. Wyciągnąłem szybko apteczkę i otworzyłem ją. Plastry, bandaże... Jest, woda utleniona. Odkręciłem zawleczkę i kiedy miałem polać zawartość buteleczki na rękę, ktoś mocno zapukał w drzwi.
- Wiem, że tam jesteś! - krzyknął Percy.
Jedna łza spłynęła mi po policzku. Byłem bezbronny. Już od roku się tak nie czułem. Nieśmiało otworzyłem drzwi i osłoniłem się zakrwawioną ręką. Percy dyszał ciężko i miał zaciśniętą pięść. Skuliłem się, zamknąłem oczy i czekałem na uderzenie. Jednak, nic takiego się nie stało. Otworzyłem jedno oko i zacząłem płakać. Percy trzymał jedną pięść w powietrzu i omal nie uderzył mnie nią w twarz.
- Percy... - szepnąłem i powoli odsunąłem rękę.
Mój niedoszły napastnik odzyskał świadomość i rozluźnił pięść.
- Nico... t-ty krwawisz - zauważył i złapał moją rękę.
Tym razem nie brutalnie. Wrócił stary, dobry Percy.
- Przepraszam - szepnął i podobnie jak ja zalał się łzami.
Krew kapnęła mi wcześniej na twarz stwarzając wyobrażenie złamanego nosa. 
- Wybaczam ci - szepnąłem przez łzy - Ale teraz uspokójmy się i daj mi opatrzyć tą rękę.
Percy posłuchał mnie i puścił. Usiadł na zamkniętej toalecie i próbował się opanować. Ja wziąłem odkręconą buteleczkę z wodą utlenioną i polałem ją sobie na rękę. Wydałem stłumiony przez łzy krzyk bólu, ale zaraz potem się opanowałem. Później dokładnie zabandażowałem lewą dłoń i wykonałem szybki telefon do managera. Okazało się, że na tym koncercie miała być jakaś znana gwiazda, ale jej ( tak jak i mi ) nie pasował termin i pytała się o jego przełożenie. Zaśmiałem się cicho na tą wiadomość i spojrzałem na Percy'ego. 
Uśmiechnął się, chociaż widać było, że nadal jest roztrzęsiony. Zakończyłem zadowolony rozmowę i podszedłem do Percy'ego.
- Percy... nie jestem zły. Nie panowałeś nad sobą - ukląkłem i złapałem jego twarz.
Popatrzył na mnie lekko uśmiechnięty i wziął moją zbolałą rękę. Popatrzył na nią chwilę po czym ją pocałował.
- Kiedy to się stało? - spytał nadal tuląc moją dłoń.
Westchnąłem ciężko.
- Wtedy, gdy próbowałem uciec. Wiesz, kiedy spadłem z kanapy zahaczyłem o róg stolika. - wyjaśniłem.
Percy pokiwał z wolna głową. Mnie dręczyło jeszcze jedno pytanie:
- Co ty chciałeś zrobić... tam na kanapie? - zapytałem
Uśmiechnął się z rozbawieniem.
- Wiesz... jeszcze nie masz osiemnastu lat, więc nie powinienem ci powiedzieć - odpowiedział i wstał - Chodź, wypijmy tą czekoladę
Powtórzyłem jego ruch i razem ruszyliśmy do salonu. Percy nadal nie puścił mojej ręki. Szybko zeszliśmy po schodach i usiedliśmy na kanapie.
 Wypiliśmy w zabawnej atmosferze czekoladę i śmialiśmy się z minionych lat. On opowiadał o Annabeth jakby to była tylko jego dziewczyna ( a nie miłość życia ), a ja opowiadałem o różnych, dziwnych rzeczach w świecie gwiazd. Obaj się uśmialiśmy, nie ma co! Żartowaliśmy tak sobie chyba do północy. Jak fajnie jest odnowić stare znajomości! Nie musiałem udawać kogoś, kim nie jestem. Mogłem być Synem Hadesa.
- Kiedy ostatni raz walczyłeś z potworami? - zapytał Percy nadal dusząc się ze śmiechu.
- A z tobą się liczy? - zażartowałem, a Percy walnął mnie lekko w tył głowy.
- Ejjj, nie przeginaj! Bo znowu stanę się potworem! - zażartował i udał ryczącego lwa.
Jedna łza poleciała mi ze śmiechu. Spadłem z kanapy i teraz tarzałem się na dywanie ze śmiechu.
- Nie proszę! Nie rób mi krzywdy! - zażartowałem i udałem przestraszenie.
Percy zeskoczył na mnie z sofy i udał ryk nad moją twarzą.
- Nikt cię nie uratuje! - krzyknął nadal się śmiejąc i padł obok mnie na podłogę.
Teraz razem śmialiśmy się w wniebogłosy. Popatrzyliśmy na siebie przez chwilę, po czym znów wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. To będzie niezapomniana noc. 
- Dobra... dosyć - oznajmiłem i spróbowałem wstać.
Jednak, od nadmiaru śmiechu i bólu w ręce, nie udało mi się to. Upadłem z powrotem na ziemię obok Percy'ego.
- Co ty byś beze mnie zrobił? - spytał sarkastycznie Syn Posejdona i podniósł mnie.
Tak po prostu. Nawet nie pytając mnie o zdanie.
- Puść mnie! - krzyknąłem, jednocześnie nadal się śmiejąc.
- Nie mogę! Przykleiłeś się! - zażartował po raz kolejny i mną potrząsnął.
Znów zacząłem się śmiać. Tak dobrze, to ja się dawno nie bawiłem.
- Gdzie mnie zanosisz? - spytałem już bardziej poważnie.
Percy przewiesił mnie przez ramię, więc miałem widok tylko na jego tyłek.
- Jak to gdzie? - zapytał wchodząc na schody.
No co?! Nie, on tam nie idzie.
- Puść mnie! - znów krzyknąłem
Percy zaśmiał się tylko. Serce zaczęło mi bić szybciej. On cię nie kocha - powtarzałem sobie.
Z taką myślą dotarliśmy do sypialni. Percy znów przerzucił mnie przez ramię i położył pod sobą na łóżku.
- Kocham Cię - szepnął i popatrzył mi w oczy.
Odwróciłem głowę. To przecież nieprawda. On kocha Annabeth.
- To nieprawda - zaprzeczyłem.
Pomimo tego, że było ciemno, doskonale wiedziałem, że Percy na mnie patrzy.
- Tak? Poczekaj chwilę... - zapalił lampkę i zaczął grzebać w tylnej kieszeni spodni.
Zerknąłem na niego zdziwiony. Percy wyciągnął portfel, otworzył go i pokazał mi zdjęcie. Moje zdjęcie. Dałem mu je tego dnia, kiedy obchodził swoje osiemnaste urodziny.
- Znam ten wierszyk z tyłu na pamięć - i zaczął recytować:

Od kiedy tylko pamiętam
Ludzie traktowali mnie jak potwora
Bali się mnie
Uciekali przede mną
Jednak ty dałeś mi nadzieję
Nadzieję na lepsze jutro
Dzięki tobie dziś żyję
Będę żyć jutro
Chcę ci za to wszystko podziękować
Nie mógłbym znieść
Gdybyś obwiniał się za cokolwiek związanego ze mną
Dlatego, piszę dla ciebie ten wierszyk
Jest bez rymów, lecz ma w sobie coś cenniejszego
Moją wdzięczność i... miłość do
Ciebie
Dziękuje za wszystko jeszcze raz
Na zawsze twój
Nico di Angelo

Nadal pamiętam jak go pisałem. Chciałem w końcu wyznać, co do niego czuję.
- Nico, czytałem ten wiersz każdego dnia. Analizowałem go tysiące razy. Mój związek z Annabeth przestał istnieć już jakiś czas temu. Chciałem cię odszukać. Byłem w Obozie, lecz tam powiedzieli mi, że odszedłeś dzień po mojej osiemnastce. To było miesiąc temu, a dziś, kiedy dowiedziałem się, co Ann mi zrobiła... - pokręcił głową i poczekał aż popatrzę mu w oczy. Gdy to zrobiłem, kontynuował - Chciałem uciec. Skończyć ze sobą. Więc, gdy zadzwoniłeś... nie muszę chyba opisywać, jak się wtedy poczułem. - przerwałem jego mowę pocałunkiem.
On nie zapomniał o mnie. Nie sądziłem, że jedno małe, głupie zdjęcie z wierszem na drugiej stronie będzie w stanie nas połączyć. Puściłem go i pozwoliłem dokończyć przemowę.
- Czułem się najlepiej na świecie. Jednak teraz, czuje się jeszcze lepiej. - uśmiechnął się szczęśliwy.
Złapałem jego twarz w dłonie. Mógłbym na niego patrzeć nieskończenie długo.
- Kochasz mnie jeszcze? - spytał Percy
Popatrzyłem na niego zdziwiony. Chyba głupszego pytania już dawno nie słyszałem.
- Oczywiście. Nie przestałem ani na chwilę. - odpowiedziałem z uśmiechem.
Percy pocałował mnie delikatnie i zaczął się cicho śmiać.
- Ciekawe jak zareagują twoje fanki, kiedy dowiedzą się, że jesteś gejem - zagadnął
Również zaśmiałem się cicho.
- Mam nadzieję, że nie będziesz zły, kiedy jakaś fanka wyślę mi swój stanik - powiedziałem pół żartem pół serio.
Już się taka sytuacja zdarzyła.
- Nie, tylko osobiście do niej przyjdę i... złożę jej "miłą" wizytę - odpowiedział z przebiegłym uśmiechem.
Kolejny raz się zaśmiałem.
- W to nie wątpię. Już się przekonałem jaką masz siłę - zacząłem tarmosić jego włosy.
- Wiesz co? - zapytał i jeszcze się do mnie przybliżył - Dobrze, że jednak odwołałeś ten koncert.
- A to niby czemu? - spytałem sarkastycznie i złapałem go z tyłu głowy.
Uśmiechnął się lekko i ponownie mnie pocałował.
- Mamy sobie jeszcze wiele do opowiedzenia - odpowiedział z przebiegłym uśmiechem.
Dalej już chyba nie muszę opowiadać. Z resztą, chyba to nie jest aż takie ciekawe...
Chyba. Jeśli nie liczyć jego idealnego ciała. Idealnych ruchów. I idealnego stylu bycia.
I tym optymistycznym akcentem, kończymy! 
Ciao!

wtorek, 27 stycznia 2015

LBA


Zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez . Gray Rose Dzięki za nominacje :)

Okey, chyba tego tłumaczyć nie muszę ( Gray Rose to opisała ).
Ogólnie chodzi o to, że muszę odpowiedzieć na 11 pytań, wymyślić 11 pytań i nominować 11 osób.

Pytania, które otrzymałam:


1. Masz jakąś piosenkę, która dodaje ci weny?
W zasadzie, to każda piosenka dodaje mi weny :))) Kiedy słucham Linkin Park chcę napisać o jakimś zabójstwie ( Ekhem... samobójstwie ), a kiedy Imagine Dragons to... różnie.

2. Najgorsza twoim zdaniem ekranizacja książki to...?
Percy Jackson. Jak oni mogli pokonać Kronosa w Morzu Potworów?!?!? Dlaczego Annabeth miała brązowe włosy w pierwszej części?!?!?! I dlaczego oni mieli po 16 lat??!?! ;_____;

3. W którym fandomie udzielasz się najbardziej?
Zdecydowanie w fandomie Percy'ego Jacksona.

4. Ulubiony przedmiot w szkole?
Hmmm... matematyka.

5. Najciekawsza lektura szkolna, którą kiedykolwiek przeczytałaś?
Zdecydowanie ,,Ten Obcy". A może ,,Chłopcy z Placu Broni"? Bidny Nemeczek, oj bidny.

6. Czy masz jakiś talent o którym niedawno się dowiedziałaś?
To, że potrafię mieć 3 z informatyki na koniec semestru ;-;

7. Mleko czy Kakao?
Kakałko foreva... :)))

8. Czy lubisz telenowele?
Nie wiem, nie oglądam telewizji.

9. Postać książkowa bądź filmowa, która wkurza cię najbardziej?
Peeta, Annabeth i ... Lyserg. ( Ciii... wiem, że on jest z anime ,,Króla Szamanów", ale on mnie tak wnerwia, że nie idzie wytrzymać )

10. Jaki jest twój ulubiony sport?
Siatkówka.

11. Masz jakieś lęki albo fobie?
Mam lęk wysokości ( sram nawet jak patrzę z drugiego piętra w dół ).

Okey, okey...
Ja nominuję:
( nie musisz tego robić 2 razy ;-; )

Ja taka fajna nominowałam 3 ( bądź 4 ) osoby.
BED GERL!

Oto pytanka:
1. Nico zaraz umrze w twych ramionach, co mu mówisz?
2. Jaka jest twoja ulubiona postać książkowa ( bądź filmowa )?
3. Ulubiona piosenka? ( na chwilę obecną )
4. Ulubiony przedmiot w szkole?
5. Ulubiony kolor? 
6. Czekolada czy Czekolada?
7. Twój/a ulubiona liczba?
8. Najfajniejsze Anime jakie obejrzałaś?
9. Ulubiona gra?
10. Jakiego parringu najbardziej nie lubisz? ( Homosiowego oczywiście xD )
11. Kto jest twoim ulubionym YouTube'rem?

Ilość słowa ,,Ulubiony" przekroczyła wszelkie granice ;-;.
Pozdrawiam! :)

niedziela, 25 stycznia 2015

One Shot #3 Sala samobójców

Ostrzegam: Ci, którzy lubią Ann - Nazywam ją tam niekulturalnie i stawiam w złym świetle. 
Zanim przeczytacie One-Shot'a, radzę obejrzeć film ,,Sala samobójców". Wtedy wszystko będzie dla was jasne i zrozumiałe. Występują tam przekleństwa, więc czytacie na własną odpowiedzialność!

                                         Sala samobójców


        * Nico *

     Po raz dziesiąty oglądałem ,,Sala samobójców". Za każdym razem płakałem coraz bardziej i coraz bardziej żałowałem moich wcześniejszych czynów. Ciąłem się i będę się ciął. Nikt mnie już z tego nie wyleczy. Jestem wrakiem człowieka, jadę na wyczerpaniu. Siedzę teraz na kanapie w trzynastce i płaczę, a raczej ryczę. Nadal w uszach słyszę dźwięk Dominika bełkoczącego : ,, Zadzwoń do moich rodziców! Zadzwoń do moich rodziców!!! Mama!!!", a później już jego ostatnie tchnięcie. On nie chciał umrzeć. Tak, jak ja, a mimo tego to robił. Tak, jak ja. Wiem, że może zbyt bardzo przywiązuje się do bohaterów, ale on nie zasłużył na śmierć. Zbyt bardzo się do niego utożsamiłem. Dlatego teraz ryczałem. Z bólu psychicznego, jak i fizycznego. Obok była żyletka. Podniosłem ją i przyłożyłem do mojej pulsującej żyły.
Ja tego nie zrobię - powtarzałem sobie w myślach, jednak wiedziałem, że to nie prawda.
Percy mnie zdradził i to jeszcze z tą Annabeth! Obiecywał, że nigdy mnie już nie opuści, a teraz co?! Zostawił mnie na pastwę losu, a sam migdali się w najlepsze z tą suką! Nie, ja już nie mam po co żyć.
Jeszcze bardziej przybliżam żyletkę do żyły. Boję się wykonać ten ostatni ruch. Po prostu się boję. Nie miałem życia teraz, to tym bardziej nie będę miał w podziemiach.
- Kurwa, czy ja kiedyś będę mógł odpocząć?! - krzyknąłem co sił w płucach i zalałem się łzami.
Mam nadzieję, że wszyscy mnie usłyszeli. Nie chcieli mi pomagać, to nie. Ja nie potrzebuje Percy'ego, ani tym bardziej jakiegoś innego herosa.
- Co Percy, teraz zostawisz swojego chłopaka w spokoju?!?! - ryknąłem na cały głos i wykonałem ostateczny ruch.
Pociąłem się. Znów. Jednak, to miejsce było inne niż wszystkie. Dawało zbawienie, ukojenie. Jedyne miejsce, które wyleczyć było najtrudniej. Wewnętrzna lewa dłoń, tuż przy kości. Tu już nie ma ratunku. Słyszę walenie w drzwi, jednak te nie zamierzają się otworzyć. Słyszę głosy ludzi. Niektórych poznałem zbyt dobrze, a niektórych wcale. Słyszę, jak moja krew powoli ścieka z mej ręki na podłogę. Słyszę swoją porażkę.
Kiedy uświadamiam sobie, że wcale nie chciałem tego zrobić, jest już za późno. Chwila... wybite okno. Wybili okna w moim salonie, Może ratunek jeszcze nadejdzie, lecz ja już nic nie widzę poza ciemnością. Poza narastającą i wciągającą mnie ciemnością. Nic nie czuje. Nic nie słyszę. Nic nie widzę.
Ogarnia mnie smutek i bezradność. Moja dusza odłącza się od ciała i maszeruje w stronę Hadesu. Tracę kontrole nad wszystkim co robię. Od teraz, nie jestem Nico di Angelo, tylko : Umarlak #734272380. Wędruję w stronę pustki. Nic nie może mnie zatrzymać, kiedy nagle słyszę głos. Głos tak dobrze mi znany sprzed lat. Bianka. Ona mnie woła.
- Nico, wracaj! - krzyczała, ale ja nie mogłem jej posłuchać.
Od teraz nie jestem jej bratem, tylko... nikim. Właściwie to nikim. Idę parę kroków, kiedy znów słyszę głos. Głos ciepły, miły, dający tyle wspomnień co ziaren piasku jest na plaży.W sumie, to jest on z nią związany.
- Nico! Błagam, wróć do mnie! Nie chcę Annabeth! Chcę Ciebie!!! - krzyczał nie zdający sobie z niczego sprawy Percy.
Później słyszałem też inne głosy.
,,Wróć do nas!" - krzyczał jeden z nich.
Rozpoznałem w nim Willa. On pewnie wie, że nie da się mnie już uratować, a mimo to próbuję.
Zaczynam biec. Nie wiem w jakim kierunku, ani w jakim celu. Głosy stają się coraz to głośniejsze i płaczliwe. Oni za mną tęsknią. Odwracam się, a może tego nie robię?
Patrze w głąb ciemności i dostrzegam coś. Jedno małe światełko. Spoglądam na dół i widzę nić. Nić, łączącą mnie ze światem. Delikatnie się schylam i podnoszę ją.
Świeci się, ale mryga. Patrze na nią dokładniej i zdaje sobie sprawę, że mrygające światło, to mój puls. Więc żyję. Zaczynam zwijać nić delikatnie, tworząc malutkie kółeczko. Nie mogę biec, bo się przewrócę. Idę. Głosy nadal pozostały takie same. Bianka zniknęła, lecz nie poddaję się. Podążam za swoim przeznaczeniem.
    Zbliżam się do małego źródła światła i spoglądam, co jest po drugiej stronie. Percy płacze i odpycha Annabeth od siebie wyzywając ją przy tym od najgorszych. Will reanimuje mnie, starając się jednocześnie odpędzić łzy z powiek. Wszyscy płaczą. Gdy nagle, zauważam kątem oka telewizor. Zawiesił się i cały czas z ust Dominika padały słowa : ,,Mamo!". Później, patrzę na swoje ciało. Moja klatka piersiowa unosi się i opada zgodnie z wolą Willa. Jakieś dziecko od Apolla opatruje mi rękę, a reszta stoi wokół mnie i przygląda się z powagą. Odsuwam się i dzieżę w ręce swoją więź ze światem. Bez wahania, ściskam ją mocniej. I mocniej. Staję się bielszy, jak anioł, który zmartwychwstaje. Czuję. Nic konkretnego, ale to jest dobre. To przyjemne uczucie, więc uśmiecham się lekko.
    Cofam się parę kroków i biorę kilka głębszych oddechów. Czas powrócić do świata żywych - pomyślałem i pobiegłem przed siebie, pełny nadziei. Pełny dobroci, która narastała z każdym kolejnym krokiem. Przeciskam się przez wąską szczelinę życia w ostatniej chwili.
Spadam. Nie mam pojęcia z czego. Po prostu wiem, że lecę w dół. Zaczynam czuć się słabo. Kręci mi się przed oczyma, lecz ja nie poddam się tak łatwo. Uparcie, nie pozwalam sobie nawet na chwilę odpoczynku. Nie teraz.
    Nagle, sytuacja się zmienia. Biegnę i czuję nienawiść. Rozpiera mnie energia i mam naburmuszony wyraz twarzy. Biegnę coraz szybciej. Chcę uciec, ale nie potrafię. Tylko, przed czym ja uciekałem? Pamięć mi szwankuje. Zatrzymuje się i czekam co się stanie. Powierzchnia na której stoję się przechyla. Chwieje się i znów rozpoczynam bieg. Znów zapominam po co biegłem, więc się zatrzymuje. Ziemia zaczyna się przechylać, a ja znów biec. Było tak może z dziesięć razy.
Za jedenastym, powiedziałem stanowcze ,,Dość". Zatrzymałem się i obróciłem, czekając na to niezwykłe zjawisko. Po dość krótkim czasie, podłoga zaczęła się przechylać. Zostałem w miejscu.
Wraz z każdą sekundą, trudniej było mi się utrzymać w pionie. Zacząłem się staczać. Próbowałem się czegoś złapać, lecz bez skutku. Tutaj nie było niczego.
   W końcu, zacząłem spadać. Czuje ból. Znów zła droga. Otwieram oczy, które nie wiadomo dlaczego zamknąłem. Widzę moje wspomnienia z Percy'm. Miłość. To oczywiste! Najpierw czułem ból, później nienawiść, a teraz, miłość. Mam nadzieję, że nie będzie czegoś jeszcze.
Jednak, jest tutaj jeszcze coś... strach. Strach o utracie najbliższej osoby, która jest dla ciebie wszystkim. Wyczuwałem tu jeszcze zazdrość, namiętność i podniecenie. Muszę się stąd wydostać. Niemniej, to uczucie nie pozwoli mi prędko o sobie zapomnieć. Kochałem Percy'ego nawet teraz, kiedy całował się z tą suką! Chciałem go nienawidzić, ale nie potrafiłem... i musiałem się z tym pogodzić. Więc to o to chodzi!
Przyznałem sam w duchu : Kocham Percy'ego Jacksona!
Byłem co do tego przekonany. W końcu, pozwoliłem moim uczuciom wypłynąć. Łzy ciekły mi po policzkach, ale nie ze smutku, tylko z radości. Widziałem uśmiechniętą twarzy Percy'ego. Widziałem Nas uśmiechniętych. Z tym wyobrażeniem, powróciłem do swojego ciała.
I znów poczułem ból.
- Nico! - krzyknął Will
Otworzyłem szeroko oczy i wziąłem głęboki oddech. Rozglądnąłem się po otoczeniu. Znajdowałem się w szpitalu, a podłączony byłem do jakiś dziwnych urządzeń. Will siedział obok mnie. Nigdzie nie widziałem Percy'ego.
- Percy... - wychrypiałem.
Will gdzieś pobiegł, a ja miałem chwilę czasu na ochłonięcie. Czy ja właśnie zmartwychwstałem? Czy to oznacza, że jestem Jezusem, a Percy Maryją?! Tyle pytań, a zero odpowiedzi.
W końcu, przyszedł Will, ale nie sam. Za nim szedł rozgoryczony Percy.
- Nico... - zaczął Percy i usiadł przy mnie.
Chciałem się uśmiechnąć, ale brakowało mi siły. Will wyszedł. Zostaliśmy sami.
- Cześć Percy - szepnąłem przyjaznym tonem.
Mój chłopak uśmiechnąć się lekko i złapał mnie za zdrową rękę.
- Cześć Nico - powiedział, całując moją dłoń - Tęskniłem
Zacisnąłem rękę na dłoni Percy'ego. Nie musieliśmy nic mówić. Wystarczyły tylko drobne gesty.
- Jak długo byłem nieprzytomny? - spytałem i postarałem się usiąść.
Jednak, nie udało mi się to. Percy przycisnął mnie do łóżka, mamrocząc abym nie wstawał. Usłuchałem się go.
- Dziesięć dni. Dziś jest jedenasty - odpowiedział i przycisnął mą dłoń do swojej twarzy.
Otarłem jego łzy i złapałem za policzek, zmuszając jednocześnie, by spojrzał mi w oczy. Było w nich tyle cierpienia i smutku, niczym w moich. Odważyłem się zadać to pytanie, które nurtowało mnie przez ostatnie kilka dni.
- Dlaczego mnie zdradziłeś?
Percy'ego najwidoczniej nie zaskoczyło to pytanie. Usiadł prosto i z godnością, zaczął mi wszystko tłumaczyć.
- To nie ja zrobiłem. Ta dziwka, znaczy... Annabeth, umówiła się z Drewnem, znaczy... Drew, że ona zaczaruje mnie czarmową. Z początku jej to wychodziło, ale później zaczynałem odzyskiwać świadomość. Wtedy poprosiła o pomoc Pizdę, znaczy... Piper. Ta jej pomogła, ale pod jednym warunkiem. Miałem się z nią przespać. Dzięki bogu, odzyskałem świadomość w momencie, kiedy zaczynała się do mnie dobierać. Wtedy pobiegłem do ciebie i chciałem wyjaśnić całą tą sytuację, jednak ty... - nie dokończył. Nie pozwoliłem mu.
Ręką zakryłem jego usta i przybliżyłem do siebie. Ta podstępna suka chciała zgwałcić mojego chłopaka! Tylko ja mogę to robić!
- Kochasz mnie? - odciągnął moją dłoń Percy.
Popatrzyłem na niego po raz kolejny. Jak można go NIE kochać?
- Tak, nigdy nie przestałem - odpowiedziałem
Percy uśmiechnął się uradowany i pocałował mnie. Nie powiem, dość namiętnie, ale stać go było na coś więcej. Pewnie przez tą Annabitch stracił wprawę. Ja pomogę mu ją odzyskać. Ale to później. Najpierw muszę dojść do siebie i nauczyć się dostrzegać piękno tego świata...

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Percico *,* 11

                                  #11 Would you like to...

         * Percy *

     Dość szybko znaleźliśmy miejsce na prowizoryczne obozowisko.
   Nico znalazł kilka patyków, a ja później rozpaliłem ognisko. Kiedy ułożyłem się już wygodnie, nagle zaczęło burczeć mi w brzuchu. Wziąłem więc torbę i wyjałem z niej nasze ostatnie zapasy, a były to : dwie paczki sucharów, trzy kanapki, jeden sok pomarańczowy i jedna butelka wody. Trzeba będzie pójść do sklepu - pomyślałem z goryczą. Wziąłem kanapkę i natychmiast ją zjadłem w międzyczasie, pytając się Nica czy też jest głodny. On, już praktycznie śpiąc, zaprzeczył ruchem głowy i ułożył się do spania.
   Podszedłem do niego i odparłem go o moje ramię. Nico przesłał mi pełen zmęczenia wzrok i przytulił mnie mocno. Nie musieliśmy nic mówić, rozumieliśmy się bez słów. Tak, to ten jedyny - pomyślałem i uśmiechnąłem się pod nosem. Spojrzałem jeszcze na niewinnego chłopaka, który mnie przytulał.
   Był taki słodki,  że aż miałem ochotę wytarmosić go za policzki, tak jak to miały w zwyczaju robić ciotki. Miło wiązać z kimś nadzieję na przyszłość, ale jednak jest to spora odpowiedzialność. Martwisz się o tą osobę cały dzień, a kiedy nadchodzi noc... to też się martwisz. Śnisz o tej osobie, a potem znów o niej myślisz. I tak w kółko. Dzień za dniem. Ale powiem jedno,  kiedy już jesteś z tą osobą i wiesz, że ona jest bezpieczna w twoich ramionach, to wtedy te wszystkie zmartwienia idą w niepamięć i liczy się tylko ta jedyna chwila.
Po raz kolejny, rozmarzyłem się o przyszłości z Nico.
Byliśmy na plaży, blisko domu. Nadal pamiętam jak go kupowaliśmy! Ja koniecznie chciałem mieć dom przy morzu bądź jeziorku, a Nico' wi wystarczyło, aby domek był czarny. No i taki był, tylko, że w połowie. Połowa rzeczy była niebieska i połowa czarna. Atena pewnie nerwicy dostawała, kiedy widziała jak go urządzaliśmy. Nasze planowanie wyglądało mniej więcej tak:
- Okej, podłoga będzie czarna... - zaczął planować Nico
- Ale z akcentami niebieskiego - wtrąciłem.
Nico popatrzył na mnie zażenowany.
- Jak to będzie wyglądać? - spytał
Udałem zamyślenie.
- Jak Nasz wspólny dom - odpowiedziałem i przytuliłem swojego chłopaka.
Ten wtulił się we mnie, a później zaczął dalej urządzać pokoje.
Ogólnie sytuacja wszędzie była taka sama. Wszystko było czarne z niebieskimi akcentami bądź niebieskie z czarnymi dodatkami. Tak... to zdecydowanie Nasz dom.
Ale wracając do sytuacji na plaży, ja i Nico siedzieliśmy przytuleni do siebie i obserwowaliśmy przepiękny zachód słońca. Słuchałem szumu morza, ćwierkających za nami ptaków i wydychanego powietrza przez Nica. Było wprost idealne. Czułem, że wszystko czego potrzebuje do szczęścia, znajduje się w moich ramionach.

I tak również czułem się w tej chwili. Ocknąłem się z marzeń i zobaczyłem, jak w stronę moją i Nica, podchodzi Hades. Już był w swoim zwykłym ludzkim wcieleniu.
Szedł pewnym krokiem z wysoko uniesioną głową. Ojjj... zawsze, kiedy tak idzie, szykują się kłopoty. Przytuliłem Nica trochę mocniej i spokojnie czekałem na Pana Upiorów. Już z daleka można było wyczuć jego zły nastrój. Miałem chociaż nadzieję, że nie obudzi Nica. Co jak co, ale jemu należało się już trochę snu. Dużo przeszedł przez te dwa dni.
   Na szczęście, mnie prośby zostały wysłuchane. Gdy tylko Hades, zobaczył śpiącego w mych objęciach Nica, zdenerwowany szepnął :
- Wrócę jak się obudzi - po czym zniknął.
Uff... pomyślałem uradowany. Co za szczęście. Chyba mogę siebie nazywać farciarzem roku. No cóż, to idealna pora na rozmyślanie.
Tym razem byłem z Nico w sklepie. On przymierzał koszulki, a ja oceniałem go w skali 1-10. Dawałem mu same jedynki. Jakoś żadna z koszulek do niego nie pasowała. Mój chłopak w końcu się zdenerwował i zapytał:
- Jak bym według Ciebie najlepiej wyglądał?
Udałem zamyślenie i podszedłem do niego.
- Dla mnie? Bez koszulki dałbym ci dziesięć, a bez czegoś innego... - nie dokończyłem, tylko pocałowałem Nico w usta.
Wepchnąłem go do przymierzalni, namiętnie przy tym całując. Szybko zasunąłem za sobą zasłonkę i złapałem Nica w okolicy bioder. On ściągnął z siebie nową koszulkę i sam zaczął mnie całować w okolicy szyi.
- Chcesz to zrobić tutaj? - szepnął mi do ucha, a zaraz potem je lekko podgryzł.
Pocałowałem go w odpowiedzi i usadowiłem na lekkim podwyższeniu. Całowaliśmy się jeszcze przez chwilę, a później zaczęliśmy się nawzajem podszczypywać, podgryzać... Dla innych, mogło to sprawiać ból, ale dla Nas - tylko przyjemność. Tylko to czuliśmy przy każdym naszym zbliżeniu. Moglibyśmy się tak pieścić przez wieki, ale kiedyś trzeba było przejść do rzeczy. Obniżyłem spodnie i swoje i Nica. Wszystko było robione spontanicznie, a jednak każdy z nas wiedział, co należy w danym momencie zrobić.
- Kocham Cię - szepnął Nico, tuż przed tym, jak miałem w niego wejść.
Jednak do tego nie doszło.
- Percy, ty leniu. Wstawaj! - krzyczał mi do ucha Syn Hadesa.
Otrząsnąłem się i stwierdziłem, że wokół nas nie było żadnej przymierzalni, ani choćby sklepu.
- C-co? - zapytałem zaspany.
Nico popatrzył na mnie z zażenowaniem i spróbował wyrwać się z mych objęć. Jednak, nawet zaspany, byłem silniejszy od niego.
- Puść mnie! - krzyknął Nico i znów spróbował się wyrwać.
Tylko mocniej przytuliłem go w pasie i zacząłem oddychać tuż przy jego szyi.
- Miałem świetny sen - zacząłem cicho i zaczekałem, aż Nico będzie gotowy mnie wysłuchać.
- Jaki? - spytał i przestał się wyrywać.
A nawet wręcz przeciwnie. Położył się ponownie i wsłuchał w dźwięk mojego głosu.
- Idealny. Może kiedyś uda nam się go zrealizować - odpowiedziałem wymijająco i pocałowałem go delikatnie w szyje.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie Herosy! Wiem, wiem... krócej się nie dało prawda? Ale prawie były szekszy, więc jest dobrze :3
Mój zryty mózg jest coraz bardziej zryty :/
A więc tak, Solangelo tu chyba nie napiszę ( najwyżej stworzę osobnego bloga na ten parring :3 )
Rozdział postaram się dodać wcześniej, ze względu na krótką długość tego ( gówna ) rozdziału.
No dobrze, Pozdrawiam i weny życzę :DDD
U mnie tej weny nie przybywa... no cóż... Bob says Hello.
Papapa :*
Ps. Jestem na okresie próbnym na stronce ,,To jest jak Dom Nocy, Piper. Powinniśmy zamknąć oczy", a podpisuję się tam ~Fiweł~ ( jakby ktoś był ciekaw dlaczego, zapraszam na mojego aska ;) )
A co do stronki, to będę tam dodawać posty od 27.01 - 02.02 :)
Bye, bye :D

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Percico *,* 10

                                      #10 Would you like to...


             * Nico *

     Tłumaczyłem plan Hadesowi i Percy'emu już chyba po raz dziesiąty.
   Chciałem mieć po prostu pewność, że nikomu nic się nie stanie. Znaczy, o Hadesa to się niezbyt martwiłem. Bardziej chodziło mi o Percy'ego...
- Wszyscy rozumieją? - upewniałem się jeszcze
Wszyscy pokiwali ochoczo głowami. Dobra, pora zaczynać.
Kiwnąłem zachęcająco do Hadesa, a ten jak na zawołanie, przybrał postać schorowanego starca. Lekko uśmiechnąłem się na widok osoby, którą wybrał, a była to starsza wersja Gabe'a - byłego ojca Percy'ego.
- No, ej! - oburzył się Percy
- Co? Kto bogatemu zabroni... - palną Hades przez ramię i wyszedł.
Zaraz moja kolej.
- Wszystko okej? - spytałem po raz setny Percy'ego
Ten przewrócił oczami.
- Tak, na pewno, na sto procent. - odpowiedział od razu na wszystkie pytania, jakie chciałem mu zadać.
Usiadłem zmęczony na brzegu łóżka i ziewnąłem. Dzisiaj, zdarzało mi się to dość często. W sumie, to nie mam się co dziwić. Nie spałem "normalnie" już od bodajże dwóch dni.
- Kiedy już stąd wyjdziemy, będziesz spać cały dzień - oznajmił Percy.
Spojrzałem na niego podejrzliwie.
- Nie jestem zmęczony - zapewniłem.
A zaraz po tym, jak na ironię losu, kolejny raz ziewnąłem.
- Właśnie widać...- mruknął Percy i mnie przytulił.
Poprawiło mi to trochę samopoczucie. Każda pora na przytulanie jest dobra. A zwłaszcza, gdy przytulającym jest Percy.
- Puść mnie - nakazałem Percy'emu.
Mówiłem to z lekkim bólem w sercu, ale wiedziałem, że jeżeli nadal będę tu tak z nim leżeć, to najprawdopodobniej zasnę.
Percy po dłuższym zastanowieniu puścił mnie i usiał tuż obok. On też, ma niełatwe zadanie do wykonania. Niby wszyscy lekarze będą zajęci, ale nigdy nic nie wiadomo. Percy złapał mnie za ramię i pociągnął je w tył, aby tym samym zmusić mnie do popatrzenia sobie w oczy. Jego jak zwykle były piękne, może lekko zmęczone, ale i tak robiły wspaniałe wrażenie. A moje? Zgadywałem, że wyglądam jak milion nieszczęść. Cienie większe pod oczami niż zwykle. Wychudzone policzki, a teraz także lekko czerwone. Cóż, przynajmniej łatwiej będzie mi wczuć się w rolę.
   Mój chłopak przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Boże, jak dawno tego nie robiliśmy. Nawet nie zorientowałem się, kiedy odwzajemniłem jego ( jak zwykle ) idealny pocałunek. Poczułem się znów kochany i doceniony. Tak, to magia Percy'ego... umie naprawdę poprawić humor.
   Po pocałunku, popatrzyłem mu jeszcze raz w oczy. Tym razem, aż można było wyczuć jego radość. A najlepsze było to, że przyczyniłem się do tej radości.
- Dzięki - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- To była dla mnie przyjemność - odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
Uśmiechnąłem się do niego raz jeszcze i wstałem.
- Za pięć minut, czas na mnie. Wyjdź jakieś dziesięć minut po mnie, okej? Ja do tego czasu, odciągnę pielęgniarki od korytarza i zajmę je czymś - mówiłem w trakcie podchodzenia do umywalki.
Przemyłem sobie twarz, orzeźwiającą, zimną wodą. Od razu lepiej - pomyślałem.
Odwróciłem się z powrotem w stronę Percy'ego. Siedział tak samo jak wcześniej, tylko z bardziej marzycielskim wzrokiem. Uśmiechał się lekko do ściany na którą właśnie się wpatrywał. Przywarłem do ściany i obserwowałem jego poczynania. Coraz to bardziej i bardziej uśmiechał się do tej ściany. Kurczę, co on takiego w niej widzi? W końcu nie wytrzymałem i zapytałem:
- Percy, czy ty masz jakieś zwidy?
Mój chłopak potrząsnął gwałtownie głową i odwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy.
- Nie, nie mam. Tylko... wyobrażam sobie przyszłość - odpowiedział z nutką rozmarzenia w głosie.
Przewróciłem oczami. Na razie, to niech on się skupi na zadaniu.
- I jak ją widzisz? - spytałem z lekkim uśmiechem.
Percy roześmiał się cicho na to marzenie.
- Ty, ja, domek blisko plaży. Bez potworów, bez przepowiedni. Świat idealny. - odparł i popatrzył marzycielko na ścianę - A jeżeli chodzi o tą ścianę, to jest taka... ładna.
Percy i jego mądre komentarze. Nie wiem, czy kiedyś się do nich przyzwyczaję.
 - Percy, Percy... - mruknąłem zaspany i znów ziewnąłem.Nie jestem śpiący - powtarzałem sobie w duchu.
Spojrzałem na zegar naścienny. Dochodziła już szesnasta. Dobra, już naprawdę czas wyruszać.
- Idę - oznajmiłem Percy'emu i podszedłem do niego.
Percy oczywiście opóźnił moje wyjście kilkoma pocałunkami. Jak na to kocham.
Wyszedłem z pokoju zadowolony, ale natychmiast przybrałem minę zbitego dziecka. Pomyślałem o tym, co było najgorsze w moim życiu i poszukałem pielęgniarek. Akurat jedna stała dość niedaleko. Wyglądała młodo i pięknie, a sądząc po minie, była przyjaźnie nastawiona. 
   Udając zakłopotanie, podszedłem do niej i miałem ją, głośno przy tym łkając. Ta zdenerwowana, obejrzała się i przyjrzała mi się uważnie z troską w oczach. Cel osiągnięty!
   Zwrócenie uwagi : zaliczone ( Proszę, bez skojarzeń xD - Patrycja ). Jeszcze tylko : Tłumaczenie, ulitowanie i ztrolowanie. Plan idealny...
Usiadłem na krześle przed jednym z pokoi i schowałem twarz w dłonie, wymuszając na sobie płacz. Nie było aż tak trudno, jak myślałem na początku. Pewnie byłoby inaczej, gdybym nie był herosem. Bo, przecież każdy normalny człowiek, aby się rozpłakać, przypomina sobie sceny z Tartaru,  co nie? Chyba jednak na serio nie.
   Ale, wracając do mojej aktualnej roboty, szło mi chyba całkiem nieźle. Widziałem kątem oka, jak pielęgniarka patrzy na mnie z zatroskaniem i zastanawia się czy podejść. Postanowiłem jednak ułatwić jej decyzję. Zacząłem mówić do siebie ,, Dlaczego ja?" ,, Dlaczego?" I tego typu inne zażalenia. Pielęgniarka, po dłuższym zastanowieniu, podeszła do mnie i traciła mnie delikatnie w ramię. 
- Nic ci nie jest? - spytała zmartwiona
Spojrzałem na nią czerwonymi, od łez oczami. 
- Ja...Mój...Tata...Wypadek... - wybełkotałem do niej.
Ta, z jeszcze większym zmartwieniem na twarzy, przytuliła mnie. Spodziewałem się tego. Większość kobiet by tak zrobiła. Odwzajemniłem jej uścisk i wypłakałem jej się na ramieniu.
Nagle, zobaczyłem coś równie komicznego jak i strasznego. Percy właśnie stał w drzwiach od korytarza i przyglądał mi się. Na prawdę? - pomyślałem. Dałem mu wzrokiem znak, aby ruszał, co on od razu wykonał. Przytuliłem pielęgniarkę trochę mocniej i  jeszcze "poprawiłem" swoją sytuację. 
- Mój ojciec... On już prawie umiera...lekarze dają mu pięć procent życia... - zrobiłem krótką przerwę i dodałem dla efektu niewiniątka - A ja nie chce go stracić. 
Po tych słowach ponownie zalałem się łzami. Akurat w tyn momencie, Percy spojrzał mi w twarz z zachwytem. Mój wzrok zdawał się mówić ,, Wiem, ma się talent ". Nie, no najważniejsze jest doświadczenie, a ja go już trochę posiadałem. 
Percy przemknął obok pielęgniarki niezauważony. A przynajmniej tak myślał na początku. Nagle z dupy pojawiło się dwóch lekarzy idących w naszym kierunku. Fuck! Myśl, myśl, myśl....mam! Puściłem pielęgniarkę i podziękowałem jej za pomoc. Gdy ta miała się oddalić, złapałem ją gwałtownie za rękę i pociągnąłem w stronę dwóch lekarzy. 
- Może Pani jeszcze pójść ze mną do ojca? - błagałem w biegu.
Ta mruknęła coś w odpowiedzi, ale chyba oznaczało to potwierdzenie. Ruszyłem z nią szybko przed siebie, aby przypadkiem nie dostrzegła Percy'ego, który chował się przy ścianie. Przed lekarzami, specjalnie się wywróciłem i pociągnąłem za sobą pielęgniarkę. Krzyknąłem, udając ból w kolanie. Lekarze pomogli mi szybko wstać, a zaraz po tym zajęli się pielęgniarką. Właśnie widać, jaki mają "szacunek" do płci pięknej. 
   Kiedy zapewniłem lekarzom, że wszystko jest w porządku i właśnie mieliśmy się rozdzielić, znów zasymulowałem ból w kolanie. Upadłem jeszcze dla lepszego efektu. Zaraz lekarze i pielęgniarka, rzucili się do mnie z ofertą pomocy. Przyjąłem ofertę i uścisnąłem dłoń jednemu lekarzowi. Uznałem, że to bez sensu co robię i istnieje tylko jedno rozsądne wyjście. Dałem Percy'emu szybki sygnał wzrokiem, aby mi pomógł. Percy pokiwał głową i przystanął blisko drugiego lekarza.
   Jednym, szybkim ruchem,  pociągnąłem lekarza  do siebie i ogłuszyłem go. Pielęgniarka, była zbyt zszokowana, by coś zrobić, więc wykorzystałem okazje i podziałem jej  nogi. Ją również ogłuszyłem i położyłem obok lekarza. Przez ten czas, Percy zajął się drugim doktorkiem. Ten też leżał  na podłodze nieprzytomny. 
- Ooo... masz moją torbę - dopiero teraz dostrzegłem na ramieniu Percy'ego, zawieszoną, morową torbę. 
Percy popatrzył na mnie ze zdziwieniem. 
- Nie gniewasz się? - spytał niepewnie. 
Parsknąłem lekceważąco.
- Nie, kto by tam się przejmował dwoma lekarzami... 
- Uch, już myślałem, że jesteś zły - odetchnął Percy. 
- Bo jestem! Mieliśmy nikogo nie pozbawiać przytomności! - powiedziałem trochę głośniej. 
Percy popatrzył w dół z smutną miną.
- Nie chciałem - tłumaczył się. 
Podszedłem do niego, uważając przy tym na nieprzytomnych i pocałowałem go. Odwzajemnił ten nieoczekiwany pocałunek, a zaraz po nim się uśmiechnął. 
- Czyli jednak mi wybaczasz! - stwierdził uradowany.
Przewróciłem oczami. On jest taki spostrzegawczy...
- Tak, a teraz chodź - powiedziałem z uśmiechem i ruszyłem do przodu.
Nikogo jak na razie nie dostrzegłem, ale teraz mogłem się spodziewać wszystkiego. Przecież plan był zupełnie inny...
No cóż, taka wola boża, czy jak to tam mówią. Poszedłem w głąb kolejnego korytarza. Również nikogo tam nie było. Najwidoczniej Hades aż nazbyt spełnił swoje zadanie - pomyślałem zadowolony. Ruszyliśmy kolejnym kolejnym korytarzem, aż doszliśmy do schodów. 
   Zszedłem pierwszy i sprawdziłem czy nikogo nie ma. I tak właśnie było. Tylko pani recepcjonistka siedziała przy biurku i przyjmowała nowych pacjentów. Raczej nie zorientuje się, że Percy przyjechał dwa dni temu.
   Wszedłem szybko na schody i zachęciłem Percy'ego ruchem ręki do zejścia. Syn Posejdona, od razu mnie posłuchał i zaczął schodzić. Kurczowo trzymał się poręczy i powoli stawiał kroki. Chciałem go jakoś odciążyć, więc kilkoma susami znalazłem się przy nim i zabrałem swoją torbę.
- Dzięki - powiedział wyraźnie odciążony.
Uśmiechnąłem się do niego i znów ruszyłem w dół. Parę sekund później, dołączył do mnie Percy.
Pewnymi krokami ruszyliśmy do wyjścia budynku. Od razu poczułem się lepiej na otwartej przestrzeni i odetchnąłem świeżym powietrzem. 
- Czekamy na Hadesa? - spytał Percy. 
- Nie, znajdźmy schronienie. Sam do nas później dołączy - odpowiedziałem i rozejrzałem się po otoczeniu. 
Z lewej strony był malutki las, w którym moglibyśmy przenocować. Na myśl o spaniu, ziewnąłem. Kolejny raz tego dnia.
- Do lasu? - wyprzedził moją propozycję Percy.
Spojrzałem na niego mile zaskoczony.
- Tak, też o tym pomyślałem - odparłem i ruszyłem w stronę naszego nowego obozowiska.


poniedziałek, 5 stycznia 2015

Percico *,* 9

                                      #9 Would you like to...


             * Percy *

     Plan Nica był wprost genialny, tak jak jego stwórca.
   Nico właśnie opowiadał nam końcową fazę swojego planu, dzięki któremu ( rzekomo ) wypuszczą mnie ze szpitala. Ów plan, polegał na tym, że Hades ma przybrać formę starca i wmówić lekarzom, że cierpi na nieskazitelnie rzadką i straszną chorobę. Wszyscy pracownicy szpitala ( według planu ) mają zbiec się wokół Hadesa. Pewnie parę pielęgniarek zostanie, ale Nico też o tym pomyślał. Mój chłopak ma za zadanie udawać chorutkiego i bezbronnego chłopczyka, aby pielęgniarki się nad nim ulitowały i zwróciły na niego całą swoją uwagę. Wtedy nadchodzi moja rola w całym planie.
   Mam niepostrzeżenie prześlizgnąć się do wyjścia od szpitala. Niby nic trudnego, ale w moim obecnym stanie... nie będzie łatwo. Nie chodziłem przez cały jeden dzień... i miałem skręconą i zwichniętą kostkę. Jednak, zapewniłem Nica i Hadesa, że sobie poradzę.
- Percy, pamiętaj, najpierw zakręt w lewo, później biegniesz prosto przez dłuższy kawałek, znów w lewo po czym zaraz w prawo. Jesteśmy na pierwszym piętrze, więc będziesz musiał zejść po schodach... - Nico zaczekał na moją reakcje, a kiedy pokiwałem twierdząco głową, mówił dalej - Dobrze, po schodach masz już właściwie prostą drogę. Nikt w poczekalni, raczej nie będzie cie podejrzewał o ucieczkę ze szpitala - dokończył i spojrzał na mnie, tymi pewnymi oczami.
   Uśmiechnąłem się i zachęciłem ruchem brwi, aby zrobił to samo. Ten mnie posłuchał i na jego słodkiej twarzyczce widniał już malutki uśmieszek. Jak to się mówi : Achievement Get! Pięknie wyglądał z uśmiechem, a jego idealnie białe zęby, jeszcze dodawały mu urody.
- Percy... - Nico pstryknął mi palcami przed oczami.
Chyba się o nim za bardzo zamyśliłem.
- Tak, tak, jestem - odpowiedziałem i potrząsnąłem głową.
Nico popatrzył na mnie niepewnie.
- No nie wiem... - mruknął nieprzekonywająco
Złapałem go delikatnie za rękę.
- Jestem i zawsze będę - stwierdziłem stanowczo i popatrzyłem mu w oczy.
Znów na jego buźce zawidniał malutki uśmieszek.
- Wiem. Jeszcze boli? - spytał i popatrzył na moją klatkę piersiową.
Domyśliłem się, że chodzi mu o złamane żebra. Wcześniej z Hadesem podali mi ambrozję i nektar, ale złamania jeszcze nie do końca się zagoiły.
- Trochę - skłamałem, co Nico od razu wyczuł.
Nie wiem jak on to robi, ale zawsze wie, kiedy kłamie.
- Trochę? - spytał z lekkim sarkazmem.
Przewróciłem oczami.
- Bardzo, ale nie przejmuj się, dam radę - zapewniłem i starałem się spojrzeniem dodać mu otuchy.
Tym razem chyba mi się nie udało, bo Nico puścił moją rękę i poszedł w stronę torby. Tam schował ambrozję i nektar, bo uznał, że nie chce tego wszystkiego nosić w kieszeni. Te problemy półbogów...
- A może dać ci jeszcze trochę ambrozji? - spytał Nico i wyciągnął pokarm bogów z kieszonki torby.
- Nico, przecież i tak już za dużo wziąłem - starałem się odciągnąć go od myśli podania mi kolejnej dawki.
   Nico stał niezdecydowany przy torbie. Widać było, że w środku walczy sam ze sobą. Nie mogłem na to patrzeć, więc postanowiłem coś zrobić. Coś, co przygotuje mnie przy okazji do dzisiejszej misji. Wcześniej już siedziałem na łóżku, więc miałem odrobinę łatwiej. Podniosłem się jeszcze i przerzuciłem nogi przez łóżko. Moje stopy, dotykały zimnej podłogi. Zakręciło mi się w głowie. Klatka piersiowa aż paliła od bólu, ale nie mogłem zostawić Nica. On nadal stał sparaliżowany i zdezorientowany przy torbie. Przynajmniej Hadesa tutaj nie ma... - pomyślałem.
   Okey, raz kozie śmierć. Teraz albo nigdy.Wóz albo przewóz. Czy ja w końcu przestanę myśleć o jakiś przysłowiach i wstanę?! Otóż tak. Podniosłem się z łóżka i stałem teraz na własnych nogach. Chwiałem się przez chwilę, ale zaraz po tym odzyskiwałem równowagę. Dobra, jest coraz lepiej. Zrobiłem mały krok do przodu. Nie upadłem, a w sumie, było całkiem zwyczajnie. Zrobiłem drugi, już trochę większy krok. Później trzecie, czwarty, piąty... aż dotarłem do Nica. On nadal stał zamyślony przed torbą.
   Delikatnie przytuliłem go. Ocknął się nagle i próbował wyrwać, ale po chwili, zrozumiał kto go trzyma.
- Percy? - spytał cicho i obrócił się w moją stronę.
Był na wysokości mojej klatki piersiowej. Uniósł wzrok, aby popatrzyć w moje oczy.
- Tak? - spytałem ciekaw.
Nico dosłownie ,,wtopił" się we mnie.
- Nic, fajnie, że jesteś. - odpowiedział cicho.
Popatrzyłem przed siebie ze zdumieniem w oczach.
Jak dużo można znaczyć, dla tak maleńkiej osóbki...