Poszukiwania
* Nico di Angelo *
Mijałem drzewa z prędkością światła, uciekając przed harpią. Chwile sobie odpoczywałem i od razu musiał mnie wytropić jakiś potwór. Nie miałem siły by zamienić się w cień, więc pozostało mi uciekanie. Zganiłem się w duchu, za nie honorowe zachowanie i przystanąłem. Wziąłem miecz do ręki i czekałem na napastnika. Byłem już strasznie zmęczony, ale powinienem dać radę. Gdy tylko potwór przyleciał, zaczęła się walka. Nie muszę chyba jej opisywać - nic ciekawego się nie wydarzyło. Pokonałem przeciwnika w parę minut, a sam zostałem tylko raz drapnięty w ramię. Krew trochę poleciała, ale nic poważnego się nie stało.
Następne pięć minut poświęciłem na kolejny odpoczynek i nad zastanowieniem się nad całą tą sprawą. A jeżeli Will już nie żyje i szukam go... bezsensownie? Bezcelowo? Może lepiej pogodzić się z jego śmiercią bez dowodów niż znaleźć jego martwe, zimne ciało... Wzdrygnąłem się. Jak ja mogłem pomyśleć o czymś takim?! Przecież Will żyje, nie jest miękkim chujem robionym!
Kolejny raz wstałem, zrobiłem te same rzeczy, ale po Willu nie zostało ani śladu. Zupełnie, jakby wsiąkł z Matkę Gaję, co nie było najlepszym pomysłem, zwłaszcza po bitwie z nią. Ze względu na to, że była jakaś wczesna godzina (obstawiam szóstą), niedługo będę musiał wrócić do Obozu. Ale najpierw Will. Muszę go znaleźć.
Poszukałem kolejną godzinę i nic. Kompletnie. Dlaczego?! Zacząłem kierować się w stronę Obozu w formie cienia, by być tak jak najwcześniej. Kiedy wyczułem coś. Nie było to miłe, ani materialne. Posiadało w sobie wszystkie złe emocje, nękające mnie przez większość mojego życia. To była właśnie pustka. Złapała mnie, nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy. Nawet, gdy byłem cieniem, potrafiła mnie dorwać. A ja nic nie potrafiłem na to poradzić.
Starałem się wyrwać, uciec. Zmieniłem się w człowieka, by jakoś z tym walczyć, ale jak walczyć z... cieniem? Czarną mgłą? Zacząłem więc bieg. A przynajmniej chciałem go rozpocząć. To coś, złapało mnie za kostkę i przyciągało do siebie. Czułem się coraz słabszy, miałem ochotę znów się poddać. Gdy stało się tak, że leżałem na trawie i trzymałem mocno, kępkę trawy, krzyknąłem. Był to krzyk na tyle głośny, iż wszyscy powinni go byli usłyszeć. Może nawet dotarł do Obozu, nie wiem. W sumie, nie znajdowałem się od niego aż tak daleko, więc to nawet prawdopodobne.
Udało mi się przez minutę utrzymać w tej pozycji. Było ciężko, moje knykcie były całkowicie białe, paznokcie czarne od gleby. Z oczu nie ciekły mi łzy, gdyż już dawno pogodziłem się ze śmiercią. Może nawet jej pragnąłem.
Kiedy miałem puścić to zielsko, usłyszałem go. Ten donośny krzyk, który czasem skierowany był w moją stronę niewłaściwie. Ale jednak był. Dopiero wtedy, z oczu wypłynęła samotna, szczęśliwa łza.
- Nico! Zamień się natychmiast w cień! - krzyknął.
Posłuchałem się go. Mogłem mu ufać bardziej niż sobie. Ostatnimi siłami wykonałem jego polecenie. Wtedy macki trzymały część mojego cienia i chciały się z nim połączyć. Znów zaczęła się zacięta rywalizacja. Will dobiegł do nas i wydarzyło się coś dziwnego.
Chłopak rozbłysnął złotym światłem i otoczył mnie nim. Dostałem dużo energii, której nie mogłem nie wykorzystać. Wyrwałem się dziwnemu stworowi, a następnie zamieniłem w człowieka. Przybliżywszy się do Willa, poczułem się bezpieczny. On nadal dziwnie się świecił i odstraszał tego niematerialnego potwora. Zamknąłem oczy, by choć na chwilę zapomnieć o wszystkim. I to był zły wybór.
Natychmiast odpłynąłem, od nadmiaru sił i szczęścia w smutnej duszy.
Mijałem drzewa z prędkością światła, uciekając przed harpią. Chwile sobie odpoczywałem i od razu musiał mnie wytropić jakiś potwór. Nie miałem siły by zamienić się w cień, więc pozostało mi uciekanie. Zganiłem się w duchu, za nie honorowe zachowanie i przystanąłem. Wziąłem miecz do ręki i czekałem na napastnika. Byłem już strasznie zmęczony, ale powinienem dać radę. Gdy tylko potwór przyleciał, zaczęła się walka. Nie muszę chyba jej opisywać - nic ciekawego się nie wydarzyło. Pokonałem przeciwnika w parę minut, a sam zostałem tylko raz drapnięty w ramię. Krew trochę poleciała, ale nic poważnego się nie stało.
Następne pięć minut poświęciłem na kolejny odpoczynek i nad zastanowieniem się nad całą tą sprawą. A jeżeli Will już nie żyje i szukam go... bezsensownie? Bezcelowo? Może lepiej pogodzić się z jego śmiercią bez dowodów niż znaleźć jego martwe, zimne ciało... Wzdrygnąłem się. Jak ja mogłem pomyśleć o czymś takim?! Przecież Will żyje, nie jest miękkim chujem robionym!
Kolejny raz wstałem, zrobiłem te same rzeczy, ale po Willu nie zostało ani śladu. Zupełnie, jakby wsiąkł z Matkę Gaję, co nie było najlepszym pomysłem, zwłaszcza po bitwie z nią. Ze względu na to, że była jakaś wczesna godzina (obstawiam szóstą), niedługo będę musiał wrócić do Obozu. Ale najpierw Will. Muszę go znaleźć.
Poszukałem kolejną godzinę i nic. Kompletnie. Dlaczego?! Zacząłem kierować się w stronę Obozu w formie cienia, by być tak jak najwcześniej. Kiedy wyczułem coś. Nie było to miłe, ani materialne. Posiadało w sobie wszystkie złe emocje, nękające mnie przez większość mojego życia. To była właśnie pustka. Złapała mnie, nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy. Nawet, gdy byłem cieniem, potrafiła mnie dorwać. A ja nic nie potrafiłem na to poradzić.
Starałem się wyrwać, uciec. Zmieniłem się w człowieka, by jakoś z tym walczyć, ale jak walczyć z... cieniem? Czarną mgłą? Zacząłem więc bieg. A przynajmniej chciałem go rozpocząć. To coś, złapało mnie za kostkę i przyciągało do siebie. Czułem się coraz słabszy, miałem ochotę znów się poddać. Gdy stało się tak, że leżałem na trawie i trzymałem mocno, kępkę trawy, krzyknąłem. Był to krzyk na tyle głośny, iż wszyscy powinni go byli usłyszeć. Może nawet dotarł do Obozu, nie wiem. W sumie, nie znajdowałem się od niego aż tak daleko, więc to nawet prawdopodobne.
Udało mi się przez minutę utrzymać w tej pozycji. Było ciężko, moje knykcie były całkowicie białe, paznokcie czarne od gleby. Z oczu nie ciekły mi łzy, gdyż już dawno pogodziłem się ze śmiercią. Może nawet jej pragnąłem.
Kiedy miałem puścić to zielsko, usłyszałem go. Ten donośny krzyk, który czasem skierowany był w moją stronę niewłaściwie. Ale jednak był. Dopiero wtedy, z oczu wypłynęła samotna, szczęśliwa łza.
- Nico! Zamień się natychmiast w cień! - krzyknął.
Posłuchałem się go. Mogłem mu ufać bardziej niż sobie. Ostatnimi siłami wykonałem jego polecenie. Wtedy macki trzymały część mojego cienia i chciały się z nim połączyć. Znów zaczęła się zacięta rywalizacja. Will dobiegł do nas i wydarzyło się coś dziwnego.
Chłopak rozbłysnął złotym światłem i otoczył mnie nim. Dostałem dużo energii, której nie mogłem nie wykorzystać. Wyrwałem się dziwnemu stworowi, a następnie zamieniłem w człowieka. Przybliżywszy się do Willa, poczułem się bezpieczny. On nadal dziwnie się świecił i odstraszał tego niematerialnego potwora. Zamknąłem oczy, by choć na chwilę zapomnieć o wszystkim. I to był zły wybór.
Natychmiast odpłynąłem, od nadmiaru sił i szczęścia w smutnej duszy.
***
- Halo? Nico, pora wstawać... - budził mnie słodki głos.
Przełknąłem ślinę i odwróciłem się na drugi bok. Czułem się dziwnie wyspany, wypoczęty i gotowy do działania. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem takiego uczucia.
- Jeszcze pięć minut - mruknąłem.
Postać obok mnie, chyba zaczynała się niecierpliwić. Jednak, to nie przeszkadzało jej, w kontynuowaniu rozmowy.
- Naprawdę nie chcesz ze mną porozmawiać? Z Synem Posejdona? Mam ci coś do wyjaśnienia... - zaczął Percy.
Natychmiast otworzyłem oczy i uniosłem się do pozycji siedzącej. Byłem, o dziwno, w swoim domku, w swoim łóżku. Dobrze, i tak nie lubiłem szpitali, przeszło mi przez myśl.
Spojrzałem w zielonomorskie tęczówki Percy'ego, uświadamiając sobie, ile to ja przez niego cierpiałem. Jednocześnie chciałem być z nim blisko, a jednocześnie bałem się tego. Chciałem, ale się bałem.
- O czym chcesz porozmawiać? - rzuciłem beznamiętnym tonem, jak miał to w zwyczaju mój rozmówca.
Popatrzył na mnie, oczami zbitego szczeniaka. Opierał głowę i kolana i miał ją przechyloną na prawą stronę. Wydawało mi się, czy te cienie pod powiekami były wcześniej?
- Nie domyślasz się. Myśl di Angelo, myśl Aniele. - odparł wymijająco.
Chwila, czy on mnie właśnie skomplementował? Okey, zostawię to pytanie bez odpowiedzi.
- Domyślam się, jednak chcę to usłyszeć Twoim słodkim głosem. - wyjaśniłem.
Kąciki jego ust lekko uniosły się ku górze, jednak trwało to tylko milisekundę. Powrócił do beznamiętnego wyrazy twarzy.
- Nie mogę nic innego ci powiedzieć, jak solidne i głośne przepraszam. Przeczytałem ten dziennik - pokazał mi moją własność. - i chciałem cię o kilku sprawach poinformować. Nigdy mnie nie zawiodłeś. Nigdy cię znielubiłem. Nigdy nie przestałem cię kochać. Jeśli jeszcze raz, usłyszę, że chcesz się zabić, będę za tobą chodził krok w krok. Jasne? - spytał pod koniec.
Pokiwałem twierdząco głową, a następnie schowałem ją w dłoniach. Czemu ostatnio aż tak dużo płaczę? Czemu stałem się tak wrażliwym chłopakiem? Nie, nie powinienem był tego robić. Jedna łza znów skapnęła mi po policzku, a resztę udawało mi się utrzymać pod powiekami.
- Teraz ja ci coś wyjaśnię, Jackson. - zacząłem twardo, lecz bardzo się bałem. - Wszystkie te rzeczy zrobiłem i to nie raz. Tak jak ty, nigdy nie przestałem i nie przestanę cię kochać. Ale po tym co mi zrobiłeś... - zawiesiłem głos. Doskonale wiedziałem przecież o jego zdradzie. - Byłem wykończony. Wszystkie emocje, które dusiłem w sobie, wyszły na wierzch. Ja chciałem mieć cię tylko dla siebie. - powiedziałem zniekształconym głosem od płaczu. Głupi ja. - Ale, jeśli wolisz inną - idź do niej. Ale nie rób mi złudnych nadziei, błagam. - wytłumaczyłem.
Postarałem się zerknąć na niego, lecz to zbyt bolało. Byłem gotowy wybaczyć mu zdradę. Dałem mu szansę. Nie każdy postąpiłby tak jak ja.
Gdy już myślałem, że mnie przytuli, on tylko podszedł do drzwi.
- Przepraszam Nico, tak będzie lepiej. - odparł zimnym tonem, choć czułem w głębi duszy, że po jego policzkach również spływają łzy. - Zbyt cię ranię i krzywdzę, ja nie umiem inaczej. Przepraszam... - wyszeptał i zniknął.
Wraz z nim, cała moja nadzieja na lepsze jutro.
Wydałem z siebie zduszony krzyk i uderzyłem rękoma o boki łóżka. On mnie zostawił! Zostałem sam... kompletnie sam... Zresztą, co mu się dziwić. Każdy to zrobi prędzej czy później. Schowałem się pod kołdrę i postanowiłem zostać tu do końca życia. Chuj mnie to obchodziło, że za trzydzieści dni może być jego koniec.
Zapewne nadejdzie szybciej i boleśniej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I koniec. Z perspektywy Nica jeszcze jeden rozdział. Czuję się rozdarta, a sama to napisałam. Cóż, dziwne uczucie.
Przepraszam za wszystko ;-; Nie wiem za co, ale przepraszam. Rozdział postaram się wrzucić już niedługo :3 Nie powiem wam, kiedy będzie Percico. Sama muszę się nad tym dokładnie zastanowić.
Okey, to do zobaczyska może za tydzień ^-^ Paaa, a w międzyczasie standardowo zapraszam na blogi:
Bezdusznicy
Ucieczka mą jedyną nadzieją
Pokiwałem twierdząco głową, a następnie schowałem ją w dłoniach. Czemu ostatnio aż tak dużo płaczę? Czemu stałem się tak wrażliwym chłopakiem? Nie, nie powinienem był tego robić. Jedna łza znów skapnęła mi po policzku, a resztę udawało mi się utrzymać pod powiekami.
- Teraz ja ci coś wyjaśnię, Jackson. - zacząłem twardo, lecz bardzo się bałem. - Wszystkie te rzeczy zrobiłem i to nie raz. Tak jak ty, nigdy nie przestałem i nie przestanę cię kochać. Ale po tym co mi zrobiłeś... - zawiesiłem głos. Doskonale wiedziałem przecież o jego zdradzie. - Byłem wykończony. Wszystkie emocje, które dusiłem w sobie, wyszły na wierzch. Ja chciałem mieć cię tylko dla siebie. - powiedziałem zniekształconym głosem od płaczu. Głupi ja. - Ale, jeśli wolisz inną - idź do niej. Ale nie rób mi złudnych nadziei, błagam. - wytłumaczyłem.
Postarałem się zerknąć na niego, lecz to zbyt bolało. Byłem gotowy wybaczyć mu zdradę. Dałem mu szansę. Nie każdy postąpiłby tak jak ja.
Gdy już myślałem, że mnie przytuli, on tylko podszedł do drzwi.
- Przepraszam Nico, tak będzie lepiej. - odparł zimnym tonem, choć czułem w głębi duszy, że po jego policzkach również spływają łzy. - Zbyt cię ranię i krzywdzę, ja nie umiem inaczej. Przepraszam... - wyszeptał i zniknął.
Wraz z nim, cała moja nadzieja na lepsze jutro.
Wydałem z siebie zduszony krzyk i uderzyłem rękoma o boki łóżka. On mnie zostawił! Zostałem sam... kompletnie sam... Zresztą, co mu się dziwić. Każdy to zrobi prędzej czy później. Schowałem się pod kołdrę i postanowiłem zostać tu do końca życia. Chuj mnie to obchodziło, że za trzydzieści dni może być jego koniec.
Zapewne nadejdzie szybciej i boleśniej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I koniec. Z perspektywy Nica jeszcze jeden rozdział. Czuję się rozdarta, a sama to napisałam. Cóż, dziwne uczucie.
Przepraszam za wszystko ;-; Nie wiem za co, ale przepraszam. Rozdział postaram się wrzucić już niedługo :3 Nie powiem wam, kiedy będzie Percico. Sama muszę się nad tym dokładnie zastanowić.
Okey, to do zobaczyska może za tydzień ^-^ Paaa, a w międzyczasie standardowo zapraszam na blogi:
Bezdusznicy
Ucieczka mą jedyną nadzieją
Kooooooochaaaaam ❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńOsz ty skubana jedna. O tej godzinie wrzucać? Nu, nu, nu *kręci głową*
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało ♥
Ale jak to? Persiak ty stara szujo! Już do Nico i go przytulić!
No, ale dawaj te Percico xD
Czekam na next. Dużo weeeny i słodyczy xD
A gdyby tak,
OdpowiedzUsuńporzucić to wszystko
i wyjechać w Bieszczady XD
A tak serio
Nienawidzę cię, a zarazem uwielbiam
Łil Solens, eh mimo że go ogólnie lubię, ale tutaj mam ochote mu te jego leki w dupe wsadzić
Zresztą Percy'emu to samo.
Obu bym dała w twarz.
I jeśli przez Persiaka coś sie stanie mojemu najkochańszemu, uroczemu i najsłodszemu Nicusiowi to obiecuje ci, że Persi dostanie taki wpierdol, że sie chłopak do Świąt nie pozbiera.
Rozdział świetny :3 miło mi się takie długie czyta ^^
To tyle ode mnie.
Wierna Tobie niczym Nagisa pingwinom
Twoja,
Annabeth <3
Jesteś jeszcze straszniejsza niż normalnie ♥ Ale i tak cię kocham ♥
Usuń