Niespodziewana wizyta
* Jason *
Wchodzę do domu po ciężkim dniu pracy. Myślę, że zastanę w domu bałagan, który zrobiłem dziś rano. Jednak, kiedy przechodzę przez korytarz i docieram do czystego salonu, uśmiech pojawia się na mej twarzy. Percy. Jednak nie jest taki wredny, jak mogłoby się zdawać.
Odkładam garnitur na beżową sofę i zasiadam obok, chowając twarz w dłoniach. Mam i ochotę zadzwonić do Percy'ego i poprosić o natychmiastowe spotkanie, lecz wiem, iż jest to niemożliwe. Mój chłopak mieszka dwie godziny drogi ode mnie. Kręcę głową niezadowolony. Tak bym chciał się teraz z nim spotkać, móc go przytulić, pocałować... Wzdycham ciężko i zrezygnowany wstaję i kieruje się w stronę sypialni.
Zastanawiam się, o której godzinie przyszedł Percy pod moją nieobecność. Może jeszcze jest niedaleko? Może mógłby tu przyjechać? Nie widzę się z nim już trzy tygodnie i przez pracę nie zauważyłem jak bardzo mi go brakuje. To takie nielogiczne... Kiedy z nim przebywam, wkurza mnie i irytuje, a pomimo tego bardzo za nim tęsknie, gdy go nie ma. Zdejmuję z siebie białą, ciasną koszulę i krawat i rzucam to wszystko na krzesło. Później to posprzątam, myślę. Następnie zdejmuje z siebie czarne, eleganckie spodnie i zakładam szare, zwężane u dołu, dresy. Od razu lepiej, myślę i uśmiecham się niemrawo pod nosem.
Biorę IPhone'a w ręce i sprawdzam godzinę. Wpół do jedenastej wieczorem. Wzdycham ciężko i idę do kuchni z zamiarem zrobienia sobie czegoś do zjedzenia. Kiedy mam otwierać lodówkę, słyszę dzwonienie do drzwi. To pewnie znowu sąsiad, który zacznie narzekać, że liście z mojego drzewa spadają mu na trawę i przez to musi dość często chodzić z grabiami. Niemrawym krokiem podchodzę do drzwi, próbując nieskutecznie powstrzymać burczenie w brzuchu. Otwieram drzwi i od razu wymawiam formułkę:
- Proszę pana, ja już mogę panu te liście zagrabić, ale nie w no... - otwieram oczy i rozszerzam je.
Przede mną stoi nikt inny, jak Percy. Ubrany jest w różowawą koszulę, a na to ma założoną ciemnoniebieską marynarkę. Spodnie, takiego samego koloru, co marynarka, są nieco węższe od tych zwykłych. Na stopy nałożył czarne, eleganckie i wypastowane buty. W ręce trzyma bukiet prześlicznych, niebiesko-zielonych róż, które trzyma przy klatce piersiowej. Uśmiecha się lekko do mnie, a zielonomorskie oczy wpatrują się z zamiłowaniem w me klatkę piersiową. Gdy uświadamiam sobie jak wyglądam, dyskretnie próbuję się jakoś zasłonić, a także na mej twarzy pojawia się delikatny rumieniec.
- He-hej - jąkam się strasznie wypowiadając to jedne słowo.
Percy uśmiecha się szeroko i wyciąga w moją stronę bukiet z kwiatami.
- Czy szanowny Pan Grace da się zaprosić na romantyczną kolację? - mówi, a trzęsienie rąk wskazuje, że się denerwuje.
Przełykam głośno ślinę i staram się zachować spokój. Co ten Jackson znowu wymyślił? Wyciągam również trzęsące się ręce i zabieram kwiaty, przyglądając im się niepewnie. Gdy wącham je, lekko się uspokajam i patrzę na Percy'ego łagodniejszym wzrokiem.
- Tak - odpowiadam i widzę, jak na twarzy Percy'ego pojawia się ogromny uśmiech. - Tylko, proszę, daj mi się ubrać. Dopiero co wróciłem z pracy... - Łapię się dłonią w kark.
- Dla mnie mógłbyś tak wyjść... - mruczy Syn Posejdona, niby to siebie. - Ale okey.
Wpuszczam go do środka i dłonią wskazuję, by udał się do salonu. Kiedy mnie mija w drzwiach, dyskretnie badam go wzrokiem, uśmiechając się. Zawsze pojawia się w chwilach, kiedy go najbardziej potrzebuje. Nie wytrzymuje i z nadmiaru szczęścia przytulam go od tyłu, trzymając kwiaty z przodu. Wącham jego włosy i całuje go w kark. Lekkie ciarki przechodzą przez jego ciało, a ja momentalnie staję się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Niechętnie puszczam go i na „pożegnanie” całuję w szyję.
Omijam go, zerkając na jego uszczęśliwioną i usatysfakcjonowaną mordkę, szczerzącą się do mnie. Biorę pierwszy lepszy wazon i napełniam go zimną wodą. Wkładam róże do niego, przyglądając się im bacznie. Już na początku zorientowałem się, że mają one symbolizować mnie i Percy'ego. Tylko jak on zrobił dwukolorowe róże? Nie mam pojęcia. Kiedyś się go o to muszę zapytać. Odkładam kwiaty na półkę w salonie, na oczach Percy'ego i uśmiecham się do niego. Robi coś, czego bym się nie spodziewał. Wysyła mi buziaka. Delikatnego, jednak robi to. Zaskoczony, puszczam do niego oczko i zabieram z sofy garnitur.
Idę do sypialni i zakładam inne, równie eleganckie, czarne spodnie i dobieram do tego jasnoniebieską koszulę z granatową muszką oraz czarną marynarką. Ubieram się szybko, zachodzę jeszcze do łazienki, by psiknąć się dwa razy najlepszymi perfumami, jakie posiadam i wychodzę z pomieszczenia, wcześniej przeglądając się w lustrze. Poprawiam włosy, machinalnie dotykam blizny przy górnej wardze i uśmiecham się do siebie, To będzie wspaniała randka.
Ruszam do salonu i patrzę przez chwile na Percy'ego, który wpatruje się w jakąś fotografię. Przedstawia ona nas, na naszej pierwszej randce. Wtedy Percy poprosił fotografa, żeby zrobił nam zdjęcie polaroidem. Zgodnie ustaliliśmy, że to on weźmie fotografię. Było to jakieś osiem miesięcy temu. Uśmiecham się do siebie i podchodzę cicho do swojego chłopaka. Siadam obok niego i obejmuje go ramieniem, zerkając na zdjęcie.
Przedstawia ono nas, kiedy siedzimy przy stoliku, na dworze, przed restauracją. Za nami jest fontanna, której strumienie utworzyły idealne serduszko. A my byliśmy w nim. Czasami zastanawiam się, czy to nie była sprawka Syna Posejdona, jednak nigdy o to nie zapytałem.
- Na tej fotografii byliśmy tacy szczęśliwi i zakochani... - szepcze Percy.
- Teraz, jesteśmy najszczęśliwsi i kochamy się na zabój... - szepczę do jego ucha.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Polsat wita! :D
Tak teraz postanowiłam, że ten One - Shot będzie miał 3 części, a może nawet i 4!
Tego Shota dedykuje Sajdi, dzięki której powstała w ogóle ta część :3 <3
Mam nadzieję, że podoba wam się ten pairing :3
Proszę standardowo o komentowanie i branie udziału w ankietach :3
Przypomnę również, że w czwartek wstawiłam Jasico, 1 rozdział :3
Pozdrawiam, do napisania! :D
Ps. Dziękuję za fanarty Annabeth Caffrey <3
Odkładam garnitur na beżową sofę i zasiadam obok, chowając twarz w dłoniach. Mam i ochotę zadzwonić do Percy'ego i poprosić o natychmiastowe spotkanie, lecz wiem, iż jest to niemożliwe. Mój chłopak mieszka dwie godziny drogi ode mnie. Kręcę głową niezadowolony. Tak bym chciał się teraz z nim spotkać, móc go przytulić, pocałować... Wzdycham ciężko i zrezygnowany wstaję i kieruje się w stronę sypialni.
Zastanawiam się, o której godzinie przyszedł Percy pod moją nieobecność. Może jeszcze jest niedaleko? Może mógłby tu przyjechać? Nie widzę się z nim już trzy tygodnie i przez pracę nie zauważyłem jak bardzo mi go brakuje. To takie nielogiczne... Kiedy z nim przebywam, wkurza mnie i irytuje, a pomimo tego bardzo za nim tęsknie, gdy go nie ma. Zdejmuję z siebie białą, ciasną koszulę i krawat i rzucam to wszystko na krzesło. Później to posprzątam, myślę. Następnie zdejmuje z siebie czarne, eleganckie spodnie i zakładam szare, zwężane u dołu, dresy. Od razu lepiej, myślę i uśmiecham się niemrawo pod nosem.
Biorę IPhone'a w ręce i sprawdzam godzinę. Wpół do jedenastej wieczorem. Wzdycham ciężko i idę do kuchni z zamiarem zrobienia sobie czegoś do zjedzenia. Kiedy mam otwierać lodówkę, słyszę dzwonienie do drzwi. To pewnie znowu sąsiad, który zacznie narzekać, że liście z mojego drzewa spadają mu na trawę i przez to musi dość często chodzić z grabiami. Niemrawym krokiem podchodzę do drzwi, próbując nieskutecznie powstrzymać burczenie w brzuchu. Otwieram drzwi i od razu wymawiam formułkę:
- Proszę pana, ja już mogę panu te liście zagrabić, ale nie w no... - otwieram oczy i rozszerzam je.
Przede mną stoi nikt inny, jak Percy. Ubrany jest w różowawą koszulę, a na to ma założoną ciemnoniebieską marynarkę. Spodnie, takiego samego koloru, co marynarka, są nieco węższe od tych zwykłych. Na stopy nałożył czarne, eleganckie i wypastowane buty. W ręce trzyma bukiet prześlicznych, niebiesko-zielonych róż, które trzyma przy klatce piersiowej. Uśmiecha się lekko do mnie, a zielonomorskie oczy wpatrują się z zamiłowaniem w me klatkę piersiową. Gdy uświadamiam sobie jak wyglądam, dyskretnie próbuję się jakoś zasłonić, a także na mej twarzy pojawia się delikatny rumieniec.
- He-hej - jąkam się strasznie wypowiadając to jedne słowo.
Percy uśmiecha się szeroko i wyciąga w moją stronę bukiet z kwiatami.
- Czy szanowny Pan Grace da się zaprosić na romantyczną kolację? - mówi, a trzęsienie rąk wskazuje, że się denerwuje.
Przełykam głośno ślinę i staram się zachować spokój. Co ten Jackson znowu wymyślił? Wyciągam również trzęsące się ręce i zabieram kwiaty, przyglądając im się niepewnie. Gdy wącham je, lekko się uspokajam i patrzę na Percy'ego łagodniejszym wzrokiem.
- Tak - odpowiadam i widzę, jak na twarzy Percy'ego pojawia się ogromny uśmiech. - Tylko, proszę, daj mi się ubrać. Dopiero co wróciłem z pracy... - Łapię się dłonią w kark.
- Dla mnie mógłbyś tak wyjść... - mruczy Syn Posejdona, niby to siebie. - Ale okey.
Wpuszczam go do środka i dłonią wskazuję, by udał się do salonu. Kiedy mnie mija w drzwiach, dyskretnie badam go wzrokiem, uśmiechając się. Zawsze pojawia się w chwilach, kiedy go najbardziej potrzebuje. Nie wytrzymuje i z nadmiaru szczęścia przytulam go od tyłu, trzymając kwiaty z przodu. Wącham jego włosy i całuje go w kark. Lekkie ciarki przechodzą przez jego ciało, a ja momentalnie staję się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Niechętnie puszczam go i na „pożegnanie” całuję w szyję.
Omijam go, zerkając na jego uszczęśliwioną i usatysfakcjonowaną mordkę, szczerzącą się do mnie. Biorę pierwszy lepszy wazon i napełniam go zimną wodą. Wkładam róże do niego, przyglądając się im bacznie. Już na początku zorientowałem się, że mają one symbolizować mnie i Percy'ego. Tylko jak on zrobił dwukolorowe róże? Nie mam pojęcia. Kiedyś się go o to muszę zapytać. Odkładam kwiaty na półkę w salonie, na oczach Percy'ego i uśmiecham się do niego. Robi coś, czego bym się nie spodziewał. Wysyła mi buziaka. Delikatnego, jednak robi to. Zaskoczony, puszczam do niego oczko i zabieram z sofy garnitur.
Idę do sypialni i zakładam inne, równie eleganckie, czarne spodnie i dobieram do tego jasnoniebieską koszulę z granatową muszką oraz czarną marynarką. Ubieram się szybko, zachodzę jeszcze do łazienki, by psiknąć się dwa razy najlepszymi perfumami, jakie posiadam i wychodzę z pomieszczenia, wcześniej przeglądając się w lustrze. Poprawiam włosy, machinalnie dotykam blizny przy górnej wardze i uśmiecham się do siebie, To będzie wspaniała randka.
Ruszam do salonu i patrzę przez chwile na Percy'ego, który wpatruje się w jakąś fotografię. Przedstawia ona nas, na naszej pierwszej randce. Wtedy Percy poprosił fotografa, żeby zrobił nam zdjęcie polaroidem. Zgodnie ustaliliśmy, że to on weźmie fotografię. Było to jakieś osiem miesięcy temu. Uśmiecham się do siebie i podchodzę cicho do swojego chłopaka. Siadam obok niego i obejmuje go ramieniem, zerkając na zdjęcie.
Przedstawia ono nas, kiedy siedzimy przy stoliku, na dworze, przed restauracją. Za nami jest fontanna, której strumienie utworzyły idealne serduszko. A my byliśmy w nim. Czasami zastanawiam się, czy to nie była sprawka Syna Posejdona, jednak nigdy o to nie zapytałem.
- Na tej fotografii byliśmy tacy szczęśliwi i zakochani... - szepcze Percy.
- Teraz, jesteśmy najszczęśliwsi i kochamy się na zabój... - szepczę do jego ucha.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Polsat wita! :D
Tak teraz postanowiłam, że ten One - Shot będzie miał 3 części, a może nawet i 4!
Tego Shota dedykuje Sajdi, dzięki której powstała w ogóle ta część :3 <3
Mam nadzieję, że podoba wam się ten pairing :3
Proszę standardowo o komentowanie i branie udziału w ankietach :3
Przypomnę również, że w czwartek wstawiłam Jasico, 1 rozdział :3
Pozdrawiam, do napisania! :D
Ps. Dziękuję za fanarty Annabeth Caffrey <3
Ja to mam wyczucie czasu :D Dziękuje za dedykację!
OdpowiedzUsuńI widzę, że z planowanych dwóch zrobiły się 4 :D Nono, tylko podziękować ♥
Szczególnie, że mój humor jest dziś OKROPNY.. meh, kłócę się dziś tylko z każdym, więc szotek jak balsam na skołowaną duszę :3. Poza tym mam zapalenie ucha i chyba goraczkę :<
Nah, Jason ma prawdziwe problemy.. 2 godziny drogi to nie problem xD Poza tym nie wiedziałam, że z niego taki bałaganiarz xD
A Percy taki odwalony przyszedł, nono xD
Bardzo miły ten rozdział.. taki kochany. Nie mam słów, bo się rozpływam xD
Znalazłam parę literówek na początku rozdziału, ale każdy popełnia błędy, więc tyle by było mojego czepiania xDDD
Okey, to ja zawijam manele, życzę Ci dużo zdrowia (tradycyjna formułka poszła się kochać.. zdrowie najważniejsze! xD)
I czekam na kolejną część ♥
Eh, początek pisałam na telefonie, w autobusie, dlatego literówki ;-;
UsuńA ja, jako leniwa dupa, nie sprawdziłam tekstu xD
Zdrowiej! Natychmiast zdrowiej!
I nie kłóć się... lepiej w myślach zabijaj :3 xD
Kolejna część będzie niedługo... :3
*rumieni się*
OdpowiedzUsuńOh, no nie ma sprawy z tymi arcikami, do usług
Ju end aj, coś tam, fajer, fajer FAJERŁOORKS
Sorks słucham foba na tfej plejliście
FEJERŁOORKS
Dobra sorks
No jaha, rze Dżejson jest zapracowany, bo to przecież
DŻEJSON DERULO
Tok dyrti tu mi turutututururururuturururu
Ale Dżejson ma wyjebane na pana Gżegoża, bo pan Gżegoż hejtuje drzewo Dżejsona
Tak sie tu rzyje powoli na tej wsi
A co jeżeli Persi mieszka w Poznaniu, a Dżejson Derulo w Krakowie?
HMMMM????????
Dobra zapomnij o tym.
A tak w ogóle zastanawiam sie czy Persi ma jakieś swój samochodzik czy musi autobusami, tramffajami i pociągami jeździć?
No bo jak pociągami to kapa, bo pkp i te sprawy
*wjoze siem pomaó
wjoze siem pomaó
wjoze siem pomaó*
Mam faziora, napisze hiciora joł joł
Nie no dżast kidink
Ale chwila chwila
Od kiedy Dżejson Derulo jest biały, lol
- Naucz sie być śmiesznym.
Jezu, Tony, ustaliliśmy chyba, że podczas kiedy ja wale super mega hiper wysuwiste komy to ty siedzisz cicho!
- Ale kiedy
Cholera jasna, stfu!
- Coca cola glass? Pepsi bottle? I don't give a damn...
*facepalm*
fajer fajer
FAJERŁOOOORKS
Dobra, weś ide stąd, bo nie chce innych daunem zarazić
Wierna Tobie niczym Ourell lakierowi do pażnokci
Twoja,
Annabeth <3
Matko boska (czyli chyba Gaja) ileż tu postów przybyło pod moją 'nieobecność' az tsy albo ctely. Ale jak tu się dziwić, jeśli pewną biedna dziewczynka wylądowała w morzu, razem że swoim telefonkiem komórkowym, dzienki swojemu wspaniałemu wujaszkowi... No potem telefon był w naprawie, a kiedy wrócił, to od razu patse czy cegoś psypadkiem nie psegapiuam na moich ulubionych blogach. No i psegapiuam. Na tym na psykuad az tsy albo ctely posty as. W tym sieksiy...
OdpowiedzUsuńJason idzie na randkę z Percym, o tak! O tak!
Tylko kto będzie stawiał kolację? Zazwyczaj facet stawia, czyli Jason, bo on robi za faceta. Ale z drugiej strony to persiak go zaprosił, więc remis.
Mniejsza, ale fajne kfiatuszki ten Jasoneq dostał. Ale ja nie lubię kfiatuszkuf, bo lecą do nich pszczoły. A ja się boję pszczół. Brr, aż ciary mnie przeszły.
Annabeth Caffrey, niektórych to daunem się nie da zarazić. ( mnie na przykład) mnie to się już chyba niczym nie da zarazić. Tylko katarem. Katarem zawsze się można zarazić, więc uważajcie na katarzyny.
Życzę zdrowia i kfiatuf bez pszczół, zwłaszcza zakatarzonych.