czwartek, 1 października 2015

Rozdział 15 *-*

Mikstura


          * Percy Jackson *

   Siedziałem obok obudzonego przeze mnie Willa, wpatrując się w niego zabójczym wzrokiem. Najchętniej zabiłbym go teraz, lecz wiem, że Nicowi byłoby smutno. Po tym, co mi powiedział, nie wiedziałem co mam myśleć. Wkurwił mnie. I tyle.
     - Na chuj żeś przysiągł? - zapytałem, starając się nie okazywać zbytnio emocji.
   Will ocknął się i spojrzał na mnie w wyższością. Myślałem, że go zabiję, uduszę, ale tylko zacisnąłem dłoń w pięść i czekałem, aż Pan Lekarz się odezwie.
     - Bo go kocham. I nic nam nie przeszkodzi. Nawet tak głupi, słaby i przemądrzały Syn Posejdona, jakim jeste... - nie dokończył.
   Momentalnie rzuciłem się na niego i przygwoździłem do ziemi. Jedną ręką przytrzymywałem jego obydwie ręce, a drugą trzymałem zaciśniętą na szyi, tego bezczela. Zacząłem go lekko podduszać.
     - Jeszcze raz, obrazisz mnie albo kogokolwiek, na kim mi zależy, osobiście wyrwę ci jelito cienie i owinę nim te twoją zapyziałą mordę. Jasne?!
   Will patrzył na mnie wyzywająco, nie odezwał się. Mocniej zacisnąłem dłoń na jego szyi, a kiedy zaczął zmieniać kolor, wyszeptał jakieś ciche: „Jasne”. Puściłem go i oddaliłem się. Poszedłem w stronę miasteczka, z którego wcześniej przyszedłem. Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę. Była osiemnasta. Idealna pora by troszkę pomyśleć.
   Albo nie. Jestem Jackson i nie myślę. Prychnąłem cicho i ruszyłem przed siebie, zauważając w oddali Nico. Zachowałem kamienną twarz. Sam nie wiedziałem co mam zrobić. Przecież... Will przysiągł na Styks, że go zdobędzie. Czy mi aż tak zależy na Solace'owi, by przeżył? Ha, chyba nie.
   Kiedy byłem jakieś trzy metry przed Nico, uśmiechnąłem się. Przyznam, nie był to w stu procentach prawdziwy uśmiech, lecz nie chciałem mu pokazywać, że jestem zły. Nico wykonał ten sam gest w moją stronę i kiedy mieliśmy się minąć, złapał mnie za rękę i odwrócił.
     - Chodź. Musimy wyruszać dalej. Nie możemy tu zbyt długo siedzieć. Potwory nas wyczują - mówił to wszystko z przeraźliwym spokojem.
   Pokiwałem głową i popatrzyłem na chłopaka z góry. Cieszyłem się, że nadal go sporo przewyższałem. Nie mając siły na to wszystko, zrobiłem krok do przodu i przytuliłem malutkiego Syna Hadesa. Odwzajemnił uścisk, pewnie zaskoczony moją nagłą zmianą nastroju.
     - Nico? - spytałem.
     - Tak?
   Przełknąłem ślinę i mocniej go przytuliłem.
     - Uważaj na siebie, dobrze? - powiedziałem. - I na Willa - dodałem cicho.
   Nico odsunął się ode mnie, wyraźnie zdenerwowany.
     - Co ci w nim znowu nie pasuje?! - krzyknął z żalem.
   Schowałem ręce do kieszeni, prychnąłem cicho i odwróciłem się, nie odpowiadając na to pytanie. Poczułem, jak w kieszeni mam schowaną mam buteleczkę, którą dostałem od Luny. O ile pamiętam, miałem po niej „wytrzeźwieć”. Hmm... może by tak wypić ją teraz? Będzie ciekawie. Uśmiechnąłem się szyderczo. Wyciągnąłem tę buteleczkę.
   Była na niej mała nalepka z napisem: „Dla Percy'ego”. Cóż, jak dla mnie, to dla mnie. Wyciągnąłem koreczek i powąchałem miksturę. Ładnie pachniała. Wanilią czy czymś takim. Nie wiedziałem tylko, czy powinienem to coś połknąć czy wetrzeć w siebie. Trudno.
   Wziąłem łyka tego czarodziejskiego czegoś i opróżniłem całą zawartość buteleczki. Na początku nie poczułem żadnych skutków ubocznych, jedynie w ustach pozostał smak wanilii. Rzuciłem pustą buteleczką o ziemie i odszedłem kilka kroków. Nadal żadnych zmian. Zawiedziony ruszyłem z powrotem do miejsca, w którym rozłożyliśmy obóz.

***

   Kiedy dotarłem na miejsce, zachciało mi się wymiotować na widok Willa. Nie byłem przekonany czy to przez miksturę czy przez jego krzywy ryj. Zignorowałem to uczucie i usiadłem pod drzewem. Dwójka herosów patrzyła się na mnie krzywym wzrokiem. Co chwila wymieniali między sobą sekretne spojrzenia. Zaraz potem Will się uśmiechał i powracał do badania mnie wzrokiem.
   Przez chwilę pomyślałem, że nienawidzę ich wszystkich. Obozu. mojej matki, ojczyma, Annabeth czy nawet Nica. Zaraz potem uświadamiałem sobie, że kocham to wszystko (prócz Ann - jej szczerze nienawidzę) i tak naprawdę. nie potrafię tego okazać. Schowałem twarz w dłoniach.
   Nie chciałem płakać przy Willu czy przy kimkolwiek innym. Za dużo napłakałem się po zdradzie Ann. Byliśmy razem tacy szczęśliwi... A ona to spieprzyła, uprawiając seks z każdym.
   Prychnąłem. Wiedziałem, że miała kilku(nastu) kochanków. Zachowała się jak suka. I tak będę ją traktował zapewne jeszcze przez długi okres czasu. Wyobraziłem sobie ją. Jej blond włosy, które często prostowała. Duże, szare oczy, który patrzyły na mnie z utęsknieniem, gdy odchodziłem od niej na chwileczkę... Nie. Muszę przestać, muszę zapomnieć.
   Co mnie tak wzięło na rozmyślanie o przeszłości?! Dlaczego mam zeszklone oczy?! Wytarłem je niespostrzeżenie i wstałem. Tym razem zauważyłem w oczach Nico skruchę. Za to, Solace, dalej chciał mnie zabić. Minąłem ich, wyraźnie rozżalony.
   Nikt nic nie powiedział.

***

   Ruszyłem w kierunku pola. Rolnicy nie zdążyli całego zboża ułożyć w stogi siana. Na szczęście. znalazłem jedno i usiadłem na nim, coraz bardziej histeryzując. 
     - Co się ze mną dzieję?! - krzyknąłem.
   Miałem gdzieś. że ktoś mnie usłyszy. A w sumie, kto by miał to zrobić? Trupy? Może di Angelo chce mi zrobić na złość i przywoła je z podziemia? Za dużo myślę. Chwila... To przez tę... Miksturę. No tak! Miałem się zmienić, być taki jak dawniej... Tia. Nie ma mowy. Jakieś płynne gówno nie będzie mną kierować.
    Zszedłem ze stogu siana i poszedłem w kierunku obozowiska. Kiedy byłem już na tyle blisko, by zobaczyć moich towarzyszy, ukryłem się za drzewem. Chciałem zobaczyć, co będą robić. Już teraz stali i przytulali się - Will, z diabelskim uśmiechem, a Nico, zapewne szczęśliwy, że kogoś ma.
   Zabolało mnie serce, kiedy zobaczyłem, jak się całują. To jedno z najgorszych uczuć na świecie, kiedy widzisz ukochaną osobę, całującą się z inną. Nieważne, że nie byliśmy w tej chwili razem. Zabolało.
   Powoli zjechałem na ziemię, chowając twarz w dłonie. Nie miałem na to wszystko siły, uczucia, które zakrywałem przez te lata, wróciły z podwójną siłą. Chciałem cofnąć się w przeszłość. Naprawić wszystkie błędy, zerwać z Annabeth, jeszcze zanim by mnie zdradziła... Szkoda, że to niemożliwe.
   Otarłem spływającą łzę z policzka. Następnie wstałem i, zasłaniając twarz włosami, usiadłem blisko zakochanej pary i patrzyłem się na swoje kolana. Były bardzo interesujące.
   Kilka chwil uspokajałem oddech i własne myśli. Jednak, im dłużej myślałem o tej sprawie z Nico, tym bardziej chciałem schować się pod kołdrę, albo po prostu umrzeć. Nie miałem siły na to wszystko.
     - Kiedy wyruszamy? - spytał nagle Will.
   Nie podniosłem głowy z kolan.
     - Jak najszybciej - odpowiedział Nico.
   W duchu się z nim zgodziłem. Trzeba stąd ruszać, godzina nam sprzyja.
     - Ruszamy? - zapytał Will.
     - Ruszamy - odpowiedział zwarcie Syn Hadesa.
   W tej chwili odłożyłem swoje uczucia na bok. Przeżyć. To jest cel tej misji.
   Ciekawe, czy uda mi się go wypełnić.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam was w tym strasznie krótkim rozdziale. Napisałam go właściwie tylko po to, żeby coś ogłosić.
Od kilku dni mam problemy. Zerwałam z chłopakiem, to po pierwsze. Nie chcę wam pisać, jak to bardzo go kocham, choć to prawda. Po prostu... spróbujcie mnie zrozumieć.
Jestem w rozsypce, nie wiadomo, czy się zejdziemy. Wiem, żyje się dalej, ale bardzo mi na nim zależy. Jeśli ktoś chce poznać sprawę i poznać mnie samą lepiej, piszcie: patrycja15685@o2.pl
Mam nadzieję, że rozdział choć ociupinkę wam się spodobał. 
Zapraszam do komentowania, głosowania... Do tych rzeczy. 
Pozdrawiam wszystkich i życzę wam braku problemów.





   

3 komentarze:

  1. Parę spraw, ale najpierw rozdział :D
    Po pierwsze - ciesze się, że go w końcu czytam ♥
    Po drugie - Perspektywa Willa owiniętego wokół szyi jelitem cienkim mnie z deka przeraża, aczkolwiek rozumiem wkurw Persiaka xD. Solance, durniu, nie składa się takich przysiąg na Styks. Zapewnie on umrze? Znając życie Will umrze. Szkoda mi go w sumie, to taka postać z deka tragiczna u Ciebie xD.
    "Jestem Jackson i nie myślę." - Grunt to dystans do siebie. Z przykrością stwierdzam, że w wielu sprawach robię to samo, no ale.. żywot córki Neptuna to też nie przelewki xDDD
    "Zaraz potem Will się uśmiechał i powracał do badania mnie wzrokiem." Triple meanning? XDDD Will obczaja (w sensie lustruje, patrzy się itp xD), chce go zbadać bo jest synem boga medycyny, czy chce go zgwałcić? XDDDD (te moje głupie pomysły xD)
    No i Percy coś dużo tu prycha XDDD Może się kotołaczy? :D
    W ogóle tak mi szkoda Persiaka :< Serio. To prawie jak friendzone. Znęciłaś się nad nim w tym rozdziale (co mnie wcale nie przeszkadza xD), ale to brzmi tak smutno jak cholera :<< Zaczynam wątpić w happy end dla Percico xD.
    Zastanawia mnie co jeszcze zdziała ten eliksir. Percy wraca myślami do przeszłości. Za dużo rozmyśla, to pewne. Taki Percy bierny jest taki żałosny. W sensie, jest bezsilny, a przynajmniej w takiej sytuacji, jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że on tu coś musi wymyślić, odbić się trochę i zacząć własnym losem kierować, a nie xD Kurna, gadam jak Trelawny z HP. Może dlatego, że jestem po seansie xDDDD
    Po trzecie - Bidulko, nie przejmuj się. Wiem, że łatwo mówić, ale niech to nie godzi w Twoje poczucie własnej wartości. Może to kolejna kłótnia i wam przejdzie, zejdziecie się. A jak nie, to zapewne nie ten facet :) Napiszę mejla. Jeżeli chcesz, to pogadamy :)
    Po czwarte - W końcu zerżnęłam od Ciebie te "przezajebiste blogi" i umieściłam między innymi opis do Ciebie. Jeżeli chcesz to ogarnij czy Ci taki pasuje :D
    Po piąte - Bez mędzenia, tym razem życzę Ci dużo szczęścia i szybkiego rozwiązania problemów ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. BTW nominowałam do LBA, nie wiem czy zbierasz nominację.. ale więcej u mnie na blogu xD

      Usuń
  2. Da Fuck!?! Miksturka na myślenie?!?

    (Klaudie, nie tarzaj się po pokoju ze smiechu XD)
    Ej ale ww sumie to chyba dobrze, nie? I specjalny podpis "dla Percy'ego " bo on potrzebuje większej dawki *lool*
    To w sumie podobnie do mojej siostry, ona na urodziny dostała "mini mózg" (taka gra)
    I od myślenia Percy zauważył że jego chłopak go zdradza, podobnie jak dziewczyna *fuck logic* NO i współczujemy persjemu, bo nie ma co z tym zrobić, a ja próbuje się wczuć w Nica, bo jeśli on się całuje i kocha z każdym komu się spodoba (wiem, to dziwnie brzmi) to musi być albo dupkiem i debilem jakby większość uważała, albo być mega zagubionym, jak uważam ja...
    A ja też czasem za dużo myślę i nie okazuje się że ktoś mnie zdradza, no bo nie ma kto, i pytanie- mam się cieszyć,czy nie? Nie no faktycznie za duzo myślę, nie było pytania.

    A jednak potrafię zrozumieć osobę która kogoś straciła, np. cb, bo ja mimo, że nie straciłam chlopaka (nie mam jakiego) to straciłam "przyjaciółkę " jeśli mi zna tak ją nazwać, więc rozumiem twój kiepski nastrój,

    I życzę zejścia się (tak to się pisze?) Albo chociaż znalezienia kogos równie dobrego lub lepszego, nawet jeśli takiego nie ma <3

    OdpowiedzUsuń