niedziela, 26 października 2014

Percico *,* 2

                                        #2 Would you like to...


                      * Percy *


Pływanie było cudowne.
            Nico cały czas trzymał mnie w talii i powtarzał ,, Puść mnie! '' lub ,,Boję się'' , najsłodsze jednak było ,,Obiecaj, że mnie nie puścisz''. Mógłbym spędzić tak cały dzień gdyby nie mój żołądek. Oczywiście musiało mi zaburczeć w brzuchu i byliśmy zmuszeni coś zjeść. Wyszliśmy niechętnie z wody i wtedy zobaczyłem szeroki uśmiech na twarzy Nica. Mimowolnie sam się uśmiechnąłem i patrzyłem na niego. Wydawał się taki spokojny i szczęśliwy. Chciałem żeby zawsze tak było,ale oczywiście ktoś musiał popsuć tą chwilę. Podbiegł do nas, nie kto inny, jak Grover. Ostatnio rzadko z nim gadałem.Poczułem lekkie wyrzuty sumienia z tego powodu, ale nie mogłem zbyt długo nad tym rozmyślać. Grover wyglądał jak siedem nieszczęść, no dobra nie przesadzajmy... dziesięć. Na ubraniu było dużo krwi a cały był w błocie.
- Percy! - krzyczał z daleka - Potrzebuję pomocy!
Nie wiedziałem o co mu chodzi. Ubrałem się, a Nico poszedł w moje ślady. Przez ten czas, Grover zdążył już do nas podbiec.
- Percy - wysapał - Ann... Annabeth ma kłopoty - dokończył i pokazał na Wielki Dom
Nie myśląc za wiele,co z resztą rzadko robię , pobiegłem w tamtym kierunku,
             Wpadłem na kilka osób podczas biegu, ale biegłem dalej. Mimo tego że nie byłem już z Annabeth, czułem się wobec niej zobowiązany. W końcu parę razy ocaliła mi życie. Wiedziałem że Nico za mną biegnie. Słyszałem jak dyszy ze zmęczenia. Chyba będę musiał zacząć z nim trenować bo wcale tak długo nie biegliśmy. Ale w końcu udało się. Wpadłem przez drzwi i zobaczyłem Ann, leżącą na sofie. Podszedłem do niej i zobaczyłem co się stało. Z jej brzucha sączyła się krew. Dużo krwi. Rozejrzałem się po pokoju i dostrzegłem w kącie Chejrona. Stał ze spuszczoną głową i chyba płakał. Nie dziwiłem mu się. Gdybym był na jego miejscu lub nadal chłopakiem Ann, też bym płakał
- Co się stało?- zapytałem z gulem w gardle
- Annabeth została zaatakowana przez cyklopa. Wiesz że żywiła do nich urazę za Thalię, ale teraz spróbowała przemówić mu do rozsądku, ale na marne... Zaatakował ją zatrutym mieczem - powiedział ocierając łzy
- Ale... ale- wyjąkałem
- Percy, nie ma żadnego ale- przerwał mi Chejron
- Można ją przecież jeszcze uratować! - wykrzyczałem - Na pewno jest jakiś sposób!
- Yhhh... jest jeden sposób ale, NIE to zbyt niebezpieczne - odpowiedział stanowczym głosem centaur
- Powiedz - krzyknąłem
Może nie było to najdoroślejsze zachowanie, ale...
- Musiałbyś wyruszyć na niebezpieczną misję. To jest wykluczone- tym razem to Chejron krzyknął -            Nie możemy ryzykować utraty tak dobrego herosa jak ty! Proszę pogódź się z tym.
Miałem mętlik w głowie. Z jednej strony tak bardzo pragnąłem aby Annabeth przeżyła. A by mogła cieszyć się życiem, założyć rodzinę... a z drugiej Chejron może mieć rację. Jeżeli to aż tak niebezpieczna misja to może lepiej nie ryzykować. Nie wytrzymałem z emocji i zemdlałem.

                          *  Nico *


Nie mogłem w to uwierzyć.
           Jak Ann mogła zginąć. Może i nie rozmawiałem z nią, ale nawet ją polubiłem. I na dodatek Percy musiał zemdleć, po prostu pięknie! Wziąłem Percy'ego pod ramię i zaniosłem z Chejronem do kliniki.Później zanieśliśmy tam jeszcze konającą Annabeth i pożegnaliśmy się. Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Dlaczego Percy tak bardzo chciał uratować Ann? Może nic do mnie nie czuję i chcę tylko się ponabijać? Ale z drugiej strony dlaczego miałby to robić?Przecież mówił mi że mnie kocha! Głupi di Angelo zawsze musi mieć złe myśli. Ogarnąłem się i poszedłem sprawdzić co tam u Percy'ego i Annabeth. Ann wyglądała coraz gorzej. Była coraz bardziej blada ( prawie tak jak ja ). Dzieciaki od Apolla biegały na wszystkie strony w poszukiwaniu lekarstw które by jej pomogły.Ja niestety wiedziałem gdzie i co jest potrzebne aby ją uleczyć. To było zbyt straszne. Musiałbym poprosić mojego ojca o pomoc, a tego wolałem uniknąć. Nie miałem z nim najlepszych relacji. Podszedłem do łóżka Percy'ego, który powoli się wybudzał. Był nieprzytomny od jakieś godziny. Wyglądał jak zwykle pięknie. Nie wiem co bym bez niego zrobił. To przecież dla niego zostałem na obozie. Gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się, a ja poszedłem w jego ślady. Przy nim nie mogłem się opanować. Zawsze się przy nim uśmiechałem i czasem śmiałęm. Chyba ma na mnie dobry wpływ
- Cześć skarbie - powiedział, a raczej szepnął, Percy
- Hej. Jak się czujesz?- zapytałem troskliwym tonem
- Już... już lepiej a Ann?- zapytał i uniósł wysoko brwi
- Percy... ja wiem czego potrzebujemy aby ją uratować. Jeżeli tylko chcesz możemy...- powiedziałem ale przerwał mi Percy
- Nie. Znaczy, wiem, że to niebezpieczne i z jednej strony tak pragnę ją uratować, ale z drugiej myśl, że mógłbym cię stracić - nie dokończył bo do oczu naleciały mu łzy.
            Nigdy nie widziałem żeby płakał. Zawsze musiał udawać twardziela, syna Pana Mórz, a teraz, może sobie pozwolić na słabość. Ja zbyt wiele razy ją okazywałem. Zawsze uciekałem przed problemami, ale teraz zamierzam to zmienić ... dla Percy'ego.Przytuliłem go mocno i miętoliłem jego włosy. Były takie miękkie i puszyste. On natomiast miętosił moje (Polecam! Jeszcze dłońmi Percy'ego). Czułem, że mam coraz bardziej mokrą koszulkę, ale nie przejąłem się tym. Po paru minutach, Percy popatrzył mi w oczy. Widziałem w nich smutek, głęboki smutek. Ogarnęła mnie rozpacz. Chciałem go jakoś pocieszyć, ale nie potrafiłem
- Nico?- zapytał niespodziewanie Percy.
- Tak?- zapytałem zmieszany.
- Czy ty... chcesz wyruszyć po te lekarstwo dla Annabeth?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc spuściłem głowę, ale Percy natychmiast podniósł ją swoją ciepłą dłonią
- Percy, to bardzo trudne pytanie, ale jeżeli pytasz o to czy by się nam udało, to myślę że tak. Przecież w naszej załodze byłbyś ty. Najdzielniejszy heros jakiegokolwiek widziałem - odpowiedziałem i popatrzyłem głębiej w jego oczy.
Nie było już widać w nich smutku, wręcz przeciwnie, rozbawienie
- Naprawdę tak sądzisz? - zapytał i położył mnie pomiędzy nogami tak, że teraz obejmował mnie w pasie, a moja głowa był na wysokości jego klatki piersiowej
- Tak, tak naprawdę sądzę - odpowiedziałem
Percy jakby nigdy nic mnie pocałował i uśmiechnął się szeroko
- Okej, to mamy misje do wykonania - odpowiedział uśmiechając się przy tym szerzej niż wcześniej, co wydawało mi się być nieodpowiednie do sytuacji.
- Jak ty się możesz przy tym uśmiechać, Jackson?- zapytałem i chciałem się podnieść, ale Percy okazał się silniejszy.
- Ponieważ idę na tę misję z tobą, więc będę bezpieczny - odpowiedział i ponownie mnie pocałował
- Yhhhhh, kiedyś naprawdę cię uduszę - odpowiedziałem żartobliwie
- Mam nadzieję, że nie nadszedł jeszcze ten moment - mówiąc to objął mnie jeszcze mocniej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za długość,ale nie miałem czasu a dawno nie było posta i szykujcię się na Halloween ;D


1 komentarz: