środa, 12 listopada 2014

Percico *,* 4

A chce dodać że cała akcja rozgrywa się po tym jak Nico i Percy wyszli z Tartaru. Jest to tak jakby inne zakończenie Krwi Olimpu. Jak dla mnie lepsza ( pozdro dla tych co przeczytali )                                  

                                        #4 Would you like to ...


                           * Percy *
        
           Właśnie pakowałem swoje najpotrzebniejsze rzeczy na wyprawę, kiedy odwiedził mnie Grover.
         Dawno z nim normalnie nie rozmawiałem. Przyznam że stęskniłem się za tym stworzeniem z włochatymi nogami. Rozmawialiśmy w sumie o wszystkim i o niczym. On opowiadał mi o swojej dziewczynie, a ja mu o swoim chłopaku. Taaa... jeszcze trochę i się przyzwyczaję. Opowiadałem mu również o nagłej chorobie Nica. Bardzooo mnie to zaniepokoiło. Na szczęście jest z nim coraz lepiej. Zostało nam w sumie dziesięć dni na znalezienie lekarstwa dla Annabeth. Przyznam że się trochę się o nią martwiłem, ale nie chciałem aż tak tego pokazywać. Nie chciałem aby mój chłopak poczuł się odrzucony, a wiem że łatwo doprowadzić go do takiego stanu.
          Po rozmowie, udałem się do pawilonu na śniadanie. Tak jak myślałem był tam Nico, ale nic nie jadł. On uważał że nie potrzebuję jedzenia, ale ja sądziłem inaczej. Po całej misji zarządzę akcję,, Tuczenie Nica ''. Ciekawe czy się ucieszy. Powitałem go ruchem ręki i ciepłym uśmiechem. On odziwo odpowiedział mi tym samym. Aż poczułem miłe uczucie na duchu, kiedy się uśmiechał. Wyglądał wtedy jak zwykły piętnastolatek, a nie herosa, który był na przykład w Tartarze. Ja tam również byłem,ale z Annabeth i Bobem. Bez nich miałbym marne szanse na przeżycie. A Nico przeżył i to jeszcze sam. Samotna podróż przez Tartar... wolę o tym nie myśleć. Naprawdę dużo wycierpiał i chciałbym aby to się zmieniło.
             Odsunąłem od siebie te myśli i zamówiłem niebieskiego cheeseburgera. Jak na cheeseburgera przystało, był pyszny. Co parę chwil spoglądałem na Nica i sprawdzałem czy coś je. On naprawdę musiał przytyć. Ale wracając do kanapki... zjadłem ją w parę sekund. Oczywiście dzieląc się wcześniej z Posejdonem. Nawet nie zauważyłem że coraz mniej jadłem i straciłem formę. Chciałem jeszcze trochę poćwiczyć, ale nie było już na to czasu.
Po śniadaniu, czulej przywitałem się z Nickiem i poszliśmy pod sosnę Thalii. Ciekawe dlaczego nie zmienili mu nazwy, ale nie chciałem się wtrącać. Czekaliśmy w ciszy, zanim Nico jej nie przerwał
-Percy, chciałbym abyś mi obiecał że na wyprawie jeżeli będziesz miał wybór nad ocaleniem mojego życia a życia Annabeth... wybierz Annabeth-powiedział najspokojniejszym głosem jaki słyszałem
Nie mogłem uwierzyć że prosi mnie o coś takiego
-J-ja nie mogę tego zrobić, Nico - odpowiedziałem równie łagodnie co on
Popatrzył na mnie tylko błagającymi oczami
-Musisz - wyszeptał
-Nie - mówiąc to złapałem go za rękę - Muszę cię chronić, nic więcej - dodałem pewnym głosem
Już nic nie powiedział, bo Chejron mu przeszkodził
-Witajcie, macie ambrozję, nektar i pieniądze? - zapytał
-Tak, wszystko mamy - odpowiedziałem
-To w takim razie życzę wam szczęścia - tym razem patrzył na Nica
Przed wyprawą odbyli jakąś tajemną rozmowę i ani Nico ani Chejron nie chcieli mi powiedzieć na jaki była temat.
-Do zobaczenia za parę dni- powiedziałem optymistycznie
-Ha, mam nadzieję, a na razie Żegnajcie - powiedział również z uśmiechem na twarzy
Nico jako jedyny się nie odzywał.


-Powinniśmy skręcić w prawo! - krzyknął, oburzony Nico
-To było mnie nie słuchać - odparłem jednocześnie unikając ciosu przed harpią
Naprawdę nienawidziłem tych stworzeń. A teraz atakowały nas trzy. Lepiej być nie mogło.
- Głupi heros - krzyknęła harpia
Naprawdę miałem już ich dosyć, pomimo tego że walczyliśmy niecałe trzy minuty.
-Z tym się zgadzam - odpowiedziałem z uśmiechem.
Może to niezbyt pasowało do naszej sytuacji, ale przynajmniej mogłem się pośmiać, ze swojej głupoty.
-Percy, to mało odpowiednia chwila na wydurnianie się - ochrzanił mnie Nico, zabijając przy tym jedną z harp.
On traktował tą bitwę na poważnie, ja jako zabawę.
Zaśpiewałem These battle scars nieźle się przy tym bawiąc. Krótko po tym zabiłem pozostałe dwie harpie.
- Coś mówiłeś? - zapytałem sarkastycznie swojego chłopaka
- Wyruszyliśmy niecałe dwie godziny temu, a już zaatakowały nas potwory - odpowiedział już całkiem oburzony Nico i poszedł w prawo.
Znajdowaliśmy się właśnie na jednej z ulic Manhattanu, a według Nica to lekarstwo znajduję się na Florydzie.
- Spokojnie - starałem się go jakoś udobruchać.
On natomiast odwrócił się i spojrzał mi w prosto w oczy. Na jego twarzy malowało się zdecydowanie.
- Spokojnie?! - powiedział z lekka wkurzony
- Nico, mamy dziesięć dni to przecież... - nie dokończyłem bo Nico mi przerwał
- Percy, to właśnie jest mało czasu - dokończył za mnie
Nie miałem pojęcia dlaczego się tak wkurzył, ale to najprawdopodobniej była moja wina.
- Przepraszam - powiedziałem spokojnie
Syn Hadesa popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem. Chyba naprawdę żałował swojego zachowania.
- Też przepraszam - powiedział szeptem i mnie przytulił - Po prostu, martwię się o Annabeth ... i o ciebie - dodał
-O mnie nie musisz się martwić - również szepnąłem mu do ucha - Nic mi nie będzie - obiecałem.
      Nico odkleił się ode mnie i popatrzył mi w oczy. Jego, były piękne jak zwykle, ale miałem przeczucie, że moje nie wyglądają już tak dobrze. Przez dwie noce nie mogłem zasnąć, a kiedy w końcu mi się udało, musiałem spakować się na wyprawę. Nico chyba zauważył że się zamyśliłem, bo mnie pocałował. Cóż, moje niewyspanie, było najmniejszym problemem. Musieliśmy dostać się na Floryde w pięć dni, aby później wrócić na czas. Więc liczyła się teraz każda minuta. Na szczęście, nie jestem zbyt bystry i nie martwiłem się takimi błahostkami.

            * Nico *

Chyba nie powinienem tracić czasu na takie pierdoły, ale to było zbyt kuszące.
       Naprawdę mieliśmy mało czasu, ale jego usta były naprawdę miłe w dotyku, Nie obchodziło mnie to że ktoś akurat mógł tędy przechodzić, a to mało prawdopodobne bo byliśmy w zaułku.
-Lepiej? - spytał Percy, jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia
-Hmmm... tak. Lepiej - odpowiedziałem i lekko się uśmiechnąłem, aby to potwierdzić.
On odwdzięczył mi się tym samym.
-Jak dotrzemy na Florydę? - zapytał
Cóż, dobre pytanie.
-Możemy samolotem, statkiem lub autem. Co wybierasz?
-Samolotem lepiej nie, bo zginę. Autem może, ale chyba nie dojedziemy na czas, prawda? - znów spytał.
Pokręciłem przecząco głową.
- W jedną stronę, tak , ale w dwie, moglibyśmy się spóźnić - potwierdziłem
- To zostaje statek - wywnioskował uradowany Percy.
Nie dziwię się z jego radości, ale ja nie miałem powodu do uśmiechu. Po rozmowie z Chejronem, jeszcze bardziej zacząłem się martwić nad celem naszej wyprawy.
- Okej, to idziemy w kierunku portu? - zapytałem
Percy twierdząco pokiwał głową i ruszył do przodu. Zawsze to ja szedłem pierwszy, ale teraz chciałem pomyśleć.
         Percy jest niewyspany, co widać na pierwszy rzut oka, ale stara się to ukrywać. Mam nadzieję że nic mu się przez to nie stanie, kiedy na przykład zaatakuję nas potwór, co jest bardzo prawdopodobne. Ale starałem się być dobrej myśli. Odrzuciłem wszystkie te złe i uśmiechnąłem się szeroko. Nie wiem dlaczego przychodzą mi takie głupie pomysły do głowy, ale raz kozie śmierć. Podbiegłem kilka kroków do Percy'ego, klepnąłem go w ramię i zawołałem ,,Berek!''. Zdumiony zaczął się rozglądać dookoła, a ja już biegłem jak najszybciej w kierunku portu.
         Słyszałem jeszcze śmiech Percy'ego, i jego coraz głośniejsze kroki. Dogonił mnie dopiero przy samym statku. Nie wiedziałem do kogo należał, ale na pewno do jakiegoś bogacza. Był wysoki, cały biały z jacuzzi. Idealny na odpoczynek, ale to nie dla nas. Kiedy odpoczywałem, nadbiegł Percy.
- Co ci odbiło? - zapytał zmęczony, ale szczęśliwy
Odetchnąłem trochę i zaśmiałem się. Od chwili, kiedy pocałował mnie Percy, nie czułem się aż tak szczęśliwy.
- Wszystko okej - powiedziałem próbują wstrzymać śmiech, ale na darmo.
Percy wkrótce przyłączył się do mnie i razem śmialiśmy się tak głośno, ze chyba nawet w Obozie Herosów nas usłyszeli. Przynajmniej wiedzieli że nic nam nie jest.
       Po tak długiej chwili radości, starałem się uspokoić. Usiadłem na ławkę i spojrzałem w niebo. Myślałem że to mnie uspokoi, ale zadziałało jak kolejna dawka kofeiny. Jedna chmura przypominała mi Percy'ego a druga mnie. Percy przysiadł obok mnie i złapał za rękę. To mnie trochę uspokoiło.
- A tak na serio to co ci się stało? Nie żeby mi się nie podobało - Percy uniósł ręce w geście obronnym.
Zaśmiałem się, a on spojrzał na mnie rozbawiony.
- Nie wiem. Po prostu... odepchnąłem od siebie złe myśli i tak jakoś wyszło - odpowiedziałem zgodnie z prawdą i uśmiechem na ustach.
Percy lekko oparł mnie o siebie.
- Mam nadzieję że to się będzie zdarzać częściej - powiedział i zrobił mi pierdzioszka ( nie mam pojęcia jak to się fachowo nazywa po polsku, ale chodzi o to że ktoś przykłada ci usta do policzka i w nie dmucha i słychać charakterystyczne ,,brrrrr'') .
          Z tego powodu jeszcze głośniej się zaśmiałem i poczułem jeszcze bardziej beztrosko.
Miałem ochotę spędzić tak cały dzień, ale niestety, życie herosa nie jest łatwe. Otrząsnąłem się i popatrzyłem na Percy'ego. Znowu zachciało mi się śmiać, ale starałem się to powstrzymać. No, ale nie udało mi się. Już chyba po raz czwarty miałem taki napad śmiechu.
- Nico, czy mam zacząć się niepokoić? - zapytał Percy
- Nie, już koniec. Chyba. Ale chodź wypożyczyć jakiś statek - odpowiedziałem nadal rozbawiony i wstałem.
         Szybko załatwiliśmy niezbędne papiery i wsiedliśmy na statek. Może nie był pierwszej klasy, ale był nawet ładny. Teraz widziałem cały świat w jasnych barwach. Dla mnie był milion razy lepszy od tamtego statku z jacuzzi ponieważ tu był Percy. Mój wkurzający, ale słodki chłopak.


Sory, że tak długo nie było rozdziału,ale nie miałam weny :((( . Mam nadzieję że ją odzyskam i napiszę kolejny rozdział :))))0
       

     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz