piątek, 30 stycznia 2015

One - Shot #4 Życie zakochanego piosenkarza

Mam fazę na muzykę, a ni ma weny na opowiadanie :(
Dlatego będę spamić One - Shot'ami...
Co do piosenek, to w tym One - Shocie są one autorstwa Nica. W nawiasach podałam nazwy prawdziwych wykonawców ( bądź coverowców na których wzorowałam melodie ) ów piosenek :)
Dodałam też playliste na której są piosenki podane w One - Shocie. Fajnie jest jej sobie słuchać, podczas czytania
Ps. Kiesyś napisze szekszy, ale nie teraz.
Ps2. Ja taka pisarka haha
Ps3. Ja chcę tu widzieć komentarze ;____; Inaczej koniec
Miłego czytania :)                        

                             Życie zakochanego piosenkarza


   Jak zwykle rozdawałem autografy na jednym ze swoich koncertów. Ludzie wykrzykiwali moje imię, a ja czułem się wspaniale. Jak to dobrze jest zapomnieć, że jest się herosem! Mogłem uciec od życia półbogów dając radość innych. Jestem Nico di Angelo, niejaki Syn Hadesa. A dla moich fanów, znany jako Angel. Trafne określenie, prawda? Dawałem autograf właśnie jakieś jednej fance. Niczym nie różniła się od pozostałych. Później poszedłem dalej i dalej. Rozdawanie autografów to już dla mnie codzienność. Ledwo mogę sobie przypomnieć "normalne" życie herosa. Z tego co wiem, Jason zamieszkał z Piper w centrum Nowego Yorku i całkiem dobrze im się wiedzie, Hazel i Frank zostali w Obozie Jupiter, a Percy i Annabeth... nie wiem. W sumie, to dawno z nimi nie rozmawiałem. Trudno, już o nich zapomniałem. Wiem, że to może wydawać się egoistyczne z mojej strony, ale oni tez się mną nie przejmowali, kiedy byłem jeszcze w obozie. Mam te siedemnaście lat, a w wieku szesnastu, opuściłem obóz. Czy żałuję? Nie. Śpiewałem sobie normalnie na ulicy, kiedy podchodzi do mnie gościu i mówi : Będziesz świetnym piosenkarzem!
Tak o to zaczęła się moja przygoda...
Chyba nie muszę pisać jak wyglądam, to oczywiste, ale macie moje zdjęcie:


Tak wygląda okładka mojego najnowszego albumu. Ładnie wyszło, co nie? Nie spodziewałem się aż tak dobrego montażu i fotografa. Kilkoma słowami, okłada bardzo mi się podoba. A utwory, które są na niej noszą tytuły;
  1. Blackout ( Linkin Park )
  2. Monster ( Imagine Dragons )
  3. Centuries ( Fall Out Boy )
  4. Immortals ( Fall Out Boy )
  5. All Eyes ( Imagine Dragons )
  6. Take Me To Church ( Cover : Sam Tsui, Oryginał: Hozier )
  7. Titanium ( Cover Sam Tsui, Oryginał : David Guetta ft. Sia )
  8. Don't You Worry Child ( Cover: Sam Tsui, Oryginał : Swedish House Mafia )
  9. Demons ( Cover: Sam Tsui & Max, Oryginał: Imagine Dragons )
  10. The Kill (30 Second To Mars )
Więc, uznaje ten rok za bardzo, ale to bardzo produktywny. Tyle się zmieniło... na lepsze. Teraz chodzę z uśmiechem na twarzy, cieszę się życiem i przekazuje radość innym. Przekazałem grubo sto tysięcy dolarów na cele charytatywne, dwa razy oddawałem krew i codziennie daje piątaka takiemu jednemu menelowi na ulicy. Ciekawe ile on już uzbierał, ale wracając do teraźniejszości.
   To już koniec koncertu. Jutro mam kolejny występ. Uśmiecham się na myśl, że znów spotkam ludzi, którzy mnie w jakiś sposób lubią. To naprawdę wspaniałe. Podpisuje ostatnią kartkę papieru i wsiadam do limuzyny krzycząc : ,,Byliście zajebiści!", na co odpowiada mi cała horda krzyków i pisków. Usiadłem zmęczony, ale też szczęśliwy. Cholernie szczęśliwy.
- Byłeś świetny! - pochwalił mnie mój manager i przybił mi piątkę.
To była jedna z lepszych osób, jakich spotkałem w całym swoim życiu. Był wyrozumiały, troskliwy, ale też tak samo pierdolnięty jak ja!
- Dzięki! - odpowiedziałem wesoło i wygodnie ułożyłem się w fotelu.
Cieszyłem się, że jadę już do domu. A co, nie powiedziałem wam? Manager kupił mi dom. Tak po prostu. Mieszkałem na obrzeżach Brooklinu, bardzo blisko od Nowego Yorku. Pogadałem chwilę z Max'em ( tak nazywał się mój manager ), zanim nie dojechałem do domu. Pożegnałem się z nim szybko i pobiegłem do swojej willi. Podskakiwałem podczas biegu i się śmiałem. Boże, jakie życie jest boskie. Podbiegłem do swoich drzwi i wystukałem kod do mieszkania. Klucze są dla ciot. Pociągnąłem za klamkę i wszedłem do środka.
   Od razu zapaliło się automatyczne światło i oświetliło całe pomieszczenie. Naprzeciw mnie znajdowały się schody do wyższych pięter, na prawo był wielki salon z książkami, a po lewej kuchnia. Jeszcze obok schodów znajdowała się mała toaleta. Poszedłem najpierw do kuchni coś przekąsić. I kolejna ciekawostka, zacząłem jeść! I przytyłem parę kilo i nie wyglądam już jak umarlak. To jest jedno z ważniejszych osiągnięć w moim życiu. Nie, no żartuje. Lubię sobie pożartować. Wziąłem z lodówki jakiś jogurt i postanowiłem zadzwonić do Percy'ego. Dobra, kłamałem. On mnie zbyt bardzo interesuję. Ale to przeszłość, teraz jest moim dawnym znajomym. Wybrałem numer i zaczekałem chwilę. Była dopiero dwudziesta pierwsza, więc powinien odebrać.
- Halo?! - usłyszałem krzyk Percy'ego w słuchawce.
Oddaliłem telefon od ucha.
- Percy, tu Nico di Angelo - powiedziałem spokojnie.
Percy kaszlnął. Chyba biegł.
- O cześć Nico, sory nie mogę teraz za bardzo rozmawiać - starał się mnie zbyć.
Jednak ja nie dałem za wygraną.
- A co się dzieję? Gdzie ty biegniesz? - zasypywałem go pytaniami.
Odetchnął głęboko i zatrzymał się. Później zaczął dyszeć.
- Annabeth... wyrzuciła mnie z domu - syknął.
Wyplułem jogurt, który akurat miałem w ustach. To było bardzo dziwne. Nawet jak na Annabeth.
- Ale, czemu? - pytałem dalej.
Percy przeklną siarczyście i nadal starał się uspokoić oddech.
- Przyłapałem ją z kochankiem w łóżku. Powiedziała, że mogę się wynosić, więc to zrobiłem - odpowiedział.
Otworzyłem szerzej oczy ze zdumienia. Annabeth takie coś... To do niej niepodobne. Cóż, wszyscy się zmieniają. Niekoniecznie na dobre.
- Gdzie masz teraz zamiar iść? - zapytałem
Percy westchnął ciężko.
- Nie wiem. Nie chcę robić mojej mamie kłopotów i jeszcze to tłumaczenie wszystkiego... - odpowiedział
Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Możesz przyjść do mnie - zaproponowałem
I oczywiście wziąłem kolejną łyżkę jogurtu. Dobry był, czekoladowy.
- Ale... ja nie mogę iść do Obozu... - zaczął Percy
Wybuchnąłem głośnym śmiechem i znów się oplułem.
- Percy, ja mam własną wille. Jak do mnie przyjedziesz to wszystko ci wyjaśnię. A teraz powiedz gdzie jesteś, bo nie wiem, gdzie mam zamówić taksówkę - powiedziałem z uśmiechem i zacząłem wycierać z siebie jogurt. Kurczę, a była taka fajna koszulka.
Percy chwilę się nie odzywał, ale w końcu wykrztusił.
- Lexington Ave, siedzę przy Dunkin' Donuts - odpowiedział.
Uśmiechnąłem się na samym myśl o spotkaniu. Ciekawe czy się zmienił. 
- Dobra, wysyłam taksówkę. Powinna być za około dziesięć minut. Do mnie jedzie się około dwadzieścia pięć. Do zobaczenia, wyjdę po ciebie - pożegnałem się i zadzwoniłem po taksówkę.
Chciałem coś przygotować dla mojego przyjaciela. Nagle do głowy przyszła mi straszna myśl. Mam odwołać koncert i zostać z Percy'm czy iść i wrócić około dwudziestej drugiej? Tamten koncert miał trwać dłużej niż zazwyczaj. Muszę postanowić teraz, bo jutro już będzie za późno na odwołanie bądź przełożenie koncertu. Dobra, ustalę to dziś z Percy'm.
Przygotowałem dla niego kubek gorącej czekolady i wyłożyłem jakieś przystawki na stole w salonie. Włożyłem swoją płytę do odtwarzacza i śpiewałem sam ze sobą. Tak, piosenkarze mają dziwnie. Poszedłem jeszcze wziąć szybki prysznic i przebrałem upaćkaną koszulkę. Sprawdziłem godzinę : dwudziesta pierwsza trzydzieści. Percy powinien tutaj być za około pięć - dziesięć minut. Założyłem buty, schowałem telefon do kieszeni ( i pieniądze ) i poszedłem przed dom.
   Było wyjątkowo ciepło pomimo późnej godziny. Oparłem się plecami o swoją bramę i zaczekałem jeszcze chwilę. Taksówkarz przyjechał pięć minut później. Gdy tylko zobaczyłem taksówkę, nonszalanckim krokiem podszedłem do niej i rzuciłem odliczoną kwotę kierowcy.
- Nico di Angelo? - ten spytał zdziwiony
Starałem się skryć uśmiech, ale mi się nie udało.
- Tak, to ja - odpowiedziałem
Popatrzył na mnie zdumiony, a zaraz potem wyciągnął kartkę i długopis.
- Czy mógłbym... - wyciągnął w moim kierunku te dwa przedmioty.
- Dla kogo? - spytałem i zacząłem układać w myślach podpis.
- Dla Angeliny. Jest twoją wielką fanką. - odpowiedział uśmiechając się przy tym.
Odwzajemniłem uśmiech i napisałem : Od Nica di Angelo dla Angeliny. Podążaj za swoimi marzeniami i nigdy, ale to nigdy się nie poddawaj. Pozdrawiam, Angel.
Podałem autograf mężczyźnie i dopiero wtedy spojrzałem na zmieszanego chłopaka z tyłu.
Jego włosy były jak zwykle nieułożone, zielone oczy pozostały bez zmian; ciekawskie i niezbyt mądre spojrzenie się nie zmieniło. Ogólnie Percy wyglądał podobnie jak sprzed kilku lat. Kiwnąłem głową do syna Posejdona, na co on od razu wysiadł z auta. Pożegnałem się z taksówkarzem i przywitałem z Percy'm.
- Cześć - zacząłem niepewnie
- Hej, zmieniłeś się... - przebadał mnie wzrokiem od dołu do góry.
Uśmiechnąłem się po raz kolejny.
- Chodź do domu, mamy sobie wiele do wyjaśnienia - powiedziałem i ruszyłem w stronę domu.
Percy podążył za mną. Czułem na sobie jego spojrzenie, jednak przyzwyczaiłem się już do tego. Podszedłem do drzwi i wystukałem kod. Już drugi raz w ciągu godziny. Otworzyłem drzwi i od razu usłyszałem:
                                                        When you file my heat
                                                        Look into my eyes
                                                        It's where my demons hide
                                                        It's where my demons hide
                                                        Don't get too close
                                                        It's dark inside
                                                        It's where my demons hide
                                                        It's where my demons hide

Uśmiechnąłem się na dźwięk swojego głosu. Boże, jak ja dużo razy się uśmiecham. 
- Rozgość się! - powiedziałem przyjaźnie do Percy'ego i ruszyłem w stronę salonu. Przyciszyłem muzykę i usiadłem na kanapie, biorąc przy tym kubek przygotowanej przeze mnie gorącej czekolady. Percy niepewnie zamknął drzwi i tak jak ja, wsłuchał się w melodie. Byłem z tej piosenki naprawdę zadowolony. Szybko stała się hitem.  Mój gość usiadł na kanapie i popatrzył na mnie. Chyba już się domyślił, że to ja śpiewam tą piosenkę. 
- Nico... ty jesteś piosenkarzem? - zapytał i wytknął mnie palcem.
Pokiwałem głową i zaśpiewałem refren, który dopiero się zaczął. Jak ja uwielbiam śpiewanie. Poprzez śpiew można wyrażać swoje emocje. Złość, smutek, a nawet miłość...
To był ostatni refren w tej piosence. Ha, jeżeli mnie pamięć nie myli, teraz będzie... The Kill. Super, smutniejszej się nie dało? Jeszcze te oczy Percy'ego utkwione we mnie. Przecież tą piosenkę napisałem po części przez niego! To się wkopałem. A najlepszy był fragment tekstu:

                                                         Come, break me down
                                                         Burry me, burry me!
                                                         I am finished with you
                                                         Look in my eyes
                                                         You killing me, killing me
                                                         All I wanted was you

   Taaa... super. Percy wsłuchiwał się w dźwięk melodii z zaciekawieniem, a  ja czekałem na kolejną piosenkę. Chociaż nie. Następna ma jeszcze więcej wspólnego z Percy'm. Opowiada o moich uczuciach, kiedy widziałem go z Annabeth. Starałem się zaakceptować to, że jestem gejem, ale to nie było takie łatwe. Dlatego wymyśliłem tą piosenkę. To zawsze przy niej pozwalałem swoim emocją wypłynąć.
Wstałem z zamiarem wyłączenia tych piosenek. Nasłuchałem się ich już dość długo.
-  Zostaw je - powiedział Percy i złapał mnie za rękę.
Wdech.Wydech. On cię nie dotyka. On cię nie dotyka.
- Czemu? Słuchanie ich nie ma najmniejszego sensu... - starałem się go przekonać, ale zacząłem gubić się w wyjaśnieniach - No bo wiesz, te piosenki są jeszcze w telewizji. Telewizja! - odkryłem i starałem się podejść do telewizora.
Jednak nie. Syn Posejdona chce posłuchać sobie moich pioseneczek. Złapał mnie mocniej za rękę i pociągnął do siebie. Czy ja teraz na niego poleciałem? Te wszystkie nastolatki ryją mi mózg... Refren piosenki się powtórzył i zaczęła się nowa melodia. Zajebiście! Teraz będzie chyba ta najgorsza z najgorszych! Prawie upadłem przed Percy'm, ale udało mi się zachować równowagę. Wyrwałem się z uchwytu Percy'ego i w końcu wyłączyłem ten odtwarzacz.
- Nareszcie! - krzyknąłem uradowany
Percy popatrzył na mnie zdziwiony. Jak to dobrze, że on nie wie o co chodzi.
- Dobra, to o czym chciałeś ze mną pogadać? - spytałem i w ciszy usiadłem na swoje poprzednie miejsce. Wziąłem oczywiście swój kubek gorącej czekolady.
- O Annabeth - syknął i wziął łyk tego wspaniałego napoju - Ale to pyszne! - stwierdził
Zaśmiałem się i powtórzyłem jego ruch. Mmmm... Pycha! 
- Dobra, a co tam się dokładnie wydarzyło? - pytałem nadal
Percy już zajął się czekoladą. Chyba uzależnił się od niej prawie tak szybko jak ja.
- Przychodzę z pracy do domu. Tak się zdarzyło, że szybciej skończyłem i zdążyłem na autobus. Otwieram drzwi od domu i słyszę jakieś jęki. Patrzę na wieszaki - jeden dodatkowy płaszcz. Zdziwiony, poszedłem do sypialni, a tam Annabeth krzyczy do jakiegoś gościa: ,,Mocniej! Kurwa mocniej!" Ona leżała i mnie nie zobaczyła. Chciałem się zemścić, więc poszedłem do łazienki, wziąłem miskę i nalałem do niej lodowatej wody. Przyszedłem znów do pokoju i wylałem na nich całą jego zawartość. Później była kłótnia z Annabeth i rozmowa z tobą. To wszystko. - opowiedział czasem uśmiechając się na niektóre wspomnienia.
Słuchałem go z uwagą. Reakcja Percy'ego na zdradę - bezcenna. Też bym tak zrobił.
- Podczas kłótni wynikło, że zdradzała mnie przez rok. Rozumiesz? Cały rok z kurwą w domu! - dodał, odłożył kubek i złapał się za twarz.
Nie wiem czy płakał, ale mam nadzieję, że nie. Nigdy nie widziałem go aż tak załamanego. Również odłożyłem pusty już kubek i nieśmiało otoczyłem go ramieniem. Percy, o dziwo podniósł głowę. Popatrzył na mnie załamany i przytulił. Oczywiście odwzajemniłem uścisk i szepnąłem mu do ucha:
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
Przytuliłem go jeszcze bardziej i poczekałem aż otrzeźwieje. Annabeth będzie miała nauczkę...
- Nico... czy ja... mógłbym, oczywiście na jakiś czas... zamieszkać u ciebie? - spytał Percy z mokrymi oczami od płaczu. 
Popatrzyłem na niego jeszcze raz. Teraz był zagubiony, zmieszany całą tą sytuacją, a jednak odważył się mnie spytać niby o taką drobnostkę.
- Tak, pewnie. Drzwi są otwarte - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem na ustach.
Percy odwzajemnił mój uśmiech i ostatni raz mnie przytulił. Chwila... on mnie przytula. Ja go przytulam. Wszyscy się przytulają. Po dłuższej chwili, Percy mnie puścił i zaciągnął się ostatni raz napojem.
- Chodź, zrobimy jeszcze - zaproponowałem przyjaźnie.
Wziąłem swój oraz jego kubek i ruszyłem do kuchni. Kurczę, nadal nie posprzątałem tego jogurtu! Zacząłem z Percy'm jakąś mało interesującą dyskusję, dlaczego ów jogurt znalazł się na podłodze.
- Oplułem się jak do ciebie zadzwoniłem - wyjaśniłem, kiedy wlewałem mleko do garnka.
Tym razem to Percy wybuchnął śmiechem.
- Ale aż tak? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak, musiałem wziąć prysznic aby jakoś wyglądać - odpowiedziałem i odwróciłem się do niego.
Opierał się o blat stołu i śmiał. Wyglądał o wiele lepiej niż przed kilkoma minutami. Poszedłem jeszcze po mopa, który był w korytarzu. W końcu to wytrę.
- Jeszcze coś ciekawego się wydarzyło przez ten rok? - spytał Percy
Już chyba nie muszę mówić, że się uśmiechnąłem. Przy nim uśmiecham się prawie cały czas.
- Nie, tylko zostałem sławnym piosenkarzem, zacząłem jeść i się opaliłem - powiedziałem wycierając plamę po jogurcie.
Percy kolejny raz się zaśmiał i sam odpowiedział:
- U mnie, zacząłem chodzić na siłownie... - przerwałem pracę i popatrzyłem na niego z szokowaniem
- Po co? Przecież jesteś najsilniejszym herosem chodzącym na tej planecie! - przerwałem mu
Spojrzał na mnie zdziwiony, ale nieśmiało uśmiechnięty.
- Naprawdę tak sądzisz? - spytał i złapał się za kark.
To się wrąbałem.
- Tak - odpowiedziałem krótko i wróciłem do pracy.
Ufff... skończyłem. Odłożyłem mopa w kąt kuchni i poszedłem pilnować mleka.
- Dobra... skoro tak sądzisz, to jak wyjaśnisz to, że przegrałem jedną walkę? - zapytał nadal nie usatysfakcjonowany.
- Którą? - spytałem
Percy spuścił głowę i odpowiedział:
- Tą w której Bianka zginęła
Westchnąłem głęboko. Zbyt często nie myślałem o jej śmierci. Nikt nie wie o jej istnieniu oprócz mnie i Obozu.
- Percy... to nie była twoja wina - starałem się go przekonać.
- Nie, Nico. To była moja wina - zaprzeczył i po raz kolejny popatrzył na mnie - Wybaczysz mi to kiedyś? - spytał z nadzieją
Podszedłem do niego i podniosłem jego głowę.
- Ja ci już to wybaczyłem parę lat temu. - odpowiedziałem spokojnie i odgarnąłem jego włosy z twarzy.
Percy złapał mnie za tył głowy i przyciągnął do siebie.
- Naprawdę? - dopytywał
Pokiwałem twierdząco głową i odsunąłem się.
 Nie chcę, aby Percy zrobił coś, czego później będzie żałował. Mleko już się zagotowało, więc rozlałem je do naszych napełnionych czekoladą w proszku kubków i ruszyłem w stronę salonu. Percy poszedł za mną i bacznie mnie obserwował. Przez niego prawie wylałem czekoladę. Położyłem nasze kubki na stole i usiadłem. Miałem z Percy'm jeszcze jedną sprawę do obgadania.
- Percy, chciałem się spytać, czy jutro mógłbyś u mnie zostać w domu sam? - spytałem
- Tak, to żaden problem. A gdzie idziesz? - dopytywał
- Na koncert. Ale wiesz, tak głupio mi jest cię zostawić w domu - wyjaśniałem
Percy uśmiechnął się lekko.
- A co, boisz się, że coś sobie zrobię? Spokojnie, chodzę na siłownie, a pracuje jako ochroniarz - powiedział i przysiadł się bliżej mnie.
Teraz niemal nasze biodra się stykały.
- Nie, głupio jest zostawić gościa samego w domu. To byłoby niegrzeczne - odsunąłem się
On szuka tylko pocieszyciela. Tak naprawdę nic do mnie nie czuję.
- Hmmm... wiesz co jeszcze jest niegrzeczne? - spytał i znów się do mnie przysunął.
Miał niebezpiecznie dziwny głos. Jakby... chciał mi coś zrobić. Byłem już na krawędzi kanapy, więc nie mogłem się odsunąć.
- Co? - zapytałem
Percy położył się na mnie i uniemożliwił mi ruchy.
- Uciekanie przed miłością - odpowiedział i spróbował mnie pocałować.
Tak jak powiedziałem, spróbował. Wyrwałem się mu w ostatniej chwili. Poleciałem na ziemię i w coś się wbiłem. Moja lewa ręka była cała we krwi, a ja nadal leżałem pod Percy'm. Jednak to nie trwało zbyt długo. Może Percy jest silniejszy, ale ja na pewno zwinniejszy. Wymknąłem się mu i pobiegłem do łazienki znajdującej się na pierwszym piętrze.
- Och, znowu uciekasz? Ja i tak cię znajdę! - krzyknął za mną Percy.
Wparowałem do łazienki i zamknąłem drzwi na klucz. Spojrzałem w lustro. Byłem cały zaczerwieniony, a ręka cała zakrwawiona. A bolała jak diabli. Prawą ręką zacząłem szukać apteczki, która powinna być w małej szafeczce obok lustra.
- Nico... - zacząłem słyszeć wołanie Percy'ego.
On oszalał. Zachowywał się prawie tak jak w Tartarze. Wyciągnąłem szybko apteczkę i otworzyłem ją. Plastry, bandaże... Jest, woda utleniona. Odkręciłem zawleczkę i kiedy miałem polać zawartość buteleczki na rękę, ktoś mocno zapukał w drzwi.
- Wiem, że tam jesteś! - krzyknął Percy.
Jedna łza spłynęła mi po policzku. Byłem bezbronny. Już od roku się tak nie czułem. Nieśmiało otworzyłem drzwi i osłoniłem się zakrwawioną ręką. Percy dyszał ciężko i miał zaciśniętą pięść. Skuliłem się, zamknąłem oczy i czekałem na uderzenie. Jednak, nic takiego się nie stało. Otworzyłem jedno oko i zacząłem płakać. Percy trzymał jedną pięść w powietrzu i omal nie uderzył mnie nią w twarz.
- Percy... - szepnąłem i powoli odsunąłem rękę.
Mój niedoszły napastnik odzyskał świadomość i rozluźnił pięść.
- Nico... t-ty krwawisz - zauważył i złapał moją rękę.
Tym razem nie brutalnie. Wrócił stary, dobry Percy.
- Przepraszam - szepnął i podobnie jak ja zalał się łzami.
Krew kapnęła mi wcześniej na twarz stwarzając wyobrażenie złamanego nosa. 
- Wybaczam ci - szepnąłem przez łzy - Ale teraz uspokójmy się i daj mi opatrzyć tą rękę.
Percy posłuchał mnie i puścił. Usiadł na zamkniętej toalecie i próbował się opanować. Ja wziąłem odkręconą buteleczkę z wodą utlenioną i polałem ją sobie na rękę. Wydałem stłumiony przez łzy krzyk bólu, ale zaraz potem się opanowałem. Później dokładnie zabandażowałem lewą dłoń i wykonałem szybki telefon do managera. Okazało się, że na tym koncercie miała być jakaś znana gwiazda, ale jej ( tak jak i mi ) nie pasował termin i pytała się o jego przełożenie. Zaśmiałem się cicho na tą wiadomość i spojrzałem na Percy'ego. 
Uśmiechnął się, chociaż widać było, że nadal jest roztrzęsiony. Zakończyłem zadowolony rozmowę i podszedłem do Percy'ego.
- Percy... nie jestem zły. Nie panowałeś nad sobą - ukląkłem i złapałem jego twarz.
Popatrzył na mnie lekko uśmiechnięty i wziął moją zbolałą rękę. Popatrzył na nią chwilę po czym ją pocałował.
- Kiedy to się stało? - spytał nadal tuląc moją dłoń.
Westchnąłem ciężko.
- Wtedy, gdy próbowałem uciec. Wiesz, kiedy spadłem z kanapy zahaczyłem o róg stolika. - wyjaśniłem.
Percy pokiwał z wolna głową. Mnie dręczyło jeszcze jedno pytanie:
- Co ty chciałeś zrobić... tam na kanapie? - zapytałem
Uśmiechnął się z rozbawieniem.
- Wiesz... jeszcze nie masz osiemnastu lat, więc nie powinienem ci powiedzieć - odpowiedział i wstał - Chodź, wypijmy tą czekoladę
Powtórzyłem jego ruch i razem ruszyliśmy do salonu. Percy nadal nie puścił mojej ręki. Szybko zeszliśmy po schodach i usiedliśmy na kanapie.
 Wypiliśmy w zabawnej atmosferze czekoladę i śmialiśmy się z minionych lat. On opowiadał o Annabeth jakby to była tylko jego dziewczyna ( a nie miłość życia ), a ja opowiadałem o różnych, dziwnych rzeczach w świecie gwiazd. Obaj się uśmialiśmy, nie ma co! Żartowaliśmy tak sobie chyba do północy. Jak fajnie jest odnowić stare znajomości! Nie musiałem udawać kogoś, kim nie jestem. Mogłem być Synem Hadesa.
- Kiedy ostatni raz walczyłeś z potworami? - zapytał Percy nadal dusząc się ze śmiechu.
- A z tobą się liczy? - zażartowałem, a Percy walnął mnie lekko w tył głowy.
- Ejjj, nie przeginaj! Bo znowu stanę się potworem! - zażartował i udał ryczącego lwa.
Jedna łza poleciała mi ze śmiechu. Spadłem z kanapy i teraz tarzałem się na dywanie ze śmiechu.
- Nie proszę! Nie rób mi krzywdy! - zażartowałem i udałem przestraszenie.
Percy zeskoczył na mnie z sofy i udał ryk nad moją twarzą.
- Nikt cię nie uratuje! - krzyknął nadal się śmiejąc i padł obok mnie na podłogę.
Teraz razem śmialiśmy się w wniebogłosy. Popatrzyliśmy na siebie przez chwilę, po czym znów wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. To będzie niezapomniana noc. 
- Dobra... dosyć - oznajmiłem i spróbowałem wstać.
Jednak, od nadmiaru śmiechu i bólu w ręce, nie udało mi się to. Upadłem z powrotem na ziemię obok Percy'ego.
- Co ty byś beze mnie zrobił? - spytał sarkastycznie Syn Posejdona i podniósł mnie.
Tak po prostu. Nawet nie pytając mnie o zdanie.
- Puść mnie! - krzyknąłem, jednocześnie nadal się śmiejąc.
- Nie mogę! Przykleiłeś się! - zażartował po raz kolejny i mną potrząsnął.
Znów zacząłem się śmiać. Tak dobrze, to ja się dawno nie bawiłem.
- Gdzie mnie zanosisz? - spytałem już bardziej poważnie.
Percy przewiesił mnie przez ramię, więc miałem widok tylko na jego tyłek.
- Jak to gdzie? - zapytał wchodząc na schody.
No co?! Nie, on tam nie idzie.
- Puść mnie! - znów krzyknąłem
Percy zaśmiał się tylko. Serce zaczęło mi bić szybciej. On cię nie kocha - powtarzałem sobie.
Z taką myślą dotarliśmy do sypialni. Percy znów przerzucił mnie przez ramię i położył pod sobą na łóżku.
- Kocham Cię - szepnął i popatrzył mi w oczy.
Odwróciłem głowę. To przecież nieprawda. On kocha Annabeth.
- To nieprawda - zaprzeczyłem.
Pomimo tego, że było ciemno, doskonale wiedziałem, że Percy na mnie patrzy.
- Tak? Poczekaj chwilę... - zapalił lampkę i zaczął grzebać w tylnej kieszeni spodni.
Zerknąłem na niego zdziwiony. Percy wyciągnął portfel, otworzył go i pokazał mi zdjęcie. Moje zdjęcie. Dałem mu je tego dnia, kiedy obchodził swoje osiemnaste urodziny.
- Znam ten wierszyk z tyłu na pamięć - i zaczął recytować:

Od kiedy tylko pamiętam
Ludzie traktowali mnie jak potwora
Bali się mnie
Uciekali przede mną
Jednak ty dałeś mi nadzieję
Nadzieję na lepsze jutro
Dzięki tobie dziś żyję
Będę żyć jutro
Chcę ci za to wszystko podziękować
Nie mógłbym znieść
Gdybyś obwiniał się za cokolwiek związanego ze mną
Dlatego, piszę dla ciebie ten wierszyk
Jest bez rymów, lecz ma w sobie coś cenniejszego
Moją wdzięczność i... miłość do
Ciebie
Dziękuje za wszystko jeszcze raz
Na zawsze twój
Nico di Angelo

Nadal pamiętam jak go pisałem. Chciałem w końcu wyznać, co do niego czuję.
- Nico, czytałem ten wiersz każdego dnia. Analizowałem go tysiące razy. Mój związek z Annabeth przestał istnieć już jakiś czas temu. Chciałem cię odszukać. Byłem w Obozie, lecz tam powiedzieli mi, że odszedłeś dzień po mojej osiemnastce. To było miesiąc temu, a dziś, kiedy dowiedziałem się, co Ann mi zrobiła... - pokręcił głową i poczekał aż popatrzę mu w oczy. Gdy to zrobiłem, kontynuował - Chciałem uciec. Skończyć ze sobą. Więc, gdy zadzwoniłeś... nie muszę chyba opisywać, jak się wtedy poczułem. - przerwałem jego mowę pocałunkiem.
On nie zapomniał o mnie. Nie sądziłem, że jedno małe, głupie zdjęcie z wierszem na drugiej stronie będzie w stanie nas połączyć. Puściłem go i pozwoliłem dokończyć przemowę.
- Czułem się najlepiej na świecie. Jednak teraz, czuje się jeszcze lepiej. - uśmiechnął się szczęśliwy.
Złapałem jego twarz w dłonie. Mógłbym na niego patrzeć nieskończenie długo.
- Kochasz mnie jeszcze? - spytał Percy
Popatrzyłem na niego zdziwiony. Chyba głupszego pytania już dawno nie słyszałem.
- Oczywiście. Nie przestałem ani na chwilę. - odpowiedziałem z uśmiechem.
Percy pocałował mnie delikatnie i zaczął się cicho śmiać.
- Ciekawe jak zareagują twoje fanki, kiedy dowiedzą się, że jesteś gejem - zagadnął
Również zaśmiałem się cicho.
- Mam nadzieję, że nie będziesz zły, kiedy jakaś fanka wyślę mi swój stanik - powiedziałem pół żartem pół serio.
Już się taka sytuacja zdarzyła.
- Nie, tylko osobiście do niej przyjdę i... złożę jej "miłą" wizytę - odpowiedział z przebiegłym uśmiechem.
Kolejny raz się zaśmiałem.
- W to nie wątpię. Już się przekonałem jaką masz siłę - zacząłem tarmosić jego włosy.
- Wiesz co? - zapytał i jeszcze się do mnie przybliżył - Dobrze, że jednak odwołałeś ten koncert.
- A to niby czemu? - spytałem sarkastycznie i złapałem go z tyłu głowy.
Uśmiechnął się lekko i ponownie mnie pocałował.
- Mamy sobie jeszcze wiele do opowiedzenia - odpowiedział z przebiegłym uśmiechem.
Dalej już chyba nie muszę opowiadać. Z resztą, chyba to nie jest aż takie ciekawe...
Chyba. Jeśli nie liczyć jego idealnego ciała. Idealnych ruchów. I idealnego stylu bycia.
I tym optymistycznym akcentem, kończymy! 
Ciao!

9 komentarzy:

  1. Nico piosenkarz... co będzie następne? Percy pod latarnią? XD

    No i w ogóle one-shot zajebiście mi się podobał! ;D

    Prawie gwałty były... hyhyhy... xD

    Pominę fakt, że nie znam właściwie żadnej z tych piosenek... może z wyjątkiem Take me to church i Demons, ale to i tak tylko w oryginalnej wersji... xD

    No i pominąć też mogę, że czytałam tego OS słuchając sobie Metalliki, Iron Maiden i Sabatonu...

    Ale już nie pominę, że chwilę po scenie prawie gwałtów włączyła mi się piosenka "O! Nie rób tyle hałasu" xD

    Annabitch jest zdzirą! Percy ty tępaku! A nie mogłeś jej za.kudły złapać i utopić? A potem uciekać? XD

    Dobra, więcej nie napiszę, bo telefon jest jednak wkurzający...

    Pozdrawiam i życzę weny ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. O Bogowie! O Bogowie! O Bogowie!
    seksy? (prawie) Jest
    Percico? Jest
    Czekolada w roli głównej? Jest
    Ranny Braciak? Jest
    Szalony Percy? Zaliczone
    Slowem OS świetny c: już czekom na następne (obojętnie czy OS czy rozdział). A mogła byś trochę ich potorturować? Wiem, sadystka jestem ale to jest nudne kiedy oni mają zbyt dobrze...
    Weny, weny i tradycyjnie żelków *_*
    ~Shadow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dodać:
      Ann jako wredna suka? (nie żeby to było coś nowego) Jest c:

      Usuń
    2. To ja tu się wetnę...
      Chciałam się tylko dołączyć do prośby o tortury xD

      Usuń
    3. Będą, będą...
      Właśnie zaczynam pisać rozdział :3
      Bedom tortury, oj bedom

      Usuń
    4. Hyhyhyhy *wredna, zlowieszcza i zlowieszczo wredna mina* to ja się już doczekać nie mogę *zaciera ręce*

      Usuń
  3. Jak zawsze świetne :3 a teraz o opowiadaniu c:
    Wow Nico śpiefa! A Annabeth to wredna suka, yaaaaay. Czekam na Percico i więcej One Shot' ów <3
    Życzymy weny
    Zespół Wonderland Team ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh dziękuje :D
      Ja sobie zawsze wyobrażałam Nica jako wspaniałego wokalistę XD
      A wena bardzo, ale to bardzo się przyda, bo mi jej teraz strasznie brakuje
      Może nie być rozdziału przez dłuższy okres, ponieważ piszę teraz inne opowiadanie i głównie na nim się skupiam :/
      Pozdrowionka :)

      Usuń
  4. Kobieto uwielbiam twojego bloga, mogłabyś zrobić one shota z Jasonem, Percym i Niko, żeby byli wszyscy trzej ze sobą, w tedy by było super ciekawie

    OdpowiedzUsuń