Niezapowiedziana wizyta
* Nico di Angelo *
Obudziłem się cały zlany potem. Jak zwykle, śnił mi się ten sam koszmar.
Jakiś gość próbował namówić mnie do zabijania najbliższych mi osób. Trzymałem miecz w ręce, a ostrze skierowane było w krtań Percy'ego. Patrzyłem mu głęboko w oczy, starając się dostrzec w nich choć cień nadziei, radości... ale widziałem tylko pustkę. Te cholerną pustkę, która męczyła mnie przez ostatnie lata. Percy czekał na wyrok, a ja nie potrafiłem pozbawić go życia. Pomimo wszystkich krzywd jakie mi wyrządził, nie czułem do niego nienawiści. A można powiedzieć, że wręcz przeciwnie. W dzisiejszych czasach nadużywamy słowa ,,miłość", mówiąc te piękne słowo do przedmiotów. A przecież rzeczy nie da się kochać. Może i jestem jeszcze młody, ale myślę, że wiem co to miłość. To uczucie, które dopadnie każdego. Biednego, milionera, zwykłego chłopaka, a nawet starca. Miłość jest jednocześnie najlepszym i najgorszym uczuciem na świecie. Kiedy nie ma przy tobie osoby, którą kochasz, myślisz o niej. Kiedy nie ma przy tobie osoby, którą kochasz, stajesz się nerwowy i martwisz się o nią. Kiedy nie ma przy tobie osoby, którą kochasz, nie żyjesz pełnią życia. Czujesz, że kogoś ci brakuje, jakieś cząstki ciebie, którą posiada ta jedna jedyna osoba. Pragniesz spędzać z tą osobą każdą wolną ( jak i zajętą ) chwilę i pragniesz, by twoje uczucia pozostały odwzajemnione. A jeżeli tak nie będzie? Jeśli osoba, którą kochasz, zakochała się w innej... Trzeba się z tym pogodzić. Przecież miłość polega również na tym, by uszczęśliwiać osobą, którą się kocha. A kiedy ta osoba jest szczęśliwa bez ciebie, to się poświęcisz i będziesz żył w tej cholernej pustce. Tej pustce, którą widziałem wtedy u Percy'ego. Nie wiedziałem jak mam wtedy postąpić, ale czułem dziwną chęć pocałowania go. Chciałem choć raz poczuć jego usta na swych wargach. Chciałem choć raz być w pełni szczęśliwy. Gdy już to się stało, Percy wyparował, zostawiając mnie w ciemności.
Wstałem, pocierając oczy i głośno ziewając. Przez ten głupi sen, zaczynałem zdawać sobie sprawę ile tak naprawdę znaczy dla mnie Syn Posejdona. Myślę o nim w każdej wolnej chwili, a w dodatku o nim śnie. Cały czas zastanawia mnie ten tajemniczy gościu, ale chyba prędko nie dowiem się kto to jest.
Leniwie wykonałem parę przysiadów. Przecież zdrowy tryb życia jest najważniejszy. Ubrałem swoje zwykłe ciuchy i zabrałem słuchawki. Były nauszne i po bokach miały wymalowane czaszki. Sam je malowałem. Zapomniałem jeszcze wspomnieć. że w Obozie pozwolono nosić MP3 i telefony, co było bardzo przydatne. Każdy mógł dzwonić do swoich rodziców kiedy chciał. a także rozmawiać z innymi półbogami na odległość. Wziąłem swojego IPhone'a (nie, wcale się nie chwalę) i MP3 (szpan na dzielni) i założyłem ów słuchawki na uszy, wkładając tym samym kabel do urządzenia. Puściłem piosenkę 30 Second To Mars - Yesterday i ruszyłem na śniadanie, nie zważając na swoje przetłuszczone włosy.
Gdy tylko wyszedłem z domku, usłyszałem przez słuchawki głośne wołanie dzieciaków. Trochę mnie to irytowało, że jestem jednym ze starszych Obozowiczów - jest jeszcze Will, który ma aktualnie 21 lata. Jak ten czas szybko leci... Cały Obóz wyglądał tak, jak sprzed laty, pomimo powiększonych domków i rozrastającego się lasu. Każdy domek pomalowany był na inny kolor, czyniąc w ten sposób niesamowite wrażenie. Ozdoby na mieszkaniach wywoływały postrach lub wręcz zachęcały do wejścia do danego domku. Kilka oczywiście było pustych, ale i tak pielęgnowali je inni herosi. Udałem się w kierunku pawilonu jadalnego. patrząc spod przymrużonych oczu na innych Obozowiczów. Jedni byli blondynami z bystrymi oczami, a niektórzy szatynami z morderczym spojrzeniem. Idę o zakład, że ci drudzy byli od Aresa.
Usiadłem sam przy swoim miejscu, gdy poczułem ciepłą dłoń na ramieniu. Will. Zdjąłem słuchawki.
- Hej, jak się spało? - spytał i przysiadł się koło mnie, co tak naprawdę było zakazane, ale nam wolno wszystko.
- Dobrze - skłamałem - Czemu dziś wszyscy są tak ruchliwi? - spytałem pocierając oczy.
Will spojrzał na mnie krzywym wzrokiem.
- Zapomniałeś - mruknął
Zmarszczyłem brwi, próbując sobie przypomnieć. Mamy dzisiaj 26 czerwca. 26 czerwca...
- To już dzisiaj?! - krzyknąłem, przez co kilka osób odwróciło głowę w moją stronę.
- Tak - odpowiedział spokojnie - Percy przyjeżdża dzisiaj do Obozu. Z tego co słyszałem ma być tutaj o dwunastej, najpóźniej trzynastej.
Pokręciłem głową ze zdumieniem, że zapomniałem o jego przyjeździe. Wcześniej odliczałem dni w kalendarzu, a teraz najzwyczajniej o nim zapomniałem. Pożegnałem się z Willem, który udał się do swojego rodzeństwa. Zamówiłem tosty z ketchupem i niebieski sok. Nie wiem jak smakował - był po prostu dobry i przypominał o Percy'm. Czy ja muszę o nim myśleć 24h na dobę?! Dosyć, pomyślałem definitywnie. Zjadłem wszystko z wielkim apetytem i wróciłem do swojego domku, witając się po drodze z Lucy. Ona jako jedna z nielicznych rozumiała, że potrzebuje czasem chwili samotności, by wszystko sobie uporządkować. Pokiwałem do niej głową, mrucząc ciche podziękowania. Wszedłem do domku z cichym trzaśnięciem drzwiami. Głośno westchnąłem i kolejny już dzisiaj raz przetarłem oczy. Nawet nie zdawałem sobie sprawy jaki jestem śpiący. Ten cały sen, trening i ta cała namnażająca się ciemność dały o sobie się we znaki. Położyłem słuchawki na szafce, a wraz z nimi MP3.
Ruszyłem do swojego pokoju, kiedy nagle dostrzegłem, że coś się porusza. Pewnie mam omamy, ale lepiej to sprawdzić. Z udawanym spokojem szedłem dalej nerwowo obracając gałkami ocznymi. Gdy dotknąłem klamki od drzwi, poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Była dziwnie mokra, ale jednak ciepła. Poczułem jego oddech na swojej szyi. Pachniał morzem i miętą. Jego usta zbliżały się do mojego ucha, a ja czułem, że tracę kontrolę nad swoimi nogami.
- Hej Nico - powiedział Percy, wprawiając mnie w osłupienie.
Otworzyłem szerzej oczy i niepewnie się obróciłem. Tak, na pewno mam omamy. Przede mną stał nikt inny jak Syn Posejdona. Uśmiechał się zawadiacko, a jego oczy były we mnie wpatrzone. Z brody ciekła mu woda, ale on zdawał się tym nie przejmować. Włosy również były mokre i zasłaniały czoło. Jego ręka nadal spoczywała na moim ramieniu, czyniąc koszulkę coraz to bardziej mokrą. Zerknąłem niżej sprawdzając czy jego koszulka również taka jest. Okazało się, że takowej koszulki nie miał. Stał przed mną w samych spodniach z nagim i mokrym torsem, wpatrując się w me oczy.
- Mógłbym pożyczyć od ciebie koszulkę? - zapytał nagle - Moja jest cała przemoczona
Otrząsnąłem się i zdałem sobie sprawę, że cały czas wzrok ucieka mi do jego umięśnionego brzucha. Było to z lekka męczące, ale ten widok był zbyt przyjemny, by go sobie odpuścić.
- Ta-tak, ale Percy... Co ty w ogóle robisz w moim domku?! Miałeś być w Obozie za kilka godzin! - strzepałem jego dłoń z ramienia i popatrzyłem na niego surowo.
On w przeciwieństwie do mnie, zaśmiał się sucho.
- Jakoś miałem ochotę cię szybciej odwiedzić. Dużo się zmieniło w Obozie, ty się zmieniłeś... - zbadał mnie wzrokiem, przez co na mojej twarzy zagościł rumieniec - Wydoroślałeś. I przytyłeś, ale w dobrym tego słowa znaczeniu.
Uniósł ręce w geście obronnym, lekko się uśmiechając. Powtórzyłem jego ruch i nagle przypomniałem sobie prośbę.
- Zaczekaj chwilkę - rzuciłem przez ramię i wszedłem do pokoju w poszukiwaniu koszulki.
Lepiej zasłonić jego sześciopak zanim zemdleję. Znalazłem za dużą na mnie, niebieską koszulę w kratkę. Nigdy jej nie ubrałem i nie miałem zamiaru. Wróciłem do salonu ze zdobyczą i wpatrywałem się w zaczytanego Percy'ego. Czytał właśnie kawałek mojego opowiadania... Chwila. Skoro ono jest MOJE to znaczy, że... kurwa. Rzuciłem się do biegu i wyrwałem mu kartkę z ręki. Żeby nie było, nudziło mi się i miałem za dużo myśli w głowie, które chciałem przelać na papier. Napisałem tam o miłości, inności i wielu innych rzeczach.
- Masz - rzuciłem koszulką w Percy'ego i schowałem kawałek papieru do szufladki znajdującej się obok kanapy, na której siedział Percy.
Może to nie jest dobry pomysł chować go tak blisko niego, ale nie chciało mi się wracać do pokoju.
- Spokojnie, przeczytałem to już wcześniej, kiedy wyszedłeś na śniadanie. - wyjaśnił Percy, gdy zapinał ostatni guzik od koszuli - Jak wyglądam? - spytał i wstał otrzepując przy tym ręce, aby koszula równo ułożyła się na ramionach.
- Źle ją zapiąłeś - przyznałem i również wstałem, klnąc siebie w duchu za to co zaraz zrobię.
Podszedłem do Syna Posejdona i rozpiąłem jeden z ostatnich guzików koszuli, dotykając przy tym niechcący brzucha Percy'ego. Podniosłem głowę i spojrzałem jeszcze raz w jego oczy. Dopiero teraz zauważyłem jak Percy się zmienił. Nie dość, że nabrał mięśni, ogolił się po bokach stwarzając wrażenie Punk'a to jeszcze miał mały tunel w uchu. Wyglądało to tak seksowanie, że aż lekko przegryzłem wargę, starając się opanować własne zmysły. Spuściłem głowę i starałem się skupić na zapięciu tej koszuli. Gdy w końcu to zrobiłem odsunąłem się lekko, stwierdzając, że Percy'emu jednak lepiej było bez tej jebanej koszuli.
- Teraz jest dobrze - potaknąłem - Ale wyjaśnisz mi kilka rzeczy?
Jak kiwnął zachęcająco, kontynuowałem.
- Po pierwsze: Jak ty się tu dostałeś? Po drugie: Dlaczego nie miałeś na sobie koszuli i po trzecie: Dlaczego akurat do mnie przyszedłeś? Nie mogłeś pójść do Leo, Willa...
Percy patrzył na mnie z nikłym uśmieszkiem na twarzy, ale zdawał się być wcale nie zaskoczony tymi pytaniami. Cóż, chyba miałem prawo wiedzieć, co on robi w moim domu.
- Okey, dostałem się tutaj płynąc. Nie miałem ochoty jechać autem czy autobusem, więc po prostu przypłynąłem, długa historia. Nie miałem koszuli, bo była cała mokra i przed chwilą ją zdjąłem. Suszy się w twoim pokoju, nie zauważyłeś? - spytał, ale raczej nie oczekiwał odpowiedzi - A przyszedłem do ciebie, bo to z tobą miałem najlepszy kontakt, a przynajmniej tak mi się wydaję
Słuchałem go z uwagą, raz po raz kiwając głową. Dobra, jeszcze jedna rzecz do wyjaśnienia.
- Chejron wie, że tu jesteś? - zapytałem i zrezygnowany usiadłem na sofie.
- Nie, a co? Widziałem te wszystkie dzieciaki co biegały na dworze i nie chciałem robić zamieszania - odpowiedział i również usiadł.
Położyłem ręce na oparcie, a na nich głowę. Zamknąłem oczy i odetchnąłem głęboko. Najpierw sen, później to? Jestem przemęczony. Prychnąłem cicho, a zaraz potem ziewnąłem zarażając tym Percy'ego. Otworzyłem zaspane ślepia i popatrzyłem na towarzysza, który spoglądał na mnie niewinnie.
- Źle spałeś? - spytał z wyraźną troską w głosie
Pokiwałem głową i oparłem głowę na kolanach. Matko, nie mogę teraz zasnąć. Niespodziewanie, już trzeci raz w tym dniu, poczułem rękę na ramieniu. Lekko zadrżałem na dotyk, ale zaraz po tym się uspokoiłem. Mój oddech stał się równomierny, a ja powoli odpływałem w krainę Morfeusza. Podniosłem głowę, patrząc niewyraźnie na Percy'ego.
- Naprawdę chcesz mnie uśpić? - spytałem nieprzytomnie.
Percy w odpowiedzi uśmiechnął się lekko i przyciągnął mnie do siebie. Opierałem się o jego szyję i przytulałem do torsu. Czułem spokojne bicie jego serca, które jeszcze bardziej mnie usypiało.
- Dobranoc, śpij spokojnie - usłyszałem od Percy'ego, tuż zanim zasnąłem.
***
Percy obejmował mnie lekko w pasie, przez co na mojej twarzy zagościł mały rumieniec. Kurczę, to ja się bardziej zmieniłem niż on! Ponownie otworzyłem oczy i uniosłem głowę patrząc na zamknięte ślepia Percy'ego. Wyglądał tak słodko, kiedy spał. Znaczy... Ehhh, nie ważne. Wyszedłem z uścisku Jacksona i poszedłem w stronę łazienki. Postanowiłem wziąć szybki prysznic, bo rano tego nie zrobiłem.
Popatrzyłem na swoje odbicie w lustrze. Nadal miałem cienie pod oczami, ale zgaduję, że mniejsze niż dzisiaj rano. Usta były lekko wyschnięte, ale to normalne po przebudzeniu. Umyłem szybko zęby i wskoczyłem pod zimny prysznic. Rozkoszowałem się każdą zimną kropelką wody na swoim gorącym ciele. Starałem się o niczym nie myśleć, tylko szybko umyłem włosy i resztę ciała. Wyszedłem spod prysznica rozbudzony i gotowy do działania.
Ubrałem stare rzeczy i wyszedłem z łazienki z mokrymi włosami, które po części zasłaniały moje oczy. Machinalnie spojrzałem w stronę salonu i z przykrością stwierdziłem, że Percy już nie spał i znów czytał moje opowiadanie.
- Percy! - krzyknąłem ostrzegawczo, na co odwrócił się do mnie i spojrzał zdezorientowany - Zostaw tą kartkę. Teraz.
Wystawił mi język, ale odłożył kartkę. Przewróciłem oczami i podszedłem do niego, bacznie go obserwując. Jego postawa się zmieniła, ale na lepszy sposób. Po prostu stał się bardziej męski i tyle na temat.
- A teraz jak się spało? - spytał gdy usiadłem na kanapie.
Uśmiechnąłem się lekko i z kiwającą głową odpowiedziałem:
- Dobrze, a nawet lepiej. Po raz pierwszy od miesięcy się wyspałem, szczerze mówiąc
Percy uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi.
- Czuję to samo. Od czasu rozstania z Annabeth tak dobrze nie spałem - przyznał, a ja przez chwilę nie wiedziałem o co mu chodzi.
Zawsze zapominam, że on zerwał z Annabeth chyba z rok temu i zawsze ten fakt dziwi mnie tak samo. Oni byli taką wspaniałą parą!
- Która godzina? - zmieniłem temat. - Wszyscy spodziewają się ciebie o dwunastej lub trzynastej
Percy spojrzał na mnie podejrzliwie. A no tak, on nie wie, że w Obozie pozwolono nam trzymać telefony. Wyciągnąłem telefon z kieszeni czarnych spodni i sprawdziłem godzinę.
- Równo jedenasta - powiedziałem na głos i zacząłem szperać w telefonie - Super, Will do mnie dzwonił.
Percy patrzył na mnie zdziwiony. Mruknąłem coś stylu ,,Później ci wytłumaczę" i zadzwoniłem do Willa. Odebrał już po pierwszym sygnale.
- Nico, gdzie ty jesteś?! Rozumiem, chcesz odpocząć, ale żeby aż trzy godziny! Mieliśmy pomagać Lucy w porządkowaniu książek! - zaczął się na mnie wydzierać przez telefon.
Zerknąłem przypadkiem, że Percy przyglądał mi się w skupieniu i zaciskał mocno pięści. Najwidoczniej nie lubił, kiedy ktoś krzyczał. Odsunąłem telefon od ucha i odliczyłem na palcach do trzech, a później dopiero się odezwałem.
- Po pierwsze: nie krzycz. Po drugie: miałem ważniejsze sprawy, a po trzecie: czy ty się o mnie martwisz? Nie muszę chyba przypominać, kto się na mnie wczoraj wydarł o nie wiadomo co i zachowywał jak wielka pannica.
Will głośno odetchnął. Chyba przesadziłem, ale nie obchodziło mnie to.
- Dobra, okej, ale co było tymi ważniejszymi sprawami? - spytał już normalnym tonem.
Spojrzałem wymownie na Percy'ego, który lekko zaciskał pięści i patrzył się w nie jak zahipnotyzowany.
- Nie twoje sprawa, Will - odparłem beznamiętnym tonem.
Potem Will się rozłączył. To do niego nie podobne.
- Percy... spokojnie - starałem się sam opanować swoje skołowane emocje.
Syn Posejdona spojrzał na mnie morderczym wzrokiem, ale zaraz się uspokoił.
- Przepraszam. Już tak mam, gdy ktoś zaczyna krzyczeć. O co się czepiał wczoraj Will? - spytał i oparł się wygodnie na kanapie.
Pokręciłem głową, próbując sobie przypomnieć tą bezsensowną rozmowę.
- Nie pamiętam, ale skończyło się tym, że uderzyłem go z plaskacza w policzek - odpowiedziałem i roztrzepałem swoje mokre włosy.
Percy spojrzał na mnie z ukosa z cieniem uśmiechu na twarzy.
- Musimy stąd wychodzić? - spytał z nadzieją w głosie.
- Tak. Wątpię, byś chciał spędzić ze mną resztę dnia - odpowiedziałem i w głębi duszy miałem nadzieje, że zaprzeczy.
- Właśnie chciałbym. Byłeś i jesteś jedyną osobą, która mnie nie irytuje i wie co się do niej mówi. Posłuchaj - przybliżył się do mnie i zmusił do popatrzenia w oczy - po zerwaniu z Annabeth stałem się strasznie nerwowy, gburowaty... Przestałem z kimś rozmawiać, zamknąłem się w sobie. Więc, nie przestrasz się mojego zachowania w stosunku do innych osób, okej? - spytał poważnie, na co ja kiwnąłem głową.
Wredna Annabeth... zabiłbym szmatę.
- Skoro musimy, to chodźmy już. Nie chcę wyruszać na tę misję, ale chyba nie mam wyboru. Mamy już przepowiednie? - zapytał Percy, przeciągając się na kanapie.
- Nie, właśnie trzeba będzie o nią zapytać Rachel. Na misję chyba wyruszymy jutro lub pojutrze. Trzeba się na to dobrze przygotować - odpowiedziałem i wstałem
- Jezu, jak ja dawno nie miałem miecza w ręce - przyznał Percy.
- O tym mówię, musisz przypomnieć sobie wszystkie umiejętności bojowe
Pokiwał głową i dźwignął się na nogi. Pierwszy podszedł do drzwi, a ja poszedłem tuż za nim.
- Tylko się nie przestrasz - rzucił i spojrzał na mnie przez ramię.
Ledwo co kiwnąłem głową, a drzwi od domku otworzyły się z głośnym hukiem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Już rozdział 2! Pisany o 4 w nocy, więc za wszelkie błędy przepraszam :PPP
Później narracja Percy'ego ^^ Hehe
Dobra, pozdrawiam :DDD
Jest rozdział,jest rozdział,jest rozdział!!!!!! Tak,tak,tak,tak,tak!!!!!!! Dobra już się ogarniam. Rozdział cudo nie mogę doczekać się następnego :-D
OdpowiedzUsuńMuahahahhahab!
OdpowiedzUsuńJak oni sie nie pocałujom w nexcie to cie zabije xD
Czekam na szekszy
"Wredna Annabeth... Zabiłbym szmate" xD to mnie rozwaliło XD
Czekam na nexta i zapraszam na nowego komediowego bloga xD http://podobnosmiesznelelxd.blogspot.com/?m=1
Twoja Annabeth :*
Rozdział świetny... *.*
OdpowiedzUsuńKomentuję parę dni po przeczytaniu, więc nie wiem, czy pamiętam wszystko...
Percy jako badass xD
I dlaczego on się dorwał do prywatnych notatek Nica? Nieładnie, nieładnie...
Nico ubiera Percy'ego... następnym razem może mu zawiąże krawat? xD
Annabeth suka zdradzała Percy'ego... a niech idzie sobie szukać klientów, a nie Nicowi chłopaka absorbować... xD
Dobra, jak już mówiłam, nie pamiętam chwilowo za wiele, a nie chcę palnąć jakiejś głupoty, więc może jednak lepiej strzelę formułkę:
Pozdrawiam, życzę weny i czekam na nexta ;)
Fajne, ale... *Tę kartkę :)
OdpowiedzUsuńI *Tę misję ;)
Usuń