Odnaleźć, co się zgubiło
* Will Solace*
Ruszyliśmy z Niciem w tę stronę, w którą poszedł wcześniej Percy. Miałem szczerą nadzieję, że szybko uda nam się go znaleźć, przeprosić i wszystko będzie po staremu. Oczywiście, odzyskam swym bohaterskim zachowaniem Nica i będziemy szczęśliwi.
Nie wszyscy, ale dwie trzecie tak.
Szukaliśmy jakąś godzinę. Przeszukaliśmy pobliski, mały las, kilka budynków oraz sklepów. Napotkaliśmy kilku ludzi, których pytaliśmy czy nie widzieli czarnowłosego chłopaka o zielonomorskich oczach. Nikt go nie widział, więc byliśmy zdani na siebie.
Spotkaliśmy Percy'ego w piątym opuszczonym budynku. Był on najprzestronniejszy, największy oraz najbardziej zadbany ze wszystkich. Co jak co, ale gust to Jackson miał wyborowy. Ściany były koloru jasnego szarego, w niektórych miejscach popękał tynk. Nie znalazłem tu jednak żadnych napisów na ścianach, co graniczyło z cudem. W pomieszczeniach nie było nic, żadnego mebla. Tylko Percy siedział w jednym kącie i patrzył się w swoje ręce.
– Percy – szepnął Nico i zaczął podchodzić do syna Posejdona. – Proszę, wróć do nas, wiesz, że cię potrzebujemy.
Percy udawał, że to nie słucha albo naprawdę tego nie robił. Z tym infantylnym dzieckiem nigdy nic nie wiadomo. Wpatrywał się w swoje palce i nerwowo ruszał głową. Jednak nic nie robił sobie z naszej obecności.
– Halo, Percy... – Postanowiłem zareagować. – Wiem, że zachowałem się jak cham, dlatego chciałem cię... – przełknąłem ślinę i zaczekałem, aż chłopak na mnie spojrzy – przeprosić.
Dopiero wtedy rozejrzał się po otoczeniu i przestał bawić się dłońmi. Serio? Czekał na przeprosiny? W dodatku nieszczere?
– Nic nie szkodzi – odparł, jakby rzeczywiście nie zachował się jak mała dziewczynka i nie poszedł sobie, strzelając „focha”.
W myślach przewróciłem oczami i patrzyłem na niego z góry. Wydawał się takim marnym przeciwnikiem. Nic nie wartym, zepsutym...
– Ja też cię przepraszam. – Nagle usłyszałem od strony Nica.
Że co? Teraz on będzie przepraszał to rozkapryszone dziecko? Oparłem się plecami o ścianę i postanowiłem odczekać tę słodką scenkę. W międzyczasie Percy wstał i uścisnął dłoń z synem Hadesa. Rzygać mi się zachciało.
– Willu... – usłyszałem typowo kobiecy głos.
– Jacksonie – męski głos mnie lekko przestraszył.
Zerknąłem, kto miał czelność nam przerywać (choć w głębi duszy się cieszyłem). Okazało się, że jest to...
– Afrodyta? Ares? – palnął głupio Percy.
Super. A było tak dobrze, jak nic nie mówił.
– Miło, że mnie pamiętasz – powiedział Ares z szyderczym uśmiechem.
Chociaż on jeden też nie lubił Percy'ego.
– Oj, przestań! Chłopak jeszcze nie pozbierał się po rozstaniu z Annabeth, pobijecie się później – przerwała Afrodyta.
Z opowieści usłyszych od Piper, Hazel oraz Annabeth wnioskowałem, że była... Typową nastolatką lubiącą sobie porozmawiać przy filiżance herbatki. Miło, że mogłem osobiście ją poznać.
– Czego chcecie od Percy'ego i Willa? – zapytał nieśmiało Nico.
Afrodyta uśmiechnęła się do niego promiennie, poprawiając swe długie blond włosy.
– Ja oczekuje tylko rozmowy od Willa. – Oświadczyła. – To mój ukochany chce...
– Pomóc temu szczeniakowi – dokończył Ares.
Percy wytrzeszczył oczy i patrzył się tak na Aresa. Wiedziałem, że ich stosunki nie była za dobre, więc skąd nagle taka dobroć w Aresie? Nie miałem czasu nad tym rozmyślać. Bardziej zastanawiał mnie fakt, dlaczego to Afrodyta chce rozmawiać ze mną. Miałem problemy sercowe, ale żeby aż takie?
– Chodź Willu. Napijemy się herbatki – odrzekła z uśmiechem, złapała mnie za rękę i pociągnęła do drugiego pomieszczenia.
Byłem dość... zaintrygowany Afrodytą. Ubrana była w długą, różowawą sukienkę, na nogach miała szpilki. Jej ramiona okrywał sweterek, włosy idealnie wypadały z luźnego koczka. Wyglądała idealnie.
– Chciałam z tobą porozmawiać na temat przysięgi – oznajmiła i wyczarowała dwa krzesła i stoliczek.
Zasiadła na jednym końcu i zaczęła popijać herbatkę, która znikąd pojawiła się w jej dłoniach. Usiadłem na drugim krześle, nawet nie wiedząc do powiedzieć.
– Willu, sądzę, że to naprawdę romantyczne posunięcie... Co ja gadam, przecież to jest strasznie romantyczne! – podekscytowała się. – Grozi wam śmierć, a ty, wyznajesz miłość osobie, która nie jest ci przeznaczona i próbujesz wszystko naprawić... To naprawdę słodkie i niewinne z twojej strony!
Wytrzeszczyłem oczy i z wrażenia wziąłem łyka herbatki. Malinowa z odrobiną cukru. Idealnie załagodziła moje nerwy spowodowane słowami Afrodyty.
– Że co? Nie jest mi przeznaczona? – powtórzyłem jej słowa.
Afrodyta założyła nogę na nogę i wzięła kolejny łyk idealnego napoju.
– Taka jest prawda, Willu. Słońce i ciemność... Jak sam dobrze wiesz, trudno jest się zdobyć do tego dziubaska – wiedziałem, że mówiła o Nicu – i, że trudno taką znajomość utrzymać. Po prostu... jakby ci to powiedzieć... – postukała kilka razy palcami. – On nigdy cię nie pokocha, bo nie może.
Prawie wyplułem herbatę. Że co? To nie może być prawda.
– Nie mogę być z Niciem, bo ktoś tam od przeznaczenia ma kaprys i tak sobie wymyślił? – spytałem retorycznie i prychnąłem.
Słodki śmiech Afrodyty rozniósł się po pomieszczeniu.
– Nie. Mój drogi, jego serce jest zajęte. Chłopaczyna zakochał się na zabój, oddałby życie za Jacksona – rozmarzyła się. – To jest przykład idealnej miłości. Kochał go przez ten cały czas, gdy był z tą... Annabeth. Nie było dnia, aby o nim nie pomyślał. To naprawdę rozkoszne i słodkie.
Nie mogłem wytrzymać tej paplaniny. Myślałem, że zaraz wybuchnę i uderzę Afrodytę, żeby w końcu się zamknęła i przestała gadać takie bzdury. Nico był, jest i będzie mój.
– Nic się nie da zmienić? – spytałem zdając się na miły ton.
– Nic. Miłość nie wybiera, wiesz to doskonale. Mam nadzieję, że zostawisz tę parę zakochańców sobie. Pogódź się z rzeczywistością, a będzie ci łatwiej.
Nie. Po prostu nie.
– Widzę, jak się denerwujesz, jak się spinasz. Przestań. Pomyśl o nich, jak o normalnej parze, która chce po prostu się kochać, a przez kaprys osoby trzeciej, nie mogą. Pomyśl o tym w ten sposób Will, po prostu pomyśl! – starała się mnie wspierać.
Nie wychodziło jej to. Byłem jeszcze bardziej poddenerwowany. Wstałem szybko od stołu i pobiegłem do pokoju, w którym była cała reszta. Widziałem, jak Ares pokazuje jakąś broń Percy'emu, a z kieszeni jego spodni wystaje pistolet. Niewiele myśląc, zabrałem go dość sprawnie i odsunąłem się kilka kroków.
– Posłuchajcie mnie, kurwa, bo drugi raz nie powtórzę! – wydarłem się. – Nico jest MÓJ! Kurwa, MÓJ spierdoliny życiowe! Na zawsze mój!
– Will, przestań – powiedział Nico i przysunął się o krok.
Wycelowałem w niego bronią.
– Nie! Jesteś mój, a nie Jacksona! To ja przysiągłem, że cię zdobędę, to ja starałem się te wszystkie lata o twoją miłość! Nikt mi cieie nie zabierze, a na pewno nie ten debil! – Wycelowałem lufę w Percy'ego.
Stał wyprostowany, a obok niego był Ares, który nic nie robił sobie z mojej pogadanki.
– Will, odłóż broń – powiedział Percy z zaciśniętymi zębami.
– Nie – odpowiedziałem i strzeliłem sobie w głowę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
:')
[*]
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał :)
Następny jutro. Postaram się napisać kilka rozdziałów jutro w pociągu :))
Niedługo kończę serię, będzie miała tak z 23 rozdziały, coś takiego B|
A później kolejna... :3
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania i brania udziału w ankietach :D
Nie wszyscy, ale dwie trzecie tak.
Szukaliśmy jakąś godzinę. Przeszukaliśmy pobliski, mały las, kilka budynków oraz sklepów. Napotkaliśmy kilku ludzi, których pytaliśmy czy nie widzieli czarnowłosego chłopaka o zielonomorskich oczach. Nikt go nie widział, więc byliśmy zdani na siebie.
Spotkaliśmy Percy'ego w piątym opuszczonym budynku. Był on najprzestronniejszy, największy oraz najbardziej zadbany ze wszystkich. Co jak co, ale gust to Jackson miał wyborowy. Ściany były koloru jasnego szarego, w niektórych miejscach popękał tynk. Nie znalazłem tu jednak żadnych napisów na ścianach, co graniczyło z cudem. W pomieszczeniach nie było nic, żadnego mebla. Tylko Percy siedział w jednym kącie i patrzył się w swoje ręce.
– Percy – szepnął Nico i zaczął podchodzić do syna Posejdona. – Proszę, wróć do nas, wiesz, że cię potrzebujemy.
Percy udawał, że to nie słucha albo naprawdę tego nie robił. Z tym infantylnym dzieckiem nigdy nic nie wiadomo. Wpatrywał się w swoje palce i nerwowo ruszał głową. Jednak nic nie robił sobie z naszej obecności.
– Halo, Percy... – Postanowiłem zareagować. – Wiem, że zachowałem się jak cham, dlatego chciałem cię... – przełknąłem ślinę i zaczekałem, aż chłopak na mnie spojrzy – przeprosić.
Dopiero wtedy rozejrzał się po otoczeniu i przestał bawić się dłońmi. Serio? Czekał na przeprosiny? W dodatku nieszczere?
– Nic nie szkodzi – odparł, jakby rzeczywiście nie zachował się jak mała dziewczynka i nie poszedł sobie, strzelając „focha”.
W myślach przewróciłem oczami i patrzyłem na niego z góry. Wydawał się takim marnym przeciwnikiem. Nic nie wartym, zepsutym...
– Ja też cię przepraszam. – Nagle usłyszałem od strony Nica.
Że co? Teraz on będzie przepraszał to rozkapryszone dziecko? Oparłem się plecami o ścianę i postanowiłem odczekać tę słodką scenkę. W międzyczasie Percy wstał i uścisnął dłoń z synem Hadesa. Rzygać mi się zachciało.
– Willu... – usłyszałem typowo kobiecy głos.
– Jacksonie – męski głos mnie lekko przestraszył.
Zerknąłem, kto miał czelność nam przerywać (choć w głębi duszy się cieszyłem). Okazało się, że jest to...
– Afrodyta? Ares? – palnął głupio Percy.
Super. A było tak dobrze, jak nic nie mówił.
– Miło, że mnie pamiętasz – powiedział Ares z szyderczym uśmiechem.
Chociaż on jeden też nie lubił Percy'ego.
– Oj, przestań! Chłopak jeszcze nie pozbierał się po rozstaniu z Annabeth, pobijecie się później – przerwała Afrodyta.
Z opowieści usłyszych od Piper, Hazel oraz Annabeth wnioskowałem, że była... Typową nastolatką lubiącą sobie porozmawiać przy filiżance herbatki. Miło, że mogłem osobiście ją poznać.
– Czego chcecie od Percy'ego i Willa? – zapytał nieśmiało Nico.
Afrodyta uśmiechnęła się do niego promiennie, poprawiając swe długie blond włosy.
– Ja oczekuje tylko rozmowy od Willa. – Oświadczyła. – To mój ukochany chce...
– Pomóc temu szczeniakowi – dokończył Ares.
Percy wytrzeszczył oczy i patrzył się tak na Aresa. Wiedziałem, że ich stosunki nie była za dobre, więc skąd nagle taka dobroć w Aresie? Nie miałem czasu nad tym rozmyślać. Bardziej zastanawiał mnie fakt, dlaczego to Afrodyta chce rozmawiać ze mną. Miałem problemy sercowe, ale żeby aż takie?
– Chodź Willu. Napijemy się herbatki – odrzekła z uśmiechem, złapała mnie za rękę i pociągnęła do drugiego pomieszczenia.
Byłem dość... zaintrygowany Afrodytą. Ubrana była w długą, różowawą sukienkę, na nogach miała szpilki. Jej ramiona okrywał sweterek, włosy idealnie wypadały z luźnego koczka. Wyglądała idealnie.
– Chciałam z tobą porozmawiać na temat przysięgi – oznajmiła i wyczarowała dwa krzesła i stoliczek.
Zasiadła na jednym końcu i zaczęła popijać herbatkę, która znikąd pojawiła się w jej dłoniach. Usiadłem na drugim krześle, nawet nie wiedząc do powiedzieć.
– Willu, sądzę, że to naprawdę romantyczne posunięcie... Co ja gadam, przecież to jest strasznie romantyczne! – podekscytowała się. – Grozi wam śmierć, a ty, wyznajesz miłość osobie, która nie jest ci przeznaczona i próbujesz wszystko naprawić... To naprawdę słodkie i niewinne z twojej strony!
Wytrzeszczyłem oczy i z wrażenia wziąłem łyka herbatki. Malinowa z odrobiną cukru. Idealnie załagodziła moje nerwy spowodowane słowami Afrodyty.
– Że co? Nie jest mi przeznaczona? – powtórzyłem jej słowa.
Afrodyta założyła nogę na nogę i wzięła kolejny łyk idealnego napoju.
– Taka jest prawda, Willu. Słońce i ciemność... Jak sam dobrze wiesz, trudno jest się zdobyć do tego dziubaska – wiedziałem, że mówiła o Nicu – i, że trudno taką znajomość utrzymać. Po prostu... jakby ci to powiedzieć... – postukała kilka razy palcami. – On nigdy cię nie pokocha, bo nie może.
Prawie wyplułem herbatę. Że co? To nie może być prawda.
– Nie mogę być z Niciem, bo ktoś tam od przeznaczenia ma kaprys i tak sobie wymyślił? – spytałem retorycznie i prychnąłem.
Słodki śmiech Afrodyty rozniósł się po pomieszczeniu.
– Nie. Mój drogi, jego serce jest zajęte. Chłopaczyna zakochał się na zabój, oddałby życie za Jacksona – rozmarzyła się. – To jest przykład idealnej miłości. Kochał go przez ten cały czas, gdy był z tą... Annabeth. Nie było dnia, aby o nim nie pomyślał. To naprawdę rozkoszne i słodkie.
Nie mogłem wytrzymać tej paplaniny. Myślałem, że zaraz wybuchnę i uderzę Afrodytę, żeby w końcu się zamknęła i przestała gadać takie bzdury. Nico był, jest i będzie mój.
– Nic się nie da zmienić? – spytałem zdając się na miły ton.
– Nic. Miłość nie wybiera, wiesz to doskonale. Mam nadzieję, że zostawisz tę parę zakochańców sobie. Pogódź się z rzeczywistością, a będzie ci łatwiej.
Nie. Po prostu nie.
– Widzę, jak się denerwujesz, jak się spinasz. Przestań. Pomyśl o nich, jak o normalnej parze, która chce po prostu się kochać, a przez kaprys osoby trzeciej, nie mogą. Pomyśl o tym w ten sposób Will, po prostu pomyśl! – starała się mnie wspierać.
Nie wychodziło jej to. Byłem jeszcze bardziej poddenerwowany. Wstałem szybko od stołu i pobiegłem do pokoju, w którym była cała reszta. Widziałem, jak Ares pokazuje jakąś broń Percy'emu, a z kieszeni jego spodni wystaje pistolet. Niewiele myśląc, zabrałem go dość sprawnie i odsunąłem się kilka kroków.
– Posłuchajcie mnie, kurwa, bo drugi raz nie powtórzę! – wydarłem się. – Nico jest MÓJ! Kurwa, MÓJ spierdoliny życiowe! Na zawsze mój!
– Will, przestań – powiedział Nico i przysunął się o krok.
Wycelowałem w niego bronią.
– Nie! Jesteś mój, a nie Jacksona! To ja przysiągłem, że cię zdobędę, to ja starałem się te wszystkie lata o twoją miłość! Nikt mi cieie nie zabierze, a na pewno nie ten debil! – Wycelowałem lufę w Percy'ego.
Stał wyprostowany, a obok niego był Ares, który nic nie robił sobie z mojej pogadanki.
– Will, odłóż broń – powiedział Percy z zaciśniętymi zębami.
– Nie – odpowiedziałem i strzeliłem sobie w głowę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
:')
[*]
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał :)
Następny jutro. Postaram się napisać kilka rozdziałów jutro w pociągu :))
Niedługo kończę serię, będzie miała tak z 23 rozdziały, coś takiego B|
A później kolejna... :3
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania i brania udziału w ankietach :D
Motherfucker, Will popełnił samobójstwo. Bo był ZUY. Ogólnie rzecz biorąc to on ma jakąś obsesję (moje obserwacje cz. 1). I też zrobiłaś z niego psychicznego człeka. Ale to było nie mądre posunięcie. Bo kiedy Willa nie będzie, Percy i Nicuś się zejdą. Willuś nie mądry, Willuś be! Rozdział super-hiper-gites. Do tej pory byłam czytelnikiem typu " czytam, ale bez koma. ". Wszędzie. Bądź zaszczycona. To mój pierwszy kom.
OdpowiedzUsuńPS. Jeśli COKOLWIEK zrozumiałaś z tego bełkotu, to pozdro.
PSS. Sory za błędy, jestem na telefonie.
Weny itd. Jestem pewna że wiesz o co cho. xd
Ożesz w mordę zabiłaś Willa!
OdpowiedzUsuń_
Wybacz, że mało komentuje ostatnio - po prostu życie się psuje co sprawia, że mam mało weny na komenty xD
wow
OdpowiedzUsuńtylko tyle
zaskoczyłaś mnie zakończeniem
wow
~zuzaaab