czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 19 *-*

Nie sądziłem, że śmierć mnie kiedyś zaskoczy


          * Nico di Angelo *

      Nie sądziłem, że potrafię tak głośno krzyczeć.
   Gdy tylko zobaczyłem krew rozpryskującą się na ściany, mózg Willa w kawałkach... Szczerze, zachciało mi się rzygać. Myślałem, że zwymiotuję na podłogę, ale byłem zbyt przerażony, więc mój żołądek nic by z siebie nie wypuścił. Zacisnąłem mocno dłonie w piersi i kucnąłem podczas krzyku. Brakowało mi tlenu, ale nie przestawałem. Wolałem tkwić w takiej pozycji, niż pozwolić łzom płynąć po moich policzkach.
   Opadłem na ziemię z niemocą wyduszenia z siebie ani słowa.
   Słyszałem rozmowy Aresa i Afrodyty, ale nie wiedziałem, co z Percy'm. Może mu też się coś stało? Podniosłem głowę i spojrzałem w stronę, gdzie powinien znajdować się Syn Posejdona. Nie było go tam, jednak wzrokiem odnalazłem go szybko przy Willu.
     – Przepraszam za niego, Apollo – powiedział głośno Percy. – Hadesie, bądź dla niego łaskawy.
   Nie mogłem w to uwierzyć. Prosił o łaskę mojego ojca? Po tym, co Will dla niego zrobił? Przecież chciał go zabić, mierzył w niego bronią!
     – Możecie zrobić coś, by Will... spoczywał godnie? – spytał opanowanym głosem Afrodyty i Aresa.
   Bogowie spojrzeli po sobie, a następnie popatrzyli ze skruchą na Percy'ego. Afrodyta zrobiła ku niemu krok i złapała go za ramię.
     – Zrobię co w mojej mocy, by Will trafił do dobrego miejsca. On nie był zły, był... Zagubiony, chorobliwie zazdrosny – drugie zdanie szepnęła bardziej do siebie. – Nie wiem, czy uda wam się wypełnić misję bez niego. Ciemność tutaj w nocy jest...
     – Jest tutaj na tyle niebezpiecznie, że umrzecie na dziewięćdziesiąt procent bez światła, które zapewniał wam Will – dokończył twardo Ares.
   Wyjrzałem przez okno. Zbliżał się zachód słońca.
     – Jak sami wiecie, Will otrzymał miksturę, która może zamienić jednego was w zwierzę – zaczęła Afrodyta i podeszła do martwego Willa. Odwróciłem wzrok, kiedy wygrzebywała buteleczkę z jego spodni. – Możecie przeżyć kilka nocy, jeśli jeden z was będzie przemieniał się w lwa.
     – Dlaczego akurat w to zwierzę? – szybko spytał Percy.
     – Po pierwsze: Jest silne. – Zaczął krążyć po pokoju Ares. – Po drugie: Jest szybkie. Po trzecie: Jest związane z mitem o Lwie Nemejskim. I ostatnie oraz najważniejsze: Ten znak zodiaku jest twój, Percy, więc będziesz miał większą moc i zjednoczysz się z ciałem lwa.
   Percy pokiwał głową i zerknął na Afrodytę, która miała coś jeszcze do dodania.
     – Podczas przemieniania się w to zwierzę, módl się do Apolla. Powinien dać ci błogosławieństwo, nieważne, co się stało. Jest mała szansa, że uratujecie świat. Musisz być silny, Percy – ostatnie zdanie szepnęła tak, że prawie go nie słyszałem.
   Zaczęło mi się robić głupio. Podczas gdy Percy zachował się odpowiedzialnie, dorośnie, ja zalałem się łzami i zacząłem krzyczeć jak debil... oraz dzieciak.
     – Trzymaj – Ares podał Percy'emu tarczę, która wydawała się być idealnie do niego dopasowana.
     – Nico? Mam coś dla ciebie – powiedziała Afrodyta.
   Wstałem ze spuszczoną głową. Nie miałem siły stać po podróży cieniem, a nie było teraz mowy o odpoczynku. Dodatkowo mój żołądek wydawał się być jednocześnie wypchany i pusty, co wprawiało mnie w otępienie.
     – Wiem, że nie przepadasz za łukiem, ale myślę... – Afrodyta wyciągnęła broń Willa i podała mi ją. – Że ta przyda wam się dzisiejszej nocy.
   Niechętnie popatrzyłem na łuk. Był bardzo dopracowany, jednakże służył Willowi już od kilku dobrych lat. Wziąłem go w ręce i, choć był troszkę za ciężki, poczułem w sobie mały przypływ energii. Wykrzesałem z siebie mały uśmiech dla Afrodyty i spojrzałem w jej oczy.
     – Naprawdę dziękuję – ledwo poruszyłem wargami.
   Uśmiechnęła się promiennie i przytuliła mnie. Leciutko objąłem ją wolnym ramieniem i zamknąłem oczy. Nie wiem czemu, ale wyobraziłem sobie zamiast niej, moją zmarłą mamę. W zasadzie, Afrodyta momentami zachowywała się jak ona, ale to bezsensu. Otworzyłem oczy i puściłem boginię.
     – Uważajcie na siebie – zwróciła się Afrodyta do naszej dwójki.
   Pokiwaliśmy głowami.
     – Nie dajcie się zabić – powiedział ostro Ares.
   Następnie zniknęli.
   Nie miałem pojęcia, co powinienem teraz zrobić. Chciałem spróbować zająć się ciałem Willa, al.le, o dziwo, zniknęło. Przełknąłem głośno ślinę. Widziałem, jak Percy przeszywa mnie wzrokiem. Tak bardzo byłem mu wdzięczny...
     – Mam nadzieję, że nie obwiniasz mnie za śmierć Willa – mówił ze skruchą.
   Popatrzyłem na niego, w jego oczy. Były przepełnione żalem, smutkiem, rozpaczą. Nie chciałem, żeby tak było. Chciałem to zmienić tak bardzo. Ale nie mogłem.
     – Nie – szepnąłem. – Był zagubiony – zacytowałem Afrodytę. – Po tym, jak z nim zerwałem, chyba jeszcze bardziej cię znienawidził i...
   Percy wyszeptał ciche „ciii” w moim kierunku. Podszedł do mnie bliżej, ciągle patrząc mi w oczy.
     – Zerwałeś z nim? Dlaczego? – zapytał nieco zdezorientowany.
   Nawilżyłem usta i przegryzłem dolną wargę.
     – Przesadził. Rozumiem, że nienawidził cię, ale... rozdzielił nas, chciał, abym był tylko jego, nie zwrócił uwagi na moje uczucia. Kurwa, tak bardzo cię przepraszam – patrzyłem na niego z determinacją w oczach. – Byłem taki głupi, dałem się tak łatwo oszukać... Ja nawet nie wiem, czy on mnie kochał, może zrobił to po złości? – spytałem retorycznie.
     – Nico... – szepnął syn Posejdona i podszedł do mnie.
     – Tak bardzo chciał mnie skrzywdzić, wiedział, że kocham cię od tylu pierdolonych lat. Chyba widział, jaki byłem szczęśliwy, gdy byłem z tobą?! – krzyknąłem i rzuciłem łuk.
   Percy podszedł do mnie jeszcze bliżej, jego twarz była blisko mojej. Czułem jego oddech, jego ciepło... Zachciało mi się płakać.
     – Nadal mnie kochasz? – spytał.
   Łzy stanęły mi w oczach. Wiedziałem, że i tak niedługo możemy zginąć, dlatego chciałem mieć to za sobą.
     – Nigdy nie przestałem – szepnąłem, będąc pewnym, że mnie usłyszy.
   Percy popatrzył mi prosto w oczy i otarł łzę opuszkiem palca.
     – Nie płacz. Ja też cię kocham – szepnął. – Rozumiem cię, a poza tym... Ja ciebie potraktowałem podobnie, tylko, że z Annabeth, nie sądzisz?
   Pokiwałem leciutko głową po zastanowieniu. Co nie zmienia faktu, że nadal było mi cholernie głupio.
     – To była trochę inna sytuacja i dobrze o tym wiesz – zaprzeczyłem. – Ja zrobiłem to świadomie, zraniłem cię tak, że nie powinieneś mi wybaczyć.
   Czarnowłosy złapał moją twarz w dłonie.
     – Ale ja pragnę ci wybaczyć. A ty wybaczysz mi? – zapytał.
     – A co mam ci wybaczyć? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
     – Wszystko. Począwszy od naszego pierwszego spotkania, aż do teraz. – Uśmiechnął się lekko, choć w jego głosie słychać było powagę.
     – Tylko warunkiem, że ty mi też wszystko wybaczysz. – Zerknąłem na jego usta wykrzywiające się w uśmiech.
     – W takim razie, obydwoje mamy czyste karty – podsumował Percy i pogłaskał moje policzki.
   Zamknąłem oczy i spróbowałem się odprężyć. Wszystko od nowa? Zapomnieć o kłótniach? Było ich sporo, ale... szczerze mówiąc to i tak o większości zapomniałem.
     – Witaj, jestem Nico di Angelo – zażartowałem.
   Percy już nawet nie kłopotał się z odpowiedzią. Po prostu mnie pocałował. Delikatnie, jak to miał w zwyczaju. Nie chciał się śpieszyć, a ja nie chciałem mu przerywać,
   Jednak, śmierć zbliżała się w dość szybkim tempie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Omg, wreszcie Percico :)) 
Wiem, późno dodaje rozdział i to na dodatek w Sylwestra XD
Dodam dzisiaj na pewno jeszcze jeden rozdział, ale o normalnej porze ;; 
Życzę wam Szczęśliwego Nowego Roku tak przy okazji <3
Kace was <3 XD
Pozdrawiam i zachęcam do komentowania i obserwowania bloga :3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz