niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 20 *-*

Walka


          * Nico di Angelo *

   Nie wiem dlaczego, ale miałem głupie przeczucie, że niedługo zginę. A może nie wcale takie głupie?
   Wziąłem łuk zmarłego Willa i poszukałem wzrokiem jakichkolwiek strzał.
     – Tam są – powiedział Percy i wskazał na sąsiedni pokój. 
   Nie pytałem, skąd to wiedział. Uśmiechnąłem się leciutko w podzięce i ruszyłem do wskazanego miejsca. Rzeczywiście o ścianę oparty był kołczan z wieloma strzałami w środku. Wziąłem jedną z nich i obejrzałem w dłoni. Ostry grot, idealnie wyważone… na pewno prezent od Afrodyty wybierany z pomocą Aresa. 
   Wziąłem wszystko do jednego miejsca i położyłem dłonie na biodrach, zastanawiając się, co dalej zrobić. Może powinienem umyć się przed spotkaniem z harpią, by ta nie miała przygotowanej riposty na temat mojej schludności? A może, właśnie powinienem wymyślić na nią jakąś sensowną odpowiedz, bo już śmierdzielem śmiercią, bronią i krwią, a nie zdążę się już umyć? Co z tego, że myłem się dzisiaj. Robiłem to w brudnej wodzie, nie używając ani mydła ani gąbki. 
     – Zaraz zajdzie słońce – zauważył Percy. 
   Wyjrzałem przez okno i pokiwałem głową. 
     – Umrzemy? – spytałem cicho, domyślając się, jaka będzie odpowiedź. 
     – Są na to dość duże szanse – przytaknął Percy i złapał mnie za dłonie. – Nawet, jeśli mi się coś stanie, masz żyć, rozumiesz? – Patrzył mi w oczy, które nie zniosłyby sprzeciwu.
     – Nie – mruknąłem. 
   Percy oparł się swoim czołem o moje i powoli wypuszczał powietrze. Był zmęczony prawdopodobnie tak samo mocno jak ja i najchętniej poszedłby spać. 
     – Masz żyć – jęknął. 
   Przytuliłem go najmocniej jak potrafiłem, czując się bezpiecznie w jego ramionach. Tak bardzo nie chciałem walczyć z potworami. Chciałem pójść do szkoły i dostać po raz pierwszy jedynkę za nieodrobione zadanie domowe. 
   Marzenia. 
   Puściłem Percy'ego i popatrzyłem w jego zmieniające się oczy. Raz prosiły o pomoc, a chwilę później pałały nienawiścią.
     – Wypiłem ten eliksir – wyznał Syn Posejdona, jakby czytał mi w myślach. – Mam mały mętlik i to tyle.
   Pokiwałem wolno głową i położyłem dłoń na jego policzku.
     – Damy radę – oznajmiłem optymistycznie.
   Percy uśmiechnął się szeroko. 
     – No pewnie!


***

   Odparowałem kolejny cios harpii. Zaczęły irytować mnie jej skrzeki, najchętniej bym ją po prostu zabił. Ups. Właśnie to zrobiłem.
   Zostały do pokonania jeszcze trzy harpię i jeden niezidentyfikowany potwór, z którym walczył Percy pod postacią lwa. Przyznam, że wyglądał majestatycznie. Obracał się wokół przeciwnika, żeby następnie zaatakować z pełną mocą. Jego wróg był już naprawdę słaby, więc mieliśmy spore szanse na wygraną.
     – Głupie porzucone dziecko śmierci – usłyszałem nad sobą.
   Szybko cofnąłem się o kilka kroków i zamachnąłem mieczem. Łuku używałem wcześniej, kiedy jeszcze dzieliła mnie z harpiami odległość powyżej dziesięciu metrów. 
   Harpia została przecięta wpół, a jej pył trafił w moją twarz. Na szczęście, zdążyłem zamknąć oczy, więc nie było tak źle. Jeszcze tylko dwie harpie. 
   Pokonanie ich wydawało się być dość prostym poleceniem. Po prostu: podejdź, dziabnij, zabij i odejdź.
   W praktyce natomiast było to trochę trudniejsze. Już ominę fakt, że harpia ma spore szpony, które łatwo przechodzą przez skórę i zostawiają głębokie rany. Ona są po prostu bardzo denerwujące, co łatwo mnie dezorientuje. Wracając do ran, miałem ich już sporo w okolicy nóg oraz torsu. Starałem się nie zwracać na nie zbyt dużej uwagi, w czym doskonale pomagały mi potwory.
   Odepchnąłem harpię mieczem i szybko zaatakowałem drugą. Przez źle wymierzony miecz, tylko drasnąłem jej skórę na przedramieniu. Zakląłem w myślach. Miałem dość walki. Jak najprędzej odwróciłem się, wymachując przy tym mieczem. Trafiłem nim harpię, z której pozostał popiół. 
   Kiedy już miałem zaatakować ostatniego potwora, Percy złapał ją w psy i zmiażdżył. Oparłem się o miecz. 
   Przetrwaliśmy. O dziwo, nie było to aż takie trudne.
   Starałem się uspokoić oddech i otarłem pot z czoła. Zaczekałem na Percy'ego, który z powrotem zamienił się w człowieka. Miał na sobie to, co wcześniej, tylko strasznie pocięte od szponów potwora. Krew leciała mu z torsu, z ramienia, ledwo stał na nogach. Jak ja byłem w dobrym stanie, z Percy'm było strasznie. 
     – Gdzie mamy ambrozję? – spytałem i podszedłem do niego.
   Objął mnie ramieniem, a ja dodatkowo objąłem go w pasie. Schowałem miecz i skierowałem się w stronę opuszczonego budynku.
     – Chyba w twojej kurtce jest – mruknął Percy.
   Miałem wrażenie, jakby tracił przytomność. Prawie biegłem do pokoju, w którym zostawiłem swoją kurtkę i ambrozję. Położyłem Percy'ego przy ścianie i wyciągnąłem z kieszeni lek. Podałem Percy'emu połowę batonika. Ugryzł kawałek. Wyciągnąłem wodę i polałem nią jedną z głębszych ran na ciele syna Posejdona. Podarłem skrawek swej koszuli i zacisnąłem ramię zielonookiego, by krew tak bardzo się nie sączyła.
     – Powoli jest mi lepiej – szepnął Percy. – Nic mi nie będzie.
   Pokiwałem wolno głową. Miałem nadzieję, że tak właśnie będzie. 
     – Jak było w... – poszukałem odpowiedniego słowa ˜– w skórze lwa? 
   Syn Posejdona uśmiechnął się szeroko i popatrzył na mnie.
     – Na początku czułem się dość niekomfortowo, jakby nie w swoim ciele. Wiesz, jakby dusza nie do końca zgrała się z ciałem. – Przytaknąłem. – Ale później było idealnie, zgrałem się, przyzwyczaiłem i poczułem tę moc.
   Uśmiech wkradł się na mą twarz. Rzeczywiście, Percy potrafi mieć dużą moc, jeśli tylko zechce. 
     – Ta walka wydawała mi się być za prosta – wyznałem. – Zgaduję, że później będzie trudniej.
   Percy złapał mój podbródek i przypatrzył się mojej twarzy. Przyznam, było to jednocześnie podniecające i ogłupiające.
     – Zależy, dla kogo była za prosta, panie wszechmocny – zaśmiał się.
   Przybliżyłem się do niego i leciutko pocałowałem. Po walce, jakby wszystkie złe emocje opadły; smutek, złość, niepewność odeszły. Liczyło się tylko to, że przeżyliśmy. Nie myślałem o tym, co się stało, o Willu, tylko o tej chwili. Odsunąłem się od Percy'ego, będąc szczęśliwym choć przez chwilę. Popatrzyłem w jego oczy. Tak cudownie spokojne, kochające. Uśmiechnąłem się szeroko.
     – Trzeba iść spać, pani śpiochu – powiedziałem, głaszcząc go po włosach.
   Percy popatrzył na mnie zadowolony i ziewnął. Korzystając z okazji, też to zrobiłem. Taki dziwny odruch. 
     – Ja zostanę na warcie, a ty możesz spać – powiedziałem.
   Chłopak ściągnął wargi ku sobie i wydął usta.
     – Idziesz spać ze mną – postanowił.
   Popatrzyłem na niego, jak na idiotę.
     – Chcę przeżyć do jutra – odpyskowałem.
     – A ja chcę się do ciebie poprzytulać.
   Westchnąłem głośno. Kazałem Percy'emu gdzieś się rozłożyć, a sam przeszukałem teren. Nic podejrzanego, zwierząt tutaj nie było, potworów nie widziałem. Wróciłem do chłopaka, który za poduszkę wziął sobie moją kurtkę i czekał na mnie. 
   Ugryzłem ostatni kawałek batona, by moje rany sklepiły się przez noc i położyłem się obok syna Posejdona. On od razu objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Uśmiechnąłem się i postanowiłem odezwać:
     – Miłych snów, miły panie mój.
   Percy pocałował mnie w kark i mocniej otulił.
     – Dobranoc. Musisz być pełny sił, jutro znowu gdzieś trzeba się przeteleportować.
   Pokiwałem głową. Kolejna podróż cieniem. 
     – Dam radę. Nie jestem małym dzieckiem – zapewniłem.
     – Dla mnie zawsze będziesz tym siedmiolatkiem, którego poznałem za pierwszym razem.
   Uśmiechnąłem się.
     – Zjadłbym teraz niebieski tort urodzinowy.
   Śmiech Percy'ego dotarł do mych uszu, koił moje nerwy. 
     – Jeszcze go zjemy, zobaczysz. 
   Obiecałem sobie w myślach, że jeszcze kiedyś to zrobimy. 
     – Wtedy obsmaruję się niebieskim lukrem – zagroziłem żartobliwie.
     – Chętnie go zjem. Lubię niebieski.
     – Oj wiem, Percy... – Westchnąłem. – Oj, wiem.
  
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kurde, spóźniłam się pół godziny ;-;
Nieważne xD
Ej, wymyśliłam już prolog do kolejnej części w kościele i w ogóle epilog... Czy coś jest ze mną nie tak? XD
Mam nadzieję, że sylwester był dla was udany, u mnie było... ciekawie (If you know what I mean) XD 
Już dzisiaj powinien pojawić się kolejny rozdział :3 Więc wyczekujcie! 
Pozdrawiam, zachęcam do komentowania i brania udziału w ankietach <3
Dobranoc, dzień dobry i takie tam xD
Jeszcze raz gorąco pozdrawiam :3

2 komentarze:

  1. ja chcę następny rozdział, albo 2, ew 10.
    i nową serię
    oczywiście Percico, ale szotki Jasico też są spoko <3 pozdrawiam
    ~zuzaaab (ew Nico, ksywka od maja, ale zapomniałam o niej xD)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się twój blog. Wydajesz się być ciekawą osobą.
    Co było u ciebie w sylwester...? XD

    href=http://bjutifiut-lajf.blogspot.com/>Zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń