Walka
* Nico di Angelo *
Nie wiem dlaczego, ale miałem głupie przeczucie, że niedługo zginę. A może nie wcale takie głupie?
Wziąłem łuk zmarłego Willa i poszukałem wzrokiem jakichkolwiek strzał.
– Tam są – powiedział Percy i wskazał na sąsiedni pokój.
Nie pytałem, skąd to wiedział. Uśmiechnąłem się leciutko w podzięce i ruszyłem do wskazanego miejsca. Rzeczywiście o ścianę oparty był kołczan z wieloma strzałami w środku. Wziąłem jedną z nich i obejrzałem w dłoni. Ostry grot, idealnie wyważone… na pewno prezent od Afrodyty wybierany z pomocą Aresa.
Wziąłem wszystko do jednego miejsca i położyłem dłonie na biodrach, zastanawiając się, co dalej zrobić. Może powinienem umyć się przed spotkaniem z harpią, by ta nie miała przygotowanej riposty na temat mojej schludności? A może, właśnie powinienem wymyślić na nią jakąś sensowną odpowiedz, bo już śmierdzielem śmiercią, bronią i krwią, a nie zdążę się już umyć? Co z tego, że myłem się dzisiaj. Robiłem to w brudnej wodzie, nie używając ani mydła ani gąbki.
– Zaraz zajdzie słońce – zauważył Percy.
Wyjrzałem przez okno i pokiwałem głową.
– Umrzemy? – spytałem cicho, domyślając się, jaka będzie odpowiedź.
– Są na to dość duże szanse – przytaknął Percy i złapał mnie za dłonie. – Nawet, jeśli mi się coś stanie, masz żyć, rozumiesz? – Patrzył mi w oczy, które nie zniosłyby sprzeciwu.
– Nie – mruknąłem.
Percy oparł się swoim czołem o moje i powoli wypuszczał powietrze. Był zmęczony prawdopodobnie tak samo mocno jak ja i najchętniej poszedłby spać.
– Masz żyć – jęknął.
Przytuliłem go najmocniej jak potrafiłem, czując się bezpiecznie w jego ramionach. Tak bardzo nie chciałem walczyć z potworami. Chciałem pójść do szkoły i dostać po raz pierwszy jedynkę za nieodrobione zadanie domowe.
Marzenia.
Puściłem Percy'ego i popatrzyłem w jego zmieniające się oczy. Raz prosiły o pomoc, a chwilę później pałały nienawiścią.
– Wypiłem ten eliksir – wyznał Syn Posejdona, jakby czytał mi w myślach. – Mam mały mętlik i to tyle.
Pokiwałem wolno głową i położyłem dłoń na jego policzku.
– Damy radę – oznajmiłem optymistycznie.
Percy uśmiechnął się szeroko.
– No pewnie!
– Wypiłem ten eliksir – wyznał Syn Posejdona, jakby czytał mi w myślach. – Mam mały mętlik i to tyle.
Pokiwałem wolno głową i położyłem dłoń na jego policzku.
– Damy radę – oznajmiłem optymistycznie.
Percy uśmiechnął się szeroko.
– No pewnie!
***
Odparowałem kolejny cios harpii. Zaczęły irytować mnie jej skrzeki, najchętniej bym ją po prostu zabił. Ups. Właśnie to zrobiłem.
Zostały do pokonania jeszcze trzy harpię i jeden niezidentyfikowany potwór, z którym walczył Percy pod postacią lwa. Przyznam, że wyglądał majestatycznie. Obracał się wokół przeciwnika, żeby następnie zaatakować z pełną mocą. Jego wróg był już naprawdę słaby, więc mieliśmy spore szanse na wygraną.
– Głupie porzucone dziecko śmierci – usłyszałem nad sobą.
Szybko cofnąłem się o kilka kroków i zamachnąłem mieczem. Łuku używałem wcześniej, kiedy jeszcze dzieliła mnie z harpiami odległość powyżej dziesięciu metrów.
Harpia została przecięta wpół, a jej pył trafił w moją twarz. Na szczęście, zdążyłem zamknąć oczy, więc nie było tak źle. Jeszcze tylko dwie harpie.
Pokonanie ich wydawało się być dość prostym poleceniem. Po prostu: podejdź, dziabnij, zabij i odejdź.
W praktyce natomiast było to trochę trudniejsze. Już ominę fakt, że harpia ma spore szpony, które łatwo przechodzą przez skórę i zostawiają głębokie rany. Ona są po prostu bardzo denerwujące, co łatwo mnie dezorientuje. Wracając do ran, miałem ich już sporo w okolicy nóg oraz torsu. Starałem się nie zwracać na nie zbyt dużej uwagi, w czym doskonale pomagały mi potwory.
Odepchnąłem harpię mieczem i szybko zaatakowałem drugą. Przez źle wymierzony miecz, tylko drasnąłem jej skórę na przedramieniu. Zakląłem w myślach. Miałem dość walki. Jak najprędzej odwróciłem się, wymachując przy tym mieczem. Trafiłem nim harpię, z której pozostał popiół.
Kiedy już miałem zaatakować ostatniego potwora, Percy złapał ją w psy i zmiażdżył. Oparłem się o miecz.
Przetrwaliśmy. O dziwo, nie było to aż takie trudne.
Starałem się uspokoić oddech i otarłem pot z czoła. Zaczekałem na Percy'ego, który z powrotem zamienił się w człowieka. Miał na sobie to, co wcześniej, tylko strasznie pocięte od szponów potwora. Krew leciała mu z torsu, z ramienia, ledwo stał na nogach. Jak ja byłem w dobrym stanie, z Percy'm było strasznie.
– Gdzie mamy ambrozję? – spytałem i podszedłem do niego.
Objął mnie ramieniem, a ja dodatkowo objąłem go w pasie. Schowałem miecz i skierowałem się w stronę opuszczonego budynku.
– Chyba w twojej kurtce jest – mruknął Percy.
Miałem wrażenie, jakby tracił przytomność. Prawie biegłem do pokoju, w którym zostawiłem swoją kurtkę i ambrozję. Położyłem Percy'ego przy ścianie i wyciągnąłem z kieszeni lek. Podałem Percy'emu połowę batonika. Ugryzł kawałek. Wyciągnąłem wodę i polałem nią jedną z głębszych ran na ciele syna Posejdona. Podarłem skrawek swej koszuli i zacisnąłem ramię zielonookiego, by krew tak bardzo się nie sączyła.
– Powoli jest mi lepiej – szepnął Percy. – Nic mi nie będzie.
Pokiwałem wolno głową. Miałem nadzieję, że tak właśnie będzie.
– Jak było w... – poszukałem odpowiedniego słowa – w skórze lwa?
Syn Posejdona uśmiechnął się szeroko i popatrzył na mnie.
– Na początku czułem się dość niekomfortowo, jakby nie w swoim ciele. Wiesz, jakby dusza nie do końca zgrała się z ciałem. – Przytaknąłem. – Ale później było idealnie, zgrałem się, przyzwyczaiłem i poczułem tę moc.
Uśmiech wkradł się na mą twarz. Rzeczywiście, Percy potrafi mieć dużą moc, jeśli tylko zechce.
– Ta walka wydawała mi się być za prosta – wyznałem. – Zgaduję, że później będzie trudniej.
Percy złapał mój podbródek i przypatrzył się mojej twarzy. Przyznam, było to jednocześnie podniecające i ogłupiające.
– Zależy, dla kogo była za prosta, panie wszechmocny – zaśmiał się.
Przybliżyłem się do niego i leciutko pocałowałem. Po walce, jakby wszystkie złe emocje opadły; smutek, złość, niepewność odeszły. Liczyło się tylko to, że przeżyliśmy. Nie myślałem o tym, co się stało, o Willu, tylko o tej chwili. Odsunąłem się od Percy'ego, będąc szczęśliwym choć przez chwilę. Popatrzyłem w jego oczy. Tak cudownie spokojne, kochające. Uśmiechnąłem się szeroko.
– Trzeba iść spać, pani śpiochu – powiedziałem, głaszcząc go po włosach.
Percy popatrzył na mnie zadowolony i ziewnął. Korzystając z okazji, też to zrobiłem. Taki dziwny odruch.
– Ja zostanę na warcie, a ty możesz spać – powiedziałem.
Chłopak ściągnął wargi ku sobie i wydął usta.
– Idziesz spać ze mną – postanowił.
Popatrzyłem na niego, jak na idiotę.
– Chcę przeżyć do jutra – odpyskowałem.
– A ja chcę się do ciebie poprzytulać.
Westchnąłem głośno. Kazałem Percy'emu gdzieś się rozłożyć, a sam przeszukałem teren. Nic podejrzanego, zwierząt tutaj nie było, potworów nie widziałem. Wróciłem do chłopaka, który za poduszkę wziął sobie moją kurtkę i czekał na mnie.
Ugryzłem ostatni kawałek batona, by moje rany sklepiły się przez noc i położyłem się obok syna Posejdona. On od razu objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Uśmiechnąłem się i postanowiłem odezwać:
– Miłych snów, miły panie mój.
Percy pocałował mnie w kark i mocniej otulił.
– Dobranoc. Musisz być pełny sił, jutro znowu gdzieś trzeba się przeteleportować.
Pokiwałem głową. Kolejna podróż cieniem.
– Dam radę. Nie jestem małym dzieckiem – zapewniłem.
– Dla mnie zawsze będziesz tym siedmiolatkiem, którego poznałem za pierwszym razem.
Uśmiechnąłem się.
– Zjadłbym teraz niebieski tort urodzinowy.
Śmiech Percy'ego dotarł do mych uszu, koił moje nerwy.
– Jeszcze go zjemy, zobaczysz.
Obiecałem sobie w myślach, że jeszcze kiedyś to zrobimy.
– Wtedy obsmaruję się niebieskim lukrem – zagroziłem żartobliwie.
– Chętnie go zjem. Lubię niebieski.
– Oj wiem, Percy... – Westchnąłem. – Oj, wiem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kurde, spóźniłam się pół godziny ;-;
Nieważne xD
Ej, wymyśliłam już prolog do kolejnej części w kościele i w ogóle epilog... Czy coś jest ze mną nie tak? XD
Mam nadzieję, że sylwester był dla was udany, u mnie było... ciekawie (If you know what I mean) XD
Już dzisiaj powinien pojawić się kolejny rozdział :3 Więc wyczekujcie!
Pozdrawiam, zachęcam do komentowania i brania udziału w ankietach <3
Dobranoc, dzień dobry i takie tam xD
Jeszcze raz gorąco pozdrawiam :3
– Trzeba iść spać, pani śpiochu – powiedziałem, głaszcząc go po włosach.
Percy popatrzył na mnie zadowolony i ziewnął. Korzystając z okazji, też to zrobiłem. Taki dziwny odruch.
– Ja zostanę na warcie, a ty możesz spać – powiedziałem.
Chłopak ściągnął wargi ku sobie i wydął usta.
– Idziesz spać ze mną – postanowił.
Popatrzyłem na niego, jak na idiotę.
– Chcę przeżyć do jutra – odpyskowałem.
– A ja chcę się do ciebie poprzytulać.
Westchnąłem głośno. Kazałem Percy'emu gdzieś się rozłożyć, a sam przeszukałem teren. Nic podejrzanego, zwierząt tutaj nie było, potworów nie widziałem. Wróciłem do chłopaka, który za poduszkę wziął sobie moją kurtkę i czekał na mnie.
Ugryzłem ostatni kawałek batona, by moje rany sklepiły się przez noc i położyłem się obok syna Posejdona. On od razu objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Uśmiechnąłem się i postanowiłem odezwać:
– Miłych snów, miły panie mój.
Percy pocałował mnie w kark i mocniej otulił.
– Dobranoc. Musisz być pełny sił, jutro znowu gdzieś trzeba się przeteleportować.
Pokiwałem głową. Kolejna podróż cieniem.
– Dam radę. Nie jestem małym dzieckiem – zapewniłem.
– Dla mnie zawsze będziesz tym siedmiolatkiem, którego poznałem za pierwszym razem.
Uśmiechnąłem się.
– Zjadłbym teraz niebieski tort urodzinowy.
Śmiech Percy'ego dotarł do mych uszu, koił moje nerwy.
– Jeszcze go zjemy, zobaczysz.
Obiecałem sobie w myślach, że jeszcze kiedyś to zrobimy.
– Wtedy obsmaruję się niebieskim lukrem – zagroziłem żartobliwie.
– Chętnie go zjem. Lubię niebieski.
– Oj wiem, Percy... – Westchnąłem. – Oj, wiem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kurde, spóźniłam się pół godziny ;-;
Nieważne xD
Ej, wymyśliłam już prolog do kolejnej części w kościele i w ogóle epilog... Czy coś jest ze mną nie tak? XD
Mam nadzieję, że sylwester był dla was udany, u mnie było... ciekawie (If you know what I mean) XD
Już dzisiaj powinien pojawić się kolejny rozdział :3 Więc wyczekujcie!
Pozdrawiam, zachęcam do komentowania i brania udziału w ankietach <3
Dobranoc, dzień dobry i takie tam xD
Jeszcze raz gorąco pozdrawiam :3
ja chcę następny rozdział, albo 2, ew 10.
OdpowiedzUsuńi nową serię
oczywiście Percico, ale szotki Jasico też są spoko <3 pozdrawiam
~zuzaaab (ew Nico, ksywka od maja, ale zapomniałam o niej xD)
Podoba mi się twój blog. Wydajesz się być ciekawą osobą.
OdpowiedzUsuńCo było u ciebie w sylwester...? XD
href=http://bjutifiut-lajf.blogspot.com/>Zapraszam do mnie