poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 3 – Najlepsi przyjaciele zawsze cię zdemoralizują

Nico


   Obudziłem się około drugiej w nocy. W swoim żywiole. Uśmiechnąłem się szeroko w stronę sufitu. Zapowiadał się naprawdę dobry dzień. Powolutku usiadłem na łóżku i rozprostowałem kończyny. Nie mogłem cały czas leżeć w łóżku, zwariowałbym od tego. Dotknąłem stopami zimnych kafelek. Miły dreszcz przeszedł mi po plecach. Poruszałem palcami, postukałem nimi o kafelki. Czułem. Nie byłem martwy. To jedno uczucie napawało mnie niewiarygodnie dużym szczęściem. Dochodziło do tego uczucie rodzicielskiej miłości, przyjaźni... Dużo tego było. Wstałem i wykonałem nieudolny ruch taneczny.
   Ominę już fakt, że prawie upadłem na gołe kafelki. Moje ruchy były co najmniej żenujące. Chociaż... Nikogo nie było w sali. Wykonałem jeszcze kilka podobnych ruchów, uważając, by niczego nie strącić bądź samemu się nie przewrócić. Śmiałem się. Byłem szczęśliwy.
   Wziąłem telefon, który dostrzegłem na szafce. Wpatrywałem się w ekran i zastanawiałem, jaki mógłbym ustawić kod. W pewnym momencie przestałem zwracać uwagę na sam wzór, który miałem narysować, a na tapetę. Przedstawiała mnie i Isaaca, gdy ja byłem obsypany mąką, a on cały wysmarowany w polewie czekoladowej. Uśmiechaliśmy się szeroko, ukazując swoje białe i czarne zęby. Wyglądaliśmy świetnie. Nagle, nieświadomie, narysowałem kod palcem na ekranie. Mój organizm pamiętał, ja pamiętałem.
   Wszedłem do łazienki i zapaliłem światło. Była dość skromnie urządzona. W lewym kącie była kabina prysznicowa, a naprzeciwko niej była toaleta. Umywalka stała tuż obok drzwi. Łazienka posiadała wielkie lustro, w którym widoczne było całe ciało. Postanowiłem się dokładnie przejrzeć. Co prawda, widziałem siebie na zdjęciach, jednak to nie to samo co na żywo.
   Podszedłem do lustra i przybliżyłem twarz do niego. Miałem ciemnobrązowe, hipnotyzujące oczy, takie, jak w tamtym ciele. Nie zmienił się też kolor moich włosów, jedynie ich długość. Miałem ładnie ułożone włosy na lewy bok, leciutko postawione. Zgadywałem, że na co dzień wyglądałem z ciapka inaczej, jednak teraz też było dobrze. Miałem mały nos, wprost proporcjonalny do ust. Były cienkie i nadgryzione. Często zaciskałem je w wąską linię od kiedy zerwałem z dziewczyną.
   Nie wiem czemu, ale zwróciłem też uwagę na swoje uszy. Były przylegające do głowy, nie za duże. Dostrzegłem małą bliznę w prawym kąciku ust. Od razu przypomniał mi się Jason. Za duża koszulka ukazywała pieprzyka znajdującego się na lewym obojczyku. Ładnie wyglądał.
   Zdjąłem koszulkę i popatrzyłem na swoje ciało. Moja karnacja była zadowalająca, blada, jednak wyglądałem normalnie. Nie miałem jakichś pokaźnych mięśni, nie byłem też wychudzony. Zwykły, płaski brzuch, który wymagał treningu. Musiałem zacząć ćwiczyć. Nigdy nie wiadomo, kiedy zaatakują mnie potwory. Czy w ogóle zaatakują.
   Wolałem nie patrzeć na razie na dolne patie ciała. Stwierdziłem, że zrobię to sam, w swoim pokoju, o późnej porze.
   Ubrałem koszulkę i usiadłem na toalecie. Odblokowałem telefon i wszedłem w galerię. Odetchnąłem głęboko i kliknąłem w pierwsze zdjęcie. Było z piątku, zrobiłem je u Isaaca. Siedzieliśmy sobie na kanapie, z pocornem między nami. Oglądaliśmy wtedy „Forrest Gump”. Po skończonym seansie poszliśmy do jego pokoju i chwilę pogadaliśmy szczerze. Spróbowałem przypomnieć sobie tę rozmowę.

     – Ten tydzień mnie wykończył – mówi Isaac i rzuca się na łóżko. 
   Śmieję się cichutko i siadam na krześle. 
     – A co się takiego stało? Kolejna kartkówka z biologii ci się nie podobała? 
   Issac prycha. 
     – Po prostu Robert nie daje mi spokoju. Chciał się dzisiaj za mną spotkać. Właściwie, chciał się ze mną spotkać w poniedziałek, wtorek, środę... 
     – Złapałem aluzję. – Przerywam mu. – On po prostu bardzo cię lubi. 
     – Za bardzo. – Przerywa na chwilę. – Jest dopiero jedenasty września, a ja już mam go dość. 

   Robert to był nasz kolega z klasy. Nosił okulary, które częściowo przysłaniały jego zielone oczy. Miał blond włosy, był troszkę niższy od Isaaca oraz chuderlawy. Ogólnie miał opinię kujona, ale potrafił żartować, był miły. Miałem okazję rozmawiać z nim podczas meczu koszykówki, kiedy siedzieliśmy na trybunach, a Isaac wtedy grał. Pamiętałem, że wtedy po raz pierwszy zapytał o niego. Co lubi robić, jaki jest. Wpatrywał się w Isaaca z czystą ciekawością i zaintrygowaniem. Rozmawiałem z nim o najlepszym przyjacielu, uważałem, by nie palnąć czegoś głupiego. Nie wydałem żadnego sekretu Isaaca podczas tej rozmowy, mówiłem tylko, jak się zachowuje na co dzień. Robertowi oczy rozszerzyły się do granic możliwości, gdy wspomniałem, że Isaac czasem ogląda anime. To chyba wtedy się w nim zauroczył.
   Od tamtego czasu podchodził do Isaaca praktycznie codziennie i próbował nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Jednak Isaac nie jest dość... taktownym i otwartym na nowe znajomości człowiekiem. Dość szybko stwierdził, że Robert jest nachalnym gościem, który chce wyjść z kręgu „kujonów”. Westchnąłem ciężko. Szkoda było mi Roberta.
   Następne zdjęcie przedstawiało przystanek autobusowy, na którym zawsze czekałem z Isaacem na autobus. Kiedy mieliśmy na godzinę ósmą pięćdziesiąt do szkoły, a autobus miał przyjechać o ósmej trzydzieści pięć, zawsze się spóźniał. Nauczycielka od chemii zawsze wstawiała nam w te dni spóźnienia, aż do czasu, gdy jej się to po prostu znudziło. Tego dnia, o ile pamiętam, wydarzyło się coś dziwnego w szkole.
   Był dopiero trzeci września, a nauczyciele i uczniowie musieli latać po sekretariatach i dostarczać jakieś ważne papiery. Ja chciałem podbić legitymację, bo rok w rok biegałem na początku października do pani po pieczątkę. Kiedy otworzyłem drzwi, usłyszałem taką rozmowę:

     – Dobrze, tutaj uczniowie w szkole są bardzo grzeczni. Wątpię, by Pani córka nie czuła się tu bezpiecznie. Mamy dobry personel, zapewniamy bardzo dobre warunki. Poziom szkoły też stoi na świetnym poziomie. 
   Stoję i nadal przysłuchuję się rozmowie. Słyszę krzyki w słuchawce, to ewidentnie jakaś dziewczyna krzyczy. Staram się nie dać po sobie poznać, po prostu stoję z legitymacją w ręce przy biurku sekretarki. 
     – Niech się Pani uspokoi, tutaj jest na pewno bezpiecznie. Nigdy nikomu nic się nie stało w tej szkole i to się nie zmieni. Sądzę, że Pani podejrzenia są spowodowane problemami, przez które przechodziła Pani córka w innych szkołach. 
   Po kilku sekundach, sekretarka wyciąga z szuflady pieczątkę z logiem szkoły i przybija mi ją w odpowiednim miejscu. Jednak jej rozmowa z kobietą się nie kończy. Matka córki (jak zdążyłem się domyślić) nadal coś krzyczy, ktoś krzyczy po jej stronie. Ogólnie nie da się z nią porozmawiać. Zaczynam współczuć sekretarce zawodu. 
     – Przecież pani sama była w naszej szkole i oglądała wszystko bardzo dokładnie. Nie ma tu nikogo ani niczego, co mogłoby zagrażać pani dziecku, zapewniam panią.  

   To było dziwne. Pamiętam, że wtedy szybko wyszedłem z pomieszczenia i popędziłem podzielić się nowymi informacjami z Isaacem. Obydwoje byliśmy zdziwieni zaistniałą sytuacją, ale nie drążyliśmy tematu. Nie podjęliśmy żadnego tajnego śledztwa (a już nie raz nam się robić coś podobnego) tylko zapomnieliśmy o całej sprawie. Teraz też postanowiłem ją zignorować.
   Zacząłem przeglądać kolejne zdjęcia, zaśmiałem się przy kilku śmiesznych obrazkach. Miałem też kilka naprawdę ładnych zdjęć; czy to natury czy siebie. Z tego, co zauważyłem, kochałem fotografować zachody i wchody słońca. To wskazywało na to, że wcześnie wstawałem albo nie spałem w nocy. Oprócz tego miałem kilka zdjęć białego kotka, który mieszkał u mojej babci. Był naprawdę słodki, na zdjęciach wychodził przeuroczo. Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Słodki? Przeuroczo? Czemu ja używam takich słów?!
   Starałem się zignorować fakt, jakiego słownictwa stosuję i sprawdziłem kolejne zdjęcia. Miałem kilka zdjęć z Anthonym, kiedy byliśmy w szkole. Żadnego poza tym budynkiem. Dziwne, bo nie mogłem sobie dokładnie przypomnieć dlaczego tak było. Musiałem się dowiedzieć.
   Pooglądałem kilka zdjęć, a gdy natrafiłem na filmik z Anthonym, od razu go włączyłem:

     – Anthony, opowiedz coś o sobie. – Kieruję kamerkę na twarz chłopaka. 
     – Dzisiaj mam lekcje gry na fortepianie, a jutro idę na tenisa. Ostatnio też zacząłem więcej uczyć się języka hiszpańskiego. Naprawdę mi się spodobał. 

   Filmik zakończył się moją dziwną miną. Wszystko się wyjaśniło. Anthony po prostu miał zaplanowany każdy dzień w swoim życiu. Z tego, co wiedziałem, nie przeszkadzało mu to jakoś bardzo. Lubił te zajęcia. Jego rodzice byli z niego dumni, a on był z tego powodu zadowolony.
   Następnie ukazało się zdjęcie mnie z gitarą. Nie spodziewałem się, że będę grał na takim wspaniałym instrumencie. Z tego, co pamiętałem, gitarę miałem już trzy lata. Potrafiłem naprawdę dobrze na niej grać, a ostatnio zbierałem pieniądze na zakup gitary elektrycznej. Uśmiechnąłem się szeroko na samą myśl trzymania w dłoniach takiego cuda... Pytanie tylko, czy będę potrafił na nim grać? Nie wiedziałem, czy umiałem grać na zwykłej, a co dopiero na takim cudzie.
   Przejrzałem kolejne zdjęcia, a kiedy trafiłem na faceta bez koszulki, zablokowałem telefon.
     – Pedały, wszędzie pedały... – mruknąłem.
   Wstałem i wyszedłem z pomieszczenia, gasząc przy tym światło. Kiedy już miałem skierować się do łóżka, zauważyłem torbę, której zawartością były najprawdopodobniej moje ubrania. Podszedłem do niej, rozpiąłem zamek i wziąłem w dłoń pierwszą rzecz.
   Była to koszula, a dokładniej w kratkę, składającą się z trzech kolorów – czerwonego, czarnego i ciemnoszarego. Prezentowała się dość dobrze. Odłożyłem ją na kafelki, nie miałem teraz czasu na przymierzanie jej. Zacząłem wyciągać tak ubrania, oglądać je, a następnie odkładać. Wszystkie były naprawdę dobre, jeśli chodzi o jakość. Dobry, miły materiał, fajne wzory na niektórych, koszule pasowały do koszulek. Spodnie były zwykłe, znalazłem tylko jedne dresy, które i tak mi się podobały. Uśmiechnąłem się szeroko. Zapowiadało się miłe życie.
   Odłożyłem wszystkie ubrania do torby i sprawdziłem godzinę. Trzecia dwadzieścia. Postanowiłem położyć się w łóżku i chociaż spróbować zasnąć. Jednak i tak skończyło się na tym, że wszedłem na Facebooka i zacząłem przeglądać głupie obrazki i tym podobne. Zauważyłem, że miałem w polubionych wiele gwiazd występujących w Teen Wolfie. To oznaczyło, że lubiłem ten serial... Ba, kochałem go! Jeszcze więcej stronek miałem polubionych w tematyce tegoż serialu. Uśmiechnąłem się. Moją ulubioną parą z Teen Wolfa był Sterek. Popatrzyłem trochę na ich zdjęcia i fanarty. Miłe uczucie rozeszło się po moim ciele. Przejrzałem naprawdę wiele stronek i pozapisywałem parę zdjęć. Wkręciłem się. Chciałem obejrzeć jednak cały serial od początku, by sobie wszystko poprzypominać.
   Wszedłem w Messengera i sprawdziłem, czy ktoś jest dostępny. O dziwo, Isaac był aktywny. Zawahałem się chwilę, czy do niego napisać. Jasne, był moim najlepszym przyjacielem, ale może próbował zasnąć...?

Isaac: Śpisz?
Ja: Nie ;-; Obudziłem się godzinę temu
Isaac: Ja miałem oglądać jedno anime, ale jakoś mi się nie chce xD Jak tam? Lepiej się czujesz?
Ja: Jest dobrze. Amnezja tak jakby ustępuje, pamiętam coraz więcej. Na przykład dzisiaj przypomniałem sobie kod do telefonu, patrząc na tapetę </3 XD
Isaac: To zapewne ciekawe doświadczenie, co nie? Tak nic nie pamiętać, obudzić się w szpitalu, podchodzi do ciebie jakiś chłopak i się z tobą wita O.O
Ja: Plus matka, która była zawiedziona tym, że własne dziecko jej nie pamięta ;__;
Isaac: A teraz? Pamiętasz ją czy tylko jakieś urywki?
Ja: Trudno stwierdzić. Opowiadała mi o rzeczach, które razem robiliśmy i przypomniało mi się kilka wspomnień. Jednak nie pamiętam WSZYSTKIEGO. To jest najgorsze
Isaac: Myślę, że pamięć ci wróci, tylko potrzebujesz czasu. Może to potrwa długo, ale w końcu się uda
Ja: Mam taką nadzieję. Na szczęście, gdy przeglądam jakieś zdjęcia to jest lepiej. Na przykład, przy zdjęciu z piątku. Przypomniało mi się to, jaki film oglądaliśmy, nasza rozmowa na temat Roberta...
Isaac: Nawet o nim nie wspominaj ~_~
Ja: Ale on jest naprawdę fajny! Trzeba go tylko poznać
Isaac: Nie zrobił na mnie zbyt dobrego pierwszego wrażenia, więc nie ;-;
Ja: Mu na tobie zależy ;-; Weź chociaż raz gdzieś z nim wyjdź
Isaac: Nieee ;___; Zanudziłbym się na tym spotkaniu
Ja: A ja myślę, że mielibyście wiele tematów do rozmów
Isaac: Jakich niby? Oprócz pogody i mojego stroju
Ja: Anime na przykład. On bardzo lubi anime, ty też czasem coś obejrzysz
Isaac: Z dociskiem na „czasem”
Ja: Ale chociaż coś!
Isaac: Ehh... no dobra. Co prócz tego?
Ja: Nooo... na przykład...
Isaac: Nie mogę przez całe spotkanie gadać z nim o anime! W końcu wyczerpią się dobre tytuły do rozmowy ;___;
Ja: Moglibyście porozmawiać o biologii. Ogólnie on może cię jej pouczyć
Isaac: Phi, to już wolę nie zdać xDDD
Ja: To by był dobry pretekst na wasze pierwsze spotkanie <3 No dajeeesz, zrób tak
Isaac: Po co? Mam już ciebie i Anthony'ego ;-;
Ja: Żeby poznać nowych ludzi <3 Nawiązać nowe kontakty, uspołecznić się
Isaac: A na co to komu ;-;
Ja: Tobie się na pewno przyda ;---;
Isaac: Niech ci będzie ;; Spotkam się z nim, na korepetycje z biologii
Ja: Hurra <3
Isaac: A czemu ciebie to tak cieszy, Sanders? XD
Ja: Będziesz miał chłopaka :3
Isaac: PFFFFFFFFFFFFFFFF
Isaac: ŻE CO
Isaac: CHYBA CIĘ POJEBAŁO, DZIEWCZYNKO
Isaac: JA JESTEM HETERO
Ja: Jasne...
Isaac: Wątpisz w to?!
Ja: Bardzo. Nie wierzę w to xD
Isaac: ;-;;-; Ja wolę... dziewczyny
Ja: A co jest w nich takiego lepszego? v:
Isaac: Noo... mają... cycki
Isaac: Znaczy, niektóre nie mają
Isaac: Matka Natura nie jest zbyt litościwa dla wszystkich :')
Ja: Tylko w tym są fajniejsze? ;_______;
Isaac: Mają jeszcze te swoje narządy rozrodcze, takie trochę inne od naszych, jakbyś chciał wiedzieć
Ja: Niestety miałem przyjemność już się z nimi spotkać. Nie przypominaj ;-;
Isaac: Nie podniecało cię to?
Ja: Nie. Ani trochę. Czułem, że to nie było to, to takie... dziwne
Ja: Nadal tego w sumie nie rozumiem. Ale tak jest
Isaac: Wiesz, że ja z tobą będę na dobre i na złe <3 Nie interesuje mnie to czy wolisz chłopaków czy dziewczyny czy wszystko naraz
Isaac: Wytrzymałeś wszystkie moje humorki, to ja muszę znosić twoje xD
Ja: Ooo <3 Dzięki xD Kace mordo
Isaac: Kacete <3 Ej, co ci opowiadała matka o mnie? O.O
Ja: A różne, dziwne rzeczy...
Isaac: Kiedy wyszła, uśmiechnęła się do mnie szeroko i powiedziała coś w stylu: „Pamięta cię lepiej, niż by chciał” XD
Ja: Powiedziała, że kiedyś wyciąłeś kutasa z ciasta... i go dopracowywałeś przy mnie :P
Isaac: XDDDDDDDDD WYJE
Isaac: To było wieki temu, heh
Ja: Ej ;-;
Isaac: Co jest?
Ja: To może przez to zostałem gejem
Isaac: Pierdolisz xDD
Isaac: To by było śmieszne w sumie xD
Ja: CIEKAWE DLA KOGO
Isaac: Dla mnie xD
Ja: To by był idealny serial
Isaac: Coś z serii „Jak zostałem gejem” XD
Ja: Tak <3
Isaac: Wyobraziłem sobie ciebie, siedzącego na kanapie
Isaac: Pani prezenterka pyta się: „Jak to się stało, że zostałeś gejem?”
Isaac: Ty bierzesz głęboki oddech, zamykasz oczy
Isaac: „Najlepszy przyjaciel rysował mi kutasy w zeszycie i jak wyciął takiego dużego z ciasta, to mi się to w sumie spodobało” XDDD
Ja: KACE XDDDDDDDDDDDD
Ja: TAK BĘDZIE, ZROBIĘ TAK
Isaac: Będę cię oglądał z mamą </3
Ja: Będziesz mógł się chwalić, że twój byfyfy był w telewizji :3
Isaac: Tia, tylko w dość nietypowym programie xD
Ja: Ciii... nikt się nie zorientuje
Isaac: Jasne xD Tylko cała szkoła
Ja: A co, wstydzisz się mojej seksualności, tak?! XDD
Isaac: Nie mam po co ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Ja: Plz, nie ta minka
Isaac: ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Ja: ;-;
Isaac: ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Ja: Nie idziesz przypadkiem spać?
Isaac: Niby powinienem, bo jutro szkołę mam ;-;
Ja: Ja cały dzień w szpitalu pewnie ://
Isaac: Miejmy nadzieję, że będziesz mógł szybko stamtąd wyjść
Ja: Noo, to miejsce jest... jakieś dziwne ;-; Łazienka jest tylko fajna xD
Isaac: Nie pytam xD Dobra, naprawdę idę spać
Ja: Dobranoc :3 Mokrych snów z Robertem w roli głównej <3
Isaac: Pierdol się.
Isaac: Nigdy.
Isaac: Dobranoc :))

   Odłożyłem telefon na szafkę nocną i uśmiechnąłem się do sufitu. Wszystko było takie piękne, choć jednej osoby brakowało. Znajdę Percy'ego, postanowiłem w myślach. Muszę go znaleźć. Choćbym nie wiem, jak bardzo próbował, nie udałoby mi się go zapomnieć. A co najważniejsze, nie chciałem go zapomnieć. Chciałem go mieć przy boku, znów go przytulić, poczuć.
   Pomyślałem o Isaacu, który w jakiś minimalny sposób zastępował mi Percy'ego. Isaac był jedyną osobą, która tak szybko wzbudziła moje zaufanie. Był wspaniałym, śmiesznym człowiekiem, który miał dystans do siebie i do całego świata. Takiej osoby mi brakowało. Jak to dobrze, Charlie, że za życia znalazłeś takiego przyjaciela. Nie zepsuję tej przyjaźni. Przyrzekam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo ;-;
Ze smutkiem informuję, że nie mam już rozdziałów na zapas. Ostatnio pochłonęło mnie pisanie innego opowiadania i nie mam czasu ://
Więc nie wiem, czy kolejny rozdział za tydzień ;-;
Pozdrawiam i zachęcam do komentowania <3

poniedziałek, 8 lutego 2016

Rozdział 2 – Wieczne czekanie na danie komuś wpierdolu

  Percy


   Nie sądziłem, że już sekundę po przebudzeniu będę chciał kogoś zamordować. Jacyś kolesie stali nade mną, kłócąc się, wymachując rękami. Nie wiedziałem co zrobić jako pierwsze – wydrzeć się na nich czy przysłuchać ich rozmowie. Wybrałem drugą opcję ze względu na ból w kostce i karku.
     – Przecież on musi żyć! – wydarł się jeden z nich. – Przecież czwarte piętro to nie tak wysoko...
     – Idiota... – mruknął kolejny. – Czwarte piętro?! To jest w chuj wysoko!
     – Nieprawda! – odkrzyknął. – To stosunkowo nisko w porównaniu do piątego piętra.
   Dwójka pozostałych chłopaków zrobiła tak zwanego facepalma. Też bym zrobił, gdybym miał czucie w rękach.
     – Twoja inteligencja jest stosunkowo niska w porównaniu do ameby... – Wreszcie odezwał się trzeci z nich.
     – Ameba to marka ubrań, co nie? – spytał oszołomiony chłopak.
   Nie wytrzymałem.
     – Ja pierdole... – wymruczałem.
   Cała trójka spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.
     – Tyler! – Kucnął przy mnie facet, który nie był zbyt dobry z biologii. – Żyjesz!
   Prychnąłem.
     – Brawo, geniuszu! – Kolejny kucnął koło mnie. – Tyler, pomóc ci wstać?
     – Tyler, przyniosłem dla ciebie wodę. – Podał mu butelkę z wodą ten najcichszy.
   Spojrzałem na wszystkich, ale ostatniemu przyglądałem się najdłużej. Patrzyłem w jego ciemnobrązowe, spokojne oczy. Przypominały mi pewnego chłopaka... Tylko za cholerę nie mogłem sobie przypomnieć jakiego.
     – Damon? – spytałem niepewny.
   Mężczyzna kucnął obok mnie, nadal patrząc mi w oczy. Pokiwał leciutko głową i zerknął na chłopaka siedzącego po mojej prawej stronie.
     – Matt? – Zapytałem i od razu odwróciłem głowę w lewym kierunku. – Olivier?
   Chłopacy pokiwali głowami. Najwidoczniej nic nie rozumieli. Ja też nie. Dopiero po chwili Olivier, który zrobił na mnie dość słabe pierwsze wrażenie, uśmiechnął się szeroko.
     – Zabieramy go do domu! – oświadczył i zatarł dłonie. – Przecież pamięta.
   Na początku pozostała dwójka popatrzyła na niego jak na debila – co nie było żadną nowością – ale następnie pokiwali wolno głowami. Podnieśli mnie do pozycji siedzącej i dali mi chwilę na odzyskanie czucia w kończynach.
     – Nadal nie wiem, jak ty możesz w ogóle się ruszać – powiedział Damon wyraźnie zaskoczony. – Cóż, tego się raczej prędko nie dowiemy.
   Nawet nie próbowałem się uśmiechnąć czy odezwać. Miałem wielką gulę w gardle, więc wolałem siedzieć cicho i przysłuchiwać się im rozmowom czy przemyśleniom wypowiedzianym na głos.
     – Może za dużo wypiliśmy i to nam się po prostu śni? – Oto jedna z przemyśleń.
   W sumie, gdyby to był sen to by wyjaśniało wiele rzeczy. Na przykład, dlaczego nie pamiętałem na początku swojego imienia. Dlaczego każdy z chłopaków musiał je wypowiedzieć, żebym w ogóle przypomniał sobie kim byli? Jasne, to moi przyjaciele, tego byłem pewny. Ale nie miałem z nimi żadnych szczególnych wspomnień. Otrząsnąłem się i z pomocą chłopaków wstałem.
   Pomijając fakt, że strasznie bolała mnie lewa kostka, żyłem. Jeżeli człowiek czuje ból, oznacza to, że jeszcze nie umarł. A może właśnie... umarł? Zacząłem się nad tym zastanawiać. Coś mi to przypominało, ale za cholerę nie pamiętałem co. Odłożyłem te myśli na później.
   Z pomocą chłopaków dotarliśmy do mieszkania o numer trzynaście. Nawet ta liczba coś mi mówiła! Trzynastka kojarzyła mi się z mrokiem, ciemnością i śmiercią, ale też z... miłością? Tak, to chyba była miłość. Tylko co to może oznaczać? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. I czasu.
   Moi przyjaciele szybko zanieśli mnie do największego pokoju, do salonu. Usadzili mnie na kanapie i rozdzielili się, każdy pobiegł w innym kierunku. Rozsiadłem się wygodnie i przypatrywałem każdemu z chłopaków. Matt pobiegł do łazienki, Olivier do sypialni, a Damon do kuchni. Uśmiechnąłem się sztucznie. Zauważyłem puszkę piwa. Nachyliłem się i wziąłem łyka dobrego trunku. Odłożyłem wcześniej zabrany przedmiot i znowu się rozsiadłem.
   Ładnie tu. Przed kanapą narożnikową na której siedziałem stał stolik. To właśnie tam było najwięcej puszek piwa oraz butelek. Na wprost ode mnie stał telewizor. Był dość spory, jak dla mnie idealny. Pod nim zauważyłem DVD oraz kilka płyt. Na lewo od kanapy znajdowała się kuchnia w której krzątał się Damon. Oprócz standardowego wyposażenia, zobaczyłem jeden obraz słoneczników na ścianie oraz kalendarz. Zaznaczony był piętnasty września.
   W kuchni stał jeszcze stół z czterema krzesłami. Był nakryty jakąś ładną szmatką, nie zwróciłbym na to większej uwagi, gdyby nie to, że to właśnie ona najbardziej ucierpiała podczas popijawy. Była poplamiona, a może i nawet w jednym miejscu podarta. Odwróciłem głowę w stronę łazienki.
   Widziałem tylko jej skrawek, ponieważ znajdowała się daleko ode mnie. Dostrzegłem zwykłą ubikację oraz kabinę prysznicową, ewentualnie Matt grzebał jeszcze w schowku znajdującym się nad umywalką. W tym momencie wyciągnął to, czego szukał, a mianowicie apteczki. Podszedł z nią do mnie i zawołał Damona ruchem dłoni.
     – Ty się na tym znasz – rzucił i dał mu w dłonie bandaż. – Zrób tak, żeby go nie bolało. Starczy.
   Zaśmiałem się sarkastycznie. Milutko.
     – Boli cię coś jeszcze? – spytał nagle Damon. – Może chcesz środku przeciwbólowe?
   Pokiwałem twierdząco głową i złapałem się delikatnie za kark.
     – Kark mnie straszliwie boli.
     – Nic dziwnego. – Uśmiechnął się smętnie. – Spadłeś z czwartego piętra.
   Nawet nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć. Na szczęście niezręczną sytuację przerwał nam Olivier.
     – Mam dla ciebie jakieś wygodne ciuchy do spania. – Podał mi luźną koszulkę i krótkie spodenki.
   Podziękowałem skinieniem głowy. Do naszej trójki dołączył się Matt.
     – Masz, zjedz coś. – Wziąłem od niego kanapkę z szynką, sałatą i sosem czosnkowym.
   W tym momencie poczułem ukłucie głodu.
     – Dzięki – powiedziałem i spróbowałem kanapki.
   Była pyszna. Czułem się, jakbym nie jadł od kilku miesięcy. Może rzeczywiście tak było, przeszło mi przez myśl. Zjadłem całą kromkę chleba w dość krótkim czasie, Damon zdążył już zabandażować i unieruchomić moją kostkę. Miałem nadzieję, że ból niedługo ustanie. Po jakiejś minucie oderwał się od mojej nogi i podał mi listek tabletek.
     – Weź dwie – polecił, idąc po coś do kuchni. – Nie popijaj piwem, to się dobrze nie skończy. Dosyć już wrażeń jak na jeden dzień.
   Nalał wody do szklanki, a potem mi ją oddał. Wziąłem dwie tabletki i wyżłobiłem całą wodę. Czułem się o niebo lepiej. Przyjaciele usiedli obok mnie i wszyscy w tym samym czasie sięgneli po swoje butelki i wzięli kilka łyków piwa. Odłożyli naczynia z powrotem, a ja palnąłem:
     – Widzę, że nic się nie zmieniło.
   Chłopacy zaśmiali się smętnie. Byli zmęczeni i może lekko podpici, jednak ja chciałem się czegoś o sobie dowiedzieć.
     – Wiem, że to dziwne pytanie, ale jaki dziś dzień? – zapytałem.
     – Dziesięć minut po północy. Szesnasty września – powiedział Matt, sprawdzając godzinę w telefonie.
   Damon nagle wstał i podszedł do kalendarza. Przesunął wskaźnik tak, by wskazywał dzisiejszą datę. Uśmiechnąłem się. Damon był najbardziej porządny z nas wszystkich i zawsze dbał o takie szczegóły. Matt natomiast zachowywał się jak błazen, jednak miał coś w sobie. Coś jak Leo.
   Leo.
   Rozszerzyłem oczy, gdy przypomniałem sobie Valdeza. Ostatni raz widziałem go kilka lat temu, jeszcze na Argo II... on umarł. Nigdy do nas nie wrócił, nim mi o tym bynajmniej nie wiadomo. Na mnie, Percy'm Jacksonie, spoczął obowiązek spalenia jego całunu. Chwila. Percy Jackson?
   Skąd ja w ogóle wziąłem takie imię? Nietypowe. Lepiej pasowałoby Peter. Johnson, dopowiedział mój mózg. Pan D. Obóz. Herosi. Potwory. Niebezpieczeństwo.
   Nico.
   Mój chłopak. On umarł. Jak ja. Muszę go znaleźć, odszukać. Chciałem od razu wybiec z tego miejsca i zacząć biegać po całym mieście, by go odnaleźć. Opanowałem się. Cierpliwość była tutaj pierwszorzędną cechą. Jeżeli nie będę jej miał, skończę z nerwicą i problemami psychicznymi.
   Annabeth.
   Moja... była. Nie chciałem mieć z nią nic wspólnego. Fakt, nie potrafiłem jej szczerze nienawidzić; jakaś cząstka mnie nadal ją kochała. Jednak była ona na tyle niewielka, że postanowiłem ją zignorować. Nie warto było sobie nią zawracać głowy.
     – Nadal szokuje mnie fakt, że ty żyjesz – mruknął Damon.
   Powinienem być martwy, nikt normalny nie przeżyłby wypadku z czwartego piętra prosto na głowę. A więc to dlatego bolał mnie kark!
     – Nie marudź tyle, ważne, że w ogóle żyje – odpowiedział Matt, popijając łyk piwa. – Nie mam ochoty na pogrzeby ani na chodzenie w żałobie.
   Prychnąłem cicho.
     – Dzięki, przyjacielu.
     – Dla ciebie wszystko. – Zerknął w moim kierunku i uśmiechnął się.
   Zastanowiłem się, jakie pytania powinienem im zadać. Po chwili, wymyśliłem coś banalnego.
     – Co robimy jutro?
     – Właściwie, to nie mamy planów. Bynajmniej ja nie mam – odpowiedział Damon i spojrzał na pozostałych.
     – Ja zostaję w domu. Nie mam ochoty na panienki – wyznał, trzymając szyjkę od butelki przy wargach.
     – Ktoś tu nie ma brania... – mruknął Olivier specjalnie, żeby go wkurzyć.
     – Mów za siebie – odpyskował. – Nie mam ochoty.
     – Jasne... – Oli zagwizdał pod nosem. – Może to przez inny powód?
   Matt lekko się zdenerwował. Poznałem to po tym, że zacisnął dwa palce, jakby miażdżył w nich głowę Oliviera.
      – Niby jaki? – spytał sarkastycznym tonem. – Odpuść sobie, nieważne co zrobisz i tak będziesz nieśmiesznym dupkiem i przegraną życiową.
   Oli oburzył się.
     – Idź do jakiegoś chłoptasia, dawno chuja w dupie nie miałeś!
   Prychnąłem zażenowany. Pamiętałem, jak Matt wyznał nam to, że podobają mu się też mężczyźni. Nie mieliśmy żadnych problemów z jego seksualnością, jednak Olivier zbyt często używał tego „argumentu” podczas dyskusji z Mattem. Zaczynaliśmy być tym po prostu zmęczeni.
     – Może i racja – mruknął optymistycznie Matt. – W sumie, to dobry pomysł.
   Popatrzyłem na Damona, który, tak jak ja, nic nie zrozumiał.
     – Czyli twoja biseksualność za czasów szkolnych się nie zmieniła? – spytałem.
    Matt pokiwał twierdząco głową i wziął kolejnego łyka piwa.
     – Chuje są fajne – skomentował.
     – Jeżeli masz go w dupie, to raczej nie – odpyskował Olivier. – Ale jak tam chcesz.
   Po raz pierwszy Olivier nie powiedział czegoś naprawdę głupiego. Trzeba dać mu order podobny do tego, który zrobiliśmy mu w pierwszej gimnazjum. O, nareszcie przypomniałem sobie jakieś wspomnienie z gimnazjum!
     – Chyba potrzebuje urozmaicenia. – Zwierzał się. – Za dużo kobiet, chciałbym... Choć raz musieć się postarać o kogoś.
     – Chcesz związku – powiedzieliśmy zgodnie ja i Damon.
     – Tak, chyba tak. – Pokiwał głową. – Ale raczej trudno będzie mi zmienić nastawienie z dnia na dzień. Nadal lubię imprezy.
     – To nie mogło ulec zmianie – mruknąłem.
     – Ale zastanowię się nad taką propozycją. – Matt wstał i ruszył w kierunku swojego pokoju. – Mam dość wrażeń na dziś. Dobranoc, mokrych snów wszystkim życzę.
   Olivier ruszył do kolejnej z trzech i pożegnał się ruchem ręki. Ja dzieliłem sypialnie z Damonem. Gdyby Matt i Olivier mieli spać w jednym pomieszczeniu, prawdopodobnie codziennie rano byłyby awantury. Oni potrafili się pokłócić o wszystko.
     – Pomóc ci czy dasz radę sam dojść do pokoju? – zapytał Damon.
   Pokręciłem głową i spróbowałem wstać. Na początku miałem lekkie trudności z zachowaniem równowagi, ale później już się przyzwyczaiłem. Mimo tego Damon szedł jakieś dwa kroki przede mną. Kiedy przekroczyłem próg naszego pokoju, oniemiałem.
   Cały pokój zachowany w czerwono-czarnych barwach. Naprzeciwko wejścia było biurko, a nad nim wisiała tablica korkowa. Zobaczyłem jedną książkę wypadającą z szuflady i domyśliłem się, że to miejsce Damona. Wyglądało na bardzo zadbane, jednak można by wyrzucić kilka papierków i tym podobne.
   Pokój rozciągał się w lewą stronę. Obok biurka stały dwie szafy z ubraniami, na jednym z nich był plakat zespołu Green Day. To moja szafa. Na końcu pokoju było jedno łóżko, które należało do Damona. Było idealnie zaścielone, książka leżała wraz z okularami na poduszce. Od strony głowy znajdował się stolik nocny, na którym była tylko lampka.
   Przy lewej ścianie stało moje jednoosobowe łóżko. Widziałem, że są na nim przede wszystkim ubrania. To do mnie podobne. Czarna pościel w białe szlaczki wydawała się znajoma. Również przy moim łóżku znajdowała się szafka nocna, a na jej wierzchu leżała jakaś płyta. Na podłodze był mały dywan dopasowany kolorystycznie do reszty pokoju. Na ścianach wisiały plakaty, dużo miałem ich przy moim łóżku. Prychnąłem w myślach. Po co mi one były?
   A no tak, gdy byłem w gimnazjum zachciało mi się być perkusistą. Wtedy kupowałem plakaty, bo się tym zainteresowałem i to właśnie one motywowały mnie do wstania z łóżka. Teraz raczej wyglądały komicznie, jakby pokój zajmował nastolatek, a nie młody mężczyzna.
   Damon podszedł do swojego łóżka i położył się na nim, zakładając okulary. Wziął książkę do ręki i zaczął czytać. Korzystając z chwili wolnego podszedłem do szafki nocnej. Otworzyłem pierwszą szufladę i znalazłem... prezerwatywy. Naprawdę miałem takie życie? Żałowałem tego pytania. Od razu przypomniało mi się kilka nocy z nieznajomymi dziewczynami. Nie podniecało mnie to w tej chwili, a wręcz obrzydzało. Otworzyłem szufladę i znalazłem coś przydatniejszego. Telefon.
   Szybko wszedłem w aparat by zobaczyć, jak wyglądam. Zamurowało mnie.
   Miałem naprawdę piękne oczy. Od strony źrenicy były czysto zielone, a otoczkę miały niebieską. Wpatrywałem się w nie dość długo. Czarne i uniesione włosy, które zawsze były niesforne, podobne do tych, które miałem w ciele Percy'ego. Dość mocno zarysowana szczęka ładnie komponowała się z zadartym nosem. Usta miałem średniej wielkości, jednak jak najbardziej mi one pasowały. Kolczyk w wardze i w języku dodawał mi tego... czegoś. Wszedłem w galerię i poszukałem jakiegoś zdjęcia swojego ciała.
   Byłem lekko wysportowany. Przypomniałem sobie, że od jakiegoś miesiąca chodzę na siłownie z dwa razy w tygodniu. Nie zamierzałem tego zmieniać.
   Odłożyłem telefon na szafkę nocną i wziąłem ciuchy, które wcześniej dał mi Olivier. Poszedłem w stronę łazienki, nawet nie zdając sobie w pełni sprawy, gdzie idę. Okazało się, że wraz z Damonem mieliśmy jedną łazienkę, a drzwi do niej znajdowały się obok szafy. Wszedłem do pomieszczenia i oślepiło mnie jasne światło.
   Pomieszczenie było małe, kafelki w odcieniu bieli raziły moje oczy. Była tutaj ubikacja, umywalka i kabina prysznicowa. Nic więcej nie było potrzebne. Przebrałem się, nawet nie zwracając większej uwagi na to, że nad umywalką znajdowało się lustro. Już chciałem wyjść z łazienki, ale poczułem jakby piach w ustach. Wziąłem swoją szczoteczkę i dokładnie umyłem zęby. Od razu lepiej. Wyszedłem z łazienki i usiadłem na swoim łóżku.
   Zdjąłem bandankę, którą miałem owiniętą wokół lewego nadgarstka. To, co ujrzałem, wprawiło mnie w kompletne osłupienie.
   Miałem tatuaż. Przedstawiał on symbol – Yin&Yang. Był dokładnie zrobiony, widać było, że zrobiłem go maksymalnie pół roku temu. Po przyjrzeniu się mu, stwierdziłem, że jest naprawdę ładny. Spodobał mi się, choć sam, jako Percy, zrobiłbym go w innym miejscu.
   Położyłem się i zastanowiłem nad tym wszystkim. To był jakoś dziwnie pokręcone, pomieszane. Wiedziałem, co muszę zrobić, kto ma mi pomóc, ale... Czas. To on był dla mnie największym problemem. Był katorgą, żmudną przeszkodą. Musiałem czekać, aż kostka się zagoi, jak mięśnie ramion przestaną boleć. Czekanie. Nienawidziłem tego.
   Gdy ułożyłem się w miarę wygodnie, Damon zgasił lampkę nocną i schował książkę do szafki. Zdjął spodnie i koszulkę, położył się będąc w samych bokserkach.
     – Jak się czujesz? – zapytał.
   Zastanowiłem się nad odpowiedzią.
     – Nie pamiętam kilku rzeczy z przeszłości, ale wszystko sobie przypominam – wyznałem. – Oprócz tej kostki i ramion, nic mnie nie boli. Jestem tylko lekko oszołomiony.
     – Nic dziwnego. Przecież mogłeś umrzeć – usłyszałem zawahanie w jego głosie. – Niedługo ból powinien minąć. Dobranoc, Tyler.
     – Dobranoc.

   Słyszę jakieś krzyki. Ktoś mnie woła. Nie mam pojęcia kto, ale obracam się dookoła siebie w poszukiwaniu krzyczącego. Nikogo nie znajduję. To ktoś znajduje mnie. 
     – Witaj, Tylerze Lackey, znany też jako niegdyś sławny Percy Jackson. – Wita mnie Hades. 
   Wzdycham z ulgą. To tylko Pan Podziemi.  
     – Witam – odzywam się, przez co Hades na mnie dziwnie spogląda. 
   Ups. Chyba nie powinienem się odzywać.  
     – Chciałem ci powiedzieć, że Nico di Angelo jest już w nowym ciele i ma się dobrze. To samo przekażę również jemu, o tobie. W piątek dostaniesz podpowiedź od Afrodyty, jak wygląda Nico i jak będziesz mógł go rozpoznać. Znajdziesz też u siebie przedmiot, który posiadałeś za tamtego życia i do którego byłeś przywiązany.  
   Kiwam wolno głową. 
     – Ile będzie tych wskazówek? – pytam. 
     – Nie mam pojęcia, ale Afrodyta się rozkręciła. – Hades zaśmiał się sucho. – Radzę ci nastawić się na to, że nieprędko spotkasz się z Nico. Ale dam ci ostatnią radę. – Nadstawiam uszu. – Nie spierdol niczego.  

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej <3 Fajnie tak regularnie, co nie? XD
Zapraszam wszystkich do mnie na Wattpada, macie linki obok :)) Tam piszę Lashtona, a większość rozdziałów pojawia się codziennie :3
Kogo wolicie perspektywę? Z kim się bardziej utożsamiacie? :D
Jestem ciekawa, czy ktoś odpowie ;-; Bo komentarzy małooo
Ostatnio też zastanawiałam się nad zawieszeniem bloga z tego powodu ;-;
;-;
Soł sed
Do zobaczenia za tydzień <3
14 pojawi się coś na walentynki, hehe :3
Do napisania!

poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 1 – W staro-nowym ciele w nowo-starym miejscu

Nico


   Jeszcze zanim w pełni się obudziłem, słyszałem głosy. Należały do kilku mężczyzn, zachrypnięte. Jeden z nich, zdecydowanie najstarszy, odpowiadał na pytania młodszych i przewracał kartki papieru. Stali przed moim łóżkiem, wyczuwałem to.  
   Gdy zaczęła wracać moja świadomość, kolejne dźwięki docierały do moich uszu. Przede wszystkim równomierne pikanie zwróciło moją uwagę. Gdzie ja jestem? Szukając odpowiedzi na pierwsze pytanie, zacząłem przysłuchiwać się rozmowie facetów. 
     – To jest niemożliwe... On przecież już nie żył – prawie krzyknął jeden z nich. 
   Jego głos był dość piskliwy, jakby miał zaledwie dwanaście lat. Nie próbowałem nawet domyślić się, ile naprawdę ma lat; nie było mi to potrzebne. 
     – Wszystko jest możliwe – skwitował drugi. – Cieszmy się. Uratowaliśmy kolejnego człowieka. 
     – I to nazywa się dobre podejście! – Zaśmiał się najstarszy z nich.  
   Ta sprawa zaczęła być coraz bardziej podejrzana. 
     – Ale przecież nie pierwszy raz spotykamy się z człowiekiem, który przeżył wypadek motocyklowy... – szepnął pierwszy głos.  
   Wypadek motocyklowy? Zacząłem coś sobie przypominać. Postanowiłem jednak słuchać dalej, nazbierać jak najwięcej informacji na swój temat. 
     – Ten jest wyjątkowy. – Zbył go któryś z głosów. – Możemy zażartować, że zmartwychwstał, jeśli to cię usatysfakcjonuje.  
   Coś jakby utknęło mi w gardle. Miałem ochotę krzyknąć, by odeszli ode mnie jak najdalej, ale moje ciało mi na to nie pozwalało. Zostawało mi czekać. 
     – Bardzo śmieszne – odpowiedział poważnym głosem. – Jak się on w ogóle nazywa... Powinien się już wybudzić. 
   Zacząłem nasłuchiwać jeszcze uważniej. 
     – Charlie Sanders – odparł najstarszy. – Ma dziewiętnaście lat, jeśli to również się interesuje.  
   Charlie? Ja jestem Charlie...? Próbowałem przypomnieć sobie cokolwiek, co mogłoby być istotne w takiej sytuacji. Moje imię bardzo dużo mi podpowiadało, jednak potrzebowałem więcej. Nadstawiłem uszu, błagając, by lekarze powiedzieli coś jeszcze na mój temat. 
     – Kto czeka na korytarzu? – zapytał. 
     – Jego mama i jakiś przyjaciel... – Zamyślony mężczyzna kolejny raz przewracał kartki papieru. – O, kiedy był mały, uderzył w ogrodzenie i od tamtej pory ma bliznę w prawym kąciku ust. Cóż za nieroztropne są te dzieci...  
   Poczułem przy wardze pieczenie. Ta blizna rzeczywiście tam była. Tylko kiedy sobie ją zrobiłem? Gdy byłem mały... Przecież całe dzieciństwo spędziłem z Bianką, moją siostrą... Zmarłą siostrą. Lekarze wyszli, a ja natychmiast wstałem, próbując złapać oddech. Co się dzieje?!  
   Popatrzyłem na swoje ręce. One nie były moje... Były inne. Nie miały odcisków od trzymania miecza, nie były pokaleczone od przewrotów w rośliny oraz od walk z potworami. Potwory. Kolejny trop. Tylko kto walczy z potworami... Bohaterowie. Nie, nie to, ale też coś na „b”. Bogowie! Rozszerzyłem szeroko oczy i złapałem się za kark. 
     – Nico di Angelo – szepnąłem. – Syn Hadesa.  
   Moja rodzina... moja matka i siostra... Przecież one nie żyły! Marie di Angelo zabił sam Zeus, a Bianka zginęła przez Percy'ego. Chwila, kogo? Percy, Syn Posejdona. Chłopak w którym kocham się od zarania dziejów i z którym umarłem jakiś czas temu. Oparłem się o poduszkę i odchyliłem głowę. Za dużo informacji. 
     – Percy... znajdę cię, po to tu jestem. – Odetchnąłem głęboko. Pamiętałem. – Dzięki, Hadesie. 
   Całe moje życie dosłownie w jednej chwili mi się przypomniało. Śmierć Percy'ego i moja najbardziej mnie martwiły. Chociaż, później miała nastąpić jakaś zmiana ciał, Afrodyta miała nam pomagać się odnaleźć czy coś w ten deseń. Chwila. Skąd ja to wiem?! Jeszcze raz odetchnąłem i postanowiłem mówić swoje myśli na głos, by się uspokoić. 
     – Jestem teraz w innym ciele. Mam inne życie, inną rodzinę. Ale duszę mam tę samą... – Zastanowiłem się nad ostatnim zdaniem. – Muszę odnaleźć Percy'ego, który też jest w innym ciele, to jest mój cel. Tak cholernie go kochałem. – Prychnąłem. – Kurwa, nadal go kocham. 
   Poczułem pieczenie pod powiekami. Wiedziałem tylko, że muszę czekać, a sprawa zacznie się wyjaśniać sama. Postanowiłem skupić się na teraźniejszości, więc skupiłem się na Charliem. W tym momencie, do pokoju weszła kobieta i chłopak najprawdopodobniej w moim wieku. 
     – Kochanie! – Zgaduję, że to moja rodzicielka. Szybko podeszła do mnie, ocierając łzy z policzka. Przytuliła mnie, jak swojego syna, którym prawdopodobnie byłem. – Tak bardzo się o ciebie bałam, Charlie. 
   Odwzajemniłem uścisk czując, że tak trzeba. Nie mogłem zawieść tej kobiety. Musiałem grać, chociaż na chwilę obecną nie przypomniałem sobie żadnego wspomnienia związanego bezpośrednio z nią. 
     – Siema, Charlson! – Chłopak przybił ze mną żółwika, gdy moja mama mnie puściła. – Przyznam, że narobiłeś nam wszystkim stracha! Dobrze, że zachowałem się jak bohater i szybko zadzwoniłem po pogotowie... – Nonszalancko złapał się za kark i odchylił głową. Uśmiechnąłem się lekko. 
     – A czy przypadkiem nie zadzwonił po karetkę ten drugi chłopak? – zapytałem przekornie. 
   Mój rozmówca popatrzył na mnie zdziwiony z udawaną obrazą wymalowaną na twarzy. 
     – Musiałeś odebrać mi tę chwilę sławy, prawda? – spytał oburzonym tonem. – Ja, Isaac, twój najlepszy przyjaciel, mam na ciebie focha! – Wstał z łóżka. – Z przytupem! – W tym momencie tupnął nogą.  
   Zaśmiałem się szczerze. Ten chłopak wydawał mi się znajomy, więc postanowiłem nie martwić się faktem czy kojarzę go czy też nie. Podał się też za mojego najlepszego przyjaciela, co w końcu o czymś świadczy. 
     – Przepraszam, że przerywam. – Do sali wszedł lekarz. Prawdopodobnie ten najstarszy, którego wcześniej słyszałem. – Ale muszę zapytać: Charlie, jak tam zdrowie? Pamiętasz coś? 
   Nie chciałem kłamać. Czułem, że nie miałem tego w nawyku. Potrząsnąłem głową i spuściłem ją.  
     – Nie pamiętasz mnie? – Chłopak podszedł do mnie i złapał moje ramię. – To ja, Isaac. Znamy się od wieków. – Potrząsnął moim ramieniem i wziął moją głowę tak, bym popatrzył mu w oczy. – Nie pamiętasz?  
   Isaac miał niebieskie oczy od których biła radość i spokój. Na jego twarzy dostrzegłem zaledwie trzy prawie niewidoczne pieprzyki, każdy był usadzony w innym miejscu. Miał małe zmarszczki w kącikach ust, zapewne od tego, że ciągle się uśmiechał. Nos wypuszczał zimne powietrze, które wyczułem będąc w dość sporej odległości od jego twarzy. Przypatrzyłem się jego oczom, które nagle zasłoniły bujne czarne włosy, które wylazły z jego czapki.  
     – Proszę nie wywoływać presji na pacjencie... – Odezwał się lekarz. – Pan Charlie Sanders zapewne przechodzi przez krótkotrwałą amnezję. To normalne w takich nietypowych przypadkach... 
     – Pamiętam cię – mruknąłem nieśmiało. – Jesteś moim najlepszym przyjacielem, w każdy piątek przychodzimy do ciebie i robimy maraton horrorów.  
   Isaac popatrzył na mnie z ulgą wypisaną na twarzy. Zamiast mnie puścić, przytulił mnie lekko i szepnął do ucha:  
     – Wiedziałem. Nie mógłbyś mnie tak łatwo zapomnieć nawet, jeślibyś chciał.  
   Zaśmiałem się i odwzajemniłem uścisk. Isaac pachniał benzyną, potem oraz miętą. To było ciekawe połączenie, przyznam też, że szkoda było mi go puścić. Ładnie pachniał. 
     – Zostawisz nas samych? – nagle odezwała się moja mama.  
   Isaac wyszedł natychmiast z pokoju, kiwając do mnie na pożegnanie. Miałem nadzieję, że do mnie wróci, miło się z nim rozmawiało. 
     – Kochanie... Spójrz mi w oczy. – Mama złapała moje ręce i przypatrywała mi się. 
   Miała ciemnobrązowe tęczówki, coś jak ja w swoim dawnym ciele. Burza loków zasłaniała częściowo jej bladą cerę oraz cienie pod oczami. Twarz miała leciutko otwartą, widziałem kawałek jej białych zębów. Ścisnąłem mocniej jej chude dłonie i wykonałem polecenie. 
     – Opowiedz mi, co robiliśmy razem. – Poprosiłem. – To pozwoli mi przypomnieć sobie ciebie i całe swoje życie.  
   Kobiecie zeszkliły się oczy. Wiedziałem, że ta rozmowa była dla niej ciężka. Własny, prawdopodobnie rodzony syn jej nie pamiętał. Jeszcze mocniej ścisnąłem jej dłonie by wiedziała, że nie jest sama. Gdy chciałem upomnieć się o wymarzoną wypowiedź, zaczęła mówić: 
     – Co roku, w wigilię, pieczemy pierniczki razem z Isaacem. Zawsze wygłupiamy się we trójkę, obsypujemy mąką. – Uśmiechnęła się. – Ostatnim razem postanowiliśmy powycinać własne kształty z masy, a kiedy ja odsunęłam się na chwilę... Isaac już zdążył obrysować penisa i dorabiać szczegóły. – Zaśmiałem się, tak jak rodzicielka. – Spojrzałam na niego krytycznym wzrokiem, a później żartowałam, że on cię demoralizuje. Pamiętasz?  
   Szybko pokiwałem głową, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu. Doskonale pamiętałem to, jak Isaac postanowił wyciąć karnego kutasa specjalnie dla mnie, ponieważ stwierdził, że dawno nie miałem takiego w dupie. Wiedział, że jestem biseksualistą i czasem się z tego naśmiewał. Spodobało mi się to, jako Nicu di Angelo. 
     – Inne wspomnienie, takie z dzieciństwa, to wtedy, gdy pojechaliśmy nad jezioro z ojcem. On próbował nauczyć cię łowić ryby, ale średnio ci to szło. Miałeś zaledwie siedem lat i ledwo trzymałeś wędkę w ręce. – Kolejny raz uśmiechnęła się. – Wyglądałeś przeuroczo, gdy złowiłeś malutką rybkę. Później chodziłeś po szkole i chwaliłeś się tym przed Isaacem, który naprawdę miał ochotę cię udusić, gdy usłyszał tę opowieść po raz setny. – Zaśmiałem się. – Od zawsze miałeś z nim dobre kontakty, choć ja nadal sądzę, że on cię demoralizuje. – Zażartowała.  
   Wszystko zaczęło mi się przypominać. Za tymi dwiema sytuacjami stało wiele emocji, rozmów, śmiechów z moją mamą... Każde wspomnienie przyciągało kolejne dwa. Patrzyłem nadal w oczy swojej rodzicielki, uśmiechając się coraz szerzej.  
     – Pamiętam – szepnąłem. – Mamo, naprawdę pamiętam. – Przytuliłem ją mocno. 
   Głaskałem ją po głowie i bawiłem się jej włosami. Często narzekała na nie, tyle razy zarzekała się, że je zetnie, ale nigdy tego nie zrobiła ze względu na tatę. On zawsze przekonywał ją, że wygląda przepięknie, nawet z ptasim gniazdem zamiast włosów. Miłość od zawsze towarzyszyła w mojej rodzinie. Mama często rozmawiała ze mną na różne tematy w różnych porach. Nie miałem problemy z ujawnieniem swojej orientacji seksualnej. Nie było żadnej awantury, tylko lekkie zdziwienie i zaakceptowanie mnie. Mocniej uścisnąłem mamę i puściłem ją.  
     – Kocham Cię, Charlie – usłyszałem.  
   Uśmiechnąłem się szeroko, wewnętrznie płacząc. Nie byłem Charliem. Miałem tylko jego ciało. 
     – Ja Ciebie też – odpowiedziałem.  
   Mam uścisnęła ostatni raz moją rękę i wstała.  
     – Teraz pewnie Isaac i Anthony będą chcieli z tobą porozmawiać. – Kolejny uśmiech wstąpił na jej twarz. – Miłej zabawy.  
   Wyszła z pomieszczenia, a zaraz po niej wparował Isaac i jakiś chłopak. Pewnie Anthony, jak to powiedziała mama, pomyślałem. Isaac rozsiadł się obok mnie na łóżku, i objął ramieniem. Popatrzyłem na niego zmieszany, zerknąłem też na jego rękę. 
     – Nadal nie wierzysz, że jestem twoim najlepszym przyjacielem? – spytał wyraźnie zażenowany. – Mam dowód, po którym nie będziesz mógł zasnąć w nocy. 
   Wyciągnął z kieszeni telefon. W tym czasie Anthony usiadł po drugiej stronie łóżka, tak, że ja siedziałem na środku. Isaac wszedł w galerię na swoim telefonie i kliknął na pierwsze lepsze zdjęcie przedstawiające nas w jakimś domu. 
     – To było u mnie, w zeszły piątek. Gdy czekaliśmy na zrenderowanie się filmu, wyciągnąłeś mi telefon z kieszeni i zacząłeś robić głupie zdjęcia. Sam popatrz. – Opowiadał jak zahipnotyzowany. 
   Przejechałem palcem po ekranie dotykowym i moim oczom ukazało się kolejne nasze głupie zdjęcie. Uśmiechnąłem się. Wykonałem te same czynności jeszcze wiele razy, skupiając swoją uwagę na ładniejszych zdjęciach. Każde przypominało i utwierdzało mnie w przekonaniu, że Isaac zdecydowanie jest moim najlepszym przyjacielem.  
     – Tu wyszliście całkiem ładnie – szepnął Anthony, wskazując na zdjęcie ukazujące Isaaca i mnie, gdy byliśmy w McDonaldzie.  
   Isaac uśmiechnął się wtedy głupio do kamery, a ja miałem słonkę od shake'a w ustach. Wyglądało na to, że świetnie się bawiliśmy. Przypomniał mi się ten dzień, jednak nie skupiłem się na nim zbyt długo. Przeciągnąłem palec po ekranie, ale zamiast wspólnego zdjęcia mojego z Isaacem, ukazała mi się męska klata.  
     – Uuu... – skomentowałem cichutko i przypatrzyłem się facecie na zdjęciu. 
   Anthony zaczął śmiać się pod nosem, a Isaac próbował wyrwać mi telefon z ręki.  
     – Od zawsze wiedziałem, że jesteś gejem – powiedziałem, gdy w końcu udało mu się zabrać telefon. 
   Usiadłem z powrotem na łóżku i uspokoiłem oddech. 
     – Powiedział biseksualista – prychnął Isaac i schował telefon do kieszeni spodni.  
     – On chociaż potrafi przyznać się, że podnieca go męska klata – skomentował Anthony. Uśmiechnąłem się. – Jeżeli jesteś gejem, możesz nam powiedzieć, my naprawdę nie będziemy... 
     – W sumie, to jakbyś był gejem, to brałbym cię – przerwałem. 
   Chłopacy spojrzeli na mnie zdziwieni, ale uśmiechnięci. Isaac starał się zachować spokój. 
     – Nienawidzę was, ale dziękuję – wypiął klatę do przodu. – Wiem, że jestem bardzo przystojny i pociągam każdą płeć. 
     – To dlatego nie masz dziewczyny – Specjalnie kaszlałem podczas wypowiedzi.  
   Isaac spojrzał na mnie z rządzą mordu w oczach, ale kąciki jego ust były skierowane ku górze. Anthony zaśmiał się z jego reakcji, a ja czekałem na śmierć. 
     – Też cię kocham – mówił przez zaciśnięte zęby. – Tak kurewsko cię kocham. 
   Zaśmiałem się i popatrzyłem na niego z głową przechyloną na lewą stronę.  
     – Wiem to, ja też cię kace i te sprawy – rzuciłem od niechcenia. 
   Isaac uśmiechnął się najszerzej jak potrafił i usiadł na łóżku.  
     – Cieszę się, że wróciłeś, Charlson – zaśmiał się. – Tak bardzo brakowało mi jakiegoś homosia przy boku.  
     – Homosia? – Udałem oburzenie. 
     – Przecież wiemy, że ten związek z Caroliną był... – Nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa. 
     – Niewypałem – dokończył Anthony. 
   Przypomniałem sobie jakiś urywek z życia, gdy trzymałem za rękę blondwłosą dziewczynę, najpewniej Carolinę. Spojrzałem po chłopakach, oczekując więcej informacji na temat mojego związku. Oni jednak zignorowali to spojrzenie. 
     – Nieważne, to już przeszłość – zakończył temat Isaac i kolejny raz podał mi swój telefon. – Zobacz, jakie zdjęcia znalazłem w domu.  
   Wybrałem pierwsze zdjęcia na którym był mały Isaac. Miał może z dziesięć lat. Anthony uważnie wpatrywał się w wyświetlacz telefonu, a kiedy pokazałem kolejne zdjęcie, wybuchliśmy obydwoje śmiechem. Zdjęcie pokazywało, jak sikał pod prysznicem, gdy był w podobnym wieku, co na poprzednim zdjęciu. 
     – Nie śmiejcie się! – krzyknął Isaac, ale sam zaczął się śmiać. – Sikać mi się chciało, a że ktoś mi zrobił wtedy zdjęcie, to nie moja wina!  
   Zasłoniłem usta dłonią, próbując opanować śmiech. Nie udawało mi się to, tak samo jak Anthony'emu. Ta sytuacja, to zdjęcie... Było zbyt śmieszne, jakkolwiek to brzmi. Dopiero po kilku minutach nieopanowanej radości, udało mi się uspokoić. Gdy zerknąłem na to zdjęcie, wywołało u mnie tylko lekki uśmiech, dzięki czemu mogłem zobaczyć resztę zdjęć. 
   Wszystkie były dość śmieszne, jednak sikanie pod prysznicem było najlepsze. Zablokowałem telefon i oddałem go właścicielowi z uśmiechem na twarzy. Potrząsnąłem głową, jakby próbując wrzucić z siebie uśmiech.  
     – Będę miał koszmary – szepnął Anthony. 
     – A ja sny erotyczne – palnąłem. 
   Chłopacy zaczęli się głośno śmiać, a Isaac zrobił na dodatek dzióbek i wysłał do mnie buziaka. 
     – Kace, bro. – Uśmiechnąłem się do niego i złapałem pocałunek. 
   Następnie oparłem się o poduszkę i złapałem w dłonie kołdrę.  
     – Jaki mamy dzień tygodnia? – spytałem by podtrzymać rozmowę. 
     – Wtorek. Pamiętaj, do piątku masz stąd wyjść! – Pogroził mi palcem Isaac. 
   Pokiwałem głową z zamkniętymi oczami. Zachciało mi się spać.  
     – Przepraszam, że znowu przerywam, ale proszę o opuszczenie pomieszczenia. – Lekarz parzył się cały czas na Isaaca. – Pan Charlie musi odpocząć, a ja muszę ustalić, kiedy będzie gotów opuścić to miejsce.  
   Isaac jakby się obudził. 
     – On wyjdzie stąd przed piątkiem, prawda?! Mu już nic nie jest, on jest zdrów jak ryba! – Isaac wyszedł za lekarzem, wciąż błagając go o wypuszczenie mnie z domu przed piątkiem. 
   Zerknąłem znacząco na Anthony'ego. Ten wzruszył ramionami i wstał. 
     – Taki już jest. Odpocznij trochę, bo jak nie wrócisz do domu przed piątkiem, to Isaac cię zabije – ostrzegł mnie. 
   Uśmiechnąłem się do niego i pomachałem mu. Odwdzięczył się tym samym, a następnie opuścił pomieszczenie, zostawiając mnie w ciszy i samotności. Odetchnąłem głęboko i położyłem się. Chciałem zapaść w głęboki sen i choć troszkę odpocząć.  
   Ta cała sytuacja wydawała mi się naprawdę dziwna, ale cieszyłem się z takiego obrotu spraw. Miałem najlepszego przyjaciela, a nawet dwóch! Mama mnie wspierała, a tatę chociaż miałem... Czego więcej mógłbym chcieć?  
   Percy'ego, odpowiedziałem automatycznie. 
   Odpłynąłem w krainę Morfeusza. 

     – Witaj, Synu – słyszę w swojej głowie. 
   Wiem, do kogo należy ten głos. Hades.  
     – Witaj, Ojcze – odpowiadam, zastanawiając się, po co przychodzi do mnie we śnie. 
   Hades idzie w moim kierunku, a w ręce coś niesie. Nie mam pojęcia, co to jest, ale wygląda znajomo. 
     – To będzie w twoim pokoju. Mam ci coś do przekazania na temat twojego kochasia. 
   Nadstawiam uszu i czekam cierpliwie na wiadomość. 
     – Jackson jest już w swoim nowym ciele, jak ty. Wszystko przebiegło zgodnie z planem, w piątek obydwoje dostaniecie pierwsze wskazówki od Afrodyty. – Zrobił krótką przerwę. – Nico, zapamiętaj coś. Skup się na celu, ale pokonuj przeszkody powoli. Masz całe życie na znalezienie tego durnego Syna Posejdona, który tak bardzo namącił w Twoim życiu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam wszystkich w nowym opowiadaniu! :D
Mam nadzieję, że długość rozdziałów wam się spodoba. 2600 słów, czyli dość sporo :3
Ogólnie cieszę się, że tak szybko udaje mi się pisać te rozdziały. Mam nadzieję, że są one lepsze niż poprzednie ^^
Będę dodawać rozdziały co tydzień, w poniedziałek, na osłodzenie wam tego dnia tygodnia :3
Prawdopodobnie będę je dodawać o 14:00, w sumie, bez jakiegoś większego powodu *^*
14 lutego pojawi się też motyw walentynkowy... Ehh, dam radę to nabazgrać xD
Pozdrawiam i zachęcam do komentowania <3 :3