sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 11 *-*

Prezenty i pożegnania


          * Will Solace *

     Percy opowiedział nam przepowiednie w drodze do domku trzeciego. Kilka razy wszyscy pokiwaliśmy głowami, a następnie zaczęliśmy rozmyślać nad znaczeniem wypowiedzianych słów. Nie... Percy miał rację. Wszyscy zginiemy. Cóż, takie życie herosa, przemknęło mi przez myśl. Poszliśmy do domku trzeciego, po rzeczy Nico. Nie miał ich za dużo, ale jednak każdy przedmiot był na wagę złota.
   - Do kurtki mogę zmieścić właściwie wszystko - powiedział i schował w jednej z kieszeni włożył ambrozję.
     Ogólnie, zabrał ze sobą tylko ambrozję i szczoteczkę do zębów. Lepiej nie pytać. Wyszliśmy z domku i zastanowiliśmy się co dalej.
   - Najpierw do mnie, a później chyba czas udać się na misję... - zaczął Percy - Chyba, że chcecie się z kimś pożegnać.
     Pokiwaliśmy z Nico twierdząco głowami i ja wraz z nim udałem się do Luny. Próbowałem zacząć rozmowę, ale mój towarzysz mnie zbywał, najwidoczniej pogrążony we własnych myślach. Westchnąłem cicho, schowałem ręce do kieszeni i spuściłem głowę. Ostatnio nie miałem z kim normalnie porozmawiać, wszyscy jakby mnie unikali. Jedyna osoba z którą miałem okazję to zrobić, szła obok mnie, zapatrzona w jeden punkt. Domek Ateny. Luna siedziała przed nim na bujanym krześle i czytała zawzięcie jakąś książkę. Zazdrościłem jej tego stoickiego spokoju. którego brakowało mi w konwersacjach z innymi ludźmi. Uśmiechnąłem się do niej lekko i wyciągnąłem ku niej rękę.
   - Hej, co czytasz? - spytałem
     Dała mi książkę do ręki i przywitała się z Nico przez ten czas. ,,Powieści z rękawa", taka była nazwa tego dzieła. Na okładce znajdowała się ręka, najprawdopodobniej mężczyzny, odziana w piękną, czerwoną szatę ze złotymi nićmi. Oczywiście wystawała z niego kartka papieru z jakimiś bohomazami. Pokiwałem głową z uznaniem i oddałem właścicielce jej własność. Spojrzałem znacząco na Nica, a on podszedł do Luny i objął ją. Bez wahania, dziewczyna odwzajemniła uścisk i zatopiła się w jego obojczyku.
   - Wyjeżdżamy na misję. - szepnął Nico, tak, że nawet ja to usłyszałem
     Luna uścisnęła chłopaka mocniej i na pożegnanie cmoknęła go w policzek. Poczułem ukucie zazdrości, ale nie chciałem dać tego po sobie poznać. Puściła go i łapiąc za jedną rękę, powiedziała mu coś na tyle cicho, bym tego nie usłyszał. Następnie wytarła mu małą łzę z policzka i wyciągnęła coś z kieszeni.
   - Masz, użyj, kiedy będziesz tego potrzebować. - wyjaśniła i dała mu do ręki malutką książeczkę.
     Przyjął ją i skinął głową, robiąc krok w tył. Teraz to ja przytuliłem Lunę i także otrzymałem buziaka w policzek. Dobra, odkupiła swoje grzechy, pomyślałem.
   - Dla ciebie Will też mam prezent. Zaraz wracam - zwróciła się do mnie i poszła w kierunku domku.
     Zerknąłem na Nico, który zawzięcie obracał swój podarek i przyglądał mu się. Hm, w sumie on prawie nigdy nie dostaje prezentów, więc chyba może się tak cieszyć z tego jednego. Po dwóch minutach wróciła do nas Luna, niosąc dla mnie jakąś fiolkę. Maź w środku była fioletowo-różowa i nie miałem pojęcia do czego mogła służyć.
   - Na pewno przyda się wam podczas podróży. Używajcie jej rozważnie i uprzedzam Twoje pytanie, Willu - spojrzała na mnie, uśmiechnięta - Ta mikstura służy do przeobrażania się w zwierzęta. Została zrobiona z krwi, włosów i śliny Franka. Jeśli chcecie jej użyć, możecie albo wetrzeć ją w skórę albo popić. Jeśli użyjecie pierwszego sposobu, przemiana może nastąpić po nieco dłuższym czasie. - wyjaśniła - Starczy wam to na kilka razy. Cóż, wyściskałam was i pocałowałam w policzki, to chyba czas się pożegnać grupowo. - oddała mi prezent, a ja włożyłem go do kieszeni spodni.
     Następnie wszyscy się przytuliliśmy, cicho się śmiejąc. Tylko Nico był jakiś niemrawy, ale sądziłem, że niedługo mu przejdzie. Gdy już miałem z nim odchodzić, usłyszałem głos Luny:
   - Jeszcze jedno! - kolejny raz cofnęła się do domku i przyniosła kolejny przedmiot - Dajcie to Percy'emu. Powinien po tym otrzeźwieć.
     Nico zabrał jego prezent i pożegnawszy się z Luną, poszliśmy do domku numer trzy. Uzgodniliśmy, iż Percy będzie tam na nas czekał i we trójkę pójdziemy na wzgórze i pożegnamy się z Chejronem. Ruszyliśmy więc do jego domku, znów się do siebie nie odzywając. Ta cisza robiła się powoli wkurzająca, jednak nie chciałem być nachalny. Sam także nie lubiłem takich osób.
     Weszliśmy do domku bez pukania i zastaliśmy Percy'ego rozmawiającego z kimś przez telefon. A no tak, poprosił Chejrona o swój i o numery telefonu do swoich rodziców. Zapewne gawędził teraz z mamą, a przynajmniej zwroty jakich używał, wskazywały na to.
   - Nie martw się. - odrzekł w końcu - Kocham Cię i nic mi się nie stanie, tak? Nie jestem małym chłopcem.
     Następnie mama odpowiedziała mu coś miłego, gdyż uśmiechnął się szeroko i zaśmiał. Wow, po raz pierwszy widziałem go z innym uśmiechem niż psychopatycznym i przyznam, wyglądał wtedy całkiem dobrze. Nawet nie miałem ochoty pogruchotać mu kości.
   - Okey, skończyłem. Jak tam pożegnania? - zapytał ciekawsko i włożył telefon do tylnej kieszeni.
     Uśmiechnąłem się i w tym momencie, Nico wyciągnął prezent Percy'ego zza pleców i podał mu go. Spojrzał na niego niepewnie, ale wziął większą fiolkę z przeźroczystą cieczą i obejrzał ją wokoło.
   - To od Luny. - wyjaśniłem - Ma pomóc ci ,,wytrzeźwieć". Użyjesz tego, gdy sytuacja będzie poważna. Każdy z nas dostał taki prezent.
     Pokiwał twierdząco głową i schował butelkę do kieszeni. Nie braliśmy żadnych toreb, wszystko zmieściło się nam w spodniach i kurtkach, dzięki czemu mogliśmy szybciej się poruszać.
   - Hmm... ciekawe o co jej chodziło. - mruknął Percy, wychodząc z domku - No cóż, dowiemy się na misji.
     Zamknąłem drzwi i wszyscy razem ruszyliśmy w stronę wzgórza. Kilkanaście razy musieliśmy się zatrzymać, gdyż jakieś dzieciaki chciały zdjęcie z najlepszym herosem wszech czasów. Percy, choć niechętnie, przystawał na chwilę, rozdawał autografy i robił zdjęcia. Ja przez ten czas stałem obok z Nico, który nadal był jakiś nieswój.
   - Co ci jest? - zapytałem wreszcie.
     Spojrzał na mnie spod zmęczonych oczu. Wydawał się być zdziwiony pytaniem, jednak jego twarz nie ukazywała żadnych emocji.
   - Nic. Myślę, to tyle. - odparł krótko i wrócił do poprzedniego zajęcia.
     Westchnąłem ciężko i powróciłem wzrokiem do obserwowania Percy'ego. Właśnie rozdał ostatni autograf i podszedł do nas, i szepnął:
   - Spierdalamy...
     Wszyscy zrozumieliśmy o co mu chodziło i zaczęliśmy biec na wzgórze. Widziałem Chejrona, który patrzył na nas z rozbawieniem. Był w swoim wcieleniu centaura, na ramieniu miał zawieszony łuk i strzały. Sam rzadko ich używałem, ale coś czułem, że teraz będę musiał.
   - Will, a gdzie jest twoja broń? - spytał nagle pół człowiek - pół koń.
     Zaśmiałem się cicho i z kolejnej kieszeni wyciągnąłem mikroskopijnej wielkości łuk i jedną strzałę. Dotknąłem ich dwa razy i powróciły do swoich normalnych rozmiarów.
   - Jak zawsze, przy mnie - odpowiedziałem, szczerząc się.
     Percy zerknął na mnie z uznaniem, a Nico wpatrywał się w ziemię. Kurczę, muszę coś z nim zrobić...
   - Gotowi? - zapytał nagle Syn Hadesa
     Pokiwaliśmy głowami wraz z zielonookim i podeszliśmy trochę do niego. Pomachaliśmy Chejronowi na pożegnanie i w następnej chwili zaczęła nas otaczać ciemność. Nico stawał się cieniem i brał nas razem w podróż. Pojawił się portal, do którego zacząłem wchodzić. Gdy tylko tam byłem, poczułem pustkę i śmierć. Na końcu tunelu było białe światło. Chciałem się do niego dostać, uciec stąd. Przenosiłem się z zawrotną prędkością to białego punktu. Nie sądziłem, że był to aż tak wielki błąd.
     Wypadłem z tunelu i potoczyłem się kilkanaście metrów dalej. Głowa bolała mnie nie na żarty. Byłem cały brudny od ziemi, z ręki leciała mi malutka stróżka krwi, ponieważ wpadłem na coś ostrego. Głową uderzyłem o drzewo i oparłem się o nie plecami. Myślałem, że zemdleję, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego usłyszałem troskliwy głos Nica.
   - Biedny, jeszcze niedoświadczony - odparł z uśmiechem na ustach. - Chodź, zaraz opatrzymy tę jakże głęboką ranę i rozbijemy obóz. - podniósł mnie z pomocą rozśmieszonego Percy'ego
     Rozejrzałem się po otoczeniu. Wszystko było zamglone, widziałem tylko twarze moich towarzyszy. Jednak, mimo mojemu wcześniejszemu przekonaniu, zemdlałem, gdy tylko odłożyli mnie na ziemię.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem! Już rozdział 11... tak to szybko leci XD Nasz ,,biedny" Will zemdlał, niedługo ostatni rozdział z jego perspektywy, a później przyjdzie pora na Nico... 
Oglądam scene całowania Dominika i Alexa z ,,Sala Samobójcow"... Dam wam gifa xD 
Kurdę, oni są tacy słodcy *-* Prawie jak Persiak i Nicuś <3
Dobra, obok (w gadżecie) będziecie mieć informację o rozdziałach i o planach na nie :3
To papaaa :3 
P.S Rozdział ma ~1300 słów


(Kurwa, kocham ich <3)

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 10 *-*

Przepowiednia


          * Percy Jackson *

   Leżałem sobie w domku i nic nie robiłem. Myślałem, co zdarzało się dość rzadko, lecz teraz wydawała się być to sytuacja kryzysowa. Zastanawiałem się, co zrobi Will, co zrobi Nico i co powinienem zrobić ja. Zgadywałem, iż Will powiedział o całej zaistniałem sytuacji Chejronowi i zaraz ktoś do mnie zapuka. Nie myliłem się. Dosłownie pięć sekund później usłyszałem pukanie do drzwi.
     - Percy! - przywitał mnie wesoło Chejron.
   Uśmiechnąłem się wesoło na jego widok. Mimo tych wszystkich lat, on się w ogóle nie zmienił. Nie traktował mnie jak ,,Bad Boy'a" przez mój wygląd, tylko jak... Mnie. Sprzed kilku lat, ale nadal mnie.
     - Witam Chejronie, najlepszy nauczycielu łaciny! - pochwaliłem go, przez co wywołałem na jego twarzy lekki uśmiech.
   Zaśmiał się również cicho i poprosił ruchem ręki, bym wyszedł na zewnątrz. Był w swojej centaurowej postaci, wyposażony w łuk. Nie zrozumiałem tej ostrożności i wyszedłem przed domek. Zauważyłem, iż obok mojego towarzysza są również Nico i Will. Odwróciłem od nich wzrok i zaczekałem na rozpoczęcie rozmowy przez Chejrona.
     - Chciałbym, byś opowiedział mi w szczegółach, co widziałeś dzisiaj, sprzed godziny. - poprosił.
   Zastanowiłem się jak ubrać w słowa tamtą sytuację i wtedy stało się coś złego. Muzyka wróciła. Potrząsnąłem niezauważalnie głową, jakby próbując wypędzić ją z mojego mózgu, a ona uparcie nadal się trzymała. Starałem się ją zignorować i jak najlepiej opowiedzieć, co widziałem.
     - Widziałem martwą dziewczynę. Długie, brązowe włosy zasłaniały jej cudną twarz. Chciałem do niej podpłynąć, pomóc jej, dotknąć... - zrobiłem krótką pauzę i nawilżyłem usta. - Błagała o pomoc. Gdy byłem blisko niej, usłyszałem głos w głowie. Głos mojego ojca. Mówił, bym jej nie ruszał, inaczej klątwa spadnie na mnie. Oddaliłem się od dziewczyny, a przynajmniej próbowałem. Nie mogłem wziąć oddechu w wodzie i zacząłem się topić. Koło mnie pływały głowy martwych dziewczyn i krążyły wokół. Po bodajże minucie, dwóch, wypłynąłem, podszedłem do Nico i Willa i straciłem przytomność. - dokończyłem.
   Dawny nauczyciel pokiwał głową parę razy podczas mojej wypowiedzi, a po jej skończeniu, westchnął ciężko. Super, wszyscy mamy przejebane, bo Jackson chciał sobie popływać.
     - Jest źle. Ciemność zaczyna nadchodzić zbyt szybko. Musicie wyruszać za godzinę i skierować się na południe, do Meksyku. Później powinniście nadal podążać na południe... - zaczął.
     - W stronę, gdzie ciemność już jest?! - przerwał zdenerwowany Syn Apolla.
   Przekręciłem oczami z zrezygnowaniem. Jakie on ma problemy...
     - I tak i tak prędzej do nas dotrze, a nawet już do nas dociera. Więc jaka to różnica czy znajdziemy się w niej za kilkanaście godzin czy tygodni? - spytałem sarkastycznie.
   Will chciał odpowiedzieć mi jakąś ciętą ripostą, jednak nie było mu to dane przez Chejrona.
     - Percy ma racje. - Ha, 1-0 dla Percy'ego! - A poza tym, nawet nie kilkanaście godzin, a kilka. Nico? - spojrzał na milczącego dotychczas chłopaka - Mógłbyś wszystkich przenieść cieniem aż do Meksyku?
   Syn Hadesa pokiwał głową i znów pogrążył się w swych rozmyśleniach. Nie, no zajebiście! Zepsułem mu dzień... tydzień... życie. Dałem sobie mentalnego, mocnego plaskacza w policzek i postarałem się skupić na mądrych słowach Chejrona. Mówił między innymi o zapasach i przepowiedni, którą zaraz powinniśmy dostać. Wyłączyłem się i już po kilku minutach zbłądziłem myślami do tańczących lamorożców. Są takie słodkie!
     - Dobra, macie godzinę na przepowiednie i zebranie zapasów. - objaśnił Chejron pod koniec. - Do zobaczenia przy sośnie Thalii!
   Kiwnąłem mu głową na pożegnanie i zatrzymałem się wraz z resztą towarzyszy. Nadeszła pora, na Willora!
     - Kto idzie po przepowiednie? - spytał nowy okaz dinozaura.
   Wzruszyłem ramionami i schowałem dłonie do kieszeni. Obydwaj chłopacy patrzyli na mnie spod przymrużonych oczu i czekali na moje zgłoszenie. Wreszcie, prychnąłem cicho i poprawiłem włosy.
     - Dobra, jak tak bardzo chcecie to mogę iść, wystarczyło powiedzieć... - zacząłem się oddalać.
   Szedłem z głową uniesioną, dziarskim krokiem. Byłem władcą. Królem. I to mi się podobało w nowym Percy'm. Puściłem oczko do jakiejś dziewczyny, a ona zarumieniła się na ten gest, Satysfakcja mnie ogarnęła i w dobrym humorze dotarłem do siedziby Rachel. Nico mi opowiadał, że teraz i ona ma domek w Obozie. Jest on na pewno bardziej przytulny, niż dom jej poprzedniczki...
   Zapukałem i zaczekałem na otwarcie drzwi. Po jakichś piętnastu sekundach ujrzałem wyrocznie. Piękną wyrocznie. Rachel, swe rude włosy związała w kucyka, oczy miała podkreślone zielonym... Eee... Pudrem? Nie znam się na tych kosmetykach. Dziewczyna miała na sobie niebieski podkoszulek, upaćkany w kolorowe farby oraz ciemnoniebieskie, krótkie spodenki. Uśmiechnąłem się do niej i zaczekałem na jej reakcję. Patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami i ustami. Zaśmiałem się chicho, wziąłem pędzel z jej ręki i odłożyłem go na najbliższy stolik.
     - Witam, Percy jestem - przywitałem się i uścisnąłem jej rękę.
   Nie wykonała żadnego ruchu, tylko nadal się we mnie tępo wpatrywała. Zamknąłem drzwi nogą, by nikt mnie nie widział, a następnie uścisnąłem dziewczynę. Wtedy oprzytomniała.
     - Percy! - krzyknęła szczęśliwa - Wybacz, od kilku dni mam takie zawieszenia, a jeszcze widok twojej twarzy po tak długiej rozłące... - puściła mnie i popatrzyła w moje oczy - Zmieniłeś się. I to bardzo. Przystojny jesteś. - stwierdziła
   Zaśmiałem się cicho.
     - Jak zawsze szczera do bólu... - szepnąłem. - Ale dobra, przyszedłem po przepowiednie. Kiedyś sobie pogadamy, ale na razie jadę na misję. - oznajmiłem
   Rachel pokiwała szybko głową i poszła umyć ręce. Ja przez ten czas rozejrzałem się po otoczeniu. Całe pomieszczenie było bardzo rozświetlone, znalazłem chyba z cztery lampki w tak małej powierzchni. Jej domek był mniejszy od pozostałych, gdyż nie potrzeba było tyle miejsca na jedną osobę. Obok mnie znajdowała się komoda, najprawdopodobniej z butami. Na wprost był stół, zapełniony papierami, a tuż za nim sztaluga. Bardziej na prawo dostrzegłem mały stolik, przy nim jasnobrązową kanapę, tego samego kolory pufę i telewizor. Że co? Telewizor w Obozie? Okey... Nie wnikam. Dużo się zmieniło. Na podłodze leżał kremowy dywan, upaćkany plamami po farbie.
   Zaczekałem jeszcze chwilę na Rachel, która przyszła dość szybko, z nową koszulką. Była ona biała z jakimś niezrozumiałym dla mnie napisem. Kilka sekund później, z jej ust zaczęła wylatywać zielona para. Jej oczy rozbłysły tym samym kolorem. Przybliżyła się do mnie i podparła się o moje ramiona. Następnie usłyszałem głos samej wyroczni:

Mikstury potrzebujecie,
Znanego tekstu użyjecie.
Kłótnie obce wam nie będą,
Jeśli dacie się ponieść popędom,
Przy końcu wszystko się rozpadnie
Choć walczyć będziecie zaradnie
Ciemność ze słońcem się zjednoczy,
Woda jednak je rozłączy,
Połączona z ciemnością,
Stanie się wiecznością.
I nikt nie będzie w stanie ich rozdzielić,
Jedynie pistoletem przestrzelić.
Wystawicie kogoś na nudności
W zachowaniu swej miłości.
Jednak, śmierć nadejdzie
I kolorowo nie będzie
Pogrążeni w żałobie i smutku,
Odejdziecie pomalutku
Dołączycie do umarlaka
A tam, będzie czekać odznaka
Zakończycie więc swe przeznaczenie
Zmieniając przeistoczenie
Jeżeli tego nie zrobicie,
Do piekła pójdziecie
Dobry wybór wybierzecie
I się nie zawiedziecie.

   Zapamiętałem słowo w słowo tą przepowiednie. Była chyba najdłuższa na świecie, ale także... dziwna. Niepokojąca. Jest w niej zawartych tyle zagadek... Muszę ją przekazać reszcie. 
   Położyłem zmęczoną Rachel na kanapie i szybko się z nią pożegnałem. Ręce mi się trzęsły, czułem się strasznie. Nie miałem siły wymyślać znaczenia przepowiedni, chciałem jak najszybciej tylko przekazać ją reszcie. Ruszyłem do domku Apolla, ponieważ podejrzewałem, iż to tam ruszyli najpierw. Zapukałem do drzwi, a po chwili otworzył mi Nico. Kiwnąłem do niego głową i odszedł na bok, odsłaniając mi przejście. 
  W Domku Apolla było strasznie dużo przedmiotów. Dużo książek, bandaży... dużo wszystkiego. Usiadłem na wolnym krześle przy biurku i zaczekałem, aż Nico i Will zwrócą na mnie uwagę. Zdarzyło się to jakieś trzy minuty później, gdy Will przestał się pakować. Stanęli kawałek przede mną i wyczekiwali wygłoszenia przepowiedni. Ja macałem swoją twarz i starałem się oczyścić z niepokoju. Rozczochrałem sobie włosy i nie mogłem wydusić z siebie ani słowa.
     - Jackson? - spytał karcąco Will. - Nie mamy czasu, powiedz nam ją.
   Spojrzałem na niego spod mrużących oczu.
     - Wszyscy zginiemy. - rzekłem
   Nico prychnął cicho, oparł się o ścianę i pokręcił głową z rozbawieniem. 
     - Wiedziałem. Wisisz mi dychę. - odparł do Willa
   Przypatrywałem się tej sytuacji z rozbawieniem, a następnie wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Po raz pierwszy i pewnie po raz ostatni. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział pisany o trzeciej w nocy XD 
Za przepowiednie BARDZO przepraszam, ponieważ wiem, że jest po prostu chujowa :/ Nie znam się niestety na wierszach, rymach i w ogóle... 
Ten rozdział miał być wstawiony później, ale cóż... XD Macie go teraz
Bardzo proszę o wchodzenie na stronkę  Kocham Nica bardziej niż żelki. Niemożliwe? Możliwe ;3
Myślę, że może wam się spodobać :3 Pokażcie ją wszystkim i zalajkujcie xD Adminuję tam :3
Żegnam i do rozdziału niedługo! :3

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 9 *-*

I don't wanna die...


          * Percy Jackson *

   Zamachnąłem się po raz kolejny, odcinając manekinowi głowę. Minął jeden dzień, od kiedy powiedziałem Nico'wi, że to koniec znajomości. Zrobiłem to wbrew sobie i teraz czuję, że była to najgorsza decyzja w moim życiu. Uderzyłem się w nogę z wściekłości na samego siebie i starłem się skupić na ćwiczeniach. Udawało mi się przez pierwsze trzy sekundy, zanim znów nie pomyślałem o Nicu,
     - Kurwa. - szepnąłem i uderzyłem manekina.
    Miałem tego wszystkiego dość, zresztą, pewnie podobnie jak Nico. Czy ja nie mogę być szczęśliwy? Czy nie mogę sprawić, by wszystkie osoby, na których mi zależy, były szczęśliwe? Czemu wiecznie muszę kogoś ranić, muszę zachowywać się jak egoistyczny dupek? Nie wiem. Nie znałem odpowiedzi na każde z tych pytań. I to doprowadzało mnie do szału. Chodziłem od prawego końca areny do prawej. Trzymałem ten cholerny miecz już chyba z pięć godzin i miażdżyłem kolejne manekiny. Kondycja mi powróciła, a tak naprawdę nawet nie zniknęła. Z walką mieczami jest chyba jak z jazdą na rowerze - nie ważne, jak długo nie będziesz jeździć, ta umiejętność nie zanika.
   Zmieniłem swój miecz w długopis i postanowiłem popływać. Może wtedy jakoś się zrelaksuje. Opuściłem arenę i podążyłem w stronę zatoki. Nikogo na plaży nie było, co uznałem za świetną wiadomość. Wszedłem do wody w ubraniach. Bo co? Bo mogę.
   Gdy poziom wody zaczął się podnosić, moja złość zaczynała maleć. Ale to dziwne. Uśmiechnąłem się szyderczo i zanurzyłem całe ciało. Chciałem być mokry, więc i to się stało. Miałem otwarte oczy, widziałem wszystko. Ale w pewnym momencie, coś mi nie pasowało... Mój oddech zaczął stawać się urwany i niespokojny. Coraz trudniej było mi go złapać. Jednak ja, mimo tego, płynąłem dalej. Nie wiem, kto postąpiłby tak idiotycznie jak ja, ale to coś mnie przyciągało... Błagało o zainteresowanie... Błagało o pomoc...
   Nagle coś zobaczyłem. Martwe ciało. Dziewczyna, mająca długie włosy, przysłaniające jej twarz. Ubrana była w białą, śliczną sukienkę... Wyglądała pięknie, chciałem jej dotknąć... Podpłynąłem do niej, najbliżej jak mogłem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, zostałem zmuszony do wzięcia głębokiego oddechu i przytrzymaniu go. Miałem wyciągniętą rękę ku dziewczynie i tak bardzo pragnąłem dotknąć jej włosów, jej policzka... Ostatnimi siłami próbowałem to zrobić, gdy w moim umyśle, rozbrzmiał strasznie głęboki, mądry głos:
     - Percy, nie rób tego. Przez to, klątwa spadnie na ciebie i już nie uda ci się wypełnić misji.
   Posłuchałem się go. Odpłynąłem z wyraźną niechęcią i nagle zacząłem się kołotać.

,,I don't wanna die
I don't wanna die
No, I don't wanna die - so you're gonna have to"

   W głowie słyszałem cały czas te kilkanaście słów. Stawały się coraz głośniejsze i głośniejsze. Krzyczałem pod wodą, starałem się nią uleczyć. Nie dałem rady.

,,Blood is getting hotter
Body's getting colder" 

    Błagałem o pomoc, modliłem się. Nie mogąc oddychać, opadałem powoli na dno. Moje siły znikały, lecz ja się nie poddawałem. Nigdy tego nie zrobię. 

,,I Told you once
I'm the only one who holds you" *


   W pewnym momencie, myślałem, że nie uda mi się. Zwątpiłem w siebie i zacząłem tego żałować. Obok mnie zaczęły pojawiać się dziesiątki strasznych twarzy, zabitych dziewczyn. Ich wyłupiaste oczy, pozrywana skóra z wielu miejsc... Myślałem, że zwymiotuję, lecz byłem zbyt zdesperowany wydostaniem się na powierzchnie. Miałem tam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
   Może ten tekst miał jakieś znaczenie? W sumie... ,,Nie, nie chcę umierać, więc ty będziesz musiał", brzmi całkiem prawdopodobnie do zaistniałej sytuacji. Ja nie chcę umierać, lecz wychodzi na to, że muszę. Przestałem o czymkolwiek myśleć. O śmierci, o niebezpieczeństwie. Skupiłem się na tekście, który zaczął jak na mój gust, tworzyć jako taką przepowiednie. Zacząłem płynąć ku górze, widziałem słońce przez tafle wody. Do moich oczy zaczęły napływać łzy, niewidoczne. Po raz pierwszy, od kilku lat, popłakałem się.
   Głosy przestały mi przeszkadzać, stały się czymś miłym dla ucha. Utworzyły się w króciutką piosenkę, Próbowałem znów złapać oddech, lecz na marne. Jeszcze nie czas. Płynąłem ku górze dalej, mając najważniejsze - nadzieję. Chciałem się tylko wydostać z tej pieprzonej wody!
   Jeszcze dwa ruchy rękami i byłem na powierzchni. Sił zaczęło mi brakować, serce biło jak oszalałe.      - Jeszcze trochę synu, a wszystko się ułoży.
     - Wszystko? - spytałem w myślach.
     - Powiedzmy. - odparł.
   Zacisnąłem usta w wąską linie i wykorzystałem resztki siły. Wynurzyłem się i wziąłem szybki oddech. Usłyszałem krzyki, coś czego nienawidziłem. Teraz, przestało mnie obchodzić. Otrząsnąłem głowę z wody i przekląłem cicho. Moje pierwsze, duże zwycięstwo z tym cholerstwem. Teraz już wiem, co to było. 
To nic, ciemność, pustka. A to dopiero jedna z pierwszych jej zagadek i pułapek.
Wyszedłem z wody i podszedłem do jednej osoby. Spojrzałem w jej przerażone oczy i rzekłem:
     - Nic mi nie jest.
   Pokiwała głową nieśmiało i zerknęła na drugą osobę, stojącą obok.
     - Percy, dobrze się czujesz? - spytał Will.
   Zastanowiłem się nad odpowiedzią, a chwilę później uśmiechnąłem szeroko, przypominając psychopatę. 
     - Nigdy nie czułem się lepiej. - odpowiedziałem. - I don't wanna die... - zanuciłem.
   Will złapał moje ramię i kazał popatrzeć w swoje oczy. Coś tam szepnął, lecz nic nie słyszałem. Kiwałem głową jak najęty i nie kontaktowałem ze światem. Wokół mnie zebrała się całkiem spora grupka ludzi, chcąca zobaczyć mój upadek. Zemdlałem.

***

Krew staje się gorętsza, ciało zimniejsze...

   Ocknąłem się w szpitalu. Byłem podłączony do jakichś urządzeń, które głośno pikały. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, miałem wrażenie, że zaraz eksploduje. Nie słyszałem już tych dziwnych wersów w swoim umyśle, co uznałem za świetną wiadomość. Wcześniej nie uświadomiłem sobie, iż one strasznie dekoncentrują i nie pozwalają racjonalnie myśleć. Potrząsnąłem głową, starając się odpędzić złe myśli i rozejrzałem się po otoczeniu. Kilka kwiatków porozstawianych po kątach, białe zasłony, białe kafelki, białe ściany. Na nich jeden obraz jakiegoś owocka, którego chętnie bym zjadł. Wszystko białe prócz mych włosów i ubrań.
   Usiadłem bezproblemowo i złapałem się za tył głowy. Tam bolała mnie najmocniej, sam nie wiem dlaczego i od czego. Oparłem się o oparcie i dotknąłem zimnej ściany. Poczułem kojące uczucie, westchnąłem cicho i zamknąłem oczy. Ta... nie było gorszej rzeczy, którą mógłbym wtedy zrobić. Widok tamten martwej dziewczyny z początku wydawał się być intrygujący, lecz po dokładnym obejrzeniu jej twarzy... Była, ładnie mówiąc, zgniła i brzydka. Wzdrygnąłem się przez wyobrażenie sobie jej w stroju kąpielowym i wziąłem szklankę z wodą, leżącą na małym stoliku koło łóżka. Pomyślałem o czymś innym i sam sprawdziłem swoje ciśnienie. Wynosiło tylko... Pfff, 150/80mm Hg. Tylko o trzydzieści wyższe u zdrowego człowieka. Korzystając z chwili samotności, uśmiechnąłem się lekko i popatrzyłem chwilę w sufit.
   Spodziewałem się zwykłego, białego sufitu, a nie kurwa twarzy tej dziewczyny! Czy ona jest jak Krwawa Mery i będzie mnie prześladować? Chociaż nie, Krwawa Mery by mnie od razu do lustra zaciągnęła albo wydłubała mi oczy... Jebane fetysze. Prychnąłem cicho i postanowiłem chwilę zaczekać. W końcu ktoś tu musi przyjść i sprawdzić czy żyję.
   Po trzech minutach doczekałem się. Do pokoju wkroczył szybkim kokiem Will, a na mój widok odetchnął z ulgą. Ha, już chciałem rzucić jakąś ciętą ripostą, ale teraz postanowiłem mu odpuścić. W końcu chłop się mną zainteresował,
     - Jak dobrze, że żyjesz... - westchnął.
   Spojrzałem na niego rozbawiony z iście szatańskim uśmiechem na tarzy.
     - Też bym za tobą tęsknił. - odparłem i zaczekałem aż do mnie podejdzie.
   Pokręcił zrezygnowany głową i zawołał kogoś. Po niedługim czasie, do naszej rozmowy przyłączył się Danny.
     - Co jest? - spytał.
   Był wysokim, chudym i blondwłosym chłopakiem. Z daleka można było go pomylić z Willem, odważyłbym się stwierdzić, iż są prawdziwymi bliźniakami. Will szepnął mu coś do ucha, a potem wyszedł, zostawiając mnie ze swoim bratem.
     - Możesz wstać? - spytał
   Postanowiłem być dla niego miły, ponieważ to nie jego wina, że jego brat to idiota. Kiwnąłem głową i na dowód, wstałem. Stałem obok łóżka, ubrany w swoje stare cichy.
     - Głowa mocno cię boli, czy już nie podawać ambrozji? - dopytywał.
   Odparłem coś, że ból nie ustępuje i wyciągnął z kieszeni lekarstwo. Było w postaci batonika, więc szybko ugryzłem kawałek i rozkoszowałem się pysznym smakiem. Powróciłem na chwilę do czasów dzieciństwa i uśmiechnąłem się lekko. Oddałem właścicielowi jego pokarm, a sam zacząłem kierować się ku wyjścia.
     - Do widzenia. - pożegnałem się, jednak przystanąłem na chwilę przy progu drzwi. - Jeszcze jedno, przekaż bratu, że on nigdy nie będzie jego. Będzie wiedział o co chodzi.
   Z uniesionym podbródkiem i znakomitym humorem opuściłem szpital i udałem się do domku numer trzy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Yuhu! Rozdział musi być pisany o tak późnej porze, bo co XD Bo ja :3
Zaraz się zabieram za One - Shot'a :3 Jarom się :3 Nowy szablon może się pojawić już w przyszłym tygodniu! Ja sama czekam na niego zniecierpliwiona :3
Co do rozdziału... nie dość, że pisany o późnych porach to jeszcze przy Hollywood Undead - I don't wanna die (<3) Dlatego takie dziwne rzeczy się tu pojawiły XD Dobra, lecę pisać :3
Baaaj!

* I don't wanna die,
I don't wanna die,
No, I don't wanna die - so you're gonna have to.

Blood is getting hotter, 
Body's getting colder,
Told you once,
I'm the only one who holds her <--- Piosenka Hollywood Undead - I don't wanna die
Na potrzebę opowiadania, zmieniłam jedno słowo :3
Polecam piosenkę, tak przy okazji XD


czwartek, 18 czerwca 2015

10 TYSIĘCY!!!

YEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHH!
FENK YOU WERY MACZ! FENK YOU WERY MACZ! *nie pamiętam tekstu ;__;*

^-^ Myślę sobie, kurczę, jeszcze mam trochę czasu na napisanie specjalu, a tu nie... Nie, no musieliście to tak szybko nabić xD
Nie dość, że dziś są urodziny mojej psiuni ^-^ To jeszcze taka niespodzianka :333

(Moja psiunia jak była mała. Ta po lewej <3)

Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, niedługo na blogu pojawi się nowy szablon <3 Ale nie wiem, kiedy to będzie, ale kiedyś na pewno :3 :3

Chcę podziękować wszystkim z osobna :3
Dziękuję Annabeth Caffrey za mega, mega pozytywne komentarze <3
Dziękuję Alex diAngelo za mega motywację i chwalenie moich prac <3
Dziękuję Anonimowi - Wiernej Fance - Mam nadzieję, że nadal czytasz moje wypociny <3 [Jesteś przykładem, iż można komentować z Anonima <3]
Dziękuję Lifiyath za bycie moją pierwszą czytelniczką! To dzięki tobie się rozwinęłam <3
Dziękuję Terra Tartar Tari Nova za chwalenie mnie <3
Dziękuję Sylka Popenda - za zajebiste komentarze xD Mam nadzieję, że nadal to czytasz! <3
Dziękuję Lady Darkness za megga motywujące komentarze i za zrozumienie mojej choroby psychicznej XD <3
Dziękuję xRademeness Też mam nadzieję, że czytasz XD Napisałaś wcześniej, że to robisz, ale komentować ci się nie chce, soooł... Zrób to dla mnie, proszę xD <3
Dziękuję Tea_Corrow za jeden, krótki komentarz, w którym przekazałaś mi wiarę w siebie <3
Dziękuję Raven di Angelo za początki :3 Również mam nadzieję, że to czytasz xD <3
Dziękuję Królowa Śniegu za to, iż się poznałyśmy przez przypadek i spodobał ci się mój blog <3
Dziękuję Demetria Books za dwa krótkie, ale śmieszne komentarze XD <3
Dziękuję Shadow Girl za początki <3
Dziękuję GamePlay 07, który tylko raz u mnie coś skomentował, ale jednak to zrobił/a (nie wiem jaka płeć, so sory XD Masz siebie na czerwono, żeby nie było XD)
Dziękuję Elizabeth Carter, która długo czytała mojego bloga, a teraz nie wiem, co się z nią stało O.O <3
Dziękuję Ira Noir, za jeden, krótki komentarz, a je zawsze cenię <3
Dziękuję Alicja the Killer za jestestwo :3 <3
Dziękuję Anonimowi, który właśnie komentuje moje opowiadanie! <3 Mam nadzieję, że to też skomentujesz i nadasz sobie jakąś nazwę, bym mogła wiedzieć, do kogo mam się zwracać xD [Dzięki za wytknięcie błędów, zaraz je poprawie! :3]
Dziękuję WAM WSZYSTKIM <3

Mam nadzieję, że blog osiągnie też 15 000 wyświetleń... Może za rok 20 000...
Ale na razie starczy mi was tyle <3

Napiszę jeszcze parę spraw, skoro jest to dodatkowy post :3

O ankiecie :3 Przybyło parę głosów <3 [Psst. 29 głosów teraz jest :3]
Głosy:
Genialny *-* - 25 osób <3
Super :D - 2 osoby <3
Jest dobrze :) - 0 osób :3
Poniżej średniej :( - 1 osoba :(((
Weź to zamknij!!! -.- - 1 osoba :((((((

Dziękuję za każdy oddany głos! Jeśli tego nie zrobiłaś/eś, zachęcam do zrobienia tego :3

Rozdział 9 piszę, ale jutro mam wizytę USG kolan (pozdrawiam chore kolana i torbiela pod kolanem, w prawej nodze ;-;]

Specjala też zaczęłam pisać i mam ogólny zarys fabuły... Będzie dość długi :3 I inny :3 Mam nadzieję, że zaczekacie <3 Mam nadzieję, że każdy go skomentuje, gdyż jest dla mnie ważny <3 Ten post też możecie skomentować, żebym wiedziała, że jesteście i Nico was nie porwał (chociaż pewnie tego chcecie xD)

Może niedługo wymyślę jakiegoś One - Shot'a z morzem i plażą, bo niedługo jadę do Grecji na kolonie... :3

[I'm waking up, I feel it in my bones... Słuchać własnej playlisty XD] 

Jeszcze co chciałam zrobić... Hmmm... Zarazić was chorobą psychiczną się chyba nie da... To tego potrzebny jest Łan Szot #4 [Ps. On się pojawi kiedyś xD Będzie dalsza część XD]

[I'm radioactive... Radioactive...]

Chciałam tylko jeszcze polecić wam pewne blogi :3

[We are the warriors and build this town! From dust...] 

Obóz herosów
Solangelo - Tu autem dominator vitae
Czas zemsty - Percy i Nico
Dramione - Krok po kroku
Wielka Czwórka
The Chronicles of My Life
Akcja: Wieloświat

I to tyle :3 Jeszcze raz zapraszam do komentowania, pokazywania (hihihihi XD Za dużo ,,ZDupy") tego bloga innym przyjaciołom/znajomym jarający się Percico :3 [Kurwa, to zdanie nie ma sensu, ale ciii XD] To zobaczenia!
Hajsownicy górą! Wąsacze Izaka też! Jebać Fubu! Kocham tego kota patrz... [Nitro :3]! Yachu! Blow! Disowskyy! I wieeeele innych :3


(To był taki fajny moment xD Nie patrzcie na 3 bloga xD)


(<3 <3 <3)





(Przyznać się... Kto z Bangladeszu? XD)


Baaaaj! :3

niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 8 *-*

Sen


          * Nico di Angelo *

   Leżałem w łóżku jakąś godzinę, zanim nie usłyszałem głośnego pukania w drzwi. Z początku, starałem się zignorować ten dudniący dźwięk, ale gość nadal nie odpuszczał. Skapitulowałem po pięciu minutach pukania i niosąc kołdrę na ramionach, podszedłem do drzwi. Uchyliłem je i od razu dobiegł do mych uszu krzyk Willa.
     - Nico! Do jasnej cholery, wszystko z tobą okey?! - wszedł do domku, zamykając za sobą kulturalnie drzwi.
   Obejrzał mnie od góry do dołu i sprawdził, czy nie mam gorączki.
     - Powinieneś być w klinice, na obserwacji - wyjaśnił, wzdychając z ulgą. - Boże, tak się martwiłem! Dopiero jakieś dziesięć minut temu Percy raczył mi powiedzieć, gdzie cię zabrał. Nico? - spytał, spoglądając w me ślepia.
   Popatrzyłem na niego zmęczonymi oraz zapłakanymi oczami. Stanął jak wryty i (najprawdopodobniej) z przerażenia, otworzył buzie i nie mógł wydukać ani słowa.
     - Will? - zdołałem wychrypieć.
   Syn Apolla kiwnął lekko głową, a ja głośno przełknąłem ślinę.
     - Mógłbyś... nie wspominać o Percy'm? - spytałem i popatrzyłem na niego błagalnie.
     - Jasne - zgodził się po paru sekundach. - Chodź, musisz odpocząć - rozkazał i zaczął prowadzić mnie do pokoju.
   Gdy do niego dotarliśmy, usiadłem na brzegu łóżka i ściągnąłem z siebie kołdrę. Rozłożyłem ją równomiernie po pościeli i przetarłem zmęczone oczy. Nie płakałem już, lecz spowodowane to było brakiem jakichkolwiek płynów w moim ciele. Zresztą, już dosyć płakania. Czas udowodnić Percy'emu, że jestem silny i nie potrzebuję go.
     - Za ile dni wyjeżdżamy? - spytałem nagle, następnie ziewając.
   Nie potrzebuje snu. Nie, wcale nie, pomyślałem sarkastycznie.
     - Cały czas to się przekłada, ale myślę, że za dwa dni. Pan. P musi poćwiczyć oraz my mamy otrzymać przepowiednie i po prostu przygotować się do wyjazdu. - wyjaśnił cierpliwie, przez większość czasu patrząc mi w oczy.
   Czułem się niekomfortowo, ponieważ wiedziałem w jakim byłem stanie i jak strasznie wyglądałem. I bez podkrążonych oczu wyglądałem jak trup, a teraz... Schowałem twarz w dłonie i zamknąłem ślepia.
     - Nie musisz tu ze mną siedzieć - oznajmiłem Willowi.
Zrozumiał mój bełkot, ale zamiast stąd wyjść, usiadł obok mnie i otoczył ramieniem. Położyłem mu głowę na obojczyku i odprężyłem się.
     - Nie muszę, ale nie zostawię cię w takiej sytuacji. Nigdy cię nie zostawię. Obietnica lekarza. - zapewnił, a ja po raz pierwszy od kilku godzin, uśmiechnąłem się.
   Uniosłem głowę do góry i popatrzyłem mu w oczy. Były zdecydowane, więc nie miałem wątpliwości, co do jego przysięgi. Kąciki ust znów mi się uniosły, tym razem zauważył to też Will. On powtórzył mój ruch dokładnie w tym momencie, kiedy zasnąłem.

***

   Biegnę nie wiadomo po co, nie wiadomo gdzie. Znajduję się na polu, a przy mojej lewej nodze biegnie pies rasy Golden Retriever. Prowadzi mnie donikąd, choć mam wrażenie, że to ja wyznaczam tutaj trasę. Wędruje ścieżką wśród zbóż, starając się poza nią nie wychodzić. Nigdy nie wiadomo, co się tam może czyhać. Skręcam w rozmaite ścieżki, podejmując szybkie decyzje. Nie ma tu czasu na zastanowienie, trzeba po prostu działać. Nie wiem, czy moje założenia są słuszne, ale trwam w tym miejscu coś około dziesięciu minut. Pies nie odstępuje mnie na krok i zdaję pomagać w trudnych wyborach. W głowie słyszę czasem jego podpowiedzi i pochwały za dobrze podjętą decyzję. Łapie głęboki wdech i biegnę dalej.
   Nagle coś się zmienia. Dostrzegam w oddali małe jeziorko, a przy nim zawalone drzewa. Aby się dostać na drugą stronę, muszę przez nie przejść. Przyśpieszam trochę, obmyślając plan działania. Dobiegam na miejsce w ciągu minuty. Jestem strasznie zmęczony, ale nie mogę się poddać. Wchodzę na pień drzewa i idę wzdłuż niego. Ręce ułożone mam w taki sposób, ze całe moje ciało przypomina literę ,,T", co pozwala mi zachować równowagę. Zostaje zmuszony przeskoczyć na drugą kłodę, o też czynie. Prawie wpadam do wody, lecz w ostatniej chwili łapię się mocnej gałęzi. Podciągam się i ruszam dalej.
   Powtarzam wcześniejsze czynności jeszcze dwa razy, kiedy coś się dzieję. Czuję, jak grunt pod nogami zanika, a ja zostaję bezbronny. Skaczę, łapiąc się gałęzi i wisząc nad wodą. Udaje mi się wytrzymać w tej pozycji następne trzy minuty, a następnie z głośnym odgłosem wpadam do wody. 
   To jest moja słabość. Od razu próbuję wypłynąć na powierzchnię. Wierzgam nogami i rękami, powoli wpadając w panikę. Tlenu mam coraz mniej i czuję swoją śmierć. Przybliżam się do tafli wody i nie mogę się wydostać. Glony i inne rośliny blokują mi przejście, przez co śmierć nadchodzi do mnie wielkimi krokami. Próbuję nadal walczyć, lecz, nie mam siły. Zamykam oczy, oraz poddaje się. Moje zimne ciało opada na dno i staję się częścią tego jeziora. Moja dusza odchodzi do Hadesu, zastanawiając się, jaki spotka ją los. 

   Gdy nagle, coś do niej podpływa. Z jego ręki wypływają żółte macki przywracające mnie do życia. Ten ktoś oddycha pod wodą i doskonale pływa, ale umie także leczyć i ożywiać innych. Nie wiem kto to jest, ale cieszę się, że mi pomaga. Wyciąga mnie na drugi brzeg jeziora, czyli mojego zamierzonego celu. Czeka tam na mnie moja rodzina. Szczęśliwa rodzina. Uśmiecham się i idę w ich kierunku, jednak mój zbawiciel trzyma mnie za rękę i każe popatrzeć w swoje oczy. Są zielonomorskio - niebieskie. Przytulam go, a następnie całuje. Ten impuls sprawia, że moje siły powracają i jestem szczęśliwy. Idę do swojej rodziny z uśmiechem na ustach.


***

   Obudziłem się z dziwnym uczuciem. Nie wiedziałem, czy powinienem się cieszyć z obrotu spraw w śnie, czy może być smutnym. Przecież, prawie się utopiłem, a uratował mnie chłopak, którego później pocałowałem. Nadal czułem to uczucie, kiedy nie mogłem wziąć oddechu i kiedy uchodziło ze mnie życie. Pokręciłem głową i usiadłem.
   Nie było nikogo w moim pokoju, co uznawałem za dobrą wiadomość. Lubiłem Willa, ale chciałem teraz pobyć trochę w samotności. Koniec z miłym diAngelo. Wrócił samotny i mało mówiący Nic. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam wszystkich bardzo serdecznie :D A w szczególności: Królowa Śniegu  C: Cieszę się, że wszyscy jesteście! Cieszę się, że komentujecie! Cieszę się, że niedługo stuknie mi 10 000 wyświetleń :3 Jesteście boscy! Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, a tak na marginesie, to sen, który tu zapisałam, jest moim snem xD Śni mi się od 5 dni, ale kończy się w momencie topienia ;-;
Super, nieprawdaż? Dobra, do napisania NIEBAWEM :3
Niedługo będzie kolejny rozdział z perspektywy Percy'ego ^^ Ciekawe co mu siedzi w głowie. 
Baaaj i zapraszam do komentowania :3 Może wtedy rozdział nadejdzie szybciej :3

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 7 2/2 *-*

Poszukiwania


          * Nico di Angelo *

   Mijałem drzewa z prędkością światła, uciekając przed harpią. Chwile sobie odpoczywałem i od razu musiał mnie wytropić jakiś potwór. Nie miałem siły by zamienić się w cień, więc pozostało mi uciekanie. Zganiłem się w duchu, za nie honorowe zachowanie i przystanąłem. Wziąłem miecz do ręki i czekałem na napastnika. Byłem już strasznie zmęczony, ale powinienem dać radę. Gdy tylko potwór przyleciał, zaczęła się walka. Nie muszę chyba jej opisywać - nic ciekawego się nie wydarzyło. Pokonałem przeciwnika w parę minut, a sam zostałem tylko raz drapnięty w ramię. Krew trochę poleciała, ale nic poważnego się nie stało.
   Następne pięć minut poświęciłem na kolejny odpoczynek i nad zastanowieniem się nad całą tą sprawą. A jeżeli Will już nie żyje i szukam go... bezsensownie? Bezcelowo? Może lepiej pogodzić się z jego śmiercią bez dowodów niż znaleźć jego martwe, zimne ciało... Wzdrygnąłem się. Jak ja mogłem pomyśleć o czymś takim?! Przecież Will żyje, nie jest miękkim chujem robionym!
   Kolejny raz wstałem, zrobiłem te same rzeczy, ale po Willu nie zostało ani śladu. Zupełnie, jakby wsiąkł z Matkę Gaję, co nie było najlepszym pomysłem, zwłaszcza po bitwie z nią. Ze względu na to, że była jakaś wczesna godzina (obstawiam szóstą), niedługo będę musiał wrócić do Obozu. Ale najpierw Will. Muszę go znaleźć.
   Poszukałem kolejną godzinę i nic. Kompletnie. Dlaczego?! Zacząłem kierować się w stronę Obozu w formie cienia, by być tak jak najwcześniej. Kiedy wyczułem coś. Nie było to miłe, ani materialne. Posiadało w sobie wszystkie złe emocje, nękające mnie przez większość mojego życia. To była właśnie pustka. Złapała mnie, nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy. Nawet, gdy byłem cieniem, potrafiła mnie dorwać. A ja nic nie potrafiłem na to poradzić.
   Starałem się wyrwać, uciec. Zmieniłem się w człowieka, by jakoś z tym walczyć, ale jak walczyć z... cieniem? Czarną mgłą? Zacząłem więc bieg. A przynajmniej chciałem go rozpocząć. To coś, złapało mnie za kostkę i przyciągało do siebie. Czułem się coraz słabszy, miałem ochotę znów się poddać. Gdy stało się tak, że leżałem na trawie i trzymałem mocno, kępkę trawy, krzyknąłem. Był to krzyk na tyle głośny, iż wszyscy powinni go byli usłyszeć. Może nawet dotarł do Obozu, nie wiem. W sumie, nie znajdowałem się od niego aż tak daleko, więc to nawet prawdopodobne.
   Udało mi się przez minutę utrzymać w tej pozycji. Było ciężko, moje knykcie były całkowicie białe, paznokcie czarne od gleby. Z oczu nie ciekły mi łzy, gdyż już dawno pogodziłem się ze śmiercią. Może nawet jej pragnąłem.
   Kiedy miałem puścić to zielsko, usłyszałem go. Ten donośny krzyk, który czasem skierowany był w moją stronę niewłaściwie. Ale jednak był. Dopiero wtedy, z oczu wypłynęła samotna, szczęśliwa łza.
     - Nico! Zamień się natychmiast w cień! - krzyknął.
   Posłuchałem się go. Mogłem mu ufać bardziej niż sobie. Ostatnimi siłami wykonałem jego polecenie. Wtedy macki trzymały część mojego cienia i chciały się z nim połączyć. Znów zaczęła się zacięta rywalizacja. Will dobiegł do nas i wydarzyło się coś dziwnego.
   Chłopak rozbłysnął złotym światłem i otoczył mnie nim. Dostałem dużo energii, której nie mogłem nie wykorzystać. Wyrwałem się dziwnemu stworowi, a następnie zamieniłem w człowieka. Przybliżywszy się do Willa, poczułem się bezpieczny. On nadal dziwnie się świecił i odstraszał tego niematerialnego potwora. Zamknąłem oczy, by choć na chwilę zapomnieć o wszystkim. I to był zły wybór.
   Natychmiast odpłynąłem, od nadmiaru sił i szczęścia w smutnej duszy.

***

     - Halo? Nico, pora wstawać... - budził mnie słodki głos. 
   Przełknąłem ślinę i odwróciłem się na drugi bok. Czułem się dziwnie wyspany, wypoczęty i gotowy do działania. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem takiego uczucia.
     - Jeszcze pięć minut - mruknąłem.
   Postać obok mnie, chyba zaczynała się niecierpliwić. Jednak, to nie przeszkadzało jej, w kontynuowaniu rozmowy.
     - Naprawdę nie chcesz ze mną porozmawiać? Z Synem Posejdona? Mam ci coś do wyjaśnienia... - zaczął Percy.
   Natychmiast otworzyłem oczy i uniosłem się do pozycji siedzącej. Byłem, o dziwno, w swoim domku, w swoim łóżku. Dobrze, i tak nie lubiłem szpitali, przeszło mi przez myśl.
   Spojrzałem w zielonomorskie tęczówki Percy'ego, uświadamiając sobie, ile to ja przez niego cierpiałem. Jednocześnie chciałem być z nim blisko, a jednocześnie bałem się tego. Chciałem, ale się bałem. 
     - O czym chcesz porozmawiać? - rzuciłem beznamiętnym tonem, jak miał to w zwyczaju mój rozmówca.
   Popatrzył na mnie, oczami zbitego szczeniaka. Opierał głowę i kolana i miał ją przechyloną na prawą stronę. Wydawało mi się, czy te cienie pod powiekami były wcześniej?
     - Nie domyślasz się. Myśl di Angelo, myśl Aniele. - odparł wymijająco.
   Chwila, czy on mnie właśnie skomplementował? Okey, zostawię to pytanie bez odpowiedzi. 
     - Domyślam się, jednak chcę to usłyszeć Twoim słodkim głosem. - wyjaśniłem.
   Kąciki jego ust lekko uniosły się ku górze, jednak trwało to tylko milisekundę. Powrócił do  beznamiętnego wyrazy twarzy.
     - Nie mogę nic innego ci powiedzieć, jak solidne i głośne przepraszam. Przeczytałem ten dziennik - pokazał mi moją własność. - i chciałem cię o kilku sprawach poinformować. Nigdy mnie nie zawiodłeś. Nigdy cię znielubiłem. Nigdy nie przestałem cię kochać. Jeśli jeszcze raz, usłyszę, że chcesz się zabić, będę za tobą chodził krok w krok. Jasne? - spytał pod koniec.
   Pokiwałem twierdząco głową, a następnie schowałem ją w dłoniach. Czemu ostatnio aż tak dużo płaczę? Czemu stałem się tak wrażliwym chłopakiem? Nie, nie powinienem był tego robić. Jedna łza znów skapnęła mi po policzku, a resztę udawało mi się utrzymać pod powiekami.
     - Teraz ja ci coś wyjaśnię, Jackson. - zacząłem twardo, lecz bardzo się bałem. - Wszystkie te rzeczy zrobiłem i to nie raz. Tak jak ty, nigdy nie przestałem i nie przestanę cię kochać. Ale po tym co mi zrobiłeś... - zawiesiłem głos. Doskonale wiedziałem przecież o jego zdradzie. - Byłem wykończony. Wszystkie emocje, które dusiłem w sobie, wyszły na wierzch. Ja chciałem mieć cię tylko dla siebie. - powiedziałem zniekształconym głosem od płaczu. Głupi ja. - Ale, jeśli wolisz inną - idź do niej. Ale nie rób mi złudnych nadziei, błagam. - wytłumaczyłem.
   Postarałem się zerknąć na niego, lecz to zbyt bolało. Byłem gotowy wybaczyć mu zdradę. Dałem mu szansę. Nie każdy postąpiłby tak jak ja.
   Gdy już myślałem, że mnie przytuli, on tylko podszedł do drzwi.
     - Przepraszam Nico, tak będzie lepiej. - odparł zimnym tonem, choć czułem w głębi duszy, że po jego policzkach również spływają łzy. - Zbyt cię ranię i krzywdzę, ja nie umiem inaczej. Przepraszam... - wyszeptał i zniknął.
   Wraz z nim, cała moja nadzieja na lepsze jutro.
   Wydałem z siebie zduszony krzyk i uderzyłem rękoma o boki łóżka. On mnie zostawił! Zostałem sam... kompletnie sam... Zresztą, co mu się dziwić. Każdy to zrobi prędzej czy później. Schowałem się pod kołdrę i postanowiłem zostać tu do końca życia. Chuj mnie to obchodziło, że za trzydzieści dni może być jego koniec.
   Zapewne nadejdzie szybciej i boleśniej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I koniec. Z perspektywy Nica jeszcze jeden rozdział. Czuję się rozdarta, a sama to napisałam. Cóż, dziwne uczucie. 
Przepraszam za wszystko ;-; Nie wiem za co, ale przepraszam. Rozdział postaram się wrzucić już niedługo :3 Nie powiem wam, kiedy będzie Percico. Sama muszę się nad tym dokładnie zastanowić.
Okey, to do zobaczyska może za tydzień ^-^ Paaa, a w międzyczasie standardowo zapraszam na blogi:
Bezdusznicy
Ucieczka mą jedyną nadzieją