czwartek, 30 lipca 2015

15 TYSIĘCY!

HUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUURRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
<3 I lofff you <3 

Dzisiaj miał być zwykły dzień, miałam może sobie wyjść na deskę (deskorolka wczoraj kupiona <3 Już ją kocham xD), a tu KA BUM! Wow, nie spodziewałam się tego. Doszło mi, przez 39 dni 5000 wyświetleń. Czaicie? Bo ja nie xD Kurde, to tak się szybko potoczyło... 

Dobra, chciałabym dopisać do naszej ekipy następujące osoby:
Sajdi - kurde, dziewczyno XD Nic dodać, nic ująć. Ty też lubisz gadać, dajesz najdłuższe komenty *-* Cieszę się, że jesteś:3 
klaudie - O ile pamiętam, komentujesz też mój drugi blog *-* Dziękuję za jestestwo <3 
Hubi H&M - Fajnie, że się tu pojawiłeś :3 Jeden z niewielu chłopaków xD
Apollina Lyra Archspan - Skomentowałaś mi Jasico moja droga xD I to na dodatek szekszy, więc kongratulejszyns xD

I to chyba na tyle z osób komentujących, których przybyło od tamtego miesiąca <3
Dobra, standardowo poruszę temat ankiety, która znajduje się po prawej :3

Jest już 61 głosów! Kurwy, 61! Zaraz będzie 69 <3 *tańczy Makarene*
No co? Jestem gimbem, po wakacjach idę do drugiej gimbazjum
Głosów pozytywnych mam 58 <3 Dziękuję <3 Na negatywne prawie nie patrzę xD Tylko na krytykę zwracam uwagę!

A w drugiej ankiecie, założonej chyba z 4-5 dni temu już mam 7 głosów. Naprawdę, chcecie bloga Jasico? ;--; Zobaczę, co da się zrobić i wtedy dam odpowiedź. Jeżeli chcecie tego bloga, głosujcie na Tak *-*, a jak nie, to na Nie -.- (Woow, Patrycja, bo oni nie umieją głosować w ankiecie ;-;). A tak na serio, jeżeli naprawdę chcecie tego bloga, bedziecie musieli liczyć się z tym, że długo na niego poczekacie. Chcę napisać tak z 4 rozdziały w przód i po prostu dodawać, a na razie jestem w trakcie układania wydarzeń chronologicznie. Nawet nie wiecie, ile to czasu zajmuje ;--;

Niedługo napiszę Jercy, to chyba będzie luźniejszy One - Shocik :P Nie namówicie mnie na seksy, o nie! Percico też chcę szybko skończyć, więc niedługo pojawią się rozdziały :3

A teraz szybko zakończę notkę, bo idę na deske xD Paa <3







wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 14 *-*

Przemyślenia


          * Nico di Angelo *

     Zjedliśmy batony, które wcześniej zakupiliśmy z Percy'm. Zjedliśmy je w ekspresowym tempie, każdy rozmyślając nad dalszą częścią myśli. W końcu, najmądrzejszy z nas się odezwał;
   - Dobry ten baton. - powiedział Percy.
     Przewróciłem oczami i dokończyłem swoją porcję. Papierek zwinąłem w kulkę i wyrzuciłem gdzieś w trawę. Raz się żyje.
     Wstałem i postanowiłem rozejrzeć się po okolicy. Wszędzie była trawa, nie było ludzi. Cóż, zostali wciągnięci w ciemność. Niebo było granatowe, jakby zaraz miała zacząć się ulewa. Drzewa były łyse, korzenie nadgryzione. Wszystko wyglądało fatalnie. Gdy odsunąłem się od Willa na odległość około trzech metrów, trawa zaczynała przybierać kolor czarny. Tak samo kwiatki, krzaki i inne roślinki. Jeszcze trochę, pomyślałem.
     Wróciłem do chłopaków, którzy nadal pogrążeni w ciszy, siedzieli i patrzyli się na czubki swoich butów.
   - Posłuchajcie... - zacząłem nieśmiało - Nasza misja znajduje się na dole Argentyny. Musimy się do niej jak najszybciej dostać. Proponuję najpierw przeteleportować się do samego środka Brazylii - Cachimbo. Później, do Paragwaju do Asuncion. Następnie do Argentyny do Rosario. A na samym końcu do Rio Grande, znajdującego się na dole tego samego państwa. Ja na razie muszę odpocząć, jestem totalnie wymęczony. Kiedy się obudzę, wyruszymy do Cachimbo. - oznajmiłem.
     Obydwoje pokiwali głowami. Widziałem, że także byli zmęczeni, ale jeszcze się trzymali. Wziąłem swoją kurtkę i położyłem się na niej. Po dosłownie kilku sekundach, zasnąłem.

   - Synu? - pyta jakiś głos.
     Odwracam się w jego stronę, nie widząc nic. Ciemność otacza mnie i nie czuję się w niej zbyt dobrze. Mam wrażenie, że nie mogę oddychać, lecz moja klatka piersiowa unosi się i opada. 
   - Tak? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
     Wiem, kto do mnie przemawia. Hades, mój... ojciec. Nie rozmawiałem z nim od czasu wojny z Gają. 
   - Mamy sporo czasu. - oznajmia. - Muszę ci coś powiedzieć. 
     Kiwam głową i czekam na tę wiadomość. 
   - Obudź się. Musisz spełnić wers przepowiedni. 

     W tej samej chwili obudziłem się i szybko przetarłem oczy. Will sobie smacznie spał, a Percy patrzył się na mnie. Uśmiechnął się lekko i pokazał ręką, bym do niego podszedł. Zrobiłem to, o co poprosił i stanąłem tuż przy nim.
   - Muszę ci coś pokazać. To bardzo ważne - oznajmił.
    Dałem się zaciągnąć do jakiegoś sklepu. Myślałem, że nikogo tam nie zobaczę, więc tylko możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem, iż na krześle za szybą siedzi jakaś pani.
   - Halo? - spytałem.
     Nie odpowiedziała. Percy przycisnął swój palec do ust i szepnął „Ciii”. Następnie wskazał na tabliczkę. Było tam: By mnie obudzić, znanego wam tekstu potrzebujecie. Powiedzcie wszystko płynnie i starannie, bo jestem przygłucha! 
     Nie wiedziałem, co to ma oznaczać. Ale Percy chyba wiedział.
   - I don't wanna die, I don't wanna die, No, I don' wanna do, so you're gonna have to. Blood is getting hotter, body's getting colder, I told you once, I'm the only one holds you.
     Staruszka wraz z wypowiadanymi słowami, budziła się. Gdy Percy wypowiedział ostatnie słowo, otworzyła oczy i uśmiechnęła się do nas.
   - Dzień dobry, dzieciaczki! - przywitała nas miło
     Przywitaliśmy się z nią, zmieszani. Zapewne Percy nie sądził, że powiedzenie kilkudziesięciu słów da jakieś rezultaty.
   - Skoro już mnie obudziliście, zasługujecie na prezencik... - wymamrotała, gdy schylała się po owy prezent.
     Popatrzyliśmy po sobie z Percy'm, całkowicie zdziwieni. Co tu się wyrabia? Może coś z przepowiedni. Mikstury potrzebujecie, znanego tekstu użyjecie. W sumie, to mogłoby być to. Tylko po co nam ta mikstura?
   - I proszę. - odezwała się siwowłosa. - Macie miksturkę dla dzieci Apolla.
     Rozszerzyły mi się oczy, a na twarzy zagościł uśmiech.
   - A co on powoduje? - zapytałem ucieszony.
     Pani popatrzyła na mnie i również uśmiechnęła się.
   - Sprawia, że jego moce są o wiele silniejsze niż zazwyczaj. Emanuje słońcem i chroni przez ciemnością. Czy coś w tym stylu. Proszę, może wam się przydać. - podała Percy'emu dość dużą fiolkę z żółtym płynem w środku.
     Pokiwałem głową w zamyśleniu. Na pewno nam się przyda, jest o niej mowa nawet w przepowiedni. Tylko kiedy trzeba ją wypić? Ehh... genialnie. Kiedy Percy już chciał wychodzić, staruszka zawołała mnie. Powiedziałem Percy'emu, żeby już ruszał, a sam podszedłem do szyby.
     Kiedy zostałem z kobietą sam na sam, uśmiech spełzł z jej twarzy, a zamiast tego pojawił się złowrogi grymas.
   - Jeżeli skrzywdzisz mojego wnuczka, Willa, to ci nogi z dupy powyrywam! - krzyknęła, dość rozwścieczona - On ma być szczęśliwy! Masz za niego życie oddać, jasne?! - pytała, na co ja szybko kiwałem głową. - A teraz, wynocha mi stąd! Wstrętne dzieci Hadesa, chcą zabić mojego Wilusia... - zaczęła mamrotać pod nosem.
     Jak najszybciej wyszedłem ze sklepu i chwiejnym krokiem skierowałem się w stronę obozowiska. Zobaczyłem dym, co oznaczało, że Percy rozpalił ognisko. W sumie, racja, była jakaś dwudziesta godzina i bez słońca było cholernie zimno. Postanowiłem chwilę pochodzić sobie po pustych uliczkach, by odreagować. Liczyłem się z tym, że natknę się na jakiegoś potwora.
     Czy ja przed chwilą miałem „zaszczyt” poznać babcię Will'a? Dlaczego była aż taka brzydka, kiedy jej wnuczek aż emanował pięknem. Miała pomarszczoną skórę, pieprzyk koło dolnej wargi, usta były szarawe, a oczy zwykłe, niebieskie. A Will? Totalne przeciwieństwa. Idealna skóra, bez pieprzyków, usta różowawe, oczy ślicznie niebieskie. Rozumiem, że starość nie radość i wygląda się trochę gorzej, ale bez przesady.
     Kopnąłem jakiś kamień i zastanowiłem się nad zachowaniem Syna Apolla. Łapał mnie za rękę, patrzył na mnie jakoś dziwnie uroczo... Nie, on się we mnie nie zakochał. To niemożliwe. On był stuprocentowym hetero, uwielbiał dziewczyny i cycki. Nie wiem, co faceci w nich widzą, ale dobra. Jestem gejem i chyba nie powinienem się wypowiadać na takie kontrowersyjne tematy.
     Schowałem ręce do kieszeni i wymacałem w jednej z nich książeczkę. Zmniejszała się, więc bez problemu mogłem wsadzić ją do kieszeni. Zastanawiałem się chwilę, kiedy będę mógł jej użyć, ale odpuściłem sobie ten temat. Na pewno, kiedy przyjdzie na to czas, będę wiedział. W zasadzie, zawsze tak jest w tych filmach, gdzie mają użyć czegoś w określonym momencie i niby przypadkiem, wiedzą dokładnie kiedy. Mam nadzieję, że i w moim przypadku tak będzie.
     Następna rzecz, o której pomyślałem, to był Percy. Okey, to dziwnie zabrzmiało. Ja go wcale nie traktuje jak przedmiot... To by było zachowanie nie godne takiego dżentelmena, jakim jestem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Dobra, chyba wiecie o co mi chodziło. Otóż, niby jest między nami wszystko okey, ale Will jakby wszystko próbuje popsuć. To dziwne. Poczułem się jak nastolatka, nie potrafiąca wybrać pomiędzy dwoma chłopakami.
     Ostatnią sprawą, o której chciałem pomyśleć, był Hades. Co on do cholery jasnej robił w moim śnie? I czemu tak szybko kazał mi się wybudzić? Powiedział, że mamy sporo czasu i kazał mi się obudzić. Fuck logic. Cóż, ważne jest to, że chociaż się ze mną skontaktował. Kochany tatuś.
     Po tych całych rozmyślaniach, postanowiłem cofnąć się do obozowiska. Przeszedłem kilka uliczek, obserwując otoczenie. Wszystko było w odcieniach szarości, prawie żadnych kolorów. Zupełnie inaczej niż w Obozie Herosów. Tam wszystko było kolorowe, każdy domek miał inny kolor, słońce świeciło... A tutaj? Tutaj jest strasznie. Nie wiem czemu, pomodliłem się do swojego ojca, o lepsze jutro.
     Może w końcu mnie wysłucha.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I kolejny rozdział! ~1200 słów, może ociupinkę mniej :/
Ale mam wam coś do przekazania. Dodałam ankietę (po prawej, na samym dole) w które pytam się was, czy czytalibyście mojego bloga o... Jasico! Ta sama historia, którą przedstawiłam w One - Shot'cie, ewentualnie parę rzeczy pozmienianych. I akcja toczyłaby się, kiedy Nico dopiero zostaje zmolestowany przez nauczyciela. Jeżeli chcecie, głosujcie. 
Mogę was jeszcze zachęcić, żebyście byli obserwatorami mojego bloga :3 Możecie się zalogować przez bloggera i gotowe! 
Dobra, to chyba tyle z nowin :3
Pozdrawiam wszystkich! Do napisania <3 

poniedziałek, 27 lipca 2015

Jak skutecznie popełnić samobójstwo?

Słowa kluczowe: Jak skutecznie się zabić? Jak skutecznie popełnić samobójstwo? Zabójstwo, samobójstwo, szybko, tabletki, żyletka, powieszenie, cięcie się, blizny, autodestrukcja, krew, życie.




Dzisiaj nie będzie wesoło. To inny post od wszystkich. Po dłuższym zastanowieniu, postanowiłam napisać tego posta. Ma on na celu ściągnięcia tu wszystkich ludzi, którzy chcą się zabić i odwiedzenia ich od tego pomysłu.

Posłuchaj, ty, który wszedłeś tutaj, bo wystukałeś w Google: „Jak skutecznie popełnić samobójstwo?” Czy „Jak skutecznie się zabić?". Nie jesteś sam. Są ludzie z problemami podobnymi do Twoich. Nie jesteś, nie byłeś i nie będziesz sam/a. Wiem, co czujesz. Pewnie kpisz sobie pod nosem, przecież nikt nie jest w stanie ci pomóc, nikt cię nie rozumie. Otóż, nie.

Sama zmagam się z dość ciężkim nałogiem. Samookaleczenie, to mój sposób a odstresowanie, ukaranie siebie. Niektórym to pomaga - jestem w tej części - niektórym nie. Jeżeli tobie to pomaga, to jednocześnie dobrze i źle. Jako iż miałam styczność z dość mądrą panią psycholog, dzięki której przez chwilę poczułam się naprawdę dobrze, mam dla ciebie informację.

Niszczysz siebie. Robieniem sobie blizn, wywołujesz autodestrukcję. Tak to się nazywa. Trzymasz problemy w SOBIE i wyżywasz się także na SOBIE. W tej chwili odłóż tę żyletkę i posłuchaj/poczytaj. Możesz w takiej sytuacji zrobić dużo rzeczy. Uderz w ścianę, łóżko, pluszaka, co tam chcesz. Wyjdź, pobiegać. Nawet nakrzycz na matkę, ojca, brata, siostrę, przyjaciółkę czy na kogo tam chcesz. Wszystko, tylko się nie tnij.

Może, żeby odciągnąć cię od Twojej sytuacji, poopowiadam ci o sobie. Byłam naprawdę szczęśliwą dziewczyną. Do czasu, kiedy moi rodzice się rozwiedli. Miałam tylko dziesięć lat. Wtedy nic nie rozumiałam. Myślałam, że nadal będę się spotykać z tatą, wszystko było względnie okey. Jakaś dziewczyna mnie polubiła, tylko, że... Kurde, to głupio zabrzmi. Molestowała mnie? Prawie gwałciła? Przez nią mam uraz, nawet się z nią całowałam. Zmuszała mnie, nie chciałam tego. Ale cóż, nie zmienię przeszłości.

Później poszłam do szkoły. Czwarta klasa. Było okey, poznałam kilka osób, polubiły mnie. Wszystko było dobrze do pierwszej gimnazjum. Zaczęłam w marcu chodzić ze swoim najlepszym przyjacielem (nadal z nim jestem). Ale wtedy zaczęła się przygoda z cięciem się. Zrobiłam to chyba już w tym roku. W marcu? Lutym? Coś takiego. Później, pod koniec marca, była kłótnia z moją najlepszą przyjaciółką. Nie byle jaka, bo zakończyłyśmy naszą przyjaźń. Byłam załamana. Płakałam codziennie, a kiedy widziałam ją z moim chłopakiem, płakałam po nocach, wmawiając sobie, że jestem od niej gorsza i on powinien być z nią. Ona przecież jest taka idealna... Wysportowana, śliczna, z poczuciem humoru. A ja? Jestem nikim. Tak sobie powtarzałam i czasem powtarzam.

Ostatni raz pocięłam się wczoraj. Dość mocno, ale nie o tym mowa. Była kłótnia, emocje. W skrócie mówiąc, teraz na lewym udzie mam kilkanaście szram, a jedna jest na tyle głęboka, że widzę mięśnie. Straszne, nie? A wyobraź sobie, że ja się z tą samą osobą, co się pokłóciłam, pogodziłam się tego samego dnia. I po co mi to było?

Doszyły do tego również problemy z moją wagą. Ważę około 40 kilogramów i chcę schudnąć, bo czuję się gruba. Nie akceptuje siebie.

Samookaleczenie jest ci po nic. Jeżeli masz problem, poradź się kogoś. Byle kogo. Nawet mnie, obiecuję, że zrozumiem i odpiszę.
E-mail: patrycja15685@o2.pl
Facebook: Patrycja Rożko

Tu masz kilka przydatnych numerów:
116 123 – Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym
22 425 98 48 – Telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
116 111 – Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
801 120 002 – Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
800 112 800 – „Telefon Nadziei” dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej

Rozpisałam się. Mam nadzieję, że dałam ci do myślenia.

Trzymaj się. Dasz sobie radę, wierzę w ciebie. Trzymam kciuki.

A do czytelników mego bloga, mogliście przynajmniej lepiej poznać moją przeszłość :)
Dziękuję wam za wszystko, wy dajecie mi siłę.
Do napisania, papaa :3

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 13 *-*

Rozmowa


          * Nico di Angelo *

     Przytulałem się jeszcze chwilę z Percy'm, nim dostrzegłem, że Will się wybudził. Chciałem jak najszybciej do niego podejść, w sumie to sam nie wiem czemu. Zmartwił mnie fakt, że zemdlał, uderzając wcześniej mocno głową w drzewo. Puściłem Syna Pana Mórz, mówiąc mu, że porozmawiamy później. Nie był zbyt zadowolonym takim rozwojem wypadku, ale nie miał nic do gadania.
     Podszedłem do swojego najlepszego przyjaciela i szturchnąłem go lekko w ramię. Otworzył oczy i popatrzył na mnie zmęczony. 
   - Jak się czujesz? - spytałem i odgarnąłem jego blond włosy z twarzy.
     Uśmiechnął się lekko i złapał moją dłoń.
   - Dobrze, ale mogło być lepiej. - uznał niezbyt optymistycznie. - Podasz mi może ambrozję?
     Pokiwałem twierdząco głową i wyciągnąłem z jednej z kieszeni kurtki (która tak betewu ogrzewała Will'a) jednego batonika. Podałem go Will'owi, a następnie pomogłem mu wstać. Wziął jednego, małego gryza i włożył resztę do kieszeni kurtki. Następnie uśmiechnął się do mnie lekko i mrugnął. Kąciki ust uniosły mi się do góry. To jego spojrzenie... Nie. Wstałem i podążyłem w stronę Percy'ego, by omówić z nim najważniejszy temat.
   - Gdzie teraz wyruszamy? - spytałem.
     Wolałem omówić ten temat z nim, niż dziwnie zachowującym się Will'em. Ostatnio był jakiś dziwny, zachowywał się wobec mnie nadmiernie uczuciowo. Udawałem, że wszystko było okey, żeby go nie martwić.
   - Nie mam pojęcia. Możemy pójść do sklepu po jakieś jedzenie, zjeść i dopiero wtedy zastanowić się, gdzie podróżujemy cieniem. - na spokojnie wyjaśnił mi swój plan.
     Pokiwałem twierdząco głową, zgadzając się z nim. Na głodniaka nie ma co wyruszać. Oznajmiłem Willowi, że idę wraz z Percy'm do sklepu, na co pokazał kciuka w górę i uśmiechnął się do mnie. Zdziwiony jego zachowaniem, również pokazałem kciuka w górę i ruszyłem ze swoim wspólnikiem.
     Gdy oddaliliśmy się wystarczająco daleko od miejsca biwaku, Percy zaczął rozmowę.
   - Myślisz, że Will podsłuchał naszą rozmowę? - spytał.
   - Tak. - odpowiedziałem stanowczo.
     Dostrzegłem cień psychopatycznego uśmiechu na jego twarzy, ale uznałem to za coś normalnego.
   - On myśli, że my jesteśmy razem, co nie? - zapytał.
   - Tak.
     Przybliżył się do mnie i objął mnie ramieniem.
   - Jedyna rzecz, jakiej się domyślił. - szepnął mi do ucha, na co się uśmiechnąłem.
     W sumie, to nie wiedziałem, czy jesteśmy razem. To skomplikowane. Jednakże ustaliliśmy, że jesteśmy gdzieś tak pośrodku. W sumie, to dobrze. Nawet bardzo. W razie czego, będzie mógł mnie bez skrupułów zabić, by ocalić własne życie.

***

     Kupiliśmy tylko niezbędne przedmioty. Wodę i jakieś batony energetyczne. Ja trzymałem cztery butelki małej wody w ręce, a Percy schował batony po kieszeniach. Kiedy byliśmy już blisko biwaku, usłyszałem kolejne pytanie
   - Czy wy myślicie, że wszystko pójdzie aż tak łatwo?
     W tej chwili coś skoczyło mi na plecy, pozbawiając równowagi. Harpia. Rzeczy, które trzymałem w ręce wypadły i uderzyła z łoskotem o ziemię. Poczułem krew na swych plecach. Kurwa, mamy przejebane. Szybko wyciągnąłem miecz i obróciłem się na brzuch, przecinając harpię wpół. Jednak, nadal żyła. Jackson miał na głowię własną harpię, więc nie mógł mi pomóc. Cóż, z nim czy bez niego, poradzę sobie. 
     Przybrałem pozycję bojową i zaczekałem, aż harpia sama zaatakuje. Wtedy najłatwiej byłoby jej wbić miecz w czarną dziurę. Kiedy usłyszałem, jak Percy ucieka na biwak, krzycząc, że idzie chronić Will'a, wkurzyłem się. Otoczyły nas. Zmieniłem się w cień i po prostu poleciałem za plecy harpii. Zmaterializowałem się za nią i jednym ruchem przeciąłem jej głowę. Zmieniła się w kupkę popiołu, a na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Oczyściłem twarz z resztek harpii i zmieniając się w cień, ruszyłem do swoich przyjaciół.
     Percy zawzięcie chronił Will'a, który co jakiś czas wystrzeliwał parę strzał w kierunku potworów. Było ich z dziesięć. Podfrunąłem do pierwszego i będąc w formie cienia, po prostu przybliżyłem się do jego twarzy i zacząłem go dusić. Harpia, zdezorientowana, potknęła się i poturlała z wzgórza, ale nie odpuściłem. Gdy zmieniła się w pył, powróciłem na górę i stałem się człowiekiem.
     Percy i Will zdążyli ubić dwie harpie. Jeszcze siedem. Stworzyłem z cienia kilka sztyletów i zacząłem nimi strzelać. Energii na razie miałem dość dużo, więc nie musiałem się oto martwić. Strzelałem przy swoich przyjaciołach, przypominając sobie wojnę z Kronosem. Stare, dobre czasy.
     Ubiłem razem z nimi kolejne dwie harpie. Percy powoli się męczył. Najwidoczniej za mało ćwiczył, choć zawzięcie upierał się, że jest w formie. Musiałem coś zrobić, żeby nas nie schwytały i zabiły. Odpowiedź była prosta. Kolejna podróż cieniem. Tylko, jak to zrobić, by harpie nie wskoczyły za nami do cienia? Trzeba było się od nich oddalić na dość sporą odległość. I chyba miałem pomysł, jak to zrobić. 
     Kazałem Willowi nadal strzelać, tak długo, aż nie ubije przynajmniej jednej harpii. Sam na szybko rzuciłem w jedną sztyletem, pozbawiając jej kawałka ręki. Ma się cela. Złapałem Percy'ego za rękę i pociągnąłem w drugą stronę, żeby jak najdalej oddalić się od harpii.
   - Masz jakiś pomysł? - spytał, dysząc Syn Posejdona.
   - Oczywiście, że tak. - powiedziałem zgodnie z prawdą.
   - Czy dzięki niemu zginę ja albo Will? 
     Zastanowiłem się chwilę nad prawdopodobieństwem takiego rozwoju wypadku.
   - Na czterdzieści procent nie zginiecie.
     Śmiech Percy'ego uspokoił mnie trochę. Ciekawe, czy on w ogóle rozumiał powagę sytuacji. Zapewne nie.
     Przebiegliśmy około kilometra, od miejsca walki. Wtedy, utworzyłem cień, który będzie mógł nas przenieść do Wenezueli. Nie wiem, czemu akurat to miasto. Jest położone na południe, więc może być. Kazałem Percy'emu tam wskoczyć, ale on stanowczo zaprzeczył.
   - Jeszcze coś ci się stanie! - krzyczał.
   - Nieprawda! Jackson, posłuchaj, mam te pieprzone dziewiętnaście lat i potrafię o siebie, kurwa zadbać! Wskakuj tam, niedługo będę.
   - Obiecujesz? - jego ton nagle złagodniał.
     Niepewnie pokiwałem głową. Percy przycisnął mnie mocno do siebie i złożył na mych ustach namiętny pocałunek. Czułem, jak się rozpływam, ale nie czas na pieszczoty. Gdy mnie puścił, od razu wskoczył do tunelu, a ja zostałem sam z misją.
     Zacząłem bieg. Tunel zabierał mi dość sporo energii, więc musiałem się pośpieszyć. Gdy byłem w odległości około trzystu metrów od Will'a, krzyknąłem głośno:
   - Uciekaj! Kurwa, Will, biegnij do mnie!
     Obrócił się i strzeliwszy strzałą w harpię, zaczął biec. Ja również. Musiałem zabić te dwie harpie, które mogły przedostać się z nami do Wenezueli.
   - Gdzie ty biegniesz?! - zapytał Will.
     Pokazałem mu ręką portal i nic nie powiedziałem. Nie było czasu na wyjaśnienia. Wyciągnąłem miecz i natarłem na potwory. Były całe w pyle, czyli już prawie zginęły. Zamachnąłem się na jedną i zabiłem ją, odcinając jej głowę. Zmęczony, musiałem uporać się z drugą.
     Ta była bardziej żywsza, miała większą wolę walki. Pierwsza mnie zaatakowała. Rzuciła się na mnie i chciała rozszarpać oczy. Zamknąłem je i na ślepo uderzałem pięściami w jej tułowie. W końcu, udało mi się ją zrzucić. Przeciąłem jej brzuch i wysypał się niego pył. Jednak, żyła. Postanowiłem już zacząć bieg, przecież taka półżywa harpia nic nam nie zrobi. Pobiegłem w stronę tunelu, jak najszybciej. Chciałem mieć już tę walkę za sobą.
     Gdy byłem już przy tunelu, odwróciłem się. Szukałem jeszcze jakiegoś potwora. Nikogo nie zauważyłem, tamta harpia leżała na ziemi i zdychała. Odwróciłem się i resztkami sił wskoczyłem do cienia.
     Po sam nie wiem jaki czasie, wypadłem z drugiej strony. Percy i Will siedzieli w milczeniu i najwidoczniej czekali, aż bezpiecznie wrócę.
   - Czy ty już do reszty oszalałeś?! - oskarżył mnie Will.
     Uśmiechnąłem się niczym psychopata i odpowiedziałem:
   - Tak.
     Następnie wszyscy zaśmiali się cicho i zasiedliśmy razem na ziemi. Okazało się, że Will zabrał wszystkie nasze rzeczy, więc nic nie straciliśmy. Jak to dobrze jest mieć takiego przyjaciela.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~``
No i jest ~1200 słów. Może być? ;--;
Chciałabym jeszcze w te wakacje skończyć tę serię i zacząć nową. Tę mi się dziwnie piszę. Piszę też tutaj gorzej, proszę, nie złośćcie się. Obiecuję, że następna seria będzie o wiele lepiej napisana, tylko muszę sobie wszystko poukładać w głowię. To coś będzie miało może z 20 rozdziałów. 
Szykuję się też One - Shot Jercy. Jestem w trakcie dopracowywania fabuły, tym razem chyba będzie miała dwie części, choć może mi się odwidzi i napiszę trzy. Dobra, to chyba tyle. Spodziewajcie się niedługo kolejnego rozdziału, jakoś tak wena mnie złapała. 
To napisania niedługo! Paa <3 

środa, 22 lipca 2015

One - Shot! Jasico! 3/3

Szczera rozmowa + prezent

Tydzień później...

          * Jason *

     Nico zamieszkał u mnie na stałe już trzy dni temu. Zadomowił się, a teraz leży na kanapie i wcina sobie lody ciasteczkowe, które mu przyniosłem. Patrzę na niego z uśmiechem, sam również podjadam takowy przysmak. Oglądamy jakiś głupkowaty serial dla nastolatek. Nico zdaje się nie zwracać na niego uwagi, nawet nie patrzy w ekran telewizora. Wydaje się nieobecny, zamyślony. Chwytam pilota i wyłączam elektroniczne urządzenie, by sprawdzić, jak zareaguje. Cisza.
   - Nico? - pytam półgłosem i podchodzę do chłopaka.
     Trzyma pełną łyżeczkę lodów w powietrzu i na nic nie reaguje. Robię kolejne kilka kroków w jego stronę, zastanawiając się nad czym tak bardzo się zastanawia. Klepie go lekko w ramię na pobudzenie, a wtedy on potrząsa głową energicznie i odwraca się w moją stronę, otrząśnięty.
   - Przepraszam. Zamyśliłem się. - potwierdza moje przypuszczenia.
     Przeskakuje przez kanapę i zasiadam obok swojego chłopaka. Patrzy na mnie tymi przenikliwymi oczami, próbując domyślić się, o czym ja myślę. A prawda wygląda tak, że to ja próbuje się domyślić, o czym on myśli. Ehh, to skomplikowane.
   - O czym myślałeś? - pytam prosto z mostu.
     Nico spuszcza głowę i bierze kolejną łyżkę lodów. Nerwowo potrząsa sztućcem, a następnie odpowiada:
   - O tej całej terapii na którą chodziłem.
     Kiwam z wolna głową i próbuję popatrzeć mu w oczy. On jednak nadal, uparcie, wpatruje się w kubek z lodami.
   - Chcesz o tym porozmawiać? - zaczynam śmiało.
     Dopiero wtedy podnosi głowę i patrzy na mnie. Gdy widzi w mych oczach pewność, uśmiecha się lekko i odkłada przysmak.
   - Pewnie. - odpowiada i opiera się o oparcie kanapy - Mówiłem ci, że chodziłem na terapię dlatego, że nie umiałem poukładać własnych myśli w głowie. Najpierw utrata matki, siostry, samotna podróż po Tartarze... - robi krótką przerwę, przez którą nie odrywa wzroku od swoich dłoni. - To mnie męczyło. Strasznie. Ale wtedy dawałem sobie z tym jakoś radę. Dopiero, gdy poszedłem do szkoły i to się stało...
     Przybliżam się do niego jeszcze trochę i patrzę z nadzieją. Widzę, że strasznie cierpi, wspominając te wszystkie rzeczy. Nie śmiem go dotknąć - wiem, że to przywołałoby kolejne złe wspomnienia.
   - Gdy ten nauczyciel zaciągnął mnie do siebie po lekcjach... - bierze głęboki oddech i z zaciśniętymi powiekami opowiada dalej. - I próbował zgwałcić, coś we mnie pękło. Granice normy. Mam wielkie szczęście, że jestem herosem i potrafię się bić. Ledwo udało mi się od niego uciec i kawałek dalej od miejsce zbrodni użyłem cienia i, jak dobrze pamiętasz, przeniosłem się do Nowego Rzymu. Do ciebie i Piper.
     Kiwam głową, przypominając sobie, kiedy to przytulałem Nica, gdy ten bezbronny leżał bez koszulki na ziemi i mamrotał niezrozumiałe słowa.
   - Zaopiekowałeś się mną wtedy, Jason. - otwiera oczy i patrzy na mnie z błogą wdzięcznością. Widzę, jak ma zaszklone oczy. - Dziękuję ci. Chociaż trochę przyczyniłeś się do mej normalności. Po tym incydencie, jak dobrze pamiętasz, uciekłem. W nocy, uciekłem w cień. Chciałem odpocząć. - wyjaśnia.
     Kładę mu ostrożnie rękę na ramieniu, by okazać wsparcie. Widzę, jak samotna łza spływa po jego policzku. Wycieram ją równie delikatnie i czekam na ciąg dalszy historii.
   - Byłem zagubiony. Szukałem pomocy. I wtedy zacząłem to robić. Samookaleczenie dawało mi spokój, dawało ukojenie... - zerka na mnie, a następnie daje mi do potrzymania swą prawą rękę. Widzę na zewnętrznej stronie nadgarstka kilka prawie niewidocznych blizn. - Teraz wiem, że to było głupie. Psycholog mnie w tym utwierdził.
     Całuje jego blizny z myślą, że żadne już nigdy się nie pojawią. Nie dopuszczę do tego.
   - Jednak, nawet nie najgorsza była ta próba gwałtu. Nawet podobała mi się ta próba dominacji ze strony nauczyciela. Tylko, dopiero po latach udało mi się przekierować te najgorsze wspomnienie na dobrą korzyść. Bez pomocy terapeuty, bardzo dobrego nawiasem mówiąc, nie udałoby mi się to. Jednak, z cięciem się było gorzej.
     Dziwię się na jego słowa, ale nie przerywam.
   - Taa, wiem, że to dziwne. Ale to było uzależnienie, a tamto, przykre wspomnienie. Jednak, jak widać, uporałem się z tym. Pozostało mi tylko wtedy pogodzić się z innymi osobami z Obozu i... po latach, znalazłeś mnie. Zadzwoniłeś iryfonem i pogadałeś ze mną. Kolejna rzecz, którą zapamiętam na długo. - uśmiecham się na te słowa. - Tydzień później się spotkaliśmy, a kilka dni później zamieszkałem u ciebie, ale to chyba już wiesz. I to koniec życia di Angelo. - zdobywa się na lekki uśmiech i przytula się do mnie.
     Odwzajemniam uścisk i całuje go czule w czoło. Przeżył tyle w tak młodym wieku...
   - A teraz? - pytam niespodziewanie. - Jesteś szczęśliwy?
     Całuje mnie w usta i uśmiecha się szczerze.
   - Najszczęśliwszy. - odpowiada pewnie.
     Śmieję się cicho. Całuje go w nosek i wbrew sobie przesuwam go obok siebie i wstaję. Musze przynieść mu pewien podarek.
   - Zaraz wrócę. - rzucam przez ramię. - Zamknij oczy, proszę.
     Mam nadzieję, że się mnie posłuchał. Wchodzę do pokoju nieużywanego przez nas obydwu i zastaję go tam. Merda wesoło ogonkiem i patrzy się na mnie swoimi ciemnobrązowymi oczami. Podnoszę go i wytrzymuje lizanie po twarzy. Głaszcze go i wychylam się z pokoju, chowając go, by przypadkiem Nico go nie zauważył. Na szczęście, jednak ma zamknięte oczy i czeka cierpliwie aż wrócę. Uśmiecham się i podchodzę do niego.
   - Już jestem. Nie otwieraj oczu. - nakazuje i klękam przed nim, bezpiecznie trzymając prezent tak, by go przypadkiem nie dotknął.
   - Okey, co to za prezent?
     Nie umiem powstrzymać szatańskiego uśmiechu, gdy przybliżam psa do jego twarzy. Otwiera oczy przestraszony, a ja w tej chwili odstawiam psa na jego kolana. Nico zaczyna się głośno śmiać, kiedy piesek liże go bezkarnie po twarzy i stawia swoje małe łapki na jego brzuchu. Przyglądam się całej sytuacji z błogą satysfakcją.
   - Podoba się prezent? - pytam z uśmiechem i już wiem, jak będzie brzmiała odpowiedź.
   - Tak. - odpowiada niemal natychmiast śmiejąc się przy tym głośno. - Kurwa, Jason, jakiego ty lizaka tutaj przyprowadziłeś! On ma za dużo śliny, jak na swój wzrost! - stwierdza.
     Śmieję się i zabieram psa, by Nico mógł trochę pooddychać.
   - Ale on też gryzie. Gryzak mały. - Nico zaczyna się z nim droczyć i chwyta go za pyszczek i potrząsa lekko.
     Piesek oszołomiony kręci głową i z otwartą gębą próbuje go ugryźć. Jednak, Nico jest szybszy i najwidoczniej wie, jak obchodzić się ze zwierzętami.
   - On wygląda jak kopia Cerbera z jedną głową, co nie? - pytam retorycznie.
     Nico na chwileczkę przerywa zabawę z psem, by pokiwać głową, a później zabiera mi go na swoje kolana i nadal się bawi.
   - Kurdę, on umie gryźć. Ej, on ma już imię? - pyta nagle.
     Kręcę głową i patrzę na tego słodkiego szczeniaka. Jest cały czarny, z przodu może troszkę ciemnobordowy, ale ogólnie rzecz biorąc czarny. Ma ciemnobrązowe oczy i cały jest także podobny do Nica.
   - To wiem, jak go nazwać. - oznajmia z uśmiechem - Od teraz, będziesz miał na imię, Gryzak. - zwraca się bezpośrednio do psa, który znów zaczyna go lizać.
     Zabieram kubełek z lodami, by przypadkiem się do niego nie przyczepił i chowam go do zamrażarki. Słyszę, że Gryzak za mną idzie, najwidoczniej skuszony pysznymi lodami. Cmokam zadowolony i wracam do pokoju po kupione przeze mnie rzeczy.
   - Pilnuj go. - „nakazuje" Nico'wi, na co ten uśmiecha się znów.
     Cieszę się, że mogę tak często wywoływać uśmiech na jego twarzy. Zabieram miski oraz jedzenie dla pieska i kładę je w kuchni. Do jednej z misek nasypuje karmę, a do drugiego nalewam wodę. Podczas wykonywania tych czynności słyszę bawiących się współlokatorów. Później jeszcze raz wracam do pokoju i zabieram siedzisko dla psa. Wychodzę z pomieszczenia i pytam:
   - Gdzie je dać?
     Nico patrzy na mnie z wielkim bananem na twarzy, a zaraz po tym odpowiada:
   - Po co one, będzie z nami spał.
     Wytrzeszczam oczy, a pies powtarza mój ruch. Patrzymy się obydwoje na Nico z niedowierzaniem, kiedy to pies znów zaczyna lizać swego pana, jakby dziękując mu za ten przywilej.
   - Że co? Jestem zazdrosny... - wypowiadam pół żartem pół serio.
     Nico natychmiast odtrąca psa na bok i podchodzi do mnie z lekkim uśmieszkiem.
   - O psa? - pyta ze zdziwieniem.
     Kiwam głową zawstydzony tą sytuacją. Nico nagle przyciska mnie do ściany i zaczyna namiętnie całować. Nie przestaje przez dłuższy czas, a później robi krok w tył i patrzy na mnie usatysfakcjonowany.
   - Z nim nie mogę robić tego. Ani kilku innych rzeczy. No chodź, trzeba mu gdzieś znaleźć miejsce. - mówi i chwyta mnie za rękę, i zaczyna ciągać po całym domu.
     Z uśmiechem stwierdzam, że to nadal ja jestem najważniejszą osobą w jego życiu. Nikt mnie nie zastąpi.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I tak oto dotrwaliście do końca! Dziękuję wszystkim za pochwały, porady, ogólnie za wszystko. 
Zgodnie z założeniami, zrobiłam stronę o blogach, które czytam. Możecie się z nią zapoznać i może wejść na kilka blogów.
Mam nadzieję, że zakończenie i ogólnie cały „Tree - Shot" wam się podobał. Może ktoś dołączył do grona mych czytelników przez ten parring, gdy go wpisywał i pojawiły mu się te posty? Nie wiem. Ale wiem, że rozkurwiacie wszyscy w wyświetleniach <3
Dobra, kończę tę notkę. Piszcie opinie w komentach, chętnie poczytam <3
Pozdrawiam, do napisania!

     

(Ten piesek <3 Gryzak *-*)


poniedziałek, 20 lipca 2015

One - Shot! Jasico! 2/3 +18

Seksy :3


          * Nico *

     Jason prowadzi mnie w nieznane miejsce. Już się boję. Przed chwilą dotarliśmy do jednego z osiedli, w których są tylko pojedyncze domki. Teraz, znajdujemy się już niedaleko mieszkania Jasona. Nadal prowadzi mnie za rękę i ma minę, jakby za dużo ćpał. Uśmiecha się od ucha do ucha i co jakiś czas chichocze pod nosem. Powoli zaczyna irytować mnie ta jego nadmierna wesołość, ale nic nie mówię. Po postu idę sobie dalej i czekam, aż dotrę tam, gdzie ma zamiar blondyn obok mnie.
     Przechodzimy kolejne kilka metrów, kiedy skręcamy do jednego z ogródków. Dobra, to za duże słowo. Ta trawa przed domem jest najwidoczniej tylko i wyłącznie dla ozdoby. Widzę kilka rozkopanych dołków, co oznacza, iż zabawiał się w pana... ogrodnika! Idę dalej, a wyraz mojej twarzy pozostaje bez zmienny. Patrzę na duży dom, pomalowany na szaro - niebiesko. Wygląda okey, mimo przeciwności. Dwa okna ułożone równoległe i w mniej więcej tych samych odstępach od drzwi, znajdujących się centralnie na środku. Dach, standardowo, jest w odcieniach czerwonego, a w tym przypadku, bordowego. To wszystko tak nie komponuje się z całości, że aż rzygać się chce. Narzekam w myślach na gust Jasona, ale idę dalej. Może dom w środku będzie wyglądał lepiej.
     Gdy Jason otwiera drzwi, zaskakuje mnie całkowicie. Po jego wychwalaniu staroświeckich mebli, drewnianego... wszystkiego, nie spodziewałem się zastać tak nowoczesnego domu. Od razu uderza mnie światło bijące z samozapalającego się żyrandola. Mrużę oczy i dokładniej przyglądam się otoczeniu.
     Wszystko zachowane w odcieniach bieli, dominuje tu jednak szarość. Ciemna szarość. Odwołuję to, co wcześniej pomyślałem - Jason ma świetny gust. Po mojej lewej znajduje się szafka na buty, a nad nią są wieszaki. Po prawej stronie, na ścianie wisi jeden obraz przedstawiający szklankę wody - jedna połowa jest cała biała z czarnymi zarysami szklanki, a druga, przeciwnie. Kiwam niezauważalnie i z podziwem dla twórcy, odwieszam swój płaszcz, zdejmuję buty i odstawiam parasolkę na miejsce.
     Gdy docieram do salonu, kolejny raz zapiera mi wdech w piersi. Czarny telewizor, a przy nim Playstation 3 oraz kilkanaście gier. Szara kanapa ustawiona na przeciw, a przy niej dwie pufy tego samego koloru. Przed siedziskiem znajduje się szklany stolik, a dopełnieniem wszystkiego, jest jasnoszary dywan znajdujący się pod nim. Po prawej i lewej stronie od telewizora powieszone są dwa kolejne obrazy, namalowane w takim samym stylu, co pierwsze. Jeden przedstawia piłkę, drugi zaś... książkę. Nic nie rozumiem, co autor chciał przekazać. Mój wzrok skupia się na konsoli, którą zawsze chciałem mieć.
   - Podać ci coś do picia? Winko? - mruga do mnie i niby przypadkiem dotyka mego ramienia, gdy przechodzi tuż obok mnie.
     Chwila, czy on chce mnie omotać? Myśli, że od nadmiaru alkoholu we krwi pójdę z nim do łóżka? Hm, musi się bardziej postarać.
   - Jasne. - odpowiadam wbrew swoim domysłom.
     A co tam, raz się żyję. Podchodzę do białego blatu, aż za bardzo przypominającego ten, który znajduje się w barach. Czekam na napój i gdy dostaję w ręce kieliszek, upijam trochę, udając konesera wina. Jason uśmiecha się do mnie i sam również bierze łyka wina. Oblizuje wargi, niezdarnie, wyglądając jak mały chłopczyk, który pobrudził się sokiem porzeczkowym. Kąciki ust unoszą mi się mimowolnie do góry, kiedy widzę, jak próbuje dosięgnąć językiem podbródka, tam, gdzie popłynęła kropla wina. Wstaję, kręcąc głową i podchodzę do chłopaka. Jest wyższy ode mnie, z piętnaście centymetrów, a więc staję na palcach, by być na jego wysokości. Patrzę na niego iście seksownym wzrokiem i oblizuje mu tę kroplę.
   - Lepiej? - pytam i oddalam się o krok.
     Tylko jeden. Na drugi mi nie pozwala. Jason łapie mnie mocno za nadgarstek jedną ręką. Odkłada kieliszek na blat, jednocześnie się do mnie przybliżając.
   - Może być jeszcze lepiej. - szepcze mi do ucha.
     Wzdrygam się na ton jego głosu, wprawiający mnie w rozkosz. Na chwilę zamykam ślepia, by, gdy je otworzę, patrzeć wprost w niebieskie oczy swojego napalonego chłopaka. Składam na jego ustach delikatny pocałunek, zaczynając nieśmiało. On jednak nie chcę się patyczkować.
     Atakuje mnie. Atakuje mnie miłością. Całuje namiętnie, z wyczuciem, jakby chciał zaspokoić wszystkie moje potrzeby sercowe. Ręką błądzi gdzieś pod koszulką, jednakże nawet nie próbuje grzebać w spodniach. To oznacza tylko dwie rzeczy - Ma do mnie szacunek i nie chce tego robić w salonie, połączonym z kuchnią. Te wiadomości jakoś podnoszą mnie na duchu i zaczynam bardziej ingerować w pocałunki. Staję się napastnikiem. Przecież najlepszą obroną jest atak.
     Moje ręce same napastują jego ciało. Nie steruje nimi, one same wiedzą, gdzie podążyć. Zapoznają się z terenem. Hmm, sześciopak, dużo mięśni. Będzie ciężko, ale nie z takimi potworami się walczyło.
     Nagle, Jason podnosi mnie. Nogami zaciskam jego biodra, podczas, gdy od podtrzymuje mój tyłek. Nie przestając mnie całować, na ślepo idzie do (prawdopodobnie) sypialni. Czuję się coraz bardziej podniecony i nie przestaję go całować. Jak nie w usta, to w szyję, zawsze znajdę jakiś kawałek skóry oczekującej odrobiny miłości. Wchodzimy do pomieszczenia i od razu Jason kładzie mnie na duże, nawet trzyosobowe łóżko. Sam jeszcze przez chwilę stoi, by zdjąć swoją koszulę. Ja przez ten czas ściągam sweterek i rozpinam kilka guzików koszuli. Dalej pomaga mi jej się pozbyć w całości i układa mnie pionowo na łóżku, dokładnie pośrodku.
     Jest pochłonięty w całości całowaniem coraz niższych partii mego ciała. Zaczynam lekko dyszeć, mój oddech przyśpieszył już wcześniej. Mam zamknięte oczy, głowę momentami odchylam do tyłu. Staram się nie pojękiwać - sam nie wiem czemu. Nigdy nie lubiłem tego robić. Czuję dotyk zimniejszych rąk na swoim ciele, jeżdżących to na brzuchu, a to odrobinę niżej. Wydobywa się ze mnie jeden, ledwo słyszalny jęk, przez który mój partner śmieje się krótko i cicho. Otwieram oczy, by móc zobaczyć jego poczynania.
     Gdy zauważa zmianę na mej twarzy, z powrotem wraca do niej i zaczyna mnie namiętnie całować. Czuję się mały pod jego ciężarem, co jest intrygujące, że tak duża istota nie robi mi krzywdy, a wręcz przeciwnie. Wprawia mnie w ekscytacje, rządzi mną, jednocześnie tego nie robiąc. Stara się mnie zadowolić i próbuje opanować swe własne potrzeby seksualne. Uśmiecham się szeroko na swoje myśli, co trochę przeszkadza podczas pocałunku.
   - Z czego się cieszysz? Jeszcze nic nie zacząłem... - mówi cicho, z uśmiechem.
     Tym razem nawet zdobywam się na cichy śmiech i odpowiadam, trzymając jego twarz blisko swojej. Nasze wargi niemal się stykają, ale mam na tyle miejsca, by móc mówić.
   - Jesteś kochany. - szepczę i przybliżam jego twarz do swojej.
     Mocno, najmocniej jak potrafię. Nasze języki toczą zaciętą walkę, nikt się nie podda, nikt nie wygra. Oczy, mocno zaciśnięte nie są świadome zbliżających się rąk Jasona do mych bokserek. Zmysł czucia okazuje się w seksie najważniejszym zmysłem.
     Puszczam go. Nareszcie uwolniłem to zwierzę, tego Syna Jupitera, którym był. Chce dominować, chce być lepszym. Pozwalam mu na to, wręcz tego oczekuję.
   - Koniec pierdolenia. - oznajmia z chytrym uśmieszkiem na twarzy. - To znaczy, początek.
     Rozpina najpierw mój, a potem swój, rozporek wraz z guzikami. Ściąga moje spodnie, a następnie, też i bokserki. Nagość mi nie przeszkadza - wręcz jest mi zbawieniem. Jason robi te same czynności i po chwili, obydwoje jesteśmy nadzy na łóżku.
     Jason, chwyta za moje nogi i rozchyla je, przyciągając do siebie. Czuję jego penisa w okolicy tyłka. Czekam na pierwszy ruch z jego strony.
     Nie muszę długo tego robić. Po chwili, czuję go. Jest we mnie. Jęczę cicho, mój oddech przyśpiesza jeszcze bardziej. Jason wykonuje kolejny ruch, wsadza go głębiej. Wzdycham i pojękuję na przemian. Blondwłosy chłopak przyciąga mnie do siebie i dla odwrócenia uwagi, zaczyna całować moją szyję, a następnie przechodzi do ust. Nadal pojękuję, nawet, gdy dostęp do tlenu zasłaniają mi jego usta, ale jednocześnie czuję wielkie podniecenie i pragnę więcej. Szybciej. Mocniej. Partner, jakby czytając mi w myślach, przyśpiesza.
     Wkłada go całego, chcąc najwidoczniej jednocześnie uprzykrzyć i osłodzić moje życie. Dyszę szybko i nierównomiernie, oczy mam zamknięte, a wargi nadal są w ruchu. Mam wrażenie, że to dopiero początek.
     Znów przyśpiesza. Całujemy się rzadziej, mamy coraz dłuższą chwilę by na siebie popatrzeć. Nie korzystam z przywileju - o wiele lepiej czuję się z zamkniętymi oczami. Czuję narastającą furię, powoli budzącą się w Synu Jupitera. W końcu, musi pozostać uwolniona, a ja zamierzam jej w tym pomóc.
   - Co, blondasku, zmęczyłeś się? Ojojoj... - kręcę lekko głową.
     Chcę go wkurzyć. Nie, ja chcę go wkurwić. I udaje mi się. Jason zwiększa tempo do maksimum, jednocześnie kładzie mnie płasko na łóżku. Trzymam się kurczowo pościeli, gdy raz po raz wchodzi we mnie, raz szybciej, raz dłużej. Nie poprzestaje na jednej szybkości - Nie, nie. Zmienia ją, niczym Perfekcyjna Pani Domu białe rękawiczki. Już nie powstrzymuję w sobie jęków. Wydobywają się ze mnie same, bez mojej kontroli, zupełnie niezapowiedzianie. Czasem wyrywają mi się jakieś wulgarne teksty, ale to już tylko wtedy, gdy Jason za dużo sobie pozwoli.
     Kiedy jego tempo się zmniejsza, myślę z początku, że skończył. Ale nie. Pan Grace bierze mojego penisa do ręki i zaczyna nim ruszać. Do góry i w dół. Z uśmieszkiem na twarzy, jęczę pod jego dotykiem nadal, tym razem bardziej zadowolony. Taki obrót spaw zupełnie mi odpowiada. Te dwie, najprzyjemniejsze czynności sprawiają, iż zapominam o problemach, o całym świecie. Liczy się tylko przyjemność i ten Pan na górze, sprawiający ją. Słyszę śmiech Jasona, gdy kolejny raz stękam z ekstazy i mocniej chwytam kołdrę w dłonie. Całuje mnie namiętnie, czuję się jak w raju. Trzy najlepsze rzeczy, jakie może robić, robi w tym samym momencie! Wiem, że będzie oczekiwał rekompensaty, ale liczyłem się z tym już wcześniej.
     Sprawia, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie jeszcze przez kilka minut. Później dochodzę, a spuszczam się na dolną część jego brzucha. On, z uśmiechem, bierze jeden palec i nabiera trochę spermy na niego. Przybliża się trochę do mojej twarzy i zlizuje ją z palca, dając mi trochę. Hmm... słodka. Musiałem jeść dużo słodyczy.
     Wyciąga go ze mnie i ostatni raz całuje namiętnie w usta. Następnie wstaje i kieruje się w stronę pokoju obok.
   - Nie oczekujesz nic w zamian? - pytam z nadzieją.
     Odwraca się i rzuca do mnie słaby uśmiech.
   - Po tej terapii? Ani trochę. - odpowiada i znów rusza do (chyba) łazienki.
     Przez chwilę patrzę w pościel, myśląc o tym, co powiedział. Następnie szczerze się uśmiecham. To dlatego był taki łagodny... Pamiętał. Jedna, samotna łza szczęścia spływa mi po policzku. Ubieram się, ignorując trochę spermy znajdującej się w dolnej części brzucha.
     Po raz pierwszy od wielu lat mogę stwierdzić, że jestem naprawdę szczęśliwy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I napisane. Trochę mi to zeszło, najpierw było trudno, a później jakoś poszło.
Mówiąc szczerze, jestem całkiem zadowolona z tego Shot'a. Ale opinie pozostawiam wam.
Jeszcze jedna część mi została, chyba najprzyjemniejsza dla mnie do napisania. Tak, terapia.
Napomknęłam o niej pod koniec, żebyście w ogóle o niej nie zapomnieli. Liczę na jakiś odzew z waszej strony ;) To komentarz, to chociażby udostępnienie albo głos w ankiecie :)
Z pozytywnych rzeczy - Alex znowu będzie pisać, tylko od początku sierpnia *-* Kto nie może się doczekać tak samo jak ja? 
Kończę tę notkę z nadzieją na komentarze xD A, i statystykami rozkurwiacie system xD 


(Tak, to chyba Nico ;-; Po kurtce można poznać xD)




     

sobota, 18 lipca 2015

Informacyjnie!


No i jest szablon! Naprawdę dziękuję Nat x za zrobienie mi go! Piszcie czy wszystko jest przejrzyste i jak wam się podoba :3 Mi baaardzo, bardzo ^-^

Jak już tworzę dodatkowego posta, to dodam coś od siebie.

Notowania lecą w górę! XD Kiedy mnie nie było, zobaczyłam, że blog nadal osiągał wystarczające wyświetlenia, co mnie baaardzo cieszy :3 Teraz też jest dobrze, nawet świetnie. Mogę ponarzekać na niekomentujących, ale co tam, może kiedyś się odważą ze mną pogadać xD

Chciałam powitać w gronie czytających Sajdi! Dziękuję za pochwały :3 Ja wcale nie gadam aż tak mądrze w realu XD

Chciałam także zmotywować Alexdi Angelo do ciągłego pisania. God damn it, nie każ mi czekać tyle na rozdział ;___: Ale cóż, twój wybór. Jak będziesz chciała to dodasz posta, jak nie, to jakoś muszę wytrzymać wraz z innymi ;--;

Boże, teraz poczytałam komentarze i się śmieję do monitora XD Umiecie zmotywować ludzi - nie ma co.

Napomknę jeszcze o ankiecie - Rośniemy w siłę. Pamiętam jak było z 10 głosów... Później 15... 20... A teraz kurwa 43 *-* Kooocham was. *cyberlonghug* (pewnie zrobiłam błąd w ingliszu XD) Okey, powiem tylko, że pozytywnych ocen dostałam 40, a negatywnych 3. Yeah, mam swoich hejterów, co oznacza, że jestem już prawdziwą gwiazdą xD [Jeśli nie zagłosowałeś/aś, a nie chcesz komentować - to proszę chociaż o tą jedną rzecz :) Przynajmniej wtedy wiem, ile osób czyta mego bloga]

Dobra, teraz komentarze. Mam ich ogółem 211 *-* A pamiętam, jak czekałam na 100 ^-^ Z czego 36 to moje odpowiedzi. 211-36= 175. Wowowowowoo *-* Tyle komentarzy wenodajnych, z krytyką i dających do myślenia (bardzo rzadko, ale chyba były XD). Kurde, zaraz moje ego wzrośnie aż do księżyca :3 Jak to już powtarzałam - Koocham was <3

Jeszcze raz muszę wspomnieć o wyświetleniach. Jesteście zajebiści! Ponad miesiąc temu cieszyłam się z 10 000 wyświetleń, a teraz jest ich już 12720 *-* 2 tysiące w miesiąc? Pff... co to dla was! Jak to się stało? Zaczęłam lepiej pisać? Ktoś zaczął mnie reklamować? Proszę, odpowiedzcie mi ;__; :3

Kolejny raz to powiem: Jestem dumna. Nie z matki, chłopaka, przyjaciółki - z Siebie. Coś mi się jednak w życiu udaje i jest to coś, co lubię. Prę do przodu. Nie pozbędziecie się mnie z blogosfery na długi czas. Jak nie ten blog, to mam jeszcze dwa B|

Może jeszcze kiedyś zrobię listę fajnych blogów przeze mnie czytanych, bo to coś obok się jebie xD I nie ma tam wszystkich Zajebistych bogów, wartych zainteresowania :3

Co do Łan Szota o Jasico. Tia... będą szekszy. Nie wiem, kiedy notka się z nim pojawi. Dzisiaj chyba idę do kina, mam 4 książki (tia, tak naprawdę to chyba z 12 ;-; Nie chcę was zasmucać xD) do przeczytania. Ale znajdę czas w nocy zapewne. A i kolejne pytanie z mojej strony: Podobało wam się, że był napisany w czasie teraźniejszym? Coraz częściej piszę w tym czasie i zaczęłam mieć wprawę. Jeszcze chcę poznać wasze opinie.

Nie będę dziękować kolejnym osobom za to, że są. Zrobiłam to z miesiąc temu >tutaj<. Kiedy będzie z 20 000 wyświetleń (jeżeli będzie ;__;) to znów to zrobię :3

Ehh, to chyba koniec. Zapraszam na moje pozostałe dwa blogi, w których udzielam się troszeczkę mniej, ale się udzielam.

Michaś - Ucieczka mą jedyną nadzieją
Torren - Bezdusznicy

Dziękuję za to, że jesteście i mnie wspieracie ^-^ Głównie dzięki wam zaczęłam być pewniejsza siebie, jeśli chodzi o to co napisałam. Jeżeli wiem, że zrobiłam to dobrze, to tak powiem.

Pozdrawiam wszystkich czytających, komentujących i w ankiecie udział biorących :3
Do niedługo, być może teraz w Percico :3
Baaj :3

piątek, 17 lipca 2015

One - Shot! Jasico! 1/3

Kawiarnia


          * Jason *

   Idę sobie spokojnie ulicą na spotkanie, które ma odbyć się za dwadzieścia minut. Chcę przyjść wcześniej, by zająć najlepsze miejsce w kawiarni, tuż obok okna, przedstawiającego kwitnące liście starych drzew. Wchodzę i zajmuję wcześniej chciane miejsce. Odwieszam swój szary, długi płaszcz, chroniący mnie zwyczajowo przed deszczem, którego dzisiaj się nie doczekałem. Oznaczało to dobrą wiadomość – mój tata jest w dobrym humorze. Dziękuję mu w myślach za ładną pogodę i zasiadam na miejscu. Wzdycham cicho, napawając się zapachem świeżych ciasteczek oblanych czekoladą, kawy od której jestem uzależniony oraz samego miejsca, przepełnionego starymi bibelotami, przywołującymi początki dzieciństwa. 
   W takiej chwili i w takim miejscu nie mam ochoty wyciągać telefonu, bezużytecznego dziadostwa, niestety potrzebnego w dzisiejszym zabieganym życiu. Opieram się wygodnie o krzesło z ciemnobrązowego drewna i kolejny raz wodzę wzrokiem po dobrze mi znanym pomieszczeniu.
   Oczywiście, po mojej lewej znajduje się wielkie okno z widokiem na ulicę. Widoczny z mego miejsca jest wielki dąb, rosnący po drugiej stronie jezdni, ale także kwitnące przy nim kwiaty, jakich nie umiem rozpoznać. Narzekam w myślach na swe niedouczenie i odwracam głowę. Po prawej widzę długi rząd ciastek, ciast, ciasteczek i wszystkiego innego z początkiem cias-. W kącie dostrzegam także słodycze takiego rodzaju jak lizaki czy (mój ulubiony słodycz) żelki. Nawilżam usta nadmiarem śliny. Na końcu szyku stoi pani sprzedawczyni i uśmiecha się do mnie, gdy na nią patrzę. Odwzajemniam uśmiech i kiwam głową na powitanie.
   Znam ją. To pani Agnieszka, zawsze jak tu jestem, podaje mi najświeższe ciasteczka, nie jak Grażyna. Ta druga jest pięćdziesięcioletnią babą z problemami dotyczącymi mojego braku wychowania. Myśli o mnie, jak o zbuntowanym osiemnastolatku, który ma na celu zniszczenie tego wszechświata. Bo raz, nie powiedziałem jej dzień dobry. Wzdycham z myślą na to wspomnienie, gdy oburzona podchodzi do mojego stolika i wściekłym tonem pyta: ,,Co podać?!". Cóż, niektórym ludziom wystarczy taka błahostka, by cię znienawidzili.
   Patrzę na zegar wiszący na ścianie, przede mną. Za około dziesięć minut powinien zjawić się mój kompan. Wstaję, by wykorzystać wolny czas i pójść do toalety. Omijam obraz owoców w koszyku i wchodzę do pomieszczenia. Jasnoniebieskie kafelki, białe umywalki i szare kabiny, w ogóle nie pasują do reszty kawiarni. Załatwiam się, a następnie myję ręce. W pomieszczeniu nie ma szczególnej rzeczy, która zwróciłaby moją uwagę, prócz lustra. Jemu przyglądam się najdłużej.
   Poprawiam swe blond włosy zarzucone do góry. Niebieskie oczy, niegdyś stalowe i niewyrażające uczuć, po dwóch latach po wojnie, złagodniały. Zerkam na swą bliznę przy górnej wardze i uśmiecham się na myśl o wspomnieniu z zszywaczem. Dochodzę po raz kolejny do wniosku, iż byłem dziwnym dzieckiem.
   Poprawiam też muszkę, którą nałożyłem specjalnie na dziś dzień. Białej koszuli nie włożyłem w spodnie dziś rano, przez co zasłania mi kawałek tyłka. Ciemnoniebieskie spodnie i czarne buty typu trampki, zdecydowanie nie pasują do górnej części stroju, ale nie przejmuje się tym. Zamiast tego uśmiecham się sam do siebie w lustrze i wychodzę z pomieszczenia.
   Unoszę głowę wysoko do góry i patrzę na zajmowane miejsce. Zaproszona przeze mnie osoba jeszcze nie dotarła na miejsce, a ma tylko pięć minut. Kiwam niezauważalnie głową i staram się odrzucić myśl, iż osoba zaproszona zapomniała o spotkaniu albo postanowiła na nie po prostu nie przyjść. Siadam na krześle i odwracam głowę w kierunku okna. Nagle, spostrzegam go. Wychodzi zza drzewa i idzie w moim kierunku z parasolką; zapewne myślał, że się przyda. Uśmiecham się, kiedy omija kwiatki z ostrożnością, by nie nadeptać na żadnego z nich. To właśnie on - Nico di Angelo. Przechodzi przez jezdnię, rozglądając się wcześniej w prawo i w lewo, jak na przyzwoitego mieszkańca przystało. Wchodzi do kawiarenki i nerwowo rozgląda się w poszukiwaniu mnie. W końcu, kieruje swą głowę na lewą stronę i kąciki jego ust lekko unoszą się na mój widok. Odwdzięczam się uśmiechem i wstaję, by móc należycie przywitać czarnowłosego. On odwiesza swą czarną, wiosenną kurtkę i patrzy na mnie przez chwilę.
     - Hej. - witam się ochrypłym głosem
   Zamiast normalnym powitaniem, Nico odpowiada uściskiem. Zaskoczony, dopiero po chwili przyłączam się do przytulania i chowam jego głowę w swój obojczyk. Nagle poczuwam niewyobrażalnie wielką potrzebę chronienie go przed złem teraźniejszego świata i zaciskam bardziej swe ramiona. Brodą dotykam jego włosów, a nosem wciągam ich zapach. Mmm... jabłko. Aż nabieram ochoty na zjedzenie tego owocku. Po czasie około trzydziestu sekund, puszczam Nica wolno i zaczynam patrzeć mu w oczy. Widzę w nich... tęsknotę?
      - Tęskniłem. - wyznał.
   Czyli jednak to prawda, iż oczy są odzwierciedleniem duszy. Kiwam wolno głową i sam odpowiadam:
     - Ja również. Siadaj, mamy sobie wiele do opowiedzenia. - mówię już bardziej optymistycznym tonem.
   Zasiadamy przy stoliku. Wtedy dopiero zaczyna się do nas zbliżać pani Agnieszka z uśmiechem na ustach. Dziękujemy jej zgodnie, gdy podaje nam karty menu i oddala się. Zastanawiam się wraz z Nico, na co mam ochotę, prowadząc przy tym luźną konwersację na temat dzisiejszej pogody. Wiem, nic przebojowego. Dalej, temat przechodzi na Zeusa. Jesteśmy w środku konwersacji, kiedy to do naszego znów podchodzi Agnieszka i zbiera zamówienia. Ja wybieram zwykłą kawę z mlekiem, z ciastkiem i do tego torcik czekoladowy. Żelków nie muszę wymieniać - to oczywiste, że je także zamówiłem. Nico zamawia mrożoną kawę, a do tego ciasto karmelowe. Pani odchodzi z uśmiechem i znów zostajemy sami.
     - Na czym to skończyliśmy... - zamyślam się - A, no tak, Zeus i jego dobry humor. - niezauważalnie się uśmiecham.
   Nie wiem czemu. Czuję szczęście, gdy po latach mogę spotkać się ze swym najlepszym przyjacielem.
    - Tia... Już to widzę. Zeus i dobry humor... To prawie tak samo niemożliwe jak miła Gaja - rzuca niedbale.
   Cicho śmieję się pod nosem.
     - Nie przesadzaj. Przecież on się kiedyś tam uśmiechnął... - myślę nad taką sytuacją, gdy Nico patrzy na mnie nieprzekonany - Eee... Yyy... Dobra, masz rację. - unoszę ręce i kapituluję.
   Mój przyjaciel wysyła mi kolejny lekki uśmieszek i poprawia swoje rękawy od swetra. Założył dziś kremową koszulę, a na nią niebieski sweter i do tego dobrał czarne spodnie. Na buty nawet nie patrzę. Bardziej interesują mnie jego piękne, ciemnobrązowe oczy, które nie zmieniły się po tych dwóch latach od walki z Gają. Teraz, ten chłopak ma prawie siedemnaście lat! Przeżył tyle w swoim życiu, co niejeden by chciał. Gapię się na niego, przez co czarnowłosy zadaje pytanie:
     - Mam coś na twarzy? - I zaczyna przecierać swoją twarz dłońmi.
   Kilka razy kręcę głową, by się otrząsnąć.
     - Nie, nie - zaprzeczam - Po prostu... można powiedzieć, że zatopiłem się w twych oczach.
   Patrzy na mnie wpierw podejrzliwie, a później z uniesionymi kącikami i ledwo widocznym rumieńcem. Śmieję się z jego tak zwanej słodkości, gdy podchodzi do nas kelnerka. Znów dziękujemy jej zgodnie, kiedy odstawia nasze zamówienia na stolik i z każdym z nas nawiązuje kontakt wzrokowy. Następnie odchodzi, a my kontynuujemy temat.
     - W jakim sensie... zatopiłeś? - pyta niepewnie Nico.
   Zastanawiam się, jak sensownie wytłumaczyć to stwierdzenie. Cóż, chyba najlepiej będzie powiedzieć prawdę.
     - Ehh... - wzdycham ciężko na myśl, co zaraz powiem - Nico, powiedz mi, dlaczego się spotkaliśmy?
 Chłopak udaje zamyślenie. Bierze łyk swojej kawy i odpowiada.
     - W sumie, to nie wiem. Wczoraj zakończyłem terapię u psychologa i mówiłeś, że będziemy to dzisiaj świętować. Nie wiem, jakie masz inne zamiary... - ostatnie zdanie wręcz mruczy.
   Nie potrafię się nie uśmiechnąć na te słowa.
     - Gdybyś wiedział, jakie naprawdę mam zamiary, uciekłbyś w podskokach. - pochylam się nad stolikiem i patrzę mu w oczy wyzywająco.
   Na jego policzki wskakuje rumieniec, który próbuje zakryć dłońmi. Uśmiecham się zadziornie i czekam na odpowiedź.
     - Taa... jasne. - rzuca, niby niedbale - To powiedz mi o swoich zamiarach, Panie Grace. - on również przybliża swą twarz do mojej.
   Dzielą je tylko kilka centymetrów. Jeszcze trochę i mój plan wypali.
     - Jesteś tak daleko, Aniele. Przybliż się do mnie, proszę.
   Słucha się mnie. Po około dziesięciu sekundach nasze twarze dzieli już nie kilka centymetrów, a minimetrów. Lekko otwieram usta i wypowiadam tuż przed jego wargami:
     - Kocham Cię, di Angelo.
   Następnie składam na jego ustach delikatny pocałunek. Chłopak nie oddala się, a wręcz przybliża. Zamykam oczy, by jeszcze bardziej poczuć rozkosz i przyjemność z wykonywanej czynności. Po kilku sekundach oddalamy się od siebie i patrzymy sobie w oczy.
     - Ja też Cię kocham, Grace. Dobrze jednak było przyjść na to spotkanie. - uznaje z uśmiechem.
    Mnie również kąciki ust unoszą się, kiedy nagle podchodzi do naszego stolika Pani Aghata. Ma w ręce butelkę szampana i dwa kieliszki.
     - Na koszt firmy. - oznajmia z pozytywnym wyrazem twarzy.
   Kładzie należycie kieliszki i zaczyna otwierać szampana, specjalnym urządzeniem. Widać, że ma wprawę, ponieważ idzie jej to szybko i już po kilkunastu sekundach nalewa nam napój. Dziękujemy jej, każdy z osobna, a gdy odchodzi, zaczynam mówić:
     - Cóż za zrządzenie losu...
   Unoszę kieliszek i czekam, aż mój partner również to zrobi. Trzymam swą rękę w powietrzu, tuż obok jego dłoni z pełnym naczyniem.
     - Za nas. - szepczę i jednocześnie uderzamy w swoje kieliszki.
     - Za nas. - powtarza.
   Biorę małego łyka szampana i delektuje się smakiem. Następnie uśmiecham się do Nica i ruszam jedną brwią, by go zachęcić na ciąg dalszy po kawiarni. Śmieje się cicho i również upija łyka napoju.
     - Ani o tym nie myśl, Jason. - moje imię wypowiada z taką władczością, iż mam ochotę się schować.
   Na szczęście, po sekundzie mi przechodzi i nabieram chęci na dominowanie. Ruszam - tym razem dwoma - brwiami i dopijam szampana. Oblizuję po tym wargi, co wprawia Anioła w niezłe zadowolenie.
     - No, ale... - staram się wymyślić jakąś dobrą wymówkę, ale widząc minę Nico wiem, że będzie ciężko - Tyle się postarałem, a z seksu nici... - mruczę już sam do siebie.
   Jednak, ten skubaniec, Syn Hadesa, musiał wszystko słyszeć i teraz chichocze sobie pod nosem. Nalewam sobie kolejną porcję, przy okazji robiąc to samo z kieliszkiem Nica. Po chwili znów pijemy  i patrzymy na siebie flirtującym wzrokiem. To jest jak gra - kto pierwszy odpuści, w sypialni zostanie podwładnym. Cóż, zawsze lubiłem hazard...
    Kolejne minuty mijają, a my nadal patrzymy na siebie, popijając szampana. Nie musimy mówić nic, rozumiemy się bez słów. No, prawie. Gdy picie i jedzenie się kończy, idziemy do kasy. Dziękuje w naszym imieniu za tak miły gest ze strony kawiarni i płacę za zamówione jedzenie. Ubieramy się i kierujemy w stronę mojego domu.
     - Gdzie ty mnie prowadzisz? - nagle pyta czarnowłosy.
   Uśmiecham się skrycie, a następnie przybieram obojętny wyraz twarzy.
     - Czy musisz wszystko wiedzieć? - odpowiadam retorycznym tonem.
   Kiedy chce coś powiedzieć, zasłaniam mu usta swoimi wargami i chwytam za rękę. Ten, cały zaczerwieniony, chce ją wyrwać, a przy tym mówi:
     - Ty głupku, ktoś mógł nas zobaczyć! - oburza się.
   Przyciągam go kolejny raz do siebie, tym razem mocniej i ofensywniej.
     - Niech patrzą. - szepczę mu wprost do ucha. - Najwyżej orgazmu dostaną.
    Śmieję się ze swej sprośności i kieruję Nica do domu. Żeby on tylko wiedział, co go tam czeka...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ha! KABUM, HEDSZOT!
Patrycja umie kończyć w idealnych momentach, prawda? XD 
Nabrałam ochoty na Jasico (To przez wyjazd do Grecji i rozmowę z Moniką i Łucją o Jasico XD) to napisałam :3
Ten ,,One - Shot" tak naprawdę będzie ,,Three - Shot'em" :3 
Kolejna notka będzie z perspektywy Nica, a kolejna Jasona.
Rozdział też dodam niedługo, a specjal na 10 000 wyświetleń prawdopodobnie będzie specjałem na 15 000 XD 
Cóż, zaczekacie, prawda? 
A i od was zależy jedna decyzja. Ja nadal się waham, a akurat w tych One - Shot'ach chcę zadowolić głównie Was.
Czy ma pojawić się scenka +18? Daawno takiej nie pisałam i nie wiem, jak by wyszła, ale chyba nawet okey... Od was zależy.
Niedługo także pojawi się szablon ^-^ Widziałam już sam nagłówek - Jest boski i śliczny *-*
Okey, to do napisania! Pozdrawiam :3
Ps. Dziękuję też za 12 000 wyświetleń <3 







wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział 12 *-*

Kolejny sen


          * Will Solace *

     Jestem seryjnym mordercą. Jestem także uczciwy i pomocny. Jestem dwoma postaciami. Jedna z nich jest spokojna, oświetla mi drogę. Druga, burzliwa jak morze. Mam w połowie blond i w połowie czarne włosy. Oczy przedzielone w połowie, jedna z nich jest zielono-morska, a druga niebieska. Biorą mnie za dziwaka, lecz nie dziwię im się. Raz zachowuje się grzecznie, raz buntowniczo. Jestem dwoma osobami, które nie potrafią się dogadać. Nie jestem w pełni sobą.
     Idę sobie niedaleko jeziorka i obserwuję otoczenie. Nie widzę nikogo, za to prowadzę ze sobą dialog.
   - I tak zginiemy... - szepczę moja gorsza połówka
     Przewracam mym jednym okiem, nad którym mam pełną kontrolę i odpowiadam:
   - Racja. Każdy kiedyś zginie. Jeden wcześniej, drugi później.
     Śmieję się jedną stroną twarzy, a na drugiej gości poważna mina.
   - Patrz, ktoś tam idzie. Zabijmy go! - nakazuje mi.
     Wbrew swojej woli idę tam, myśląc, iż nie zrobię tego, co nakazuje mi ten debil. Widzę, jak tamta osoba próbuje się przedostać na drugi koniec jeziora, przechodząc po kłodach. Raz prawie spada więc wstrzymuję oddech z przerażenia, jednak moja połówka szybko mnie ocuca i nakazuje iść dalej. Słucham się jej, bacznie obserwując poczynania chłopaka. Udaje mu się podciągnąć do kolejnej gałęzi i idzie dalej. Dziwie się jego sile i ruszam w jego kierunku. 
     Nagle, on spada. Znów próbuje utrzymać się kolejnej gałęzi, lecz po kilku minutach spada z głośnym pluskiem do wody. Zaczynam biec i zmuszam swą połówkę do tego samego. Zaczynam prowadzić z nią dialog:
   - Chodź, trzeba mu pomóc! - mówię
     Prycha cicho, lecz zaczyna z własnej woli biec. W końcu odpowiada.
   - W sumie, nawet z tamtej odległości, zauważyłem, że był przystojny. Taki sam plan jak zawsze? - pyta.
     Odpowiadam potwierdzająco i wraz z nim skaczę do wody. Przez chwilę nic nie widzę, lecz z mojej ręki zaczynają wypływać żółte macki, oświetlając mi drogę. Jako, iż mój towarzysz umie oddychać pod wodą, ja też to potrafię. Płyniemy szybko i sprawnie, widząc jak chłopak się męczy. Próbuje się wydostać, lecz glony blokują mu przejście. Nagle, moja bratnia dusza (dosłownie) się zatrzymuje.
   - Na co czekasz? - pytam, szepcząc.
   - Poczekaj, poradzi sobie. Wierzę w niego. - mówi
     Pływamy już trzy minuty i nic. Chłopak nadal się nie wydostał. Mam wielkie wątpliwości, czy mu się uda, ale nie mogę nic zrobić bez swojej połówki ciała. Patrzę na biednego chłopaka, jak powietrza zaczyna mu brakować i zaczyna się dławić. W pewnym momencie mdleje i szybko opada na dno. Mówię cicho: ,,A nie mówiłem!? Chodź mu pomóc!". Słucha się mnie i już po minucie jesteśmy przy chłopaku.
     Ma czarne włosy, bladą cerę i czarne ubrania na sobie... Przypomina mi kogoś, ale nie wiem kogo. Ręką po drugiej stronie ciała go podtrzymuje, a swoją zaczynam go leczyć. Macki zaczynają go oplatać, zaczynają wpływać do jego buzi, nosa i uszu. To wszystko zaczyna sprawiać, iż ta osoba oddycha. Bierze głębokie oddechy, otwiera oczy. Swoje śliczne, duże, o czekoladowym odcieniu, oczy. Zapiera mi wdech w piersi i otumania zmysły. Dobrze, że moja druga połówka jest czujna i szybko wypływa na powierzchnię, zabierając ze sobą topiącego. 
     Biorę głęboki wdech, zupełnie jak chłopak. Gdy chce się on oddalić, łapię go za rękę i patrzę mu w oczy. W jego widnieje strach, ale także ulga i wdzięczność. Kieruje mną silny impuls - tak silny, że nie jestem w stanie mu nie ulec. Przytulam chłopaka i mocno obejmuje go ramieniem. Szczęśliwy, z uśmiechem na twarzy, odwraca się i odchodzi do rodziny. Odwzajemniam uśmiech i patrzę, jak odchodzi. I już prawdopodobnie nigdy nie wróci...

***

   Obudziłem się przykryty ciepłym kocem i mając pod głową poduszkę. Dopiero po chwili zorientowałem się, iż mój „koc" to tak naprawdę kurtka Nico, a poduszka to najprawdopodobniej... kamień. Nie otworzyłem oczu, gdyż chciałem najpierw zbadać otoczenie samym zmysłem słuchu. Nie zdziwiło mnie to, iż usłyszałem głosy mojego przyjaciela i... no tego drugiego. 
   - Naprawdę mi wybaczasz? - zapytał Syn Posejdona. 
   - Tak. - odparł opanowanym głosem - Tylko... Nie zostawisz mnie już więcej?
     Usłyszałem ciche potaknięcie ze strony Percy'ego. Później najprawdopodobniej się przytulili albo coś gorszego. Otworzyłem z ciekawości, którą teraz tak emanowałem.
     Zobaczyłem ich. Jeden, młodszy, przytulony do drugiego. Wyglądających jak jedność chłopaków, wydawało się nic nie rozdzielić. Dobrze, że tylko wydawało. 
     Ja, Will Solace, Syn Apolla, przysięgam na Styks, iż Nico di Angelo będzie mój. Pocałuję go i sprawię, że zapomni o tym głupim Percy'm. Przysięgam na Styks. 
     
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ehhh... Wiem, krócej się nie dało, prawda? Jestem w Grecji i nie miałam internetu i dopiero teraz go dostałam. Napisałam tyle ile napisałam, gdyż stwierdziłam, iż w tym rozdziale dzieje się całkiem dużo. 
Pozdrawiam i czekam na komentarze :3
I przepraszam!  
(Ps. Nie umiem zmienić czcionki, by się nie pochylała na telefonie więc na razie zostanie taka xD)

czwartek, 2 lipca 2015

Ważne!

Jednak się nie wyrobiłam i nie będzie rozdziałów ;---;
Na chwile dostałam się do internetu i chciałam wam to oznajmić
Dobra, do napisania po trzynastym lipca, papaa :3