Idę sobie spokojnie ulicą na spotkanie, które ma odbyć się za dwadzieścia minut. Chcę przyjść wcześniej, by zająć najlepsze miejsce w kawiarni, tuż obok okna, przedstawiającego kwitnące liście starych drzew. Wchodzę i zajmuję wcześniej chciane miejsce. Odwieszam swój szary, długi płaszcz, chroniący mnie zwyczajowo przed deszczem, którego dzisiaj się nie doczekałem. Oznaczało to dobrą wiadomość – mój tata jest w dobrym humorze. Dziękuję mu w myślach za ładną pogodę i zasiadam na miejscu. Wzdycham cicho, napawając się zapachem świeżych ciasteczek oblanych czekoladą, kawy od której jestem uzależniony oraz samego miejsca, przepełnionego starymi bibelotami, przywołującymi początki dzieciństwa.
W takiej chwili i w takim miejscu nie mam ochoty wyciągać telefonu, bezużytecznego dziadostwa, niestety potrzebnego w dzisiejszym zabieganym życiu. Opieram się wygodnie o krzesło z ciemnobrązowego drewna i kolejny raz wodzę wzrokiem po dobrze mi znanym pomieszczeniu.
Oczywiście, po mojej lewej znajduje się wielkie okno z widokiem na ulicę. Widoczny z mego miejsca jest wielki dąb, rosnący po drugiej stronie jezdni, ale także kwitnące przy nim kwiaty, jakich nie umiem rozpoznać. Narzekam w myślach na swe niedouczenie i odwracam głowę. Po prawej widzę długi rząd ciastek, ciast, ciasteczek i wszystkiego innego z początkiem
cias-. W kącie dostrzegam także słodycze takiego rodzaju jak lizaki czy (mój ulubiony słodycz) żelki. Nawilżam usta nadmiarem śliny. Na końcu szyku stoi pani sprzedawczyni i uśmiecha się do mnie, gdy na nią patrzę. Odwzajemniam uśmiech i kiwam głową na powitanie.
Znam ją. To pani Agnieszka, zawsze jak tu jestem, podaje mi najświeższe ciasteczka, nie jak Grażyna. Ta druga jest pięćdziesięcioletnią babą z problemami dotyczącymi mojego
braku wychowania. Myśli o mnie, jak o zbuntowanym osiemnastolatku, który ma na celu zniszczenie tego wszechświata. Bo raz, nie powiedziałem jej dzień dobry. Wzdycham z myślą na to wspomnienie, gdy oburzona podchodzi do mojego stolika i wściekłym tonem pyta:
,,Co podać?!". Cóż, niektórym ludziom wystarczy taka błahostka, by cię znienawidzili.
Patrzę na zegar wiszący na ścianie, przede mną. Za około dziesięć minut powinien zjawić się mój kompan. Wstaję, by wykorzystać wolny czas i pójść do toalety. Omijam obraz owoców w koszyku i wchodzę do pomieszczenia. Jasnoniebieskie kafelki, białe umywalki i szare kabiny, w ogóle nie pasują do reszty kawiarni. Załatwiam się, a następnie myję ręce. W pomieszczeniu nie ma szczególnej rzeczy, która zwróciłaby moją uwagę, prócz lustra. Jemu przyglądam się najdłużej.
Poprawiam swe blond włosy zarzucone do góry. Niebieskie oczy, niegdyś stalowe i niewyrażające uczuć, po dwóch latach po wojnie, złagodniały. Zerkam na swą bliznę przy górnej wardze i uśmiecham się na myśl o wspomnieniu z zszywaczem. Dochodzę po raz kolejny do wniosku, iż byłem dziwnym dzieckiem.
Poprawiam też muszkę, którą nałożyłem specjalnie na dziś dzień. Białej koszuli nie włożyłem w spodnie dziś rano, przez co zasłania mi kawałek tyłka. Ciemnoniebieskie spodnie i czarne buty typu trampki, zdecydowanie nie pasują do górnej części stroju, ale nie przejmuje się tym. Zamiast tego uśmiecham się sam do siebie w lustrze i wychodzę z pomieszczenia.
Unoszę głowę wysoko do góry i patrzę na zajmowane miejsce. Zaproszona przeze mnie osoba jeszcze nie dotarła na miejsce, a ma tylko pięć minut. Kiwam niezauważalnie głową i staram się odrzucić myśl, iż osoba zaproszona zapomniała o spotkaniu albo postanowiła na nie po prostu nie przyjść. Siadam na krześle i odwracam głowę w kierunku okna. Nagle, spostrzegam go. Wychodzi zza drzewa i idzie w moim kierunku z parasolką; zapewne myślał, że się przyda. Uśmiecham się, kiedy omija kwiatki z ostrożnością, by nie nadeptać na żadnego z nich. To właśnie on -
Nico di Angelo. Przechodzi przez jezdnię, rozglądając się wcześniej w prawo i w lewo, jak na przyzwoitego mieszkańca przystało. Wchodzi do kawiarenki i nerwowo rozgląda się w poszukiwaniu mnie. W końcu, kieruje swą głowę na lewą stronę i kąciki jego ust lekko unoszą się na mój widok. Odwdzięczam się uśmiechem i wstaję, by móc należycie przywitać czarnowłosego. On odwiesza swą czarną, wiosenną kurtkę i patrzy na mnie przez chwilę.
- Hej. - witam się ochrypłym głosem
Zamiast normalnym powitaniem, Nico odpowiada uściskiem. Zaskoczony, dopiero po chwili przyłączam się do przytulania i chowam jego głowę w swój obojczyk. Nagle poczuwam niewyobrażalnie wielką potrzebę chronienie go przed złem teraźniejszego świata i zaciskam bardziej swe ramiona. Brodą dotykam jego włosów, a nosem wciągam ich zapach. Mmm... jabłko. Aż nabieram ochoty na zjedzenie tego owocku. Po czasie około trzydziestu sekund, puszczam Nica wolno i zaczynam patrzeć mu w oczy. Widzę w nich... tęsknotę?
- Tęskniłem. - wyznał.
Czyli jednak to prawda, iż oczy są odzwierciedleniem duszy. Kiwam wolno głową i sam odpowiadam:
- Ja również. Siadaj, mamy sobie wiele do opowiedzenia. - mówię już bardziej optymistycznym tonem.
Zasiadamy przy stoliku. Wtedy dopiero zaczyna się do nas zbliżać pani Agnieszka z uśmiechem na ustach. Dziękujemy jej zgodnie, gdy podaje nam karty menu i oddala się. Zastanawiam się wraz z Nico, na co mam ochotę, prowadząc przy tym luźną konwersację na temat dzisiejszej pogody. Wiem, nic przebojowego. Dalej, temat przechodzi na Zeusa. Jesteśmy w środku konwersacji, kiedy to do naszego znów podchodzi Agnieszka i zbiera zamówienia. Ja wybieram zwykłą kawę z mlekiem, z ciastkiem i do tego torcik czekoladowy. Żelków nie muszę wymieniać - to oczywiste, że je także zamówiłem. Nico zamawia mrożoną kawę, a do tego ciasto karmelowe. Pani odchodzi z uśmiechem i znów zostajemy sami.
- Na czym to skończyliśmy... - zamyślam się - A, no tak, Zeus i jego dobry humor. - niezauważalnie się uśmiecham.
Nie wiem czemu. Czuję szczęście, gdy po latach mogę spotkać się ze swym najlepszym przyjacielem.
- Tia... Już to widzę. Zeus i dobry humor... To prawie tak samo niemożliwe jak miła Gaja - rzuca niedbale.
Cicho śmieję się pod nosem.
- Nie przesadzaj. Przecież on się kiedyś tam uśmiechnął... - myślę nad taką sytuacją, gdy Nico patrzy na mnie nieprzekonany - Eee... Yyy... Dobra, masz rację. - unoszę ręce i kapituluję.
Mój przyjaciel wysyła mi kolejny lekki uśmieszek i poprawia swoje rękawy od swetra. Założył dziś kremową koszulę, a na nią niebieski sweter i do tego dobrał czarne spodnie. Na buty nawet nie patrzę. Bardziej interesują mnie jego piękne, ciemnobrązowe oczy, które nie zmieniły się po tych dwóch latach od walki z Gają. Teraz, ten chłopak ma prawie siedemnaście lat! Przeżył tyle w swoim życiu, co niejeden by chciał. Gapię się na niego, przez co czarnowłosy zadaje pytanie:
- Mam coś na twarzy? - I zaczyna przecierać swoją twarz dłońmi.
Kilka razy kręcę głową, by się otrząsnąć.
- Nie, nie - zaprzeczam - Po prostu... można powiedzieć, że zatopiłem się w twych oczach.
Patrzy na mnie wpierw podejrzliwie, a później z uniesionymi kącikami i ledwo widocznym rumieńcem. Śmieję się z jego tak zwanej
słodkości, gdy podchodzi do nas kelnerka. Znów dziękujemy jej zgodnie, kiedy odstawia nasze zamówienia na stolik i z każdym z nas nawiązuje kontakt wzrokowy. Następnie odchodzi, a my kontynuujemy temat.
- W jakim sensie...
zatopiłeś? - pyta niepewnie Nico.
Zastanawiam się, jak sensownie wytłumaczyć to stwierdzenie. Cóż, chyba najlepiej będzie powiedzieć prawdę.
- Ehh... - wzdycham ciężko na myśl, co zaraz powiem - Nico, powiedz mi, dlaczego się spotkaliśmy?
Chłopak udaje zamyślenie. Bierze łyk swojej kawy i odpowiada.
- W sumie, to nie wiem. Wczoraj zakończyłem terapię u psychologa i mówiłeś, że będziemy to dzisiaj świętować. Nie wiem, jakie masz inne zamiary... - ostatnie zdanie wręcz mruczy.
Nie potrafię się nie uśmiechnąć na te słowa.
- Gdybyś wiedział, jakie naprawdę mam zamiary, uciekłbyś w podskokach. - pochylam się nad stolikiem i patrzę mu w oczy wyzywająco.
Na jego policzki wskakuje rumieniec, który próbuje zakryć dłońmi. Uśmiecham się zadziornie i czekam na odpowiedź.
- Taa... jasne. - rzuca, niby niedbale - To powiedz mi o swoich zamiarach, Panie Grace. - on również przybliża swą twarz do mojej.
Dzielą je tylko kilka centymetrów. Jeszcze trochę i mój plan wypali.
- Jesteś tak daleko, Aniele. Przybliż się do mnie, proszę.
Słucha się mnie. Po około dziesięciu sekundach nasze twarze dzieli już nie kilka centymetrów, a minimetrów. Lekko otwieram usta i wypowiadam tuż przed jego wargami:
- Kocham Cię, di Angelo.
Następnie składam na jego ustach delikatny pocałunek. Chłopak nie oddala się, a wręcz przybliża. Zamykam oczy, by jeszcze bardziej poczuć rozkosz i przyjemność z wykonywanej czynności. Po kilku sekundach oddalamy się od siebie i patrzymy sobie w oczy.
- Ja też Cię kocham, Grace. Dobrze jednak było przyjść na to spotkanie. - uznaje z uśmiechem.
Mnie również kąciki ust unoszą się, kiedy nagle podchodzi do naszego stolika Pani Aghata. Ma w ręce butelkę szampana i dwa kieliszki.
- Na koszt firmy. - oznajmia z pozytywnym wyrazem twarzy.
Kładzie należycie kieliszki i zaczyna otwierać szampana, specjalnym urządzeniem. Widać, że ma wprawę, ponieważ idzie jej to szybko i już po kilkunastu sekundach nalewa nam napój. Dziękujemy jej, każdy z osobna, a gdy odchodzi, zaczynam mówić:
- Cóż za zrządzenie losu...
Unoszę kieliszek i czekam, aż mój partner również to zrobi. Trzymam swą rękę w powietrzu, tuż obok jego dłoni z pełnym naczyniem.
- Za nas. - szepczę i jednocześnie uderzamy w swoje kieliszki.
- Za nas. - powtarza.
Biorę małego łyka szampana i delektuje się smakiem. Następnie uśmiecham się do Nica i ruszam jedną brwią, by go zachęcić na ciąg dalszy po kawiarni. Śmieje się cicho i również upija łyka napoju.
- Ani o tym nie myśl, Jason. - moje imię wypowiada z taką władczością, iż mam ochotę się schować.
Na szczęście, po sekundzie mi przechodzi i nabieram chęci na dominowanie. Ruszam - tym razem dwoma - brwiami i dopijam szampana. Oblizuję po tym wargi, co wprawia Anioła w niezłe zadowolenie.
- No, ale... - staram się wymyślić jakąś dobrą wymówkę, ale widząc minę Nico wiem, że będzie ciężko - Tyle się postarałem, a z seksu nici... - mruczę już sam do siebie.
Jednak, ten skubaniec, Syn Hadesa, musiał wszystko słyszeć i teraz chichocze sobie pod nosem. Nalewam sobie kolejną porcję, przy okazji robiąc to samo z kieliszkiem Nica. Po chwili znów pijemy i patrzymy na siebie flirtującym wzrokiem. To jest jak gra - kto pierwszy odpuści, w sypialni zostanie podwładnym. Cóż, zawsze lubiłem hazard...
Kolejne minuty mijają, a my nadal patrzymy na siebie, popijając szampana. Nie musimy mówić nic, rozumiemy się bez słów. No, prawie. Gdy picie i jedzenie się kończy, idziemy do kasy. Dziękuje w naszym imieniu za tak miły gest ze strony kawiarni i płacę za zamówione jedzenie. Ubieramy się i kierujemy w stronę mojego domu.
- Gdzie ty mnie prowadzisz? - nagle pyta czarnowłosy.
Uśmiecham się skrycie, a następnie przybieram obojętny wyraz twarzy.
- Czy musisz wszystko wiedzieć? - odpowiadam retorycznym tonem.
Kiedy chce coś powiedzieć, zasłaniam mu usta swoimi wargami i chwytam za rękę. Ten, cały zaczerwieniony, chce ją wyrwać, a przy tym mówi:
- Ty głupku, ktoś mógł nas zobaczyć! - oburza się.
Przyciągam go kolejny raz do siebie, tym razem mocniej i ofensywniej.
- Niech patrzą. - szepczę mu wprost do ucha. - Najwyżej orgazmu dostaną.
Śmieję się ze swej sprośności i kieruję Nica do domu. Żeby on tylko wiedział, co go tam czeka...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ha! KABUM, HEDSZOT!
Patrycja umie kończyć w idealnych momentach, prawda? XD
Nabrałam ochoty na Jasico (To przez wyjazd do Grecji i rozmowę z Moniką i Łucją o Jasico XD) to napisałam :3
Ten ,,One - Shot" tak naprawdę będzie ,,Three - Shot'em" :3
Kolejna notka będzie z perspektywy Nica, a kolejna Jasona.
Rozdział też dodam niedługo, a specjal na 10 000 wyświetleń prawdopodobnie będzie specjałem na 15 000 XD
Cóż, zaczekacie, prawda?
A i od was zależy jedna decyzja. Ja nadal się waham, a akurat w tych One - Shot'ach chcę zadowolić głównie Was.
Czy ma pojawić się scenka +18? Daawno takiej nie pisałam i nie wiem, jak by wyszła, ale chyba nawet okey... Od was zależy.
Niedługo także pojawi się szablon ^-^ Widziałam już sam nagłówek - Jest boski i śliczny *-*
Okey, to do napisania! Pozdrawiam :3
Ps. Dziękuję też za 12 000 wyświetleń <3